10 Kwietnia 2010


ocena: +5+x

Przez mgłę nad spokojnym Morzem Bałtyckim aktualnie przedzierał się fundacyjny okręt badawczy. Jakieś półtorej godziny temu satelity, również należące do Fundacji, zauważyły długi na kilka kilometrów obiekt w tej okolicy. "Inquisitive" znajdował się najbliżej, dowodzony przez kapitana Jędrzeja Schultza okręt zaraz po dostaniu informacji ruszył w kierunku anomalii.

Sam kapitan Schultz znajdował się aktualnie na mostku, otoczony przez badaczy morskich siedzących przy komputerowych przyrządach pomiarowych. W pomieszczeniu znajdowało się również zepsute wyłączone radio. W głowach załogi w tym momencie kłębiły się myśli, do czego płyną? Czy to faktycznie anomalia? Czy przypadkiem nie zostaną zabici w trakcie badania? W pewnym momencie przerywając te myśli okręt się zatrzymał.

— Kapitanie, znajdujemy się centralnie nad widocznym z satelity czarnym obiektem — powiedział sternik.

Schultz obejrzał się na kilka monitorów, które pokazywały obraz kamer zamontowanych na statku. Powierzchnia morza dalej była gładka. Nic nie wskazywało na obecność anomalii tutaj. Gołym okiem nie widać nic. W takich chwilach Schultz żałował odrzucania pomocy taumaturgów, wiedział że dałoby się wszystko odkryć łatwiej, krąg tu, krąg tam, kilka gestów ręką i zrobione. Jednak, pomimo tego że Schultz sam miał przyjaciela który był dobrze wprawionym taumaturgiem, wolał klasyczne podejście co do badań i eksploracji, oraz nie ufał całkowicie magii.

— Spróbujcie może uruchomić sondę, może uda się wychwycić kształt pod wodą. — zaproponował Schultz jednemu z techników.

Urządzenie, które to właśnie było sondą, zostało uruchomione. Morze Bałtyckie nie było zbytnio głębokie, 400 metrów z kawałkiem, wyniki powinny pojawić się stosunkowo szybko.

— Głębokość 100 metrów… 200… 300… — Mówił czarnowłosy technik siedzący przed konsolą sonaru. Jednakże ku zdziwieniu wszystkich zaczął kontynuować. — 400… 500… 600… 700… 800… czy Bałtyk nie miał czasem tylko 430 metrów? 1200… — zaczął liczyć dalej technik.

Praktycznie cała załoga mostku zgromadziła się wokół technika i sonaru obserwując stale rosnące liczby wskazujące głębokość. Można powiedzieć że u wszystkich pojawiła się żyłka eksplorera, ciekawość i podekscytowanie nowym odkryciem. Przecież to nagle, bez niczyjej wiedzy dziś rano pojawił się w Bałtyku dziwny kształt, teraz się okazuje że jest to miejsce dużo głębsze od większości morza. Wskaźnik stale leciał w dół, a wraz z tym ekscytacja załogi leciała w górę. 3000 metrów… 3100 metrów…

Przyrządy sejsmiczne Fundacji nie zauważyły żadnych zmian geologicznych, tak więc nie ma mowy o naturalnym powstaniu wyrwy, a szczególnie o takiej głębokości. To nad czym się teraz znajdowali to faktyczna anomalia, w dodatku gigantyczna. 4000 metrów… 4100 metrów…

Jeden z członków załogi sięgnął po telefon na statku aby skomunikować się z ośrodkiem w celu powiadomienia o odkryciu, ku jego zdziwieniu jednak nie był w stanie. Komunikacja przeciążona? Problemy z sygnałem? Może po prostu drobna usterka techniczna, ignorując to odłożył telefon i postanowił spróbować ponownie za kilka minut. 5000 metrów… 5100 metrów…

Schultz znowu wrócił myślami do swojego przyjaciela. Żałował że nie było go z nim teraz, aby mógł się podzielić z kimś tym odkryciem. Owszem, statek był pełny ludzi, jednak kapitan Schultz znał ich zaledwie dwa tygodnie. Z Gabrielem Deamonne poznali się około dwadzieścia lat temu, w tym czasie często współpracowali przy badaniach anomalii czy nawet w przyjacielskich wyjściach na ryby w ramach Fundacyjnego Koła Wędkarskiego. Dzisiaj jednak nie mógł mu towarzyszyć, został wybrany jako wysłannik Fundacji aby wziąć udział w uroczystościach upamiętnienia strasznych wydarzeń w Rosji. 6000 metrów… 6100…

Po kolejnych minutach obserwowania sygnał od sonaru w końcu wrócił, ukazując ostateczny wynik. 12638 metrów głębokości. Praktycznie cały mostek wpadł w radość, ze względu na to jakiego odkrycia dokonali, oraz to że byli pierwsi aby móc je zobaczyć. Nie każdego dnia można odkryć Rów głębokością dorównujący słynnemu Rowowi Mariańskiemu, i to w dodatku w takim szambie jakim jest Morze Bałtyckie. W chwili okazywania swojej radości jeden z techników przypadkiem trącił radio włączając je.

Pomimo tego jak z radia padały nerwowo mówione przez spikerkę wiadomości. Nikt z załogi nie zwrócił na nie uwagi, zostawiając je jako szum w tle. Po jakimś czasie statek wrócił do portu na Helu, zatrzymał się w fundacyjnym doku. Zadowolony z odkrycia kapitan Schultz zszedł z pokładu kierując się do idącego w jego stronę ubranego po wojskowemu agenta Fundacji.

— Udało się! Mamy to, znaleźliśmy anomalię. Rów w Bałtyku na 13 kilometrów, odczyty energii EVE większe niż w normie, mamy to! — zakrzyknął praktycznie zadowolony z odkrycia Schultz.

Agent spojrzał tylko na niego. Od agentów zazwyczaj nie spodziewa się uśmiechu, jednak ten wyraźnie miał grobową minę.

— Zajebiście Jędrzej, ale mamy większy problem. Pierdolony prezydent nie żyje, całe dowództwo wojska nie żyje. Na pokładzie w dodatku był jeden z kurwa naszych, jego córka w dodatku jest teraz w Ośrodku i nikt nie wie jak jej przekazać że ojciec nie żyje. Nie słyszeliście pierdolonych wiadomości? — powiedział już zdenerwowanym głosem agent.

W jednej chwili cała radość u kapitana ustała. Do tej pory uśmiechnięty kapitan Schultz, przypomniał sobie na jaką uroczystość miał lecieć jego przyjaciel. Starając się zachować maskę spokojnej i twardej osoby, drżącą ręką zdjął kapitańską czapkę z głowy i przyłożył do piersi.

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported