AKT III
Scena I
Brud i smród (reżyser za sceną może otworzyć zapomniany karton z mlekiem dla jak najwierniejszej imitacji), na scenie leży ziemia. Jest mgła, lecz nie na tyle gęsta, by przykryć całkowicie leżącą na ziemi OSOBĘ i ZIMNIOKA (zwanego Mareczkiem) (aktor grający wcześniej MARECZKA może w kulkę się zwinąć, w folię zostać zawinięty i pomalowany zostać na brązowo lub po prostu można użyć największego ziemniaka, jakiego znajdzie się w sklepie). Słychać wiatr i skrzypienie zbutwiałych drzwi niewidocznej, chłopskiej chaty, w rytm którego porusza się w lewo i prawo, jak metronom, lewa stopa śpiącej OSOBY przyodziana w komicznie duży but.
ZIMNIOK (wciąż głos MARECZKA dzierżąc)
Wstawaj. Już nie gadam wierszem.
OSOBA
Ale ja chcę pospać jeszcze.
MARECZEK (wciąż postać ZIMNIOKA posiadając)
Tylko ty czemu dalej gadasz wierszem?
OSOBA
Bo chcę, kutwa, pospać jeszcze.
ZIMNIOK
Czy nie jesteś głodny?
OSOBA
Jestem.
ZIMNIOK
To wstawaj, żarcia jesteś godny.
OSOBA zrywa się i podskakuje, komicznie duży but ze stopy zrzucając prosto w kierunku publiczności (reżysera zwalnia się ze wszelkiej odpowiedzialności prawnej za poniesione przez każdego widza o imieniu Natalia lub Jerzy szkody na zdrowiu w wyniku otrzymania ciosu tymże elementem obuwia). Zaczyna chodzić wokół ZIMNIOKA
OSOBA
Ni mom.
ZIMNIOK (z wyczuwalną irytacją.)
Czego ni mosz.
OSOBA
Żarcia ni mom.
OSOBA dalej krąży wokół ZIMNIOKA, wzmaga się wiatr, skrzypienie drzwi niewidocznej chaty zsynchronizowane tym razem z burczeniem brzucha OSOBY. OSOBA przypatruje się ZIMNIOKOWI.
ZIMNIOK
Jak ni mosz.
OSOBA
No ni mom.
ZIMNIOK
A czymże w końcu jestem?
OSOBA
Mareczkiem.
MARECZEK (z jeszcze bardziej wyczuwalną irytacją.)
A teraz?
OSOBA
Zim… zimniokiem?
OSOBA podchodzi bliżej, depcząc po rączkach lub korzonkach, w zależności od podjętego początkowo przez reżysera wyboru. Wpatruje się w ZIMNIOKA. W oddali słychać kroki i gwizdanie.
ZIMNIOK
Szybko, bo czasu brak!
OSOBA
Ale jak? Ale jak?
W poprzek, czy na wspak?
MARECZEK
Srak, kochany, srak!
Po prostu zrób to, o tak!
Marzenie tego świata,
Biedak biedaka zjada.
OSOBA klęka i zjada ZIMNIOKA (jeżeli wybrano użycie ziemniaka, powinien on być ugotowany dla ochrony zdrowia aktora). Gwizdy i kroki są coraz głośniejsze, mgła jest coraz większa i intensywniejsza, słychać szum i uderzanie czymś o nieobecny na scenie stół. OSOBA podnosi głowę w wyraźnej konfuzji. W tym momencie wszystko wokół znika.
Scena II
Dalej brud i smród (tym razem, dla odmiany, reżyser może rozbić zgnite jajo dla jak najwierniejszej imitacji), lecz brak ziemi na podłodze i mgły, za to obecne są dwa krzesła i metalowy stolik. Przy jednym krześle siedzi OSOBA z komicznie dużym butem na lewej dłoni i bosą prawą stopą. Naprzeciw niego POLICJANT uderzający czarną, plastikową pałą (nie pałką) o stół z nudów. Z uderzeniem synchronizuje się burczenie w brzuchu OSOBY, które wybudza ją ze snu.
OSOBA
Gdzie jestem?
POLICJANT
W Politbiurze.
OSOBA
Gdzie Mareczek? Gdzie Zimniok?
I gdzie Mareczek Zimniok?
POLICJANT
Ten z brzucha?
OSOBA
Z brzucha ten, tak, ten brzucha z.
POLICJANT
Nie istniał.
OSOBA
Szkoda wielka.
A sztuka? A męka?
POLICJANT
Wszystko fikcja.
OSOBA
A co nie?
POLICJANT
Politbiuro.
OSOBA
To to wiem.
POLICJANT
Niedożywienie.
OSOBA
Mareczek był pożywny…
POLICJANT
A tyś po prostu dziwny!
OSOBA
Czy umarłem?
POLICJANT
Chyba nie.
OSOBA
Sztukę zjadłem?
POLICJANT
Zjadłeś mnie.
POLICJANT znika. OSOBA siedzi przy krześle przerażona, acz uśmiechnięta, gdyż w brzuchu burczeć jej przestało. Na stół spada worek ziemniaków o wadze 5,2kg. Dokładnie 31,44 sekundy później spada drugi, taki sam. Po 44 sekundach spada trzeci, wciąż taki sam. OSOBA zrywa się, obunóż wskakując na stół z wymachem rąk takim, że komicznie duży but na lewej dłoni leci w stronę publiczności (reżysera zwalnia się ze wszelkiej odpowiedzialności prawnej za poniesione przez każdego widza o imieniu Mikołaj lub Ziemowit szkody na zdrowiu w wyniku otrzymania ciosu tymże elementem obuwia).
OSOBA (po długim milczeniu.)
Zimniok. Cóż po zimniokach, czym zimniok dla ludzi?
Gdzie człowiek, co zimnioka zje ze smakiem,
Bez narzekania, że czyni go to biedakiem?
Nieszczęsny, kto dla ludzi zimnioki gotuje:
Woda zimnioka, a zimniok języki psuje;
Język mamle głupoty, nim zimnioka dostanie,
A zimniok krzyczy po coś, gdy wchłaniany zosta-
Zmęczony monologiem, na OSOBĘ spada fortepian. Z otwartej z niebywałą brutalnością klapy głowę wystawia ARTYSTA.
ARTYSTA (wciąż martwym będąc.)
Zimniok, jak zimniok…
Choć z biedą się kojarzy,
To świat bez zimnioka, jak życie bez sztuki — parzy.
A zimnioka nie było,
Były halucynacje z niedożywienia.
I śmierć.
Koniec i bomba.
A kto słuchał, ten trąba!




