Zepsuta wiara
ocena: +7+x

Dziś jest ten dzień. Będę pić krew boga, a Modyfikatorzy zbliżą mnie do MEKHANE. Nie wiem, co się wydarzy, ale na pewno ci o tym powiem. W końcu wiesz o mnie wszystko.

Levy ledwo słuchał kazania, jego oczy wciąż uciekały w stronę jego ramienia. Jego nowego ramienia. Nigdy wcześniej nie czuł się tak bliski MEKHANE. Nie pamiętał zbyt dużo ze swojej pierwszej ceremonii wstąpienia, jedynie dochodzenie do zmysłów, kiedy już było po wszystkim. Uczucie ciągnięcia zwiększonej masy jego ramienia. Patrzenie na światło odbijające się od mosiądzu. Klikanie zębatek, kiedy poruszył nim po raz pierwszy.

- Powinieneś naprawdę słuchać uważniej! - Szept Judith wyrywa go ze wspomnień. Oczywiście, miała rację, jak zwykle martwiąc się o niego. Posłany Karlen sprawował pieczę nad dzisiejszym kazaniem, a on nie tolerował nieuwagi.

Po kazaniu Levy wrócił do celi, którą miał na własność. W jego szufladzie, ukryty pod kopią Schematu Patriarchów #13: Metalurgii Standaryzowanej był jego dziennik. Było to potępiane przez kościół, ale był to jego nawyk z jego poprzedniego życia, którego nie mógł się pozbyć. Leżał na łóżku, zamyślony, chłonąc klikanie, które wydawało się z jego ramienia.

Nie wiem, jak to opisać, ale czuję, jak MEKHANE płynie przez moje ramię. W swoim czasie będę gotów dołączyć do Posłanych.

- Słyszałeś, co zrobili Budowniczy? - brzmiała na zmartwioną.

- Nie, co się stało?

- Zaatakowali Fundację.

- Na ich własnym gruncie? - Odważnie. Levy nie był w stanie wyobrazić sobie, ile musiał być wart efekt, który starali się tym wywołać.

- Na to wygląda. Wydaje się, że… znaleźli coś. Podsłuchałam, jak kaznodzieja o tym mówił. Wydawał się zaniepokojony. - Coś w jej głosie sprawiało, że stawał się nerwowy. Co mogło wytrącić z równowagi kaznodzieję, nieporuszonego w swej wierze?

- Co to było? Co oni znaleźli?

- Nie jestem pewna. Zauważyli, że ich słucham, i mnie odesłali. Ale nie wyglądali na zadowolonych. Przerażonych raczej.

Zaczęły krążyć plotki. Plotki, jakoby Fundacja miała znaleźć… znaleźć Boga. Dosłownie. Żałosne, prawda? Ale w takim razie czemu wszyscy są tak tym przerażeni? To przecież nie tak, że nie wiemy lepiej od nich.

Kilka ostatnich tygodni było pełne widocznego napięcia w całym klasztorze. Ludzie skupiali się w małych grupkach, dyskutując o rzekomym odkryciu Fundacji, rozpierzchając się natychmiast, kiedy zbliżał się ktoś z Posłanych. Levy słyszał, że kilka osób zesłano do karceru z nieznanych powodów. Niektórzy mówili, że otwarcie głosili herezję, mówiąc, że Fundacja obaliła MEKHANE. Inni mówili, że pracowali w sekrecie dla Fundacji, a teraz są torturowani dla informacji, zanim stracą ich za zdradę. Jeszcze inni mówili, że ci w karcerze tak naprawdę odeszli, aby nigdy już nie powrócić. Pogłoskom nie było końca.

Levy nie był pewien, co o tym wszystkim myśleć. Czyżby nie byli wystarczająco silni w swej wierze, aby dostrzec, że są to jedynie kłamstwa szerzone przez heretyków, aby zasiać niezgodę? Gdyby rzeczywiście było możliwe znalezienie MEKHANE, z pewnością zaślepione pionki Fundacji byłyby ostatnimi, którzy mogliby tego dokonać. Niewolnicy MIĘSA, wszyscy i każdy z osobna, nie widzący w swym zaślepieniu, jaki rzeczywiście jest świat.

Wzdychając, skręcił w stronę kwatery Judith. Ona była jego skałą, jego najlepszą przyjaciółką, o niezachwianej wierze. Jej pierwsza ceremonia wstąpienia nadchodziła wielkimi krokami. Zastanawiał się, która jej część zostanie wyniesiona. Myślenie o tym było ekscytujące.

Levy miał właśnie pukać do jej drzwi, kiedy usłyszał jej głos, przygłuszony, lecz częściowo słyszalny. Nie był do końca pewien, co go podkusiło do podsłuchiwania swojej najlepszej przyjaciółki, ale zamiast zapukać, przycisnął ucho do drzwi i słuchał.

- …połączenie z bazą. Hasło Stigma Dziewięć… - nie mógł dosłyszeć kolejnych kilku słów. Z kim rozmawiała? Dzwoniła? W klasztorze nie było telefonów, te urządzenia to herezja. I o czym ona mówiła? Stigma Dziewięć? Baza? To nie miało sensu. Już miał otworzyć drzwi, kiedy znów mógł usłyszeć słowa.

- -cja Hipodrom wydaje się być sukcesem. Plotki szerzą się jak zaraza, wszyscy są bardzo zestresowani. Wydaje się, że… - Głos Judith wydawał się oddalać i Levi znów nie mógł rozpoznać jej słów. W jego głowie kotłowało się od pytań. Co oznaczał Hippodrom? Dlaczego wydawała się zadowolona z rozwoju plotek?

Nie mogąc znieść tego ani chwili dłużej, wparował do jej pokoju.

Judith. Ona… nie mogę nawet tego napisać. Jak mogła? Ona ma komórkę! To herezja! Nawet więcej, zdrada! Teraz to jasne, rozmawiała z Fundacją. Ale czemu? Czemu miałaby to robić? Myślałem, że ją znam. Nie wiem już, co myśleć. Nikogo nie znam tak, jak Judith… O czym jeszcze miałem złe pojęcie?

Levy trzymał się na uboczu, odkąd nakrył Judith. Nie spał zbyt dużo, a jak już zasypiał, to męczyły go koszmary. Ledwo zdolny do wykonywania swoich obowiązków, został już upomniany za przysypianie podczas kazania. Napięcie w powietrzu klasztoru było niemalże namacalne. Ludzie unikali patrzenia sobie w oczy a Posłani stale patrolowali korytarze. Cisza zapadła tam, gdzie wcześniej aż wrzało od teologicznych dyskusji.

Późno w nocy Levy często wspinał się na dach klasztoru i gapił w niebo. Podobno to, co znalazła Fundacja, pochodziło z kosmosu. To coś, o czym mówili, że jest MEKHANE. Pamiętał, że uczyli go o istnieniu innych planet w szkole, bardzo dawno temu. Kazania nigdy nie dotykały tematu kosmosu. Kościół próbował naprawić świat, ułożyć go. Ale co z innymi światami? Czy one też nie potrzebowały naprawienia? Usiłował wyobrazić sobie kosmos, z tysiącami nowych światów. Zaczęło kręcić mu się w głowie. Czuł się mały i osamotniony.
Nic nieznaczący.
Przerażony.

Wybuchła wczoraj bójka. Kilka osób zmarło. Grupa nowicjuszy zaatakowała Posłanego. Nigdy bym sobie czegoś takiego nie wyobraził. A jednak się stało. Na samą myśl o zapachu krwi znów mam mdłości. Tyle krwi.

Wiem, że powinienem był zgłosić Judith, ale… nie mogę. Może być zdrajcą i heretykiem ale jest nadal… nią. Moją przyjaciółką. Moją powierniczką. Myśl o tym, że miałaby być przesłuchiwana, torturowana… Nie mogę tego znieść. Zacząłem ostatnio zakrywać moje ramię. Szczęk zębatek zaczął być drażniący. Staram się nie ruszać tym ramieniem za bardzo.

Pozostając w cieniu, Levy patrzył na wejście do Archiwów, usiłując się powstrzymać. Nie powinno go tu być. Ale Jareda też nie. Był znajomym, który na ogół cicho wykonywał swoje obowiązki. Levy nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek słyszał cokolwiek podejrzanego o tym człowieku. A jednak był tu, wkradając się do Archiwów, które zawierały jedne z najpilniej strzeżonych sekretów. Strażnicy byli odesłani do pożaru w pobliskich dormitoriach. Czy Jared to zorganizował? Czy może po prostu skorzystał z okazji? Nie mógł powstrzymać się od rozważania, czy w klasztorze było więcej zdrajców jak Judith. Jeśli mogła oszukać go najbliższa przyjaciółka, o ile łatwiejsze byłoby to dla człowieka, którego ledwo znał?
Co jeśli kaznodzieje też go okłamywali?

Czuję się, jakby świat się walił wokół mnie. Judith zniknęła, nie mam pojęcia, gdzie jest. Posłani nie chcą mi powiedzieć. Nie byłem na ostatnich kazaniach. Powiedziałem im, że źle się czuję.
Nie mogę już nawet patrzeć na moje ramię.

Wchodzenie nocą na dach i patrzenie w nocne niebo stało się jego rytuałem. Czasem patrzył też na góry okalające klasztor. Nieprzebyte.

Uwięziony.

Czuł zimny pot na dłoniach, kiedy zaciskał je w pięści. Krawędź dachu kusiła go ostatnimi czasy. Nęciła, obiecując wolność. Ucieczkę przez nadciągającym, bezkresnym terrorem nieba i kosmosu, czającego się tak blisko. Cała ta pustka. Oddech zamierał mu w gardle na samą myśl.

Nie mogę spać, jestem zamknięty nie ma jak uciec
wszyscy kłamali kłamali kłamali

Levy patrzył na scenę przed nim. Kaznodzieja Colen, w kałuży własnej krwi. Słowo "KŁAMCA" wyryte krzywymi literami na jego gołej piersi. Zimna kula w żołądku kazała Leviemu stamtąd uciekać. Do pokoju. Do bezpieczeństwa. Przyciskając ramię do piersi, zaczął biec. Obrzydzało go, to ramię, prawie tak bardzo, jak zwłoki, które zostawiał.
Dlaczego trzymał zakrwawiony nóż?

niemoge się wydostać muszę wydostać wydostać
wydostać
skakać?
tylko wydostać
oni wiedzą i kłamali
oni wiedzą

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported