Propozycja djkaktus III
ocena: +7+x


rozdział2.png

12red.png


GDZIEŚ INDZIEJ

— - —

office.png

W pokoju pozbawionym światła i dźwięku przy biurku siedział mężczyzna i czytał. Był czas, kiedy ciemność mogła mu przeszkadzać - ale ten czas minął. Teraz uznał ją za pocieszającą. Kolory odciągały go od pracy.

Przerzucił się na kolejną stronę raportu - mimo, że nie musiał "widzieć" słów, by je odczytać. Stare nawyki, jak sądził. Z każdym kolejnym zdaniem jego spokój ustępował miejsca zimnemu, wykalkulowanemu zamiarowi.

Drzwi otworzyły się. Ostrze światła przeszyło pomieszczenie, oświetlając mężczyznę i jego biurko. Przecięło to jego przedramię i uwydatniło starą bliznę po oparzeniu. Instynktownie wyciągnął rękę, by ją zakryć.

Spojrzał w górę. W drzwiach stała kobieta, wahając się. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że jego twarz wykrzywia wściekłość.

Zmusił się do odprężenia, pozdrowił ją skinieniem głowy i zaprosił do środka.

Zrobiła dwa kroki do przodu i odezwała się:

– Słyszałeś?

– Tak – zamknął raport. – Czy wiemy już kto?

– Jeszcze nie – ruszyła, by podejść, ale zatrzymała się - jakby wiatr zmusił ją do cofnięcia się. – Ktokolwiek odnalazł wieżę zrobił to za pomocą mnestyków, a ich zapas jest ograniczony. Sprawdzamy to.

– A Kontrakt?

Kobieta nie odpowiedziała.

Westchnął.

– Felix?

– Nie znaleźliśmy go. Jeśli upadł, lub został popchnięty, może nadal spadać. Musimy założyć najgorsze.

Mężczyzna stanął, jego oczy utkwiły na grzbietach własnych knykci.

– Nie rozumiem, jak to się mogło stać. Nie rozumiem, kto by to zrobił. Kto mógłby to zrobić. Czy oni w ogóle wiedzą, co zrobili? – spojrzał w górę na nią. – Jest bardzo źle.

Jej wyraz twarzy się nie zmienił.

– Reszta rady została już zaalarmowana. Przyszłam tu tylko po to, by upewnić się, że wiesz – zrobiła kolejny krok do przodu; jej dłoń opadła na jego biurko. – Może… może gdybyśmy po prostu…

– Cokolwiek miałaś zamiar powiedzieć, nie mów – jego głos był płytki; coś drżało tuż pod powierzchnią. – Kimkolwiek są, mieli szczęście.

Zmarszczyła brwi. Mógł dostrzec znużenie na jej twarzy. Było coś, co chciała mu przekazać; było coś, co chciała powiedzieć. Zamiast tego, po prostu zamknęła oczy i skinęła głową.

Sięgnął po jej dłoń na biurku i ujął ją w swoją. Jego dłoń była jak wytarta, wyskrobana skóra. Jej była lodowata.

– Wiem, że jesteś zmęczona. Wiem. Boże, wiem. Jestem…

Zmusił się, żeby przestać. Wziął oddech, odwrócił jej rękę i prześledził blizny wzdłuż jej nadgarstka i przedramienia. Wyglądała teraz tak słabo.

– Nie możemy teraz przestać. Nie możemy się teraz poddać.

Jej oczy wciąż były zamknięte.

– Wiem.

– Idź, teraz. Wracaj do Ogrodu. Znasz drogę do niego. Tam będziesz bezpieczna. Zwołam formacje operacyjne i dowiemy się, o co tu chodzi. Zadzwonię do ciebie, gdy wszystko będzie jasne.

Ścisnęła z powrotem jego dłoń. W końcu jej oczy się otworzyły.

– A co z tobą?

Uśmiechnął się.

– Muszę tylko załatwić kilka spraw, a potem przyjdę po ciebie.

Podszedł do biurka i objął ją; ona objęła go z powrotem. Po kilku chwilach ciszy, odwróciła głowę w jego stronę.

– Ja-

Zadzwonił telefon.

Zmarszczył się. Jego uścisk na niej rozluźnił się.

– Przepraszam. Ja…

Jej wyraz twarzy stwardniał. Puściła go, kiwając głową.

– Wiem.

Bez kolejnego słowa, odwróciła się i zostawiła go samego.

Odruchowo sięgnął po telefon.


TERAZ

— - —

tokyo.png

Księgowy.

Anthony uznał ten tytuł za zabawny.

– Czy oni mają tylko jednego?

Olivia roześmiała się.

– To bardzo dużo matematyki. On musi być jakimś uber-nerdem.

– A dire nerd. – Adam zaproponował, a jego oczy nie opuszczały ekranu swojego laptopa.

Ten komentarz przyciągnął puste spojrzenia Olivii, Anthony'ego i Calvina.

– No wiecie, jak dire wolf? Z D&D? Albo z Gry o Tron? Albo… – Adam spojrzał w górę. Natychmiast się skrzywił, po czym wrócił do pisania. – kurwa, ale wy jesteście starzy.

Anthony zaciągnął się papierosem i spojrzał na Calvina z drugiego końca pokoju.

– W porządku. Więc, jak zamierzasz znaleźć tych wszystkich frajerów? Wątpię, żeby kręcili się po lokalnym pubie. Pewnie zaszyli się gdzieś z taką ilością anomalii, że Mordor wyglądałby jak Shire. – Rzucił Adamowi spojrzenie, który — nie podnosząc głowy — uniósł dwa palce w uznaniu.

Calvin przytaknął.

– Tak. I tu właśnie robi się kłopot. Nasz tajemniczy agent napisał sporo o Nadzorcach, trochę o tym gdzie mieszkają, lub gdzie się ukrywają, ale wiele z tego jest sytuacyjne i może nie być pomocne. Dlatego najpierw zajmiemy się Księgowym. To on płaci czynsze. Zabijemy go, a lista możliwych kryjówek znacznie się zmniejszy.

Olivia odchyliła się w fotelu.

– Idealnie. Musimy tylko znaleźć tego pierwszego. Pierwszego z tych bogów na Ziemi, którzy wiedzą, że po nich idziemy. Czy ty w ogóle masz jakiś plan?

Calvin gestem wskazał na swoją prawą stronę.

– Mam Adamie.

Adam odchylił się od swojego komputera.

– O, tak. No właśnie. Tak, mogę go znaleźć.

Anthony parsknął.

– To będzie dobre.

Adam zignorował go:

– Księgowy jest, z tego co wiemy, matematycznym cudotwórcą, który specjalizuje się w analizie statystycznej. Jest jak gąbka na dane - chłonie informacje, analizuje je i znajduje ukryte korelacje, których nikt inny nie jest w stanie dostrzec. Wszystko, co robi, robi w oparciu o te niewidzialne zależności. Cała jego codzienność - to, co nosi, co pije, jego codzienne czynności - wszystko opiera się na przewidywaniach wynikających z tych korelacji.

Odwrócił swój ekran, aby pokazać innym. W przeglądarce było otwartych kilka zakładek; aktualna była wykresem bieżących cen akcji.

– Teraz, prawdopodobnie nie muszę wam mówić, co taka osoba może zrobić na giełdzie. Analizuje dane szybciej niż komputery; potrafi przewidzieć rozkwit i upadek Fortune 500 na podstawie rozkładu jazdy cholernego pociągu. I chociaż jego zdolność do widzenia tych korelacji jest anomalna, same korelacje nie są - są po prostu niemożliwe do zrozumienia lub rozszyfrowania przez kogokolwiek innego.

– W porządku – powiedział Anthony. – Ale to nie mówi nam, jak…

– Rozkłady jazdy pociągów – przerwała mu Olivia. Była skupiona na jednej z nieotwartych zakładek na ekranie. – w Tokio?

Adam uśmiechnął się i skinął głową. Otworzył zakładkę, odsłaniając przetłumaczony rozkład jazdy pociągów.

– Dziennik wspominał o tym. Przez kilka tygodni kazałem Aleksandrze przeliczać liczby—

– Aleksandrze? – Anthony zwęził oczy.

– To imię, które nadał swojemu laptopowi – odparł Calvin. – Co znalazłeś?

– Zasadniczo, istnieje jakaś dziwna korelacja pomiędzy międzynarodowymi rynkami mieszkaniowymi a rozkładami jazdy pociągów drukowanymi w Tokio piątego dnia każdego trzeciego miesiąca – powiedział Adam. – I bazując na tym, jak rozważny jest ten facet, byłbym skłonny założyć się o pieniądze, że sam jedzie do Tokio, aby zbadać te rozkłady w dniu, w którym są drukowane.

– Poczekaj – Olivia pochyliła się, aby bliżej przyjrzeć się ekranowi. – Powiedziałeś, że ten facet potrafi przewidywać na podstawie korelacji, których nikt inny nie dostrzega, prawda? Czy to nie doprowadziłoby go do tego, że zdałby sobie sprawę, że nie powinien być tam, gdzie my tego oczekujemy?.

Adam kiwnął głową.

– Pytasz mnie, czy on może widzieć przyszłość?

– Cóż, tak. Czy to nie jest w zasadzie to, o czym mówisz? – Olivia odwróciła się od ekranu i skupiła swoją uwagę na Adamie. – Jeśli jest w stanie w magiczny sposób widzieć połączenia, których nikt inny nie potrafi, to czy nie jest możliwe, że jakaś informacja, na którą natrafił, powie mu, że nadchodzimy? Albo nawet kim jesteśmy?

– Nie wydaje mi się – powiedział Calvin. – To znaczy, liczby mogą się mylić.

Adam potrząsnął głową.

– Nie, ona ma - cóż, w większości rację. Liczby nie mogą być błędne. To tylko dane. On jednak nie może wiedzieć niczego na pewno. On tylko przewiduje, a te przewidywania mają różny stopień pewności. To jest właśnie ta czkawka: Może wiedzieć, że jest 75% szans, że dzisiaj ktoś go zaatakuje. Może wiedzieć, że jest 30% szansy, że będzie to pięć osób, 25% szansy, że będą to cztery osoby, 20% szansy, że będą to trzy osoby… i tak dalej.

Anthony pomasował swoje brwi.

– Czy naprawdę musimy brać udział w kursie o prawdopodobieństwie, aby zabić tego faceta? Rozumiem, że jest bystry, ale ostatnio jak sprawdzałem, rozkłady jazdy pociągów nie zatrzymują kul.

– Ale kule nie zatrzymają kogoś, kogo nawet tam nie ma – odpowiedziała Olivia. Odwróciła się z powrotem do Adama. – więc, zasadniczo, potrafi przewidzieć niezwykle złożone systemy na podstawie pozornie przypadkowych fragmentów danych. Prawda?

Adam przytaknął.

– Tak.

Olivia obdarzyła ich wszystkich bardzo krzywym uśmiechem.

– W takim razie, myślę, że wiem dokładnie jak go pokonać.

— - —

Czarny samochód zajechał na pobocze ulicy w dzielnicy handlowej Tokio. Mężczyzna, który z niego wysiadł, był tak nadzwyczajnie niepozorny, że w normalnych okolicznościach nawet jego brak niepozorności nie wywołałby uwagi.

Jego garnitur z wyższej półki i ciemne okulary pasowały do tutejszego stylu; jego skóra miała odcień bursztynowo-złoty. Mimo że wiedział, która jest godzina, sprawdził zegarek, zamknął drzwi samochodu i zrobił trzy kroki po chodniku. Pojazd odjechał.

Księgowy był człowiekiem precyzyjnym. Spał dokładnie siedem godzin, a kiedy się budził, to o wyznaczonej godzinie. Każdy krok był wyliczony, każdy krok z góry ustalony. Nie popełniał błędów, nie ryzykował, brał pod uwagę każdą istotną możliwość.

Dlatego też, gdy po raz pierwszy zauważył młodego człowieka zbliżającego się do niego z naprzeciwka, podjął natychmiastowe działanie. Mężczyzna miał około 20 lat, krótkie włosy, rozpięty płaszcz — Słowianin, jeśli miałby zgadywać. Na podstawie koloru butów mężczyzny, Księgowy ustalił, że przyszedł go zabić. Na podstawie aktualnej ceny rynkowej brzoskwiń, Księgowy uznał, że nie jest sam.

Zrobił krok w lewo. Z pobliskiej knajpy wyszedł właśnie tłum biznesmenów, co sprawiło, że między nim a niedoszłym zabójcą było co najmniej piętnaście osób. Jednym z nich był Japończyk — około pięćdziesiątki. Chodził lekko utykając i łysiał. To oznaczało, że drugi zamachowiec znajdował się w oknie na trzecim piętrze małego sklepu z winami po drugiej stronie ulicy.

Księgowy wyregulował zegarek, odbijając promienie słoneczne od jego powierzchni i wbijając je w okno. Snajper został na krótko oślepiony. Teraz, gdy żaden z zabójców nie mógł go zobaczyć, ruszył w kierunku wejścia do pobliskiego biurowca.

– Kurwa. Odblask – warknął Anthony do swojego mikrofonu. – Widzisz go?

Adam wywalczył sobie drogę przez tłum, potrząsając głową.

– Nie. Zgubiłem go. Przewiduje wszystko, co robimy. Myślę — musi być w tym budynku z niebieską szybą. Kieruje się w jego stronę.

Olivia wyjrzała zza rogu i dotknęła swojej słuchawki.

– Calvin, mam z nim wejść?

Nastąpiła krótka pauza, zanim Calvin odpowiedział:

– Tak.

Olivia pobiegła w stronę biura rachunkowego. Adam przepchnął się przez kilka innych osób, by podążyć za nią.

Wnętrze stanowiło rozległe, trzypiętrowe lobby obłożone marmurem. Wielkie schody prowadziły na każdy poziom, a szklane windy zapewniały alternatywną drogę. Oczy Adama błądziły między różnymi poziomami.

– Który poziom? – zapytał Adam.

Złapała Adama za ramię i pociągnęła.

– Żaden. Tędy.

Dwójka z nich ruszyła w kierunku odległego końca budynku. Wyjście awaryjne prowadziło do alejki na tyłach. Olivia otworzyła drzwi i przeszła przez nie, a Adam podążył za nią. Gdy tylko wyszli na zewnątrz, przywitał ich dźwięk stłumionej strzelaniny.

– Cholera! – Olivia wepchnęła Adama między dwa śmietniki; wkrótce podążyła za nim, upadając na kucaka. Wyjęła swoje lusterko i trzymała je w ręku, korzystając z odbicia, by przeszukać uliczkę przed sobą.

Dwóch mężczyzn w garniturach stało w miejscu, gdzie alejka wychodziła na ulicę. Między nimi Księgowy sprawdził swój zegarek.

– Hm. To zadziała – oznajmił – Mamy około minuty zanim ruszę, aby złapać mój pociąg. Więc, co mogę dla ciebie zrobić?

Olivia zbadała odbicie w swoim lustrze. Adam zmrużył oczy na widok obrazu, marszcząc czoło.

– On po prostu stoi na otwartej przestrzeni – wyszeptał – moglibyśmy po prostu-

Sięgnęła, by ponownie dotknąć swojej słuchawki.

– Calvin. Robimy to?

Odpowiedź Calvina nadeszła niemal natychmiast:

– Nie.

Olivia spojrzała na Adama.

– Niech mówi dalej.

Adam przytaknął. Odwrócił się w stronę śmietnika i krzyknął:

– Jesteś Księgowym, prawda?

– Wiesz, mam tytuł zawodowy. I nazwisko, jeśli wolicie…

– Wiemy kim jesteś – krzyknął Adam. – jesteśmy tu, żeby cię zabić.

– Tak, jestem świadomy. Cóż, oto jestem. Proszę bardzo. Oddaj strzał.

Olivia gestem nakazała Adamowi kontynuować.

– Uh-huh. Ale czy wiesz, dlaczego jesteśmy tu, by cię zabić?

– Dwadzieścia dziewięć sekund. Prawdopodobnie jesteście tymi, o których dowiedziałem się dziś rano. Jesteście odpowiedzialni za zerwanie naszej umowy ze Śmiercią. Przypuszczam, że chcecie mnie zamordować z powodu jakiejś ideologicznej kłótni.

Kłótni ideologicznej? – głos Adama prawie podniósł się o oktawę. Olivia sięgnęła po jego ramię. – Wiesz, na ilu trupach zbudowana jest twoja organizacja? Ilu ludzi umiera każdego dnia tylko po to, żebyście wy, kurwa, mogli rządzić?

– Nigdy nikogo nie zabiłem. Oczywiście, jestem pewien, że ty kilku zabiłeś. Ilu? Tuzin? Stu? Czy zadałeś sobie trud poznania ich imion? – zapytał Księgowy. Ponownie sprawdził zegarek. – czy któreś z nich było dzieckiem? Tak z ciekawości.

Adam szarpnął się wbrew uściskowi Olivii. Ścisnęła go, mocniej.

– Nie – wyszeptała – On próbuje cię zdenerwować.

– Jebać go – warknął Adam. Jego uchwyt na pistolecie był wystarczająco ciasny, aby wycisnąć krew z jego knykci. – Jakby nigdy nie zabił…

– Cóż, jeśli nie zamierzasz próbować mnie zamordować, przypuszczam, że będę musiał po prostu wyjść wcześniej – powiedział Księgowy. Ponownie spojrzał na zegarek. – Siedem sekund.

Przegapimy naszą szansę – wysyczał Adam. – Idę—

– Nie, Calvin powiedział—

Adam już podnosił się na nogi, ale Olivia rzuciła się na niego. Jej ręce uderzyły w jego nogi, zmuszając go do upadku. W następnej chwili rozległ się ogłuszający huk, który wypełnił całą alejkę. W śmietniku za nimi pojawił się krater wielkości pięści - dokładnie w miejscu, gdzie wcześniej znajdowała się głowa Adama.

Z dziury unosiły się kłęby dymu. Adam i Olivia wpatrywali się w nią, plecami przyciśnięci do drugiego śmietnika.

– Cholera – wyszeptał Adam.

– Snajper – odpowiedziała Olivia.

– Jeden – ogłosił Księgowy. – Wszyscy na ziemię.

Kilka kolejnych huków odbiło się echem przez ulicę — towarzyszyły im odległe krzyki. Olivia i Adam wyłapali odgłos pękającego szkła; po odgłosach trzasków nastąpiły kolejne wystrzały.

Głos Anthony'ego rozbrzmiał w słuchawce:

– Osłaniam was. Biegnijcie.

Olivia i Adam pobiegli do drzwi. W oddali słychać było syreny, a także pisk gumy samochodu Księgowego, który odjeżdżał.

— - —

Czasami Księgowy zastanawiał się, jak to jest żyć w niepewności; istnieć w świecie, w którym nie można przewidzieć najbardziej prawdopodobnego wyniku na podstawie danych, które ma się przed sobą. Wyobrażał sobie, że jest to straszny, nie do zniesienia stan - jak uwięzienie w koszmarze, w którym nic nie ma sensu. Ta myśl często wywoływała w nim uczucie ogromnego współczucia.

W tej chwili nie czuł litości.

Zbliżając się do dworca, sprawdził zegarek i wrócił myślami do alejki. Odtworzył wydarzenia, które rozegrały się tam dwadzieścia trzy razy; za każdym razem nic z tego nie miało sensu. Nic z tego nie pasowało do wzorca.

Prawidłowo przewidział przybycie dwóch zabójców; przewidział również przybycie ich towarzysza. Ale jego wzory wykazały, że stojąc na otwartej przestrzeni i zwracając się do nich, istniało ogromne prawdopodobieństwo, że przynajmniej jeden z nich wyłoni się i zostanie natychmiast zlikwidowany przez jego snajpera.

Wiedział, że nic nie jest naprawdę pewne. Każda reguła miała swój wyjątek, każdy absolut krył w sobie odrobinę wątpliwości. Wszystko, co rozumiał, było tylko przybliżeniem czegoś, czego nie rozumiał.

Ale szanse na to, że obaj zabójcy wyjdą z tego konfliktu bez szwanku, były według jego obliczeń porównywalne z tornadem układającym talię kart w domek z kart - a potem z powrotem w tę samą uporządkowaną talię. To było więcej niż "nieprawdopodobne", to był po prostu cud.

Czy to było to, czego był świadkiem? Cud prawdopodobieństwa? Zdarzenie tak rzadkie i prawie niemożliwe jak powstanie samego życia?

Wszedł na pociągu, podając swój bilet. Przeszedł do jednego z prywatnych pokoi, odsuwając drzwi i zajmując miejsce. Gdy miasto zaczęło się przesuwać, po raz dwudziesty czwarty odtworzył wzór, po czym zdecydował, że musi po prostu dać sobie z tym spokój.

Przesuwane drzwi otworzyły się z hukiem. Mężczyzna w średnim wieku z ciemnymi, lekko siwiejącymi włosami wszedł do środka, zajmując przeciwległe miejsce. Nieznacznie sięgnął do kieszeni płaszcza i wyciągnął rewolwer, celując prosto w serce Księgowego.

Księgowy wpatrywał się w niego, nic nie rozumiejąc. To nie było możliwe. To nie mogło być możliwe.

Dwa cuda? W ciągu jednego dnia?

– Jak? – wykrztusił.

Calvin sięgnął drugą ręką do kieszeni i wyjął małą, nie wyróżniającą się niczym monetę. Położył ją na kciuku i zaczął nią obracać, po czym wyrzucił ją w powietrze. Następnie pokazał ją księgowemu.

Reszka.

Tryby w jego głowie zaczęły się obracać.

– Ty…

– Jesteś dobry w przewidywaniu skomplikowanych sytuacji – powiedział Calvin – ale tylko wtedy, gdy zachowują się one tak, jak powinny. Nie możesz ich przewidzieć, jeśli wszystkie ich decyzje są z natury nieprzewidywalne.

– Ale skąd wiedzieliście, że będę…

– Podsłuchaliśmy, jak mówiłeś, że musisz złapać pociąg. W pobliżu były dwie stacje kolejowe. Rzuciłem więc monetą.

Księgowy zamknął oczy i uśmiechnął się.

– Jakie to chamskie. Miałeś szczęście.

– Tak. Ale zadziałało, prawda?

– Tak, zadziałało – jego oczy otworzyły się i skupił wzrok na Calvinie. – No cóż. Teraz masz mnie tutaj. Czego chcesz?

Calvin położył przed sobą kartkę papieru i wyciągnął długopis. Przesunął je po stole między nimi w kierunku Księgowego.

– Nazwiska – powiedział – lokalizacje. Cała reszta.

Księgowy westchnął.

– Chcesz, żebym podał nazwiska i lokalizacje pozostałych Nadzorców? I co - chcesz też ich numery PIN?

Calvin stuknął rewolwerem o stół.

– To chyba nie jest dobry moment na wymądrzanie się.

Księgowy usiadł z powrotem na swoim krześle i poluzował krawat.

– Nie mam zamiaru tego robić. Użyłeś zabawnej sztuczki, aby postawić mnie w kompromitującej sytuacji, i to jest sprytne. Ale teraz, kiedy tu jesteśmy, wiem dokładnie, jak to się skończy. Dlaczego miałbym narażać na szwank moich wspólników, skoro i tak mnie zabijesz?

Calvin wzruszył ramionami.

– Jest różnica między byciem zastrzelonym, a byciem wleczonym za tym pociągiem.

Drugi mężczyzna przełknął.

– To barbarzyństwo - i tak czy inaczej, nie jest to szczególnie prawdopodobne. Nie jesteśmy zbyt daleko od naszego celu, a wokół nas będzie zbyt wielu ludzi. Sposób w jaki umrę jest na końcu tej broni.

– Nie przeszkadza ci to?

Księgowy potoczył językiem po zębach.

– Oczywiście, że tak. Nie myślałem o śmierci od tak dawna, a teraz siedzę tu i patrzę na nią, a jest to po prostu przerażające. Ale nie zamierzam błagać o litość terrorysty – pochylił się do przodu. – Czy naprawdę rozumiesz, co robisz?

Calvin nie odpowiedział. Nadzorca westchnął.

– Śmiało. Obaj wiemy, co teraz zrobisz.

Calvin pociągnął za spust.




- POWRÓT -


12.png
O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported