Straszliwa Burza w Krainie Fae

Angielskie Kanony » Wojna Na Wszystkich Frontach Hub » Straszliwa Burza w Krainie Fae

ocena: +5+x

Nie miało być sztormu w Hy-Brasil. Hy-Brasil było krajem Fae, krajem wiecznej wiosny. Kiedy padał deszcz, były ciepły i delikatny, a lud Fae radośnie tańczyłby podniebny taniec w nim.

Nie był to rodzaj deszczu, do którego przywykli. Był lodowaty i bezwzględny, lecąc na nich niczym seria płynnych strzał. Chmury nawałnicy były tak czarne, jak dym z paskudnych fabryk śmiertelników, zasłaniając blask gwiazd i księżyca. Jedyne naturalne światło pochodziło z losowych, ale często uderzających piorunów, które oślepiały błyskami w ślepej ciemności, po których następowały ogłuszające grzmoty błyskawic, huczących niczym wojenne bębny.

Wewnątrz Sali Tronowej Pałacu Królewskiego wszyscy dworzanie dworu Tuatha Dé Danann kulili się ze strachu, jak dzieci, zanim dobiegł ten przerażający dźwięk.

— To potwór! Z morza wyłania się potwór wysoki na 60 sążni! Przebił się przez okręgi i nadchodzi nas wszystkich zniszczyć! — wykrzyczał jeden z żigolaków, powodując, że przez cały pokój przeszło echo chóru krzyków.

— To nic takiego! — Wysoki Król Nuada Airgetlám VII upewnił ich. Chociaż zachował swoją zwykłą, pewną siebie fasadę, był w prawdzie przestraszony sztormem tak samo, jak pozostali. — Jestem świadomy tego, że to jest mniej łagodna pogoda od tej, do której jesteśmy przyzwyczajeni, ale z pewnością wszyscy słyszeliście o burzach, prawda? To wciąż tylko deszcz i za jakiś czas przejdzie.

— Hy-Brasil jest Błogosławioną Krainą i przez nasze granice nigdy nie przejdzie żadna burza — wykrzyczała kobieta ze starszyzny. — Nawet jeżeli to zwyczajna burza oznacza to, że okręgi są zniszczone, a my jesteśmy bezbronni!

— Okręgi utrzymywały się bez problemów przez 520 lat. Dlaczego teraz tak nagle miałyby przestać działać? — zażądał Król odpowiedzi.

— Dlaczego? Nasi ludzie uciekli na tę wyspę, by znaleźć schronienie przed okrucieństwem śmiertelników. Twój Pradziadek poświęcił więcej, niż jesteś w stanie sobie wyobrazić, tworząc te okręgi! Przez prawie trzy i pół stulecia żyliśmy w przenajświętszym pokoju, dopóki ty nie uznałeś, że twoje szkatuły nie są w pełni zapełnione! Otworzyłeś wyspę dla ich rodzaju, dla ich czarnej magii i bezbożnych maszyn, które są klątwą dla naszego istnienia! Jak to może być nadal baśniowa kraina, kiedy jest więcej śmiertelników niż Fae?! Magia tej ziemi słabła kawałek po kawałeczku, a teraz jest słaba na tyle, że nie umie odeprzeć zwykłej burzy! Zdradziłeś swoich przodków! Zdradziłeś nas wszystkich!

Król Airgetlám zdzielił starszą kobietę bekhendem tak mocno, że upadła na ziemię, a reszta dworu zaniemówiła z szoku.

— Nie myśl sobie, że trochę zła pogoda nagle uzasadnia zdradę. — powiedział chłodnie. — Rządzę od 177 lat do teraz, a moje panowanie dało nic innego, jak dostatek. Nie znamy czegoś takiego jak wojna, głód, plagi tylko nieustannie rosnące góry monet z naszego handlu z obcymi, a wy wszyscy byliście wtedy szczęśliwi, udając tolerancyjnych i kosmopolitycznych, czyż nie? Czy nie jest to świadectwem wspaniałości moich rządów, że burza spełnia rolę niespotykanej katastrofy?

— Ale okręgi!

— Jeżeli okręgi zawiodły, to tylko dlatego, że były przestarzałe. Powinienem był je zastąpić nowymi i lepszymi, przy pomocy nauki i mocy, którą pozyskaliśmy przez mój system wolnego handlu. I nawet jeśli sztorm jest z jakiejś innej przyczyny, nasi śmiertelni wspólnicy śmiało pomogą nam ze swoją nauką w określeniu powodu i znalezienia rozwiązania. Jako wasz król nalegam, abyście nie robili w tej niedogodnej sytuacji kozła ofiarnego ze mnie czy z naszych sojuszników, bo żaden z was nigdy nie był dla was taki dobry.

Dworzanie uspokoili się i przyjęli jego wyjaśnienie, poza żigolakiem, który wciąż nie mógł przestać płakać.

— Diarmuid, to tylko -

— To nie jest burza! To bestia! — wykrzyczał histerycznie. — Widzę ją w moim umyśle!

— Dajesz się ponieść własnej wyobra…

— Wyjrzyj przez okno! Proszę!

Król przewrócił oczami i podszedł do okna, by wyjrzeć przez nie na czarną burzę. Z początku, nic nie widział, jednak wtedy światło błyskawicy odsłoniło to, o czym mówił chłopak.

Był to Straszliwy Behemot, wysoki na mniej więcej sześćdziesiąt sążni. Krople deszczu spływały po jego łuskowatej i skórzanej powłoce, błyszcząc w elektrycznej niebieskiej poświacie pioruna. Swoimi pięcioma olbrzymimi mackami wyciągnął się na plażę, przez co po przyczepieniu każdej z nich do podłoża powodował, że ziemia się trzęsła. Z podstawy wyrastał trzon przypominający hydrę, z góry wychodziło pięć dziwacznych ramion, z których każda miała po pięć palców w kształcie rozgwiazdy.

Najdziwniejszym było to, że stwór miał gadzią głowę, jak krokodyl z szeroką paszczą, wypełnioną połyskującymi zębami i łukiem pięciu żółtych oczu, wzdłuż czaszki. Kiedy zaryczał, dźwięk wznosił się ponad pioruny bez trudu.

— Otwórzcie Przejście do Fata Morgany. — wydał rozkaz Król, wycofując się spod okna najspokojniej, jak tylko mógł.

— Wasza Wysokość?

— Otwórzcie Przejście do Fata Morgany, ewakuujemy się! — rozkazał Król. Zanim ktokolwiek mógł podważyć rozkaz, w królewski pałac uderzył niszczycielski podmuch zaklętego oddechu behemota, błyskawicznie burząc go.


Zimny deszcz na jego twarzy był wystarczający, aby ocucić Króla na jeden krótki i ostateczny moment. Był przygnieciony pod stertą gruzu, bez nadziei na uwolnienie się. Nie mógł wołać o pomoc, a nawet gdyby mógł, mało byłoby prawdopodobne, że ktokolwiek żywy w pobliżu by go usłyszał, szczególnie w kakofonii trwającej katastrofy.

Kiedy jego płuca wypełniły się jego własną krwią, mógł zobaczyć wyniesionego behemota nad nim, którego potworny ryk rozchodził się po marmurze, pod którym był zakopany. Nie zadowolił go jego pałac. Ruszył na jego chlubne miasto, na które poświęcił całe swoje życie, w celu wzbogacenia go. Iglice, które wyrosły za jego panowania upadły w minuty, strącane przez szał bezlitosnego stwora.

Bestia wyła z bólu, jak pociski i promienie potężnej magii przebijały się przez jej ciało. Pośród chaosu, Król Airgetlám był w stanie dostrzec, że Palacze Ksiąg zajęli się bestią, jednak nie pocieszało go to.

Kiedy atak ustał, nic już nie pozostało. Hy-Brasil nigdy nie odżyje. Wszystko co on, jego ojciec, jego dziadek, jego pradziadek i wszyscy jego ludzie, co kiedykolwiek zbudowali było teraz ruiną. To był koniec pięknej i magicznej krainy Fae i podobnie jak inne takie krainy przed nią, przepadły w jeden dzień nieuniknionej katastrofy. Airgetlám nie wiedział, czy jego polityka przyniosła zagładę Hy-Brasil czy nie, jednak pod koniec nie miało to zbytniego znaczenia. Fortuna była miła dla tego kraju przez wieki, a teraz nieszczęście zdecydowało się powrócić ze swojej długiej przerwy, dbając o to, by jego Błogosławiona Kraina już nigdy nie została znowu pobłogosławiona.

Były to ostatnie myśli Króla Airgetláma, kiedy zamykał swoje oczy po raz ostatni w tą czarną i burzliwą noc.

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported