Szybkim krokiem ruszyłem w stronę jednego z przejść, za którym widać było puste pomieszczenie. Tak jak przewidywałem, gdy przekroczyłem próg zmieniło się ono w pokój ze stołem i kilkoma krzesłami. Wszystko wydawało się być w porządku, dopóki jedno z siedzisk nie poderwało się z ziemi i roztrzaskało na ścianie tuż obok mojej głowy. Natychmiast odskoczyłem na bok, jednocześnie mrugając nerwowo jedną powieką. Po chwili stół zaczął się powoli przesuwać w kierunku środka pomieszczenia. Był to prawdopodobnie…
— Pokój Losowych Przyspieszeń. — powiedziałem to tak, by kamera wyraźnie uchwyciła mój głos. Wyjąłem z kieszeni mojego białego fartucha notes i długopis i zapisałem swoje słowa. — Znajduje się tu kilka krzeseł i stół, oświetlenie stanowi wisząca z sufitu żarówka, ściany są szare. Brak innych anomalii.
Odwróciłem się i spojrzałem przez drzwi. Za nimi, tak jak opisano w raporcie, było widać hol z którego wszedłem do pierwszego pomieszczenia. Fakt, że nie wiadomo jak długo będę się tu błąkał, ani trochę mi nie pomagał. Po przekroczeniu progu ten pokój, podobnie jak poprzedni, uległ zmianom wizualnym.
Jego wymiary zmieniły się na bardziej zbliżone do kwadratu i wszystkie znajdujące się w nim przedmioty zniknęły. Było to dla mnie co najmniej niepokojące, biorąc pod uwagę, że w większości testów w pomieszczeniach znajdowały się zawsze jakiekolwiek przedmioty bądź ich fragmenty.
— Czy któryś był pusty…? — mruknąłem, drapiąc się po brodzie. — Szlag, gdyby tylko moja pamięć przestała tak szwankować… czy innym skoczkom wymiarowym też zanikały wspomnienia z uprzednio odwiedzonych światów, kiedy używali RP-825?
Zastanawiałem się nad tym dłuższą chwilę, usiłując przywołać jakiekolwiek wspomnienia związanie z testami na RP-825. Bezskutecznie. Na dodatek ciche brzęczenie umieszczonej w suficie lampy po krótkim czasie zaczęło mnie poważnie irytować.
„Chciałbym mieć perfekcyjną pamięć. A przynajmniej pamiętać wszystko z mojego świata.” — pomyślałem, wydając z siebie ciche westchnienie.
Gdy tylko skończyłem tę myśl, lekko zabolało mnie czoło i skronie. Odruchowo dotknąłem ich dłońmi i zmrużyłem oczy, a ból po kilku sekundach ustąpił. Było to o tyle dziwne, że nie doświadczałem takich dolegliwości od bardzo dawna, dręczyły mnie jedynie tiki nerwowe. Możliwym było jednak, że powodem były po prostu efekty oddziaływania pomieszczenia.
Zacząłem znowu pisać w notesie, mówiąc jednocześnie:
— Pokój jest całkowicie pusty, oświetlany jedynie przez lampę zamontowaną w suficie. Chwilowo odczuwalny delikatny ból głowy w obszarze skroni i czoła. Brak widocznych anomalii. Przechodzę do kolejnego pomieszczenia.
Odwróciłem się i przekroczyłem próg po raz kolejny. Tym razem trafiłem do pokoju, na którego środku stała jedynie niewielka, metalowa tabliczka. Podszedłem do niej i przeczytałem na głos:
— „W tym pokoju zgromadzono myśli mające znaczący wpływ na obecny kształt rzeczywistości.” Więc to Sala Myśli. — kiwnąłem lekko głową, tu nic mi nie groziło. Podobnie jak w poprzednich pomieszczeniach, tak i tu ściany były koloru szarego.
„Jeśli nie potrafisz wyjaśnić czegoś sześciolatkowi, sam tego nie zrozumiesz.” — zabrzmiało w mojej głowie.
— To bez wątpienia najdziwniejsza rzecz jaką dzisiaj napotk… — urwałem zdanie z powodu kolejnej „usłyszanej” myśli.
„Że też musiały skończyć mi się żelki.”
— Dobra, wystarczy. — mruknąłem. — Pomieszczenie to Sala Myśli, znajduje się tutaj standardowo tylko tabliczka z typowym dla niej napisem. Otrzymane myśli wydają się być losowymi cytatami, niezwiązanymi z celem eksperymentu.
Zapisałem to samo w notatniku i zawróciłem, po raz kolejny mijając próg pokoju.
Gdyby nie notatki, już dawno straciłbym rachubę co do ilości pomieszczeń w których byłem. Te wszystkie szare ściany i dziwne przedmioty z jakiegoś powodu źle na mnie działały. Jednocześnie zaczynałem się odrobinę martwić, że zanim opuszczę PL-016 minie mnóstwo czasu. Na dodatek wcześniejszy ból głowy powrócił i zaczął się coraz bardziej nasilać. Ignorując go, przekroczyłem próg po raz kolejny i uśmiechnąłem się lekko na widok, że los nareszcie się do mnie przychylił.
W powietrzu znajdowały się pęknięcia o których wspominali mój odpowiednik z innego świata i Iza. Wyglądały jak białe rysy i dziury powstałe na grubym szkle, po drugiej stronie którego była absolutna ciemność. Podszedłem bliżej do jednego z nich i przyjrzałem się mu. Z bliska wyglądało ono identycznie, jednak do wyglądu dołączyły inne właściwości. Przysunąłem do niego dłoń i poczułem na niej lekki podmuch chłodnego wiatru, na co zareagowałem nieskrywanym zaskoczeniem.
— Wiatr? Bardzo dziwne… — zrobiłem krok w prawo i spojrzałem na szczelinę od boku. Z tej perspektywy wyglądała jak wisząca w powietrzu biała linia, nie odwróciła się do mnie przodem. — Pomimo to… interesujące.
W tym momencie ból głowy zniknął jak ręką odjął. Zanim zdążyłem się z tego powodu ucieszyć, usłyszałem kroki, a zaraz potem głos:
— Rasiewicz! Coś ty zrobił z RP-354?!
Odwróciłem się gwałtownie, ale nikogo nie zobaczyłem. To zaczynało się stawać nieco przerażające, nawet jak dla mnie. Zacząłem znowu przyglądać się wiszącej w powietrzu dziurze, gdy nagle uderzyła mnie niespodziewana myśl. Ja już słyszałem to zdanie. Wypowiedział je do mnie pewien naukowiec o czwartym poziomie upoważnienia, ale… w moim rodzimym świecie. Nagle to wydarzenie pojawiło się w mojej głowie ze wszystkimi szczegółami. Tego dnia pracowałem nad SCP-RP-354 i zarządziłem przeprowadzenie nieco ryzykownego eksperymentu, przez który obiekt uległ znacznemu uszkodzeniu. Z biegiem czasu sklasyfikowano go jako Zneutralizowany.
— Ale dlaczego nagle moja pamięć przywołuje te zdarzenia…? — mruknąłem, całkiem oszołomiony.
— Postanowiliśmy cię awansować. Zyskasz trzeci poziom upoważnienia, Rasiewicz. — dobiegło zza moich pleców. Znowu wykonałem gwałtowny obrót i tym razem zobaczyłem mężczyznę ubranego w biały fartuch, siedzącego za drewnianym biurkiem. Zarówno on, jak i mebel wyglądali jakby ktoś zaaplikował na nich dziwny, niebieski filtr, na dodatek lekko drgali. Mężczyzna popatrzył na mnie z uwagą, po czym dodał. — Zgadzasz się?
Wyciągnąłem rękę w jego stronę z zamiarem dotknięcia biurka, jednak moje palce przez nie przeniknęły, a następnie całość, razem z mężczyzną, zniknęła.
— Kowalewski… — wymamrotałem. — Co się ze mną dzieje…? Muszę stąd wyjść jak tylko dokładnie obejrzę te pęknięcia…
Wyjąłem notatnik, odchrząknąłem i zacząłem mówić:
— Napotkano szczeliny międzywymiarowe, wizualnie przypominają one pęknięcia na grubym, około dziesięciocentymetrowym szkle. Z ich wnętrza da się wyczuć delikatne podmuchy chłodnego wiatru, nie jest wiadomym dlaczego tak się dzieje.
Oderwałem z notesu kawałek papieru i przysunąłem go na minimalną odległość do wiszącej w powietrzu szczeliny. Po przysunięciu go na odległość kilku milimetrów, ten z miejsca stanął w ogniu. Upuściłem go momentalnie, co sprawiło, że zgasł zaraz po oddaleniu się od pęknięcia. Prawa fizyki definitywnie przestały oddziaływać po drugiej stronie. Odsunąłem się nieco i zaraz potem z dziury zaczęły się wydobywać zielonkawe opary.
— Dobra, to jest już bardzo niepokojące. Czas zdać raport. — mruknąłem, patrząc na nieskazitelnie biały skrawek papieru, leżący na podłodze. Nie był ani trochę spalony.
Odsunąłem się szybko do wyjścia i popatrzyłem jeszcze raz na wydobywające się ze szczeliny opary. Teraz trzeba było znaleźć hol, a to mogło zająć jeszcze trochę czasu.
— Więc mówi pan, że ból głowy i halucynacje już minęły i nie wracają, doktorze Rasiewicz? — bardziej stwierdził niż zapytał przesłuchujący mnie mężczyzna.
Siedziałem w pokoju z wyłącznie dwoma krzesłami, stołem i lampą. Naprzeciwko mnie siedział inny naukowiec Fundacji, ubrany w kitel identyczny do mojego. Został oddelegowany do rozmowy ze mną gdy kierownictwo projektu PL-016 obejrzało zapis wideo i doszło do wniosku, że miałem jakieś zwidy. Teraz musiałem ich przekonać, ze już jest w porządku. Było to jednak trudne gdy co chwila słyszałem „Hej, Krzysiek!” wypowiadane głosami moich znajomych z poprzedniego świata.
— Tak. — odparłem. — To musiał być jakiś dodatkowy efekt anomalny pomieszczenia. Ewentualnie samych szczelin. Sam pan widział, doktorze. Kartka się zapaliła, a nie spłonęła. Potem ten gaz…
— Tak, ale wcześniej mówił pan o bólu głowy… w tym pustym pokoju. Czy to też efekt pomieszczenia?
— Tak mniemam. — skinąłem głową, ignorując moją matkę, machającą do mnie znad ramienia mojego rozmówcy. — Chciałbym również spytać czy macie wobec mnie jakieś podejrzenia odnośnie złożenia fałszywego raportu na ten temat?
— Podejrzenia? — mężczyzna podrapał się po nosie. — Nie, nie widzimy potencjalnego powodu dla którego mógłby pan chcieć to robić, doktorze.
— Cieszy mnie to. Zdążyłem się już tu zaaklimatyzować.
— Nie wątpię. No dobrze, gdyby miał pan jakąś teorię odnośnie działania tamtego pokoju, to proszę mi ją przekazać. Do zobaczenia.
— Do widzenia. — powiedziałem, wstając.
Podszedłem do wyjścia i nacisnąłem klamkę, jeszcze raz oglądając się na widmo mojej matki. Niektóre anomalie są wyjątkowo okrutne. Moja rodzicielka zginęła razem ze starym światem, prawdopodobnie niczego nieświadoma. Czasem tęskniłem nawet za tak trywialnymi rzeczami jak wpadanie do niej po drodze z pracy tylko po to, by wysłuchać o czym powiedziała jej tego dnia sąsiadka z mieszkania obok.
„Chciałbym mieć perfekcyjną pamięć. A przynajmniej pamiętać wszystko z mojego świata.”
Sam o tym pomyślałem. W pustym pokoju PL-016. Mogącym być niczym innym jak Pokojem Względnej Doskonałości. Wszystko wskazywało na to, że „ulepszyłem” samego siebie, a mianowicie – swój mózg. Zaczynałem już tego żałować, a minęły zaledwie dwie godziny. Pamięć doskonała była bolesna, zwłaszcza w zestawie z tymi wizjami.
Wyszedłem na korytarz i zacząłem iść w stronę mojego gabinetu, masując sobie skronie. Coraz bardziej obawiałem się, że w tym tempie niedługo oszaleję. Przeżywanie na nowo chwil ze straconej przeszłości mogło mieć na mnie bardzo zły wpływ.
— Krzysiek! — dobiegło zza mnie. — Czekaj!
— Niech to będzie prawdziwa osoba… — wymamrotałem, odwracając się.
Miałem szczęście. Tym razem była to Iza. Podbiegła do mnie i przyjrzała mi się, oddychając ciężko.
— Czego się dowiedziałeś? Czegoś konkretnego? Jakie dokładnie są te pęknięcia?
— Po kolei, błagam. — mruknąłem. — Te pęknięcia są… wymykają się wszelkim prawom. Są jak rysy na szkle, ale… wpuszczają do nas chłód, żar i diabli wie co jeszcze. Nie da się tego raczej nijak „zakleić”. Wyjaśnię to dokładnie później, na zebraniu. Muszę teraz zebrać myśli i odpocząć.
Nie czekając na odpowiedź, dotarłem do drzwi swojego gabinetu, wszedłem do środka, zamknąłem drzwi na klucz i osunąłem się po nich na podłogę. Musiał istnieć jakiś sposób na odwrócenie, albo chociaż osłabienie efektu tej zmiany. Ani trochę nie podobała mi się perspektywa męczenia się z widmami przeszłości do końca życia.
— Prędzej czy później ktoś to zauważy, dostanę amnezjaki i trafię do Klasy D… — mruknąłem, wpatrując się w podłogę. — Albo co gorsza, zostanę po prostu obiektem SCP. Nie uciekłem z tamtego świata po to, by tu skończyć jako królik doświadczalny.
Moje rozważania przerwały mi czyjeś nogi, materializujące się pół metra przede mną. Podniosłem wzrok i zobaczyłem moją matkę, po raz kolejny okrytą charakterystycznym, niebieskim filtrem. Patrzyła na mnie z dezaprobatą, lekko kręcąc głową.
— Coś ty ze sobą zrobił, Krzysiu? — zapytała, po czym zniknęła.
Nie było to nawiązanie do mojego obecnego stanu, powiedziała to lata temu gdy wróciłem do domu późnym wieczorem, cały poobdzierany. Zawsze to mówiła gdy robiłem sobie krzywdę jako dziecko.
— Naprawdę muszę zbadać jak to działa. — otarłem zaszklone oczy i sięgnąłem do kieszeni kitla po chusteczkę.
Zamieszałem łyżeczką w herbacie, przyspieszając rozpuszczanie się cukru, a potem zdmuchnąłem unoszącą się nad szklanką parę. Zdecydowanie dekoncentrowała mnie mała dziewczynka, siedząca naprzeciwko mnie i robiąca do mnie dziwne miny. To jeszcze nie byłoby takie złe, gdyby nie fakt, że nie mogłem dać po sobie poznać, że ją widzę. Nie była manifestacją SCP-PL-137, tylko projekcją mojej pamięci. Była tylko przywołanym wspomnieniem, dotyczącym prawdopodobnie którejś z moich koleżanek ze szkoły podstawowej. I tak nie mogłem nawiązać z nią żadnego kontaktu.
Wgryzłem się w kanapkę z żółtym serem i zacząłem powoli żuć oderwany kawałek. Przynajmniej tiki nerwowe dały mi spokój od czasu pojawienia się tych wizji. Sam już w sumie nie wiedziałem co wolę. Cała ta historia brzmiała jak wstęp do książki o zwariowanych przygodach faceta dotkniętego anomalią, która miała w przyszłości być powodem wielu niezręcznych i zabawnych sytuacji.
Tylko, że w mojej sytuacji to nie było ani trochę śmieszne.
Początek.