Wzdłuż srebrnej rzeki
ocena: +5+x

Pozwól, że zabiorę cię przez piaski kryształu
i wzdłuż tej srebrnej rzeki.
I pokażę ci,
że wszyscy jesteśmy tworami Jego kreacji.

Artysta od dawna widział Pływ, ale nigdy nie widział czegoś takiego.

Pływ, źródło wszystkich jego dzieł, jak uważał, od dawna prowadzi go przez jego artystyczną ścieżkę. Wie kiedy pozwolić Pływowi przenieść się z jego umysłu do końcówki pędzla, z pustki pogrążonej w białej mgle do rzeczywistości, w której rezyduje. Wie jak go przekierować, jak użyć jego siły, żeby jego dzieła stały się realne lub nawet surrealistyczne. I uważał, że to jedyna piękna rzecz na świecie.

Mógł podjąć złą decyzję, kiedy wszedł do tego miejsca, żeby usłyszeć kazanie księdza i poznać tę obcą wiarę. Kościół maszynerii i metalu, jak słyszał. Chciał tylko użyć go jako sposobu na ujście Pływu, żeby mógł otworzyć oczy i zacząć coś nowego. W końcu zawsze lubił steampunkowe utwory, a to co ten Kościół oferował, nie różniło się od nich pod żadnym względem.

Ale teraz artysta stoi w rzece i wszystko się zmieniło. Biała mgła nadal tu jest, ale teraz zmieszana z gorącą, kotłującą się parą. Koryto rzeczne, w którym stoi, a które kiedyś było pustką, jest zrobione z metalu i trybików. Błyszczące i piękniejsze od wewnątrz od wszystkiego, co kiedykolwiek widział.

Mruga i czuje się jakby jego zmysły go zwodziły, ale kiedy otwiera oczy, sceneria się zmienia i widzi coś jeszcze bardziej niewiarygodnego.

Wciąż stoi w Pływie, ale teraz widzi też jego wierzch. Jest świadkiem majestatycznego mechanizmu, wszystkie tryby się kręcą i perfekcyjnie zazębiają. Widzi też sam Pływ, który nie unosi się w pustce, jak uważał, lecz przepływa przez tunele w gigantycznej maszynerii, kręcąc się i krzywiąc, kiedy maszyna się porusza. A jego oczy mogą ledwo nadążyć za jego ruchem. Gorąca para unosi się z jego powierzchni, kiedy mosiężne struktury gotują rzekę. Zębatki ryczą z trzewi.

Przez chwilę jest zaszokowany i zaślepiony przez scenę, której był świadkiem. Lecz po chwili, kiedy znów mruga, ponownie znajduje się w rzece, a Pływ przepływa na wysokości jego kolan, bez końca. Mentalne koryto rzeki nadal tu jest, ale błyszczy jeszcze bardziej i trzęsie się lekko. Pochyla się, żeby dosięgnąć wody.

Ale wody nie ma.

W wyimaginowanym korycie stworzonym przez wielką maszynę, rzeka rtęci przepływa przez gorącą, kotłującą się parę, bez końca.


Artysta rozpoczyna swoje nowe dzieło od sceny, którą widział w głowie i która pojawiała się w jego snach. Wyrzuca pędzle i farby, żeby zebrać trybiki, rurki i kable. Czuje zegar tykający wewnątrz.

Pracuje jak zawsze pracował, ale nie z papierem i ołówkiem, lecz z mosiądzem, żelazem i srebrem. Składa ze sobą części w artystyczny sposób, jedna zębatka dopasowuje się perfekcyjnie do drugiej, jak szepcze mu Pływ i ryczy Maszyna. Nigdy nie nauczył się jak konstruować mechanizmy, ale pracuje jakby się do tego urodził.

Kiedy jego ręka przejeżdża po błyszczącej powierzchni, ponownie widzi srebrną rzekę, tym razem rwącą się, kłębiącą i spadającą przez rzeźbione ścieżki w mosiężnej maszynie. Ma plany wobec swojego dzieła i marzy, że wielka maszyna go usłyszy i do niego przemówi.

Do tej pory mu się nie udało.

Próbując naśladować Boga, stworzył tylko potwory. Ryczące maszyny nigdy dobrze nie wychodzą. Mechanizm nie tyka lub źle śpiewa piosenkę; struktura się zawala lub rusza się niezdarnie. Pragnie uchwycić piękno mechanizmu, jak mistrzowie renesansu malowali świętych i bogów, tylko po to, żeby zrozumieć, że jego mierne umiejętności stoją mu na drodze.


Artysta przestaje tworzyć. Odkłada swoje narzędzia i materiały i zamyka się samotnie w pokoju, kiedy jego umysł wędruje po ogromnej, srebrnej rzece. Wędruje dniami i nocami, dopóki nierówne koryto rzeki przenika jego skórę, dopóki ryczący dźwięk rozbrzmiewa echem w jego uszach, dopóki rtęć, która płynie w rzece, przepływa przez jego żyły.

I wtedy to widzi.

Artysta bierze głęboki wdech i zanurza się w srebrnej rzece. Koryta już tutaj nie ma, a rzeka wydaje się być oceanem. Maszyna ryczy niczym orkiestra.


Powinno go boleć, kiedy metalowe odłamki przebijają się przez skórę i wchodzą w ciało, ale on nic nie poczuł. Pływ popycha go, kiedy podnosi trybiki i prawie machinalnie układa je wewnątrz siebie.

To jest jego jedyne dzieło, jego ostatnie dzieło. Jego krew splamiła podłogę, jednakże dalej widzi tylko jak rtęć przepływa; jego ciało zostało rozcięte i poszatkowane na kawałki, ale nadal widzi tylko ruch mechanizmu.

Kiedy umieścił ostatnią zębatkę, daje się słyszeć ciche brzęczenie i wie, że to jest ta chwila. Wstaje i się prostuje, czując jak mechanizm porusza się gładko wewnątrz, jakby to było naturalne. Pływ staje się jeszcze bardziej porywisty, Maszyna śpiewa jeszcze głośniej i czuje, że śpiewa razem z Nim.

“Udało się.” artysta wypuszcza ostatnie tchnienie. “Jestem tworem Jego kreacji.”


| HUB |

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported