Jedenasty


rozdział3.png

11red.png


WTEDY

— - —
college.png

– To – powiedział mężczyzna z przodu sali, odsłaniając slajd pokryty wieloma kolorowymi kropkami. – Jest Wszechświat. Wszystko, co kiedykolwiek było, jest lub będzie, co możemy dostrzec, znajduje się na tym slajdzie. Z tego co wiemy, to jest właśnie to; cała suma istnienia.

Wyłączył projektor i na chwilę w pokoju zapanowała ciemność. Kiedy światło znów się zapaliło, obraz był jak obraz Ziemi, jakby wykonany z góry i z daleka.

– To oczywiście my – powiedział mężczyzna, centrując slajd.

– Prawie każda żywa istota, o której wiemy, urodziła się i umarła na tej planecie – zrobił przerwę dla efektu. – Nie taka zła nieruchomość, nieprawdaż.

Ponownie dostosował slajd, gdy publiczność próbowała powstrzymać się od śmiechu.

– A to… jest atom. Albo przynajmniej, uh, reprezentacja jednego. Technologia jeszcze nie osiągnęła takiego poziomu, żebyśmy mogli zobaczyć tych małych gości, ale mamy całkiem niezłe pojęcie o tym, jak mogą wyglądać. Atom jest blokiem konstrukcyjnym, najbardziej podstawową cząstką we wszechświecie. Albo raczej, może być. Mogą istnieć cząstki jeszcze mniejsze od niego, a także mniejsze cząstki, które je tworzą. Trudno powiedzieć, gdzie to się kończy, ale na dnie tego wszystkiego musi być coś fundamentalnego… prawda? Coś, co nie składa się tylko z innych elementów, ale wymusza ich istnienie. Tego właśnie szukaliśmy.

Światła znów rozbłysły, a mężczyzna odwrócił się. Na jego białej marynarce widniało nazwisko "Doktor Felix Carter" wypisane niebieskim drukiem. Okrągłe okulary spoczywały na czerwonym nosie, a jego siwe włosy były starannie zaczesane na bok.

– Kiedy zgłosiliśmy się do Międzynarodowej Akademii Nauk Egzystencjalnych, przyjechaliśmy z jednym celem: odkryć powód, dla którego tak się dzieje. Nie zostaliśmy poproszeni o dostarczenie wyjaśnienia, lub wydedukowanie dlaczego, uh, dlaczego; naszym zadaniem było znalezienie tej części wszechświata, która określa dlaczego jesteśmy tym, czym jesteśmy. Dziś z radością ogłaszam, że nam się to udało.

Wyciągnął rękę, a w polu widzenia pojawił się kolejny mężczyzna. Był wysoki, miał ścięte brązowe włosy i czarną marynarkę. Uśmiechnął się i pomachał grzecznie na entuzjastyczne oklaski i stał z dłońmi złożonymi przed sobą, gdy został przedstawiony.

– To jest Dr Frederick Williams, z Królewskiego Konserwatorium Naukowego. To właśnie z jego pomocą i wsparciem finansowym dokonaliśmy tego przełomowego odkrycia.

Dwójka z nich zatrzymała się, gdy światła ponownie przygasły, a projektor powyżej wytworzył obraz. Obraz był słaby i pełen zakłóceń, ale jego punkt centralny był jasny: pojedyncza biała linia rozciągająca się w poprzek obrazu, zanikająca na obu końcach.

– To, na co tu patrzycie, to nić – kontynuował dr Carter. – Dopiero teraz zaczęliśmy je tak nazywać; nie mieliśmy pojęcia, jak będą wyglądać, kiedy zaczynaliśmy. Byliśmy w stanie sprawić, by ta nić zamanifestowała się za pomocą serii impulsów wysokiej energii skierowanych na maleńki kawałek folii Ozymandium. Metoda ta została zapożyczona od dr. Adama Brighta i jego zespołu w Stanach Zjednoczonych, którzy pracowali nad podobnym projektem w nadziei, że uda im się wywołać coś, co nazywają tachionami, czyli fundamentalnym budulcem czasu. Odkryliśmy, że dzięki odpowiedniemu dostrojeniu naszego sprzętu, byliśmy w stanie sprawić, że coś, co nie powinno się wydarzyć… wydarzyło się.

Obraz się zmienił. Na następnym slajdzie widać, jak pobliska struktura jest dramatycznie ciągnięta w kierunku środka nici. Na następnym, nici już nie ma, a budynek jest zgnieciony i zniekształcony.

– To było to, czego byliśmy świadkami. Powodując pojawienie się na chwilę jednej z tych nici, jednego z elementów fundamentu wszechświata, a następnie manipulując nią tak nieznacznie, w jednej chwili zwiększyliśmy grawitację w tym regionie o prawie siedem tysięcy procent. Powtórzę to jeszcze raz: manipulowaliśmy fizycznymi prawami wszechświata za pomocą jasnego światła i kamienia.

Zgromadzona publiczność ponownie zaklaskała. Po chwili dr Carter podniósł rękę, aby zapanowała cisza.

– Pełny manifest naszych uh, naszych badań będzie dostępny już wkrótce, jak tylko nasze siostrzane projekty zakończą swoje badania. Za trzy miesiące przedstawimy nasze wyniki w całości temu zgromadzeniu i… i zrobimy pierwszy krok w kierunku bardziej świadomej przyszłości!

— - —

W holu audytorium po zakończeniu spotkania dr Williams stał i przemawiał do grupy badaczy obok dr. Cartera i jego zespołu. Dwóch mężczyzn podeszło do niego, a jeden z nich wyciągnął rękę.

– Dr Williams – powiedział mężczyzna. – Jest mi niezmiernie miło pana poznać. Vincent Arians, Oxford. Jestem zafascynowany pańską pracą, naprawdę.

Wyższy mężczyzna uśmiechnął się.

– Pan Arians, oczywiście. Zawsze miło spotkać kolegę absolwenta – spojrzał w stronę drugiego z dwójki. – A twój przyjaciel?

– Aaron Seigel – powiedział mężczyzna, podążając za uściskiem dłoni Ariansa z jednym z własnych. – Cornell.

Oczy doktora Williamsa rozszerzyły się nieznacznie.

– Znany fizyk. Śmiem twierdzić, że w połowie spodziewałem się, że dokona pan tego odkrycia przed nami, doktorze Seigel.

Aaron uśmiechnął się.

– Niestety, nasza praca ostatnio przybrała inny obrót. Jeśli zamierzaliśmy rozwiązać problem atomistyki, powinniśmy byli zrobić to co pan i najpierw rozgryźć geometrię. Twoje wyniki były naprawdę imponujące.

Oczy dr. Williamsa były pełne zadumy.

– Tak, Dr Carter wykonał wyjątkową pracę. Szkoda, że zostanie zdyskredytowany, naprawdę włożył w ten projekt tak wiele.

Arians zrobił podwójne ujęcie.

– Czekaj, on… co?

Zanim którykolwiek z nich zdążył powiedzieć coś jeszcze, podeszła do nich ciemnooka kobieta, niska, z krótkimi czarnymi włosami, ubrana w niebieską sukienkę z długimi czarnymi rękawiczkami. Podeszła za doktorem Williamsem, położyła mu rękę na ramieniu i szepnęła do ucha. On przytaknął.

– Panowie, obawiam się, że jestem wzywany – Zatrzymał się w połowie obrotu. – Och, proszę, wybaczcie mi. Panie Arians, Dr. Seigel, to jest Dr Sophia Light. Pracowała blisko z Dr. Carterem i resztą naszego zespołu tutaj w Londynie.

Kobieta uśmiechnęła się łagodnie i skinęła głową.

– Jestem oczarowana, bez wątpienia.

Aaron skinął głową, podczas gdy Arians nadal przetwarzał to, co właśnie usłyszał. Williams przez chwilę grzebał w kieszeni, po czym wyciągnął białą kartę z trójramiennym emblematem na niej.

– To jest moja wizytówka, Dr. Seigel – powiedział – niech pańskie biuro zadzwoni pod ten numer, kiedy będzie pan jeszcze w mieście, a my zorganizujemy odpowiednie spotkanie. Panie Arians, jest pan również mile widziany. Nasza organizacja jest na skraju naprawdę inspirującej pracy i szukamy najbystrzejszych umysłów, które mogłyby nas poprowadzić.

Wzruszył ramionami.

– Coś do przemyślenia. Do zobaczenia, panowie.

Dr Williams założył czapkę i płaszcz, i wyszedł za dr Light z pokoju.


TERAZ

— - —
balcony.png

“Pewnego razu człowiek obudził się i odkrył, że nie pamięta kim jest, ani jak się tu znalazł.”


Olivia wymknęła się na balkon studia i wyciągnęła zza ucha bladego, smukłego papierosa. Szukała w kieszeni zapalniczki, kiedy usłyszała, że drzwi za nią się otwierają.

– Wiesz, to coś cię zabije – Anthony Wright nie wyglądał na typ człowieka, który był przyzwyczajony do garnituru i krawata. Nosił je tak, jakby były to więzienne fatałaszki.

– Powinienem wiedzieć – dodał, pokazując jej na wpół opróżnioną paczkę gumy.

– Anthony! – Szczupła sylwetka Olivii przysunęła się do niego z gracją małego, eleganckiego noża. Owinęła wokół niego ramiona i mocno przytuliła. Mimo że rzucił nałóg pięć lat temu, staruszek nadal pachniał tytoniem.

Anthony opuścił wokół niej ogromne ramię i poklepał ją pocieszająco. W końcu oparli się o barierkę, obok siebie. Nie było jeszcze całkiem rano; pod nimi ulice miasta spowijała mandarynkowa poświata. Chłodna, letargiczna bryza dryfowała obok nich, niosąc zapach oceanu.

– Cieszę się, że ci się udało – powiedziała mu Olivia. W końcu wyciągnęła swoją zapalniczkę. Był to tani kawałek neonowego, zielonego plastiku, który kupiła w drodze na wystawę. Po kilku machnięciach kciukiem, udało jej się tylko wystrzelić iskry.

– Masz – Anthony wyrwał zapalniczkę z jej ręki, jakby zabierał niebezpieczną zabawkę. Wyciągnął swoją własną; była to stara, sfatygowana rzecz z mosiądzu. Miała w sobie więcej wgnieceń niż on sam. – i nie przegapiłbym tego za nic w świecie, pani. Nawet jeśli jest to Seattle.

Olivia przewróciła oczami. Zapalniczka Anthony'ego wytworzyła płomień przy pierwszym machnięciu; opuściła głowę w dół, by zbliżyć papierosa do czubka ognia.

– Oszczędź sobie. Wiem, że myślisz, że to wszystko to artystyczne bzdury.

– Cóż, w porządku, nie mogę powiedzieć, że "rozumiem" Madonnę zrobioną z twarogu.

Olivia rzuciła mu spojrzenie.

– Nie podoba ci się?

Anthony zrobił krótkie podwójne ujęcie.

– Czekaj, ta jest - twoja? To znaczy, uh…

Uśmiechnęła się.

– Nie. Żartuję. Ta jest do dupy; facet, który ją zrobił, to cienias – odwróciła się z powrotem w stronę miasta, zaciągając się długim ciągiem. Kiedy wydychała, kłęby dymu wirowały z jej nozdrzy i lizały dno balkonu nad głową.

– Co u Calvina?

– Ma się dobrze. Powiedział, żebym ci przekazał, że żałuje, że nie mógł przyjechać, ale…

– Zajęty. Wiem. Kurwa, wiem – Olivia zamknęła oczy. – Tyle się teraz dzieje.

– Tak. Nie sądzę, że ktokolwiek z nas spodziewał się… – Głos Anthony'ego ucichł. – Potrzebowali Księgowego bardziej niż nam się wydawało. Kiedy go stracili, stracili wszystkie swoje fundusze - wszystko zaczęło się rozpadać. Personel zaczął panikować, ośrodki zaczęły upadać - kurwa, dwóch Nadzorców zginęło tamtej nocy.

Coś szarpnęło z tyłu umysłu Olivii; coś, o czym zapomniała.

– Ile ośrodków zostało teraz?

– Wciąż około dwustu. W zeszłym tygodniu zlikwidowaliśmy Ośrodek 173. Nic w nim nie ma oprócz trupów i karaluchów – potrząsnął głową – Zwykłych karaluchów.

Olivia odwróciła się do niego. Po raz pierwszy od dłuższego czasu wyglądał staro - staro i zmęczenie. Zmarszczki na jego twarzy były wyryte głęboko w skórze; jego oczy otaczały ciemne, nieprzeniknione kręgi.

Znów poczuła ten uścisk.

– Jak się trzymasz?

– To zabawne – powiedział jej Anthony, wciąż obserwując miasto. – Spędzasz swoje życie walcząc z demonami, gasząc pożary — myśląc, że to jest ta trudna część. To jest praca, którą trzeba wykonać. To jest praca, która cię zabije. Ale tak nie jest.

Jego oczy spotkały się z jej oczami.

– Zamiatanie popiołów — składanie gówna z powrotem do kupy. To jest najtrudniejsza część."

Zmarszczyła brwi. Szarpanie było teraz mocniejsze.

– Nie zrozum mnie źle. Teraz jest lepiej – uśmiechnął się do niej ze znużeniem. – Nie musimy krzywdzić ludzi. Nie musimy zabijać ludzi. Nie musimy okaleczać dzieci, by powstrzymać koszmary.

Jego oczy powędrowały z powrotem do miasta.

Olivia zamknęła oczy.

– Anthony…

– Nie wiem, jak do cholery to zrobiliśmy, ale wygraliśmy. Świat… wciąż jest spieprzony. Kiedy kładę się spać, wciąż mam koszmary, wiesz? Ale każdej nocy jest trochę lepiej. Koszmary znikają.

Sięgnęła do kieszeni i poszukała czegoś, wyciągając to na zewnątrz.

– W każdym razie, kurwa - przepraszam, ja tylko tak narzekałem. Słuchaj, Olivia. Jest coś, o co chciałem cię zapytać…

Olivia wbiła elegancki, ostry jak brzytwa nóż rzemieślniczy w serce Anthony'ego Wrighta. Przez jedną chwilę oczy starca wypełniły się surową dezorientacją i szokiem. Potem - potykając się do tyłu, drętwo chwytając za rękojeść - jego oczy były wypełnione niczym w ogóle.

– Przepraszam – wyszeptała Olivia. Popychając go przez krawędź balkonu.

I świat się skończył.



TERAZ

— - —
motel.png

“Nagle głos przemówił do mężczyzny: 'Twoje drugie życzenie zostało spełnione. Teraz twoje trzecie — i ostatnie — życzenie.’”


– -Wstawaj. No dalej, dalej, obudź się do cholery…

Skrawki światła przeciskały się przez powieki Olivii. Czuła nieustanne brzęczenie w uszach.

Ktoś szarpał ją za ramiona.

– Obudź się, obudź się-

Otworzyła oczy i natychmiast tego pożałowała. Ostre, poszarpane promienie słońca wdzierały się do jej źrenic, zmuszając ją do zmrużenia oczu. Olivia wcisnęła jedną pięść do lewego oczodołu i zaczęła pocierać.

– Co… gdzie ja jestem?

Mężczyzna przestał nią potrząsać i osunął się na krzesło.

– Kurwa. Dzięki Bogu.

Olivia nadal pocierała oczy, pozwalając, by jej wzrok się dostosował. Leżała na plecach na łóżku w tanim pokoju motelowym. Po jej lewej stronie dudnił zbyt mocny klimatyzator, a nad nim przez zasłony wpadało światło słoneczne. W pokoju unosił się słaby zapach oleju kokosowego.

Adam siedział obok łóżka. Wyglądał, jakby nie spał od kilku dni. Na szafce nocnej stał jego laptop, a obok niego leżał pistolet.

Olivia zamrugała przez chwilę.

– Adam? Co jest…

– Jak dużo pamiętasz?

Olivia ścisnęła brwi; zgrzytały jak trybiki w jakiejś ogromnej maszynie dodającej. Próbowała przemyśleć wydarzenia, które doprowadziły ją tutaj. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętała, było…

– Miałam jakiś sen. Anthony tam był, ale to było - lata później. To wszystko było nie tak. Nierealne. Czułam się prawdziwa, ale…

Adam przytaknął.

– Coś jest nie tak, prawda?

– Tak – Olivia zamknęła oczy i wydobyła sen z kryjówki w swojej podświadomości. – On nie palił, ale miał zapalniczkę. Byliśmy w Seattle, ale mogliśmy poczuć zapach oceanu. I im więcej o tym myślałam…

– Tym bardziej zdawałaś sobie sprawę, że to było kłamstwo.

Przytaknęła i otworzyła oczy. Adam był skupiony na swoim laptopie.

– Nie wiem jak, ale jakoś zdałam sobie sprawę, że jedynym wyjściem z tego było-

– Tak – Adam jej przerwał. Zadawał sobie wiele trudu, aby nie nawiązać z nią kontaktu wzrokowego. – Wiem.

Olivia zmarszczyła brwi, siadając na łóżku.

– Adam? Czy ty… uh, chcesz porozmawiać o-

– Wszystko w porządku. Już nas to nie dotyczy – otworzył jakiś plik na komputerze. – Nie pamiętasz, jak się tu znaleźliśmy, prawda?

Olivia potrząsnęła głową.

– Nie.

– Ja tak samo. Na szczęście, chyba to zaplanowaliśmy – kliknął coś dwukrotnie. Ekran laptopa wypełnił się nieruchomym obrazem twarzy Calvina. Jego stoicki wyraz twarzy wpatrywał się w nich; za nim dostrzegli coś, co wyglądało jak biuro – Calvin załadował na Aleksandrę film, wraz z instrukcją, jak go odtworzyć, gdybyśmy się zorientowali, że… nie pamiętamy nic z tego, jak się tu znaleźliśmy.

Olivia przesunęła się do przodu, aby usiąść na brzegu łóżka obok Adama. Kliknął 'Odtwórz'.

Nad filmem wyskoczyło okienko z prośbą o podanie dwóch haseł. Nad jednym było imię 'ADAM', nad drugim 'OLIVIA'.

– To jest zaszyfrowane? – zapytała Olivia. Zmarszczyła brwi, wpatrując się w ekran.

– Chyba tak. Nie pamiętam… To znaczy, jest jakieś hasło, którego mogłem użyć – powiedział Adam, wpisując coś pod swoim imieniem. Jak tylko wcisnął Enter, jego imię zmieniło kolor na zielony. Zerknął w jej stronę.

Olivia przygryzła dolną wargę, zastanawiając się.

– Olivia?

Coś szarpnęło z tyłu jej umysłu.

Nie przestając myśleć, wyrwała Adamowi pistolet z nocnej szafki i wpakowała mu trzy pociski prosto w czaszkę.

I wtedy świat się skończył.



TERAZ

— - —
office2.png

“Mężczyzna zastanowił się przez chwilę i — nie widząc innego wyjścia — wypowiedział ostatnie życzenie: ‘Pozwól mi przypomnieć sobie wszystko, co zapomniałem.’”


– Olivia?

Olivia otworzyła oczy. Leżała na łóżku w małym, wygodnie wyglądającym gabinecie. Stał tam regał pełen oprawionych w skórę tomów, a przed nim szerokie, wypolerowane biurko.

Calvin stał nad nią. Wyglądał na zdystansowanego - a kiedyżby nie? - Ale w jego wyrazie twarzy była nutka troski.

Olivia natychmiast uderzyła kolanem w jego splot słoneczny.

Calvin załamał się, kucnął do przodu. Zjechała z łóżka i rzuciła się w stronę biurka, szukając ukrytego pod jedną z szuflad zatrzasku. Olivia była już w tym biurze setki razy; o ile dobrze pamiętam, właśnie tutaj znajdowało się ukryte miejsce.

Zanim Calvin zdążył złapać oddech, Olivia celowała mu prosto w serce.

Calvin podniósł ręce do góry i cofnął się o krok.

– Olivia…

– Zamknij się – zwęziła oczy. – Pozwól mi pomyśleć.

Calvin nic nie powiedział.

– Ktoś mi miesza w głowie. Przeszłam już przez dwie iteracje. Jedną z Anthonym, drugą z Adamem. Za każdym razem próbowali wyciągnąć ze mnie informacje – powiedziała, rozwodząc się nad tym. – Za każdym razem zdawałam sobie sprawę, że coś jest nie tak. Jakiś szczegół nie na miejscu. Zapalniczka Anthony'ego. Komputer Adama - nazwał go 'Aleksander', nie 'Aleksandra'. A im więcej o tym myślałam, tym bardziej zdawałam sobie sprawę…

Calvin zaczął opuszczać ręce.

– Olivia, posłuchaj…

– Powiedziałam zamknij się – odparła – w porządku. Za każdym razem, gdy zdawałam sobie sprawę, że coś jest nie tak, wszystko zaczynało się rozpadać. Za każdym razem zdawałam sobie sprawę, że jedynym sposobem na ucieczkę jest…

Jej oddech przyspieszył.

Calvin zrobił kolejny krok do tyłu.

– Muszę Cię zabić – wyszeptała.

– Olivio. Spokojnie, dobrze, spokojnie. Porozmawiajmy o tym, dobrze?

Przemyślałam to. Anthony, Adam, a teraz ty - jesteś tylko kolejnym snem. Kolejnym… – zacisnęła wargi. – Kłamstwo. Kłamca. Ty jesteś pieprzonym Kłamcą.

– Olivia – ton Calvina był coraz bardziej naglący. – Proszę, posłuchaj mnie. Możesz mieć rację. Ktoś może mieszać ci w głowie. Ale to nie ja. Nie jestem Kłamcą.

– Więc jak, do kurwy nędzy… – jej palec zacisnął się mocniej wokół spustu.

– Słuchaj. Po prostu posłuchaj, dobrze? Pomagałaś mi w badaniach. Zasnęłaś w moim biurze. A teraz obudziłaś się i wyciągnęłaś na mnie broń – Calvin trzymał ręce wysoko. – Powiedziałaś, że te rzeczy zaczęły się rozpadać, kiedy zauważyłaś, że coś jest nie tak. Czy ty…?

Olivia skrzywiła się.

– Jeszcze nie. Ale… – jej oczy prześledziły całą przestrzeń w biurze. Wszystko wyglądało tak, jak powinno; w przeciwieństwie do poprzednich dwóch snów, to wszystko było dla niej znajome. Ale czy to znaczyło…?

– Mówiłaś, że zaczęło się od snu o Anthonym, a potem o Adamie. Zastanów się nad tym: Gdybym była Kłamcą, czy naprawdę zacząłbym od Calvina, w następnej kolejności?

Oddech Olivii zwolnił. Nic nie było nie na miejscu, nic nie było nie tak…

– Raz to przypadek. Dwa razy to zbieg okoliczności. Trzy razy to wzór – powiedział Calvin. – Myślę, że Kłamca próbuje cię oszukać, abyś mnie zabiła.

Jej uścisk na spuście rozluźnił się.

– Powiedziałaś, że próbuje wyciągnąć od Ciebie informacje. Jakiego rodzaju informacje?

– Ja… z Anthonym, nie wiem. Powiedział, że musi mnie o coś zapytać. Z Adamem, to było hasło, tak myślę, ale…

– Hasło?

Olivia opuściła pistolet, ale utrzymywała mocny chwyt.

– Tak – zmusiła się do powolnego oddychania. – Dobrze. Dobrze. Po prostu… daj mi chwilę, dobrze?

Calvin powoli opuścił ręce, ale zachował dystans.

– W porządku. Ale tak, to nie ma żadnego sensu. Nie znasz żadnych haseł, których chciałby Kłamca. Nie pytał cię o nic innego? – zrobił pauzę, po czym dodał: – nie pytał o twoją kopię dziennika, prawda? Wciąż ją masz?

Olivia potrząsnęła głową.

– Nie, nie pytał - tak. Wciąż go mam – sięgnęła wolną ręką, aby dotknąć podstawy nadgarstka; słaby, znajomy guzek był nadal obecny. – Dziennik jest tutaj.

Kłamca uśmiechnął się.

– Tak jest.

I wtedy świat się skończył.


TERAZ

— - —
hospital.png

“‘Zabawne’, zaśmiał się głos, spełniając ostatnie życzenie mężczyzny. ‘To było pierwsze życzenie, o które prosiłeś.’”


Olivia poczuła, że jej usta są pokryte cienką warstwą rozpuszczającej się kredki. Na jej języku pozostał słaby posmak mięty pieprzowej.

Zmusiła się do otwarcia oczu, po czym natychmiast je zamknęła. Jasne, rażące światła padały prosto w jej siatkówkę, a pulsujący ucisk za skronią wzmagał się.

Znajdowała się gdzieś w sali szpitalnej. Olivia nie musiała się nawet rozglądać, żeby to wiedzieć; po prostu to czuła. Nienawidziła szpitali. Odliczając wstecz od dziesięciu, otworzyła oczy i dała im czas na dostosowanie się.

Tak. To była placówka medyczna, w rzeczy samej - a ona była przywiązana do łóżka. Dobre czasy. Obok niej umieszczono kilka sztuk sterylnego, skomplikowanego sprzętu. Większość z nich wydawała pikające dźwięki. Podniosła głowę na tyle wysoko, na ile pozwalały jej nylonowe paski, próbując zorientować się w sytuacji.

Pielęgniarka i lekarz leżeli twarzą w dół na podłodze. Spod nich wypełzały kałuże karmazynu. W pobliżu siedziała starsza kobieta w nieskazitelnie białym garniturze, trzymająca w ręku pistolet. Jej wzrok padł na Olivię.

Olivia mrugnęła. Pomyliła się; to był młody mężczyzna z neonowo zielonym mohawkiem. Miał na sobie nabijaną ćwiekami kurtkę, poplamioną czymś mokrym. W lewej ręce trzymał przesiąknięte krwią zwijane ostrze.

Zamrugała ponownie. Była to osoba o nieokreślonej płci; jej skóra miała głęboki odcień ochry, a twarz była pełna kolczyków. Nosili kilka skórzanych pasków wokół czegoś, co wyglądało jak spoiwo z węgla drzewnego. Zamiast noża trzymali aluminiowy kij baseballowy. Był on pokryty kępkami włosów i mięsa.

Zamrugała ponownie. Mężczyzna z zębami jak ząbkowane noże do steków i pazurami, które mogłyby przebijać stal. Mrugnęła jeszcze raz. To był Anthony. Znów zamrugała. To był Adam. Mrugnęła ponownie. To był Calvin.

Znowu mrugnęła.

To był Kłamca.

– Jak się czujesz z tym nacięciem?

Olivia spojrzała w dół na swój nadgarstek. Świeża seria szwów krzyżowała się na niedawno otwartej ranie, która rozciągała się od podstawy dłoni do prawie wewnętrznej strony łokcia. Odległe wspomnienie zakołatało jej w głowie.

Oblizała wargi i skłamała.

– To… nie boli aż tak bardzo.

– Mimo to. Upewnij się, że jest przykryte. Antybiotyki też – lewa strona ust Kłamcy zadrgała do góry. – Przepisaliby coś na to, ale obawiam się, że zabiłam ich, zanim mieli okazję.

– Kto… – oczy Olivii padły na postacie na podłodze. – Co się dzieje? Kim oni są?

– Pracowali dla mnie, a my cię schwytaliśmy – powiedział jej Kłamca. – Zostałaś przyprowadzona do mnie w celu… zbadania. Aby odkryć, co wiedziałaś; aby ustalić, czy posiadasz dziennik. Albo przynajmniej, czy wiedziałaś, co w nim jest.

Ich usta zacisnęły się z rozbawieniem.

– Wiesz, po całym tym czasie zapomniałam, że on kiedykolwiek istniał. Kiedy agent, który to napisał, uciekł i powiedział nam, co zawierał, można było pomyśleć, że podejmiemy kroki, aby jego treść stała się nieprawdziwa. Ale… nie jesteśmy niczym innym, jak stworzeniami z nawyku.

Olivia nie mogła sobie przypomnieć niczego po tym, jak zabili Księgowego. Kłamca musiał zauważyć jej zakłopotanie.

– Byłaś poddawana amnezji. Kilka razy. Czy wiesz, że to moja główna funkcja w Fundacji? Utrzymać zasłonę. Upewnić się, że nikt nie pamięta niczego, czego nie powinien pamiętać.

Stuknęli bronią o swoje udo.

– I, oczywiście, zastąpić te luki przekonującymi kłamstwami.

– Dlaczego ja jeszcze żyję? Dlaczego w ogóle prowadzimy tę rozmowę?

– Bo ty i twoi przyjaciele się z tym rozliczyliście. Bo mieliście dziennik. Albo, przynajmniej, jego mały fragment. Podskórny pendrive, umieszczony pod twoim nadgarstkiem.

– Nie rozumiem.

Kłamca uśmiechnął się. Chociaż Olivia nie mogła już rozpoznać ich rysów, wciąż mogła dostrzec zmęczenie na ich twarzy.

– Nie wszystkie zagrożenia poznawcze są anormalne.

Oliwii przemknęło przez myśl hasło. To było tak, jakby właśnie znalazła fragment układanki, z której rozwiązania nie zdawała sobie sprawy. Obraz pojawił się w jej pamięci; teraz pamiętała wszystko.

– Kiedyś byłaś jedną z nas – wyszeptała. – Byłaś częścią Rebelii. Byłeś częścią trzeciej Delty - słyszałam, jak Anthony o tobie mówił. Sam… Sam Biel - zawsze mówili o tym, jak tygodniami byłaś torturowana przez Fundację za swoje sekrety i nigdy nie wydałaś ani słowa. Ja nie… nie rozumiem.

Kłamca zamknął oczy i przytaknął.

– To prawda, ale nie oddałam swoich wspomnień, bo nie było żadnych wspomnień do oddania.

Westchnęli.

– Zostałam oddelegowana do zlokalizowania anomalii na Morzu Bengalskim. Nasz statek wywrócił się podczas sztormu i zostałam wciągnięta do oceanu, gdy moja noga zaplątała się w jakąś sieć. Dryfowałam w ciemności, gdzie oczy są puste i zapadłam się w Pustkę. Odnaleziono mnie miesiące później, a Fundacja rozpoznała, kim jestem i co potrafię. Oddali mnie Zieleni - tej wiedźmie - a ona dała mi nową tożsamość; kłamstwo, w które mogłam wierzyć. – otworzył oczy i podniósł się na nogi, podchodząc do Olivii. – Twój przyjaciel Calvin bez wątpienia dowiedział się z dziennika, to sprytny chłopak. Twoja kopia miała tylko ten wpis - wpis zawierający moje imię. Widząc go po raz pierwszy od tylu lat… to było jak wynurzenie się spod wody po tak długim czasie.

Kłamca zaczął rozplątywać kończyny Olivii.

– Wytyczyłam drogę do frontowego wyjścia. Będzie otwarte jeszcze przez dziesięć minut; kiedy już wyjdziesz, znajdziesz na parkingu szarą furgonetkę. Drzwi są odblokowane, kluczyki są w schowku. Znajdziesz tam instrukcje, mapę i pendrive'a.

– Pendrive'a? – Olivia usiadła, czując, jak jej kończyny mrowią z nagłym przypływem krwi. Jej przedramię pulsowało z bólu.

– Zawiera kluczowe dane - w tym lokalizację twojego następnego celu. Archiwisty. – kłamca cofnął się o krok. – Z nas wszystkich, ona może być najbardziej zagubiona. Powiedz swoim przyjaciołom, żeby byli ostrożni.

Olivia skinęła głową, podkulając nogi. Osunęła się na podłogę.

– …a co z tobą?

– Co ze mną? – zapytał Kłamca, a potem się roześmiał. – Nie jestem w tym bez winy. Może i zapomniałam o swoim celu, ale to wciąż ja tam byłam, podejmując te decyzje, robiąc rzeczy, które robiłam. Nic mi tam nie pozostało - jeśli Fundacja nie zabije mnie natychmiast, spędzę resztę życia uciekając przed nimi z powodu tego, co wiem - a ja nie zamierzam uciekać przed prawdą. Prawda mnie wyzwoliła.

Zatopili się z powrotem w swoim krześle, kładąc broń na kolanach.

– Ruszaj szybko. Twoje okno się zamyka.

Olivia wyciągnęła rękę, by dotknąć dłoni Kłamcy. Nie podnieśli wzroku. Odwracając się do wyjścia, rzuciła na nich ostatnie spojrzenie; przez chwilę wydawało jej się, że rozpoznaje jakąś twarz. Potem wyszła na korytarz i skierowała się w stronę wyjścia.

Dopiero gdy dotarła do klatki schodowej, usłyszała ten pojedynczy, samotny strzał.




- POWRÓT -


11.png
O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported