Ambrose Transylvania: Dla tych wszystkich cholernych wampirów

Dla tych

wszystkich

cholernych

wampirów

Hotel i posiłek.
Sebastian LaCroix
Piętnaście minut czytania.
⭐⭐⭐⭐⭐ (Nadzwyczajne)

reviewer.jpg
ocena: +7+x

autorstwa stormbreath

Ambrose Transylvania różni się od innych lokacji owej sieci tym, że nie jest jedynie restauracją, ale i pięciogwiazdkowym hotelem. Kompleks ten znajduje się na obrzeżach Klużu-Napoki, u podnóża spokojnych Karpat — w regionie historycznie popularnym wśród najróżniejszych krwiopijców, od Wąpierzy Pospolitych do dziwniejszych i bardziej potwornych Bladych. Ambrose Transylvania dba o potrzeby takich właśnie istot. Choć znajduje się blisko miasta, by umożliwić łatwe polowania, oferuje również szeroki wybór posiłków w lokalu, które przewyższają tradycyjne żywienie.

hotel.jpg

Nadziemna część hotelu.

Sam hotel podzielony jest na dwie części: jedna nad, druga pod ziemią. Część nadziemna nie nosi nazwiska Ambrose i reklamuje się jak zwyczajny zajazd. Ambrose Transylvania to ten prawdziwy resort, umieszczony pod ziemią i serwujący wyłącznie krew.

Jakiś czas temu zostałem zaproszony, by spotkać się z Chazem Ambrose w Ambrose Transylvania, zarówno by zrecenzować hotel i restaurację, jak i by przeprowadzić z nim wywiad. Pomimo naszych częstych recenzji jego lokali, Chaz nigdy wcześniej nie udzielił wywiadu dla Waldon Studio. Czułem się zaszczycony, mając ten przywilej, choć jako jedyny wampir tam pracujący byłem jedynym stosownym kandydatem. Rzeczywiście miło byłoby posilić się w miejscu przeznaczonym specjalnie dla mnie, a nie dla ogólnie pojętych kanibali.

Pan Ambrose czekał na mnie, gdy moja trumna dotarła do ciemnych komnat hotelu. Wejściowe foyer jest głęboko pod ziemią, wystarczająco, by nie dochodziło tam słońce. Jest oświetlone przez kilka przyćmionych pochodni, zapewniając ilość światła idealną dla odpowiednio przystosowanego wzroku naszego rodzaju. Ambrose pomógł otworzyć moją trumnę i wyciągnął mnie ze środka. Miał na podorędziu kieliszek krwi, by mnie pobudzić, i obaj napiliśmy się, gdy tylko się przebudziłem.

Powitał mnie w hotelu jako swojego gościa, przywołując wszystkie starożytne i bluźniercze zasady gościnności, które rządzą naszym gatunkiem. Odbyliśmy rytuały gościnności - ja dałem mu prezent, a on przedstawił warunki mojego pobytu. Powiedział mi, że spotkamy się na kolacji i rozmowie tuż przed świtem drugiej nocy mojego pobytu, a w międzyczasie wolno mi swobodnie poruszać się po budynku i robić, co zechcę, tak jakbym to ja był panem domu.


Hotel

Podczas mojego długiego nieżycia byłem w wielu hotelach, z których wiele przeznaczonych było wyłącznie dla krwiopijców takich jak ja. Muszę przyznać, że spośród nich wszystkich Ambrose Transylvania jest jednym z najlepszych, jakie widziałem. Spełnia wszystko, czego szukałem w takim przybytku, i mam nadzieję, że będę miał okazję gościć tam jeszcze wiele razy w ciągu najbliższych stuleci. Każda część tego miejsca jest zaprojektowana specjalnie tak, aby zapewnić wszystkim krwiopijcom wspaniały wypoczynek.

Pokoje same w sobie są wygodne i przestronne. Styl jest nieco przestarzały, ale dla wampira jest akurat bardziej znajomy. Współczesne i postmodernistyczne szkoły są zbyt nowe i zbyt dziwne dla wielu z nas, więc miło jest przebywać w miejscu, które nie sprawia, że czujesz się jak relikt przeszłości.

Dwa największe problemy, z którymi muszą radzić sobie hotele dla krwiopijców, to widok z pokoju i fakt, że trzeba dzielić hotel z innymi wampirami. Ambrose Transylvania rozwiązał oba z nich.

Widok

Żaden wampir nie może wyjrzeć na zewnątrz w ciągu dnia. Żaden wampir nie wytrzyma nawet momentu na słońcu. Choć istnieją krwiopijcy, którzy mogą przetrwać światło słoneczne, są oni rzadcy i prawie nigdy nie są podobni do ludzi. Oznacza to, że nie jest nam dane wiele z najpiękniejszych widoków oferowanych przez miasto i że wiele typowych walorów widokowych okolicy nie jest czymś, co możemy oglądać. Ostrożny wampir — dobry wampir — nie lubi przebywać w pokoju, do którego mogłoby się dostać jakiekolwiek światło słoneczne, nawet jeśli wszystkie okna zostały przezornie zabite deskami.

cave.jpg

Widok z mojego pokoju w hotelu.

Jedyne miejsca odpowiednie na hotel dla nas — taki zaprojektowany specjalnie z myślą o naszych potrzebach — to te pod ziemią. To jedyne dobre rozwiązanie problemu światła słonecznego, ale przynosi ono swoje własne komplikacje.

Mimo to, chcielibyśmy na coś popatrzeć, gdy idziemy spać, ale podziemia są rzadko fascynujące. Ambrose Transylvania proponuje rozwiązanie, budując wszystkie pokoje na brzegu rozległego i pięknego podziemnego jeziora. Widok jest zaiste wyjątkowy i oświetlony bezdusznymi, elektronicznymi reflektorami. Ten rodzaj światła nie parzy. Ambrose rozwiązał jedno z najstarszych pragnień naszego rodzaju i to we wspaniały sposób. Nie ma w hotelu pokoju, który nie posiadałby tych wyjątkowych widoków.

Inni krwiopijcy

Nie ma nic, czego inny wampir nie nienawidziłby bardziej niż innego wampira. Nasze sprzeczki są wręcz osławione. Konflikty o obszar polowań, prawo do wprowadzania ludzi do naszych linii krwi, wielkie gry, w które starsi bawią się nad ludzkimi cywilizacjami. Nasze humory są niezbalansowane i dominuje w nich krew (z tylko odrobiną żółci dla równowagi). Jesteśmy porywczy i szybko wpadamy w gniew.

Kiedy więc umieści się wielu z nas w jednej, małej, ograniczonej przestrzeni, pojawiają się oczywiste problemy. Od właściciela każdego hotelu zależy, jak temu zaradzić. Przez lata widziałem wiele prób: nie pozwalanie wampirom na interakcje między sobą (jakże śmieszne), tworzenie więzi krwi między wszystkimi mieszkańcami hotelu (jakże despotyczne) lub obecność licznych strażników (jakże klaustrofobiczne).

Rozwiązanie Ambrose Transylvania nie jest najbardziej wyrafinowane, ale dobrze spełnia swoje zadanie. Ziemia jest rytualnie bezczeszczona na rzecz kilku mrocznych bogów krwi (Chaz nie chciał mi powiedzieć, którym z nich je ofiarował). Co ciekawe, bogowie ci nie uważają naszej obecności za niepożądaną. Wręcz przeciwnie: skrzywdzenie kogoś z naszego rodzaju jest wielkim grzechem. Jeśli go naruszysz, oni ukarzą cię, pozbawiając cię wszelkich więzów krwi, które cię ożywiają.

Rozwiązanie jest dosadne, ale nie uciążliwe. Dopóki nie wyrządzasz krzywdy innemu krwiopijcy, magia faktycznie wzmacnia i ożywia cię podczas przebywania w tym miejscu. Możesz obcować z innymi wampirami do woli, nie martwiąc się o to, że ktoś może rozerwać ci gardło.


Posiłki

Po tym, jak spędziłem czas na rozejrzeniu się po pokoju hotelowym, nadszedł czas na kolację. Z Chazem spotkałem się o świcie drugiej nocy mojego pobytu. Dla mnie było już późno, ponieważ zwykle w tym czasie już spoczywam lub się do tego przygotowuję. Nie jestem osobą, która ryzykuje poruszanie się za dnia. Chaz zjawił się pod moimi drzwiami i poczekał, aż skończę przygotowania, nie przekraczając progu. Następnie udaliśmy się do restauracji na wywiad i recenzję.

Moje wrażenia z posiłku podzielę na trzy części.

Jedzenie

Bardzo niewiele wampirów może jeść tradycyjne jedzenie. Nawet jeśli uda nam się je przełknąć, nie otrzymujemy z niego zbyt wiele wartości odżywczych. Najczęściej kończy się to po prostu zwymiotowaniem wszystkiego z powrotem.

Ale Ambrose Transylvania to restauracja. I mimo że nasze ciała nie są zdolne do spożywania pokarmu, wciąż mamy ochotę uczestniczyć w zwyczajach osób żyjących. Lokal chce nas nakarmić, a my chcemy jeść! Ale jak przygotować jedzenie, które będziemy w stanie przełknąć?

Rozwiązanie, które wymyślił Chaz: wystarczy użyć dużo krwi w procesie gotowania. Jeśli jedzenie będzie wystarczająco krwawe, będziemy w stanie je zjeść i zachować w żołądku. Co więcej, będzie to wystarczająca ilość, abyśmy mieli z niej jakieś źródło pożywienia. Poczujemy smak tego, co jemy, i otrzymamy energię z krwi, która została użyta do jego przyrządzenia.

Oczywiście istnieje niewiele przepisów, które można przerobić tak, aby wykorzystać dużą ilość krwi, więc menu jest ograniczone. Zamiast pełnego wyboru, menu oferuje niewielką listę codziennych specjałów. Nie jest to duży problem, ponieważ w niewielu miejscach możemy jeść, więc wszystko jest mile widziane. W czasie mojej wizyty w menu były dwie pozycje: krwawa brioszka i kaszanka.

Jako pierwsza pojawiła się brioszka. Wykorzystano w niej prosty trik: fakt, że krew można stosować jako zamiennik jaj (na jedno jajko przypadają 43 gramy krwi). Sam chleb był przebarwiony na czerwono, ale wyglądał smakowicie. Do naszego stolika trafił jeden bochenek, który Chaz przełamał na pół, dając jeden kawałek mnie, a drugi zatrzymując dla siebie.

Brioszka była bogata i słodka. Chociaż nie jest najlepszym pomysłem na przystawkę, nie ma zbyt wielu chlebów, w których używa się jajek i które można by przerobić na krwistą wersję. Brioszka była więc jedną z nielicznych opcji i bardzo się z niej ucieszyłem: dawno nie jadłem chleba.

Kaszanka była prosta, ale pyszna. Ilość tłuszczu i krwi była nieco źle dobrana według normalnych zasad, ale to tylko sprawiło, że jeszcze bardziej odpowiadała mojemu gatunkowi. Kiełbasa była wędzona drewnem jabłoniowym, co nadawało jej słodkawy i charakterystyczny smak, który pamiętałem z czasów mojej młodości.

Pamiętam, że słyszałem, iż Ambrose Transylvania sprawia, że czujesz, że żyjesz. Miałem pewne wątpliwości, czy to prawda, czy nie, i zakładałem, że jedzenie ma jakieś właściwości, które albo na krótko mnie ożywią, albo zmienią moje postrzeganie tak, że będę myślał, że żyję, albo narzucą mi jakąś wspaniałą wizję. Nic z tych rzeczy nie miało miejsca: jedzenie jest po prostu dobrze przyrządzone, smaczne i przypomina o lepszych czasach.

Karta krwi

Ambrose Transylvania ma obszerną i dobrze zaopatrzoną kartę krwi. Na liście znajdowało się ponad dwieście odmian krwi, każda w różnych kategoriach i o różnych cechach — niemal zbyt wiele do wyboru. Wszystkie standardowe opcje są obecne: każda z grup A, B i 0, zarówno Rh+, jak i Rh-, jest dostępna, a większość z nich ma wielu dawców. Wszystkie główne opcje mają też opcję dziewiczą, choć jest ona nieco droższa.

Tuatha Dé Danann

Krew Tuatha Dé Danann (zwanych czasem sidhe), pobrana od mieszkańców cudownej wyspy Hy-Brasil, jest odurzająca dla wszystkich. Ma lekkie działanie halucynogenne, dając tym, którzy ją piją, możliwość przelotnego spojrzenia oczami fae.

Przeglądając listę, zobaczyłem, że mają kilka opcji z Tuatha Dé Danann. Nigdy wcześniej nie miałem okazji skosztować krwi fae, a ta opcja wydała mi się najbardziej interesująca, jaką mogłem zamówić. Wątpiłem, czy jeszcze kiedykolwiek będę miał okazję się nią posilić, gdyż wróżki nie przepadają za pijawkami pobierającymi ich krew. Była to jedna z droższych pozycji w menu, ale Chaz po prostu roześmiał się i powiedział, żebym zamówił, co chcę.

Wziąłem więc krew fae. Ponieważ była też opcja dziewicza, a cena nie stanowiła problemu, wybrałem ją. Nie pijam wyłącznie takiej krwi, ale uważam, że ogólnie poprawia to jej smak. Chaz również skorzystał z długiej listy krwi i zamówił dla siebie krew żeńskiej S'kakithi. (Dla tych, którzy nie wiedzą, S'kakithi to rasa dużych, rozumnych pająków, które żyją równolegle do nas. Nie miałem jeszcze okazji skosztować ich krwi).

Kieliszki pojawiły się szybko, wszystkie podane w fantazyjnych i imponujących pucharach. Jedną z zalet lokalu jest to, że jest on w stanie utrzymać świeżość krwi i nie dopuścić, by uszło z niej życie. Ze względu na zastrzeżone informacje nie mogę wypowiedzieć się na temat metod, jakie stosują w tym celu, ale mogę potwierdzić, że tak właśnie jest. Krew pozostaje świeża i zapewnia wystarczającą ilość składników odżywczych, mimo że data zbioru jest już miniona.

Chaz zaproponował, żebyśmy obaj wzięli po łyku z kieliszka drugiego, w ramach starożytnych praw gościnności, których przestrzegaliśmy. Zgodziłem się i spróbowaliśmy wzajemnie swojej krwi, a dopiero potem własnej. Krew S'kakithi była dla mnie nieznośnie gorzka, z silnymi nutami dymu i migdałów. Dla mnie osobiście była zbyt mocna, ale dostrzegam jej atrakcyjność. Jest to z pewnością smak, którego można się nauczyć i którego nie polecałbym najmłodszym członkom naszego gatunku. Oczywiście można się spodziewać, że pan Ambrose ma bardziej wyrafinowane podniebienie.

Z drugiej strony, krew Tuathan była słodka, o wiele słodsza niż jakakolwiek inna krew, którą kiedykolwiek piłem. Na szczęście nie była na tyle słodka, by mi doskwierała, zachowując równowagę pomiędzy wyraźną słodyczą a nadmiernym przytłoczeniem. Wyczuwalne były silne nuty winogron i truskawek, a także nuty bardziej ezoteryczne. Była przytłaczająco żywa, mimo że spożywałem starą i wyekstrahowaną krew. Co więcej, była wyjątkowo mocna — to, co wypiłem, napełniło mnie o wiele bardziej niż krew przeciętnego człowieka.

Podsumowując, sama w sobie jest to wspaniała krew.

Jednak było też drugie widzenie, które otrzymałem po wypiciu krwi. Niemal natychmiast po pierwszym łyku zacząłem dostrzegać kolory, które rozświetlały powietrze, tańczyły i zmieniały się wokół mnie. To nie były zwykłe halucynacje: moje oczy otworzyły się na wzory many, które dryfowały wokół mnie. Pod moim spojrzeniem dostrzegłem aurę Chaza, ciepłą i otwartą na mnie.

Jak w przypadku wielu wampirów, narkotyki i alkohol nie mają już żadnego wpływu na moją nieżywą formę. To jedna z największych przyjemności bycia żywym, której bardzo mi brakuje. Krew sidhe nie ma takiego samego działania, ale jest bliższa niż wszystko, czego kiedykolwiek wcześniej spróbowałem. Dzięki niej, choćby na krótką chwilę, znów poczułem, że żyję, a jest to uczucie, którego tak rzadko doświadczam.

Żywe posiłki

Ale nie to jest główną atrakcją Ambrose Transylvania. Tym, czego naprawdę pragnie każdy odwiedzający, jest żywy posiłek: zatopienie zębów w szyi i upuszczenie krwi. Za odpowiednio wysoką cenę Ambrose Transylvania zaprasza do górnej części hotelu, aby żerować na ludziach, którzy mają nieszczęście przebywać w tym hotelu. Gdy skończysz, podadzą gościom środki amnezyjne i wszystko posprzątają: to doskonała okazja, aby uwolnić bestię i być tak brutalnym, jak tylko zechcesz.

Część hotelu na piętrze została specjalnie przebudowana i odnowiona, aby zapewnić doskonałe warunki do polowania. Znajdują się tam liczne ślepe zaułki, kryjówki, które nie pozwalają się ukryć, oraz tajne przejścia. Hotelowy mistrz polowania omówi z tobą twoje plany i będzie kontrolował hotel tak, aby było w nim tylko tyle wyzwań, by sprawić ci przyjemność, a nie tyle, byś był narażony na niebezpieczeństwo.

Wspomniałem Chazowi, że chciałbym wziąć udział w żywym posiłku, a on roześmiał się, mówiąc, że to jeden z najpopularniejszych aspektów hotelu. Ze względu na porę - zaledwie piętnaście minut przed świtem - powiedział mi, że zostanie na dole, a ja poszedłbym na górę, bo nie ma zbyt wiele czasu na polowanie. Kiedy zapytałem, czy nadal jest głodny, wyjaśnił, że jako założyciel i właściciel Ambrose, wszyscy pracownicy marki są jego sługami i ma prawo się nimi żywić. Pstryknął palcami i przywołał kelnera, wyjaśniając, że po prostu będzie się nim pożywiać, gdy ja pójdę na górę.

Z tego względu sam pojechałem windą na górę. Kierownik polowań zawołał mnie i wyjaśnił, jakie mam możliwości. Jeden z gości jeszcze nie spał, czytając w jednej z bibliotek. Żaden inny gość nie był już dostępny. Mógłby obudzić innego, ale nie sądziłem, że jest to konieczne: gość, który nie spał, stanowiłby idealny cel.

Drzwi windy otworzyły się na szerokie foyer z dużymi oknami. Widziałem, że niebo zaczyna się przejaśniać - musiałem się pospieszyć. Zmieniłem się w postać dużego wilka i wszedłem do biblioteki. Zabawiałem się z nim przez chwilę, siedząc w rogu jego pola widzenia, czekając, aż się odwróci i zauważy, że tam jestem. Nie trwało to szczególnie długo - około trzydziestu sekund - ale wystarczyło, żeby było przyjemne.

Jęknął i wrzasnął, rozpoczynając pościg. Pierwszą próbą była ucieczka do swojego pokoju, który znajdował się niedaleko. Jednak kierownik polowań zdalnie wyłączył kartę-klucz do jego pokoju, więc nie reagowała ona na nic. Nie spieszyłem się z gonieniem go, dając biednemu głupcowi mnóstwo czasu na wielokrotne testowanie klucza, zanim podszedłem zbyt blisko, a on puścił się biegiem.

Pozwoliłem mu wyjść za róg, a następnie wślizgnąłem się w jedne z fałszywych drzwi obok jego własnych. Drzwi te nie prowadziły do prawdziwego pokoju hotelowego, lecz raczej do przejścia umożliwiającego łatwe poruszanie się po hotelu. Elektroniczna mapa w przejściu podała mi lokalizację gościa, dzięki czemu zdążyłem pojawić się w foyer przed nim, warcząc w pełnej krasie jako wilk.

Potem - ponieważ w hotelu wszystko uchodziło mi na sucho - zmieniłem się z powrotem w moją "ludzką" postać. Odwrócił się, potykając się i jąkając ze strachu. W tym momencie rzuciłem się do ataku, aby go ugryźć. Jego krew była dojrzała i pełna adrenaliny, dzięki czemu była bardzo bogata i pikantna. Nie ma nic, co mogłoby się równać z żywym posiłkiem.

Kiedy już się nasyciłem, wślizgnąłem się z powrotem do windy. Do świtu pozostało już tylko kilka minut, a ja ledwo uniknąłem światła dziennego. W foyer panował bałagan, ponieważ nie zadbałem o schludny sposób żywienia. Normalnie musiałbym po sobie posprzątać, ale hotel zajmuje się takimi sprawami.

Wróciłem do Chaza i stwierdziłem, że on również narobił bałaganu przy żerowaniu. Kiedy wróciłem, wciąż ssał szyję kelnera, siedząc w kałuży krwi. Po moim przybyciu wziął serwetkę i oczyścił twarz, ale ja tylko się roześmiałem i wyjaśniłem, że na górze zrobiłem to samo.


Sam Pan Ambrose

Skoro już skończyliśmy z jedzeniem, czas omówić mój wywiad i kolację z Chazem Ambrose'em. Chaz był prawdziwym dżentelmenem. Cała moja wizyta koncentrowała się wokół właściwych relacji z gospodarzem, a Chaz nie zawiódł. Przywitał mnie, gdy przyjechałem do hotelu, i był na miejscu wcześniej przed umówioną kolacją.

Chociaż podczas kolacji długo rozmawialiśmy, była to głównie dyskusja o jedzeniu i swobodna rozmowa. Większa część naszej dyskusji zakończyła się po tym, jak skończyłem polowanie na górze.

Ambrose — cała marka — radykalnie różni się od tego, czym była jeszcze kilka lat temu. Dlaczego?

Starzejemy się jako marka. Tak długo nie próbowaliśmy niczego nowego, albo robiliśmy to samo, po staremu. Jestem zaskoczony, że udało nam się zajść tak daleko, biorąc pod uwagę, że pod koniec było to już bardzo oklepane. Postanowiłem, że chcę zacząć przesuwać granicę, wejść na nieznany grunt.

Czyli to miejsce się w to wpisuje?

O tak, jak najbardziej. Krwiopijcy, wampiry - cała rasa zdefiniowana przez potrzebę jedzenia. A my się w tym specjalizujemy. To niewykorzystany rynek, ale nie ma na nim zbyt wielu możliwości rozwoju. Było mnóstwo miejsca na ekspansję, innowacje i próbowanie nowych rozwiązań. Mogłem wreszcie wyjść ze swojej otoczki i zacząć robić to, co naprawdę chciałem robić.

To było naprawdę wspaniałe doświadczenie. To pierwszy tak duży lokal tego typu, a ja mogłem eksperymentować z menu, jak tylko chciałem. To wszystko, czego zawsze pragnąłem jako szef kuchni: możliwość czerpania z przeszłości, gdy mnie inspiruje, ale nie musieć się tym przejmować jako klatką. Mieć tyle swobody, ile mi się podoba.

Muszę pochwalić Twoje wybory.

Haha. Bardzo dziękuję. Włożyłem wiele uwagi w wybór wszystkiego, co zostało tu podane. Wszystkie rodzaje krwi zostały przeze mnie osobiście sprawdzone! No, może nie wszystkie, ale zapoznałem się z nimi i upewniłem się, że spełniają wszystkie wymogi. A jedzenie wymagało długiego dopracowywania, ale jestem bardzo zadowolony z tego, co wyszło. Wiele długich godzin spędzonych w kuchni. Czasami było sporo bałaganu.

Ta karta krwi! Jak udało Ci się zdobyć tak wiele opcji?

Cóż, trzeba czerpać z wielu źródeł, aby coś takiego uzyskać. Zawrzeć odpowiednie umowy, pozyskać odpowiednich łowców, przekupić kilka banków krwi. Twoją krew pamiętam dokładnie - wygraliśmy ją w hazardowej grze z jedną z tych wróżek. Nie pytaj nas, ile straciliśmy, żeby dostać w swoje ręce kilka litrów tej krwi - nic w sensie finansowym, ale nie było to tanie. Ale było warto.

Czy masz jakieś plany na przyszłość, o których mógłbyś nam opowiedzieć?

Prawdę mówiąc, tak! To trochę ekskluzywna historia, ale za kilka miesięcy wydamy książkę kucharską. Jeszcze nikomu o tym nie mówiliśmy, ale jej roboczy tytuł to Ambrozja . Znajdą się w niej wszystkie wasze ulubione przepisy z restauracji Ambrose, a także wskazówki, gdzie można zdobyć niektóre rzadsze składniki. Oto przedpremierowy egzemplarz!

W tym momencie Chaz wręczył mi luźno oprawiony rękopis książki Ambrozja, zawierającej dziesiątki unikalnych przepisów udoskonalonych przez Restauracje Ambrose. Szczegóły są na razie zastrzeżone, ale warto będzie ją kupić, gdy za kilka miesięcy trafi na półki sklepowe. Większość dalszej części kolacji spędziliśmy na omawianiu dostępnych w niej opcji, a Chaz wskazał kilka swoich ulubionych. Wkrótce nadszedł czas pożegnania i opuściliśmy nasz stolik.

Jest jednak jeden mały szczegół, o którym muszę wspomnieć.

Po zakończeniu rozmowy odbyłem z Chazem krótki spacer po hotelu, podczas którego zwrócił uwagę na wiele szczegółów, które zostały uwzględnione w projekcie. Kiedy dotarliśmy do windy, zwrócił się do mnie i pożegnał. Natychmiast próbowałem go powstrzymać: na dworze było już zupełnie jasno, a winda otwierała się na światło słoneczne. Ostrzegłem pana Ambrose'a, że jeśli wjedzie na górę, to się zdezintegruje, i błagałem go, żeby nie jechał windą. Roześmiał się tylko i wsiadł.

Podbiegłem do stanowiska odprawy i zmusiłem pracownika obsługi, żeby pozwolił mi zobaczyć stanowiska ochrony. Patrzyłem, jak Chaz wjeżdża na górę windą, by wyjść na naziemną część hotelu. Ze strachem patrzyłem, jak wychodzi na zewnątrz, wychodząc na światło, w pełni oczekując, że będę patrzył, jak umiera. A jednak nic się nie stało. Wyszedł z budynku i stał w świetle dziennym, nie ponosząc żadnych konsekwencji. Po prostu wsiadł do swojego samochodu i odjechał.

W międzyczasie dowiedziałem się, że pan Ambrose nie jest w żadnym wypadku wampirem. Nie jest nieumarłym. Jest po prostu śmiertelnym człowiekiem. Słyszałem to od wielu wampirów, które znam, a niektóre z nich użyły swoich nadprzyrodzonych zmysłów, aby sprawdzić jego funkcje życiowe. Jest po prostu zwykłym człowiekiem.

Zwykły. Tak jak wszyscy inni. Tylko że ludzie nie mają oczu, które świecą w ciemności. Tylko że ludzie nie potrafią wypić litra za litrem krwi, nie wymiotując nią zaraz potem. Tylko że ludzie nie potrafią ugryźć człowieka w szyję, żeby pobrać krew. Ale! On nie jest wampirem. Mimo wszystkich dowodów na to, że jest wampirem. Więc z kim jadłem kolację? Czy to naprawdę był Chaz? A jeśli tak, to w jaki sposób on sam dokonał tego czynu?


Podsumowanie

Jedzenie to jedna z tych wspaniałych rzeczy w życiu, za którymi wszyscy tęsknimy, a których los tak okrutnie nam odmówił. Dania serwowane w Ambrose Transylvania są wyśmienite i gwarantują poczucie wspólnego rytuału spożywania posiłków, jakiego nie doświadczyłeś od czasu, gdy przestałeś oddychać. Restauracja sprawi, że znów poczujesz się "jak żywy", jakbyś powrócił z martwych.

Jeśli chodzi o część tej recenzji poświęconą wywiadowi, Chaz Ambrose pozostaje równie tajemniczym restauratorem jak zawsze. Chociaż podczas krótkiego wywiadu udało mi się zajrzeć do jego wnętrza, jest on niezwykłą zagadką, która nie przestaje zaskakiwać świata gastronomii.

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported