Jeszcze nie rozumiem, ale zrozumiem
ocena: +4+x

Tim Wilson wraz ze swoim synem, Felixem, zatrzymali się podczas swojej wędrówki. Z dna lasu wystawały dwa głazy, niczym monolity przykryte morzem czerwonych i pomarańczowych liści. Patriarcha rodu Wilsonów podszedł do jednego z nich i ochoczo zajął miejsce, zdejmując swój kapelusz i ocierając pot z czoła, dając znak synowi, by do niego dołączył.

– Chodź, młody! – powiedział Tim z uśmiechem, wskazując na skałę obok niego. – Mam dla ciebie miejsce w cieniu!

Felix westchnął i skinął głową, wpatrując się w ziemię. Tim lekko zmarszczył brwi, obserwując, jak jego syn powoli dreptał ścieżką. Już od dłuższego czasu zachowywał się dość dziwnie, co Tim uznał za oznakę dojrzewania. Chłopak prawdopodobnie po prostu obawiał się ukończenia szkoły, a może nawet pójścia na studia, ale to wydawało się mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę, od jak dawna to już trwało.

Piesze wędrówki były czymś, co oboje często robili, gdy Tim opiekował się nim, jednak to praktycznie się skończyło, odkąd kilka lat temu Felix wprowadził się na stałe. Może mała wspólna przygoda pomogłaby mu w tym, przez co aktualnie przechodził, ale nie wyglądało na to, żeby to zbytnio działało. Młody mężczyzna milczał jak grób, mimo usilnych starań Tima, opowiadającego dowcipy i komentującego okoliczną dziką przyrodę. Starszy Wilson podrapał się po brodzie, rozplątując przy tym mały supełek, gdy obserwował, jak Felix siada na kamieniu.

Oboje siedzieli w nieprzyjemnej ciszy przez koło godzinę, a jedyną rzeczą zakłócającą ten stan był delikatny jesienny wietrzyk szeleszczący drzewami nad ich głowami. Pojedynczy żółty liść zleciał z góry, lądując przed Timem.

Tim poprawił okulary, przyglądając się Felixowi. Wyglądał na zniechęconego; ramiona miał przygarbione, wory pod oczami, a stopami nieustannie tupał o ziemię. Chociaż Tim nie był ekspertem od ludzi, nie musiał nim być, żeby zrozumieć, że jest on czymś zmartwiony. Przełknął ślinę przez gardło, zanim się odezwał.

– Hej, młody. Co cię trapi?

Felix nie odpowiedział, jego oczy były wlepione w liście na ziemi.

– Felix?

Odwrócił się, prostując plecy i patrząc na Tima z podpuchniętymi oczami i zaciśniętymi pięściami.

– Co jest, młody?

Cisza.

– Martwię się o ciebie, Fel…

Udręczony ryk wyrwał się z jego piersi, a twarz szybko ukrył w dłoniach, gdy krzyk zaczął odbijać się echem po lesie. Tim zawahał się, ból targnął jego sercem na widok cierpiącego syna. Przełknął nerwowo jeszcze raz ślinę, zastanawiając się, jak najlepiej podejść do tej sytuacji.

– Hej, może nie znam się na wielu sprawach, ale wiedz, że zawsze jestem tutaj, by cię wysłuchać.

Tim pochylił się do przodu w stronę Felixa, który odwrócił się od jego ręki. Westchnął, opierając dłonie na kolanach. Wilsonowie siedzieli we względnej ciszy, a jedynym dźwiękiem był szloch Felixa. Po jakimś czasie Felix słabo się odezwał.

– T-tato…

– Tak, młody?

Znowu nastała cisza. Tim z zapartym tchem oczekiwał kolejnych słów Felixa, a jego własna stopa zaczęła tupać o ziemię w gorączkowym tempie.

– Tato, podobają mi się chłopcy i…

Felix wypluł te słowa szybciej, niż Tim zdałaby mrugnąć. Młodzieniec zastygnął ogarnięty strachem, niepokojem oraz szokiem, że te słowa właśnie wyszły z jego ust. Tim również był oszołomiony, choć szybciej doszedł do siebie. W końcu ponownie odetchnął, a na jego pulchnej twarzy pojawił się mały uśmieszek. Zaśmiał się, natychmiast odpowiadając.

– Mnie to nie przeszkadza, młody. Nie ma to dla mnie znaczenia, kocham cię takim, jakim jesteś.

Felix drgnął lekko, powoli odwracając się w stronę ojca. Oboje spojrzeli sobie w oczy, delikatne brązowe oczy Tima spotkały się z niepewnymi zielonymi oczami Felixa. Coś nadal nie było w porządku.

– Felix?

Jego oczy rozszerzyły się, a w nich ponownie zalśniły łzy.

– Proszę, przestań tato… Nie jestem szczęśliwy taki, jaki jestem…

– Co masz na myśli? Nic nie poradzisz na to, kim jesteś. Wiem, że inni nie zawsze będą cię akceptować, ale jesteś moim synem i…

– Tato! Przestań! – wstał a torba na jego plecach opadła na bok. Łzy, które jeszcze chwilę wcześniej zbierały się w jego oczach, spływały po zarumienionych policzkach jak smutne, słone rzeki.

– Co mam przestać? Próbuję cię zrozumieć, Felix, ale ty mi nie pozwalasz! Skąd mam wiedzieć, co mam przestać robić, skoro nie chcesz ze mną porozmawiać? – ojciec również wstał, a jego zrozpaczony głos osiągnął poziom krytyczny. Rozpaczliwie chciał wiedzieć, co trapi jego drogiego mu syna i co można zrobić, żeby mu pomóc.

– Nie jestem szczęśliwy, będąc sobą! Nienawidzę swojego ciała, w którym się urodziłem, to jest po prostu… To nie jest w porządku! Codziennie budzę się w ciele, które po prostu nie jest mną, patrzę w lustro i czuję się tak obrzydliwy, bo to nie jestem… To nie jestem ja… Ja chcę być ładny. Tak bardzo chcę być po prostu ładny.

– Może jeszcze tego nie rozumiesz, ale jesteś przystojnym młodym męż…

Felix krzyknął z frustracji, rzucając plecak na kilka metrów.

– Ale ja chcę być dziewczyną!


Reszta czasu spędzonego na wspólnym odpoczynku przeminęła im w milczeniu. Emocje Felixa sięgały zenitu, a Timowi brakowało słów. W końcu po cichu zgodzili się kontynuować wędrówkę. Ich wspólny entuzjazm nie istniał i obaj wlekli się, idąc po polnej ścieżce. Nastało kilka godzin smutnej ciszy, podczas których Tim cały czas myślał o tej sytuacji.

Płeć i tożsamość płciowa nie były czymś, nad czym Tim często się zastanawiał, ponieważ w królestwie zwierząt wszystko było prawie zawsze binarne. Takie niezwykłości często można było wytłumaczyć koniecznością, jak na przykład żaby, które stawały się samicami, gdy w ich populacji było za dużo samców. Albo, gdy przywódca ławicy błazenków umierał, najwyższy pod nim samiec alfa stawał się samicą i zajmował jej miejsce. Albo węgorze, płaszczki, babki… Teraz gdy się nad tym zastanawiał, okazało się, że wiele zwierząt zmieniało swoją płeć. Więc dlaczego nie mogliby tego robić ludzie?

Zatrzymał się i spojrzał na powoli zbliżającego się do niego Felixa.

– Hej, młody.

Felix nie zareagował.

– Słuchaj… Może jeszcze tego wszystkiego nie rozumiem. Ale to nie znaczy, że… No wiesz. Jestem otwarty na naukę. I będę tu dla ciebie bez względu na wszystko, młody – powiedział Tim, uśmiechając się na swój charakterystyczny przyjazny sposób i poklepując Felixa po ramieniu.

Przez chwilę miał wrażenie, że zaraz zostanie skarcony i okrzyczany. Zamiast tego jednak Felix mocno przytulił ojca, chowając swoją twarz w jego ramieniu. Ręce Tima owinęły się wokół niej równie mocno, obejmując swoje dziecko z całą miłością, na jaką było w stanie się zdobyć. Emocje osiągnęły apogeum i oboje zaczęli płakać tak długo, aż nie zabrakło im łez. Ostatecznie przestali się przytulać, a Tim sięgnął do kieszeni kamizelki po chusteczkę, by wyczyścić swoje pobrudzone okulary.

– Więc…Chyba nie powinienem się do ciebie zwracać Felix, nie? – zapytał Tim, delikatnie zakładając okulary na swój nos.

– Wolałabym Fae. Skrót od Faeowynn. Co oznacza "duch lasu".

Tim szybko rozpoznał, że to imię jakie nosił leśny duch z bajki, którą czytał jej wiele lat temu. Będąc szczerym był zaskoczony, że w ogóle ją pamiętała.

– To bardzo ładne imię, mój mały motylku.

– Dziękuję, tato…

Żadne z nich nie wiedziało, co przyniesie przyszłość, ale nie miało jeszcze dla nich znaczenia. Na razie Tim Wilson wraz z jego córką Fae stali obok siebie, patrząc na piękne oregońskie pustkowia. Byli szczęśliwi.



O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported