Gdzie zabłądziłem?
ocena: +6+x

<< Poprzednia opowieść


Nic nie potrafię sobie przypomnieć. Mój umysł to chaos i anarchia.

AnarchiaChaos

Nie potrafię stwierdzić, czy widzę rzeczywistość, czy może kolejny koszmar.

Myśl…

Myśl. Myśl

Co ostatnie potrafię sobie przypomnieć? Ja widzę… widzę. Widzę!

Nie widzę…

Widzę jasne światło. Kula ognia? Czy może coś innego? Ogień… Światło!

Słyszę setki… tysiące…

…miliony. Miliardy!

… krzyknięć, setki głosów nagle znikających. Gdzie się podziały? Gdzie żem zabłądził, że nie słyszę nikogo?!

HALO?! Czy ktoś mnie słyszy! Błagam! Odpowiedzcie mi! Nie chcę być sam! Mój Stwórco, czy jestem sam? Czy zostałem ostatni?! Czy kiedykolwiek ktoś był oprócz mnie? Czy On kiedykolwiek istniał?

Sam… SamotnyJESTEŚ OSTATNI.

Chcę krzyczeć, ale po co… nikt mnie nie usłyszy. Jestem sam…

UGH… Skup się! Co się działo potem?! Pamiętam eksplozję… potem rozbłysk światła, a potem nicość…

NicośćPustka.

Pamiętam celę. Celę zrobioną z zimnej skały i metalu. Celę, która pozwoliła mi przeżyć! Pamiętam jasny punkt, rozświetlający pustkę. Nie mam czym oddychać, nie ma nic, nawet w tej arce… WIĘZIENIU.

Musiałem zasnąć… TAK! To było jedyne wyjście…

ŻycieŚmierć!

Śniłem… Jak długo śniłem?! Ile czasu minęło? CZY KTOŚ MOŻE MI W KOŃCU ODPOWIEDZIEĆ?!

Śniłem… ale nie były to piękne sny.

KoszmaryKoszmary!

Tak… to byłem ja. Warzywo utrzymywane przy życiu przez kawałek durnej celi z kamienia i stali! Mogły minąć nawet całe eony! Skąd mam to wiedzieć?! Nic nie widzę poza koszmarami, poza setkami nagle urwanych krzyków, błagających o pomoc i życie!

Kto mógł się czegoś takiego dopuścić?! Kto mnie posadził w tym więzieniu?! Kto nie pozwolił mi odejść? Kto nie dokończył tego, co zaczął?! A może to nigdy się nie wydarzyło?

IluzjaCo jest prawdą?

Krzyczę po pomoc… ale nikt nie słyszy. Albo nie chce słyszeć…

Brak pomocy… SamGIŃ!

Jak długo tak śniłem? Eony? A nie… już zadałem sobie to pytanie… Ale przecież nie pozostawało mi nic innego jak pytanie samego siebie…

Moje ciało powoli słabło… Chciałem chociaż trochę pożywić się moją arką…

CELĄ!

…ale nie mogłem. Nie potrafiłem się wybudzić. Nie potrafiłem uciec od moich koszmarów.

Próbowałem to zakończyć. Odciąć tę parszywą linię życia, ale sam sobie na to nie pozwalałem! Sam siebie zamykałem w tym więzieniu bez wyjścia, bez przyszłości!

Wtem… TAK, wtem coś się stało!

StałoCOŚ.

Był wstrząs! Duży… potężny! Pamiętam temperaturę… OGIEŃ. Pożar. W końcu moja cela pękła i miałem ucieczkę na wolność. Jednakże ani wstrząs, ani ogień mnie nie wybudził. Palenie… Coś zaczęło mnie zżerać od zewnątrz i wewnątrz! Moje ciało zaczęło twardnieć lub upłynniać się…

Znam to uczucie… czułem je już nie raz, ale nie na taką skalę! Tlen… Ile tego tlenu jest w tym miejscu?! Gdzie żem zabłądził?!

Musiałem, muszę myśleć szybko!

TIK… TOK… TIK… TOK.

Wykorzystałem zasłonę dymu i ognia, by chociaż trochę się odciąć. Ale to nie wystarczy…

Tik… tokTIK… TOK…

Coś się spaliło… ogień coś zeżarł.

Śmierć… Jesteś następny!

Czy to… czy to węgiel? Nie myślę dalej, staram się całą resztą moich sił pochłonąć to, czymkolwiek to było. Fuzja… potrzebuję energii… ale skąd ją wziąć?! Czuję moje paliwo w powietrzu, ale jest go za mało!

CO TO ZA PIEKIELNE MIEJSCE?!

W akcie desperacji chwyciłem tlen i wręcz płonąc od niego tworzę na tyle energii, by pochłonąć obiekt z węgla… zasymilować go i użyć do osłonięcia się przed żrącym otoczeniem…

Ale to nie wystarczy… Muszę urosnąć! Staram się jeść cokolwiek, skałę… zwłoki, spalone i zwęglone resztki! Wkrótce pomimo żrącego uczucia rosnę i w końcu natrafiam na coś żywego…

Muszę pochłonąć i to, by osłonić się przed moim zabójcą.

Co to za piekło?

PIEKŁO…

Wtem, poczułem, jak coś mnie dotyka? Co to mogło być? Diabeł?! A może przychodząca po mnie śmierć?! Staram się zobaczyć, ale nie mam oczu. Staram się usłyszeć, ale nie mam uszu. Staram się wyczuć, ale nie mam nosa. CHCĘ KRZYCZEĆ… ale nie mam jamy…

Szybko jednak wracam do trzeźwości i swoich myśli… to były proste oczy, ale pozwoliły mi, choć odrobinę w ograniczonym stopniu, zeskanować okolicę…

Widzę coś… jakieś zwierzę? Co to jest? Nigdy nie spotkałem, czy może nie przyśniłem? Żadna moja najskrytsza myśl nie mogłaby czegoś takiego wymyślić.

Co to jest? CO TO….

Jakiś stwór stojący na dwóch nogach… trzyma w łapie jakiś… patyk? Co to jest? To kawałek tych rzeczy co jadłem i jem w tej chwili? Czego chce? CHCE MNIE ZABIĆ?!

Zabić… TAK.

Szybko się wycofuję, a zaraz przychodzi następny… Chyba się komu- AH… Fragmenty mojego ciała znowu zaczynają się poddawać temu piekielnemu światu! Muszę poświęcić kawałek siebie, by reszta mogła przeżyć. Martwa skóra twardnieje i staje się moją kolejną barierą przed otoczeniem…

Mijają godziny, a ja nadal jem. Jem to, co rośnie wokół mnie, jak i skały pod ziemią, ale nadal jestem niczym…

NICZYM!

Jestem niczym, poza zredukowaną formą mnie, jaką chyba kiedyś miałem… Chyba że to był kolejny sen… Sen… Sny można ziścić! Wiem, że jeśli podążę za tym celem, to uda mi się przeżyć!

Tylko po co? Po co mam trwać w tym ciągłym bólu… Po co mam trwać w tej samotności…

HALO!

Nikt mnie nie słyszy… I JA NIKOGO NIE SŁYSZĘ!

Jaki byłby cel w tym…

Wtem, słyszę głos! Ktoś do mnie przemawia?! Jest taki znajomy… Słyszałem go już kiedyś!

A… to tylko moje wspomnienie… lub kolejna iluzja mojego poszarpanego umysłu, ale i tak wysłuchuję, co mi mówi! Muszę w końcu się czegoś złapać w tej pustce!

Wszyscym żyjem… Póki…

Póki, co?! Nie znikaj!

Wszyscym żyjem, póki jedno ostało…

Jakie ma to znaczenie?! Czemu akurat te słowa trafiają do mojego umysłu? I czemu na mnie tak działają…

TAK! To ma rację! Jestem ostatnią nadzieją! Póki żyję… Oni żyją…

Kłamstwo… Desperacja!

Niby zwykłe słowa, ale pchnęły mnie ku działaniu. Zaczynam organizować swoje ciało, zaczynam palić w piecu! Użyję mojego zabójcy do napędzenia mnie, jako drwina z losu, który chciał mnie zabić.

Muszę mieć jednak pewność, że wszystko robię dobrze, poza tym będę bezbronny… Muszę stworzyć powłokę! Gromadzę całą swoją siłę i wolę… Pamiętam, jak to się robi… Skąd? Skąd to wiem?

NIEWAŻNE!

Przychodzi mi na myśl ta dziwna istota… powłoka przybiera przynajmniej zbliżony kształt… UGH… Jak uformować mięśnie?! Gdzie, jaki mięsień do kości przypiąć?

Skąd ja wiem co to mięsień? Skąd wiem, że się je przyczepia do twardej tkanki, zwanej kością?

Nie jest to perfekcyjne, ale udaje mi się stworzyć powłokę! Wrzucam w nią moją wolę i myśli i zaczynam ją kontrolować. Jak jakąś marionetkę, kontrolowaną przez sznurki.

Wszystko wydaje się takie dziwne… Jakby… Co to za skała? Co to jest? Czuję bardzo słabe przyciąganie do wnętrza tej skały… Robię pierwszy krok… Co mnie otacza? Definitywnie nie jest to ciecz, żadnego rodzaju… Powietrze?! Nie… Ja czułem…

Skąd wiesz? Skąd ta pewność?!

Czułem już kiedyś opór powietrza. To nie jest to… A może… Tak rzadkie, że aż prawie w ogóle go nie czuję, gdy potykam się o swoje własne, słabe kończyny upadając na moje skalne fragmenty ciała.

Staram się wstać i robię kolejne, chwiejne kroki. Pamiętam jak poruszać kończynami… ale skąd?

Każdy kolejny krok jest coraz sprawniejszy, ale czuję, jak ta forma jest niedoskonała. Czuję, jak jest zżerana przez tlen od zewnątrz i od środka. Czuję, jak mięśnie drętwieją i nie reagują na moje myśli. Czuję, że są w złych miejscach.

Będą następne! Udoskonalę ten projekt, jak i inne, które nadejdą. Muszę to zrobić… dla mojego dobra… Dla dobra pozostałych…

Rozglądam się po okolicy. Wielka kula ognia oślepiała mnie, gdy tylko spojrzałem w jej kierunku… ale też czułem, jak daje ciepło… Nigdy nie czułem tyle ciepła od gwiazdy… Zwykle nie docierało ono do mnie…

Wymuszam moją powłokę do przejścia się po okolicy. Szybko dało to owoce. Znalazłem martwą istotę. Miało cztery nogi i pysk wypełniony ostrymi zębami. Ledwo powstrzymuję pokusę zjedzenia, pochłonięcia tego od razu.

Zjedz! Poczęstuj się!

Ostrożnie studiuję jego ciało, kawałek po kawałku. Mój umysł zaczyna się coraz bardziej rozjaśniać i pamiętam! Pamiętam jak tworzyć mięśnie i jak je układać po ciele! Pamiętam, jak i gdzie stworzyć stawy. Pamiętam jak ułożyć odpowiednio kości i inne podobne im struktury. Przypominam sobie jakich organów potrzebuje moja powłoka i jakich związków!

Skąd ja to wiem? Ktoś mnie nauczył? Czy może wiedziałem to od początku? Jakiś instynkt?

Wiedza… Instynkt!

Rozglądam się dalej… Wszystko jest takie nowe… nieznane! Widzę kolory, o których wiedziałem, ale nigdy nie widziałem! Jednakże jak tak na to patrzę… To nic z tego nie znam… Nic nie jest mi znane…

W pewnym sensie otacza mnie pustka…

UGH… to żrące uczucie… to nieustanne szczypanie skóry i wnętrzności! Wróć na ziemię! To nie raj! To nie piękny świat, otwarty na poznanie! To piekło, które chce Cię zabić!

Zabić… UNICESTWIĆ!

Nie pozostało mi nic poza przetrwaniem. Ta myśl, a także odległe wspomnienia, które mogą być niczym innym jak zmorami nocnymi, utrzymują mnie przy życiu. Zmuszają, by iść dalej i dalej i dalej…

Moje ciało zaczyna rozrastać się, pochłaniać organiczną masę. Tworzę swoistą tarczę, zbroję, która chroni mnie przed tym żrącym powietrzem. Utwardzam też moje zewnętrzne warstwy, by osłonić się przed powietrzem, a także wodą, która jest liczna, i która jak kwas pali i rozpuszcza me tkanki.

Wbijam się coraz głębiej przez glebę i docieram do skał, które dają mi pożywkę. Rozpuszczam i pozyskuję cenne minerały i pierwiastki, które pozwalają mi na dalszy rozwój i ekspansję.

Tworzę coraz więcej powłok, które z marionetki na marionetkę, stają się coraz lepsze i doskonalsze. Wprowadzam to nowe zmiany i poprawki. Staram się dokonywać syntezy skuteczniejszych związków, tkanek.

Ewolucja… PERFEKCJA!

Poluję, rozszarpuję, badam i zjadam wszystko, co się rusza lub nie. Posilam się mięsem, roślinnością, organizmami tak małymi, że żadna naturalna wizja nie pozwoliłaby na ich zobaczenie. Pochłaniam również wszelkie wirusy i priony, pasożyty świata komórkowego.

Jednakże widzę też te istoty. Te dwunogi, co już spotkałem. Wydają się… rozumni, inteligentni. Nie to, co te bestie, które zabijam dla pożywienia.

Potwory… CUDAKI.

Czym one są? Powłokami z jakichś uli? Wydają się organizować, mieszkać i budować struktury, które mógłbym tak nazwać, ale nie jest to coś, co kiedykolwiek widziałem!

Niewiedza… NOWOŚĆ.

Zdają się używać jakichś obiektów, zakładają na siebie jakieś warstwy, komunikują się dźwiękowo. Czy te stworzenia nie dostosowują swoich powłok do danej roli? Czy te powłoki nie mają żadnej wspólnej świadomości między sobą? Czy one w ogóle pochodzą od tego samego nexusa?

Wszystkie są różne. Mają inny wzrost, masę, kolor struktur skórnych na ciele, oczu. Mają inną tężyznę fizyczną, inne sylwetki. Jedne mają szerokie bary, szerokie szczęki i twarz pokryta jest tymi samymi strukturami, co ich czubki głowy. Inne mają węższe sylwetki, nie mają tych samych struktur na szczęce, ale czasami mają je dłuższe na czubkach głowy, na ich klatkach są jakieś dziwne wory ciała… Do czego mogą one służyć?

Dziwactwa… CUDAKI.

Inne są chude, jeszcze inne bardziej przy tłuszczu… Jedne biegają i mają dużo energii, inne ledwo co mogą kilka kroków zrobić, bez opierania się drewnianymi laskami o ziemię, używając ich jak jakieś trzeciej nogi.

Porozumiewają się jakimś językiem. Dość prostym i prymitywnym.

Prymitywy… PROSTAKI.

Szybko się uczę ich mowy, nasłuchując ich podczas, gdy pracują na dworze, czy w tych ich dziwnych strukturach z dziwnych skał. W ciągu kilku godzin dość dobrze opanowałem ich mowę.

Często też spotykam ich w lasach, ale na widok moich powłok, uciekają w pośpiechu, a ja wolę się nie mieszać w ich życia. Nie jestem stąd…

Nie jestem stąd… JESTEM TU OBCY.

Staram się rozrastać tak, by uniknąć ich, ale im dalej idę, tym coraz więcej ich czuję. Są wszędzie, otaczają mnie dookoła. Ja idę coraz dalej, a oni wdzierają się coraz głębiej przez to.

Wtem jednego dnia wyczuwam, że jedna grupa tych… “ludzi” jak to się zwą. Bądź “człowieków”, czy jest to poprawna forma tego określenia? Czuję, a potem widzę ich. Idą coraz głębiej i coraz bliżej mojego powstającego ula i nexusa. Tak samo, jak reszta dwunogów, każdy jest inny… Mają inną morfologię, barwy głosu i charakter… Czymże one są?

Staram się ich obserwować, patrzeć czy się nie zbliżają zbytnio do mojego nexusa. Widzę dwójkę z nich stojącą na skraju jakieś górki. Wpatrują się w jedną z moich powłok, posilającą się jakimś czworonożnym mięsożercą, który wcześniej wybiegł na mnie, szczekając. Może dlatego tu przyszły? Może to coś pochodziło z ich nexusa? Nie… Wiem z faktu, że z jakiegoś powody wszystko, co tu widzę, nie pochodzi z tego samego nexusu, chyba poza tymi dwunogami…

A może się mylę?

Ta dwójka wciąż się patrzy i najwyraźniej popada w panikę. Wspinam się na najbliższe drzewo, chowając się między gałęziami. Dwunogi zaczynają biec, ale nie tam, gdzie bym pragnął.

Zbliżają się coraz bliżej mojego ula i moich terenów łowieckich. Staram się ich śledzić, by być pewnym, że nie podejdą za blisko.

Panikują, kręcą się po okolicy, jak ostatnie ryby bez wodoru. Zbliżają się coraz bliżej ula. Jak tak dalej pójdzie, będę zmuszony do interwencji.

Cholera, jedna z moich zdobyczy zmieniła kurs i kieruje się na te dwunogi. Nieubłaganie dochodzi do naszej krótkiej konfrontacji, gdy moja czworonożna powłoka o mało nie stratowała jednego z osobników.

Zdaje się, że nic mu nie jest i idą dalej. Coraz bliżej ula. Zbieram wokół nich kilka moich powłok i wyskakuję na nich, starając się ich odstraszyć i odciągnąć ode mnie. Udaje się. Widzę przerażenie w ich oczach, z ich jam ustnych dobiegają krzyki, a jednemu nagle poczerniały warstwy skórne między nogami… Najwidoczniej taka reakcja na strach u tych stworzeń.

Prowadzę ich tak ku ich ulom i już uważam swoją robotę za skończoną, gdy uświadamiam sobie jedną rzecz. Brakuje jednej małej istotki, co była z nimi. Wracam jedną powłoką w to samo miejsce i zaczynam szukać jej, skanując okolicę z korony drzew.

W końcu ją znajduję. Leżącą w błocie, starającą się przekraść obok mnie. Już chcę schodzić, gdy nagle wyczuwam coś innego. Jakaś inna grupa powoli się zbliżała do ula. Byli inni, ich zapach się różnił, a moje instynkty wibrowały jak oszalałe, chcąc mnie uprzedzić przed niebezpieczeństwem… Było coś jeszcze… coś innego i równie niepasującego tutaj, jak ja.

Szlag! Ta istota! Odwracam się, a jej już nie ma. Schodzę na ziemię i zaczynam przeszukiwanie okolicy. Słyszę szelest krzewów i krzaków. Jest tutaj, ale jej rozmiar pozwala jej się dobrze ukryć. Przypominam sobie w trakcie jej słowa… “Potwór”. Patrzę na rękę swojej powłoki… potwór, chyba tak określali coś, czego się boją. Czy tym właśnie jestem tutaj? Potworem?

Potwór… MONSTRUM!

Szukam dalej. Do poszukiwań używam też mojej czworonożnej formy. Szukam i nawołuje ją. Emilia… przynajmniej tak na nią wołają te same dwunogi, co uciekły, najwyraźniej również się orientując, że jej zabrakło pośród nich.

W końcu ją znajduję, ale jest za późno. Spadła z górki wprost do mojego powstającego ula. Chyba przeżyła, czuję jej zapach i puls. Jak jeszcze bije jej serce, a z wnętrza dochodzi łkanie.

Wtem, czuję, jak jedna z moich powłok traci sygnał. Szperam w jej pamięci i widzę grupkę ludzi, ze skórą jak kamuflującą ich z otoczeniem, a także dziwnymi przedmiotami w dłoni. Jest to broń palna? Tak mi się wydaje… w mojej głowie prześwitują jakieś obrazy takowych, ale to nie to samo… Ich wydają się inne. Nie nazwałbym ich prymitywnymi, ale są po prostu inne. Nagły huk w ośrodkach słuchowych, tak głośny, że zabolało niemiłosiernie, jednakże w tej samej chwili obraz po prostu się urwał. Zabili ją… Zabili moją powłokę. Czuję, jak bez mojej kontroli jej tkanki zaczynają ulegać szybkiemu rozpadowi. Jak powietrze wżera się do jej wnętrza i zaczyna zżerać tkanki.

Jednakże teraz muszę się zająć moim niechcianym gościem. Wysyłam mojego pretoriana do niej, siedzącą pod drzewem. Nie będę się okłamywać, że w tym momencie widziałem w niej siebie. Oboje tacy złamani i bliscy śmierci, przez coś spoza naszej kontroli. Jednakże jestem także pod wrażeniem, że miała w sobie instynkt i siłę woli, by starać się przeżyć spotkanie ze mną, mimo iż nie chciałem jej zrobić krzywdy!

Może ja i te dwunogi nie jesteśmy tak różne, koniec końców. Staram się ją pocieszyć, komplementując jej siłę przetrwania. W końcu mi ufa i pozwala mojej jednej powłoce na wzięcie jej na ręce.

Jest mała i słaba. Nie udałoby się jej wyjść stąd bez mojej pomocy. Idę w kierunku jej towarzyszy, coraz bliżej czując także inną grupę, która zabiła moją powłokę… i w pewnym sensie mnie.

W końcu oddaję ją jej rodzajowi i staram się wrócić tą i inne moje powłoki do uli i nexusa. Ale jest za późno… Ta sama grupa. Ci sami ludzie są przede mną, wcelowani w moją powłokę. Czemu to robią? Starałem się ich unikać! Starałem się nie ingerować w ich życie! Może coś zrobiłem źle?

… Może to jednak chodziło o tego czworonoga?

Nie chciałem… NIE WIEDZIAŁEM.

Śmierć nie jest przyjemna. Mimo iż powłoki są odrębne ode mnie, wciąż odczuwam ich ból, jaki odczuwają, umierając. W pewnym sensie ginę ja sam, ale moja świadomość szybko jest odzyskiwana przez nexus i inne powłoki i moje tkanki.

Jest ich coraz więcej. Wdzierają się coraz dalej ku mym ulom i nexusowi. Zabijają i zabijają. Starają się mnie schwytać, ale prewencyjnie zabijam sam siebie… dokonuję sabotażu tkanek powłok, by nie dowiedzieli się o mojej anatomii.

Mordercy… ZABÓJCY.

Muszę się bronić… Ale nie mogę wygrać przeciwko ich sile ognia. Jedynie pretoriany dają radę, ale jest ich za mało, oraz są za duże i Ci wojownicy po prostu się chowają, gdy je widzą i idą dalej, gdy nie ma ich już wokół.

Ledo co, reaguję na ostrzał. Wiem, że mogę, ale musiałbym ulepszyć powłoki. Musiałbym przyspieszyć przepływ impulsów, reakcję mięśni… Ja… Ale ja nie chcę… Nie chciałem nigdy z nimi walczyć! Czemu oni…

Oh. Czyżbym się pomylił? Już zacząłem myśleć, że jednak są te istoty osobnymi osobliwościami, żyjącymi z oddzielnymi umysłami, ale chyba się myliłem. Tak… To, co widziałem to były robotnice! Teraz walczę z kastą wojowników, przysłanych przez ich nexus, by mnie zabić, lub ponownie uwięzić! Chyba czuję, gdzie jest nexus. Tam, gdzie jest ich najwięcej. Tak! Jest na południe od mojego nexusa!

Ale czy naprawdę chcę to robić?

Nie… TAK!

Ja po prostu chcę żyć… Chcę być wolny! CHCĘ STĄD UCIEC! UCIEC Z TEGO PIEKŁA! JAK NAJDALEJ!

Ale nie mogę… Kasta wojowników jest coraz bliżej, a dodatkowo muszę się teraz jeszcze bronić przed innymi stworzeniami, które zaczęły wyłazić z cieni. Czasem są tak bardzo obce i wyrwane spoza tego świata, jak ja. Bronię się przed nimi, ale przez to mam słabszą ofensywę przeciwko wojownikom strzelającym śrutem i plującym ogniem.

Walcz… WALCZ!

Ja tylko chciałem żyć… Czy prosiłem o zbyt wiele? Czy jestem na skraju mej podróży? Czy moja dusza zostanie wzięta do Niebios? Czy śmierć to jest jedyna rzecz, jaka pozostała mi w tej nędznej egzystencji? A może kolejna klatka ze skał i metalu? Kolejne setki krzyków, wdzierających się w mój umysł? Kolejne koszmary czekające na mój sen? Czy to jest koniec?

Tak… NIE. NIE! NIE! NIE!

WALCZ! PRZEŻYJ! KAT OGUD KAJ NEDEJ IOS, YMH YMEIYZH!

Nie! Nie mogę się poddać! Nie mogę tutaj skonać!

Na kolanach błagam o siłę destrukcji. Siłę, by przeżyć! Siłę woli, której będę potrzebował!

Zabiję ich co do joty! Zabiję, rozszarpię, zjem, co do jednego!

Będę nadciągającym huraganem!

Będę plagą, która pożre wszystko na swojej drodze!

Okryję się chmurami ignorancji.

Oślepnę na ich cierpienie! Ogłuchnę na ich jęki bólu i błagania o litość!

Jak feniks powstanę z czeluści planety.

Będę chaosem dryfującym prądami morskimi po tym oceanie!

Sięgnę po moje dziedzictwo i zostanę tym, czym mnie nazywali!

Jeśli mam zostać aniołem śmierci, niech tak się stanie! Jeśli taka jest wola Stwórcy tej kreacji, niechaj tak się stanie!

Zadam im ten sam ból, co oni mi zadali! Pogrzebię ich nadzieję, jak oni zrobili to mi! Dam im poczuć bezsilność, tak jak ja to musiałem. Zamienię ich świat w piekło, jakie ja musiałem przywitać tutaj!

Zabiję co do joty… Stare, młode powłoki. Kastę wojowników, kastę robotników i cokolwiek mają w swoich lasach, ulach i nexusach!

Zaadaptuję się. Zrodzę wojowników godnych im! Przyjmuję wasze wezwanie do wojny! Przyjmuję to całym swoim sercem. Całym swoim umysłem. Całą moją duszą! Pokażcie mi, czy naprawdę jesteście bezbronni, jak udawaliście!

Nie poddam się, póki sam nie zginę, albo nie przemienię tego piekła w prawdziwą martwą pustkę, tak jak ja to widzę! Nie zostało mi już nic poza przetrwaniem.

Kat Ogud Kaj Nedej Ios, Ym Ymeiyzh!

Tak… TAK!

Jednakże czym bardziej zagłębiam się w ten konflikt. W coraz głębszą ciemność. Tym bardziej moje ręce pokrywają się krwią, a zniszczenie rośnie wokół…

Ja w tym czasie krzyczę po pomoc.

Ale nikt mnie nie słyszy…


O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported