Halloween w S&C Plastics
ocena: +2+x

24 Października

— Nienawidzę tego święta.

Doktor Johnathan West zmył jajko z czytnika kart, przyłożył swój identyfikator i wszedł do budynku S & C Plastics. Gdyby to było jakiekolwiek inne miejsce należące do Fundacji, żartownisie, którzy zdecydowali się pokryć to miejsce kurzymi jajami (niektóre z nich pachniały, jakby gniły od Wielkanocy), zostaliby zatrzymani. Ale nie; zamiast tego, był to Ośrodek 87, i znajdował się w zacofanym miasteczku… nazwijmy je po prostu Backwoods, gdzie ludzie mogliby nabrać podejrzeń co do znikających dzieci.

West skinął do dziewczyny w recepcji i wyjął parę mini batoników Twix z ustawionej tam miski ze stali nierdzewnej. Zauważył, że ktoś przyczepił do miski karteczkę z napisem "Weź tylko dwa" i zostawił w niej plastikową odciętą rękę. Urocze, ale wszyscy wiedzieli, że 330 jest zamknięty w innym miejscu. Nic takiego nie znalazłoby się tutaj, a poza tym i tak nigdy nie dekorowali tego miejsca.

Wyjął swojego smartfona Fundacji (szyfrowany czterokrotnie, potrzeba było co najmniej 6 różnych kodów, żeby go odblokować, wrzód na tyłku, jeśli ekran nie odpowiadał) i sprawdził pocztę. Zobaczył zaproszenie na imprezę Halloweenową w Ośrodku 87 i automatycznie je skasował; po zeszłorocznym fiasku nie miał zamiaru iść tam ponownie. Nie ustalono jeszcze, kto dosypał do ponczu E-5719, a agent Ewell nadal robił się żółty, jeśli go wystarczająco zdenerwować.
Ewell przywykł do bycia żółtym, to pewne.
W jego mailu było też zaproszenie na seminarium online doktora Pickmana na temat anomalnych dzieł literatury ("Może pójdę na któryś z wykładów Pickmana, kiedy przestanie być takim zadufanym w sobie pyszałkiem."), przypomnienie od doktor Margaret Reese z Biologii, że jutro jest jego kolej na odebranie kawy, i coś o zbiórce na kupowanie słodyczy na Halloween. Wzruszył ramionami, włożył telefon do kieszeni i udał się do swojego biura w skrzydle przedmiotów martwych.


25 Października

— Och, dajcie spokój! Dwa razy w ciągu dwóch dni?!

Po raz kolejny ściany Ośrodka 87 były pokryte jajkami, a tym razem także papierem toaletowym. Pracownicy ochrony łamali sobie nad tym głowę, ale West musiał przyznać, że żartownisie byli skuteczni. W ciągu zaledwie jednej nocy praktycznie zmumifikowali cały Ośrodek 87, pokrywając go lepkimi jajkami i papierem toaletowym. Podczas przejażdżki po mieście do lokalnego Dunkin' Donuts zauważył, że około jedna czwarta domów również została obrzucona jajkami, papierem toaletowym lub jednym i drugim. Reszta była całkowicie nienaruszona, z uśmiechniętymi lampionami z dyni, nieuszkodzonymi sztucznymi pajęczynami i piankowymi nagrobkami wystającymi z podwórek.

Mimo to ochrona była zdumiona. W pomieszczeniu socjalnym strażnicy rozmawiali o tym, że nikt nie pojawił się na zdjęciach z ukrytych kamer, a rolki Charminu i jajka były rzucane w stronę budynku tuż zza pola widzenia kamer. Kiedy ochrona rzeczywiście wyszła na zewnątrz budynku, aby stawić czoła wandalom, nikogo tam nie było. West musiał przyznać, że było to nieco niepokojące, ale to był problem ochrony, a nie jego.

West udał się do swojego biura i spędził resztę dnia, na przemian wyglądając przez okno na ekipę sprzątającą, sprawdzając pocztę elektroniczną i próbując skoncentrować się na raporcie o E-331.


26 Października

Wszyscy zadawali sobie to samo pytanie przez cały dzień:

— Jakim cudem oni dostali się na dach?! I kto do diabła robi takie długie rolki papieru toaletowego?!"

Przypomnienie do całego personelu zaznaczyło:

— Wszystkie kostiumy Halloweenowe bazowane na SCP klasy Keter są zakazane. Większość z nich jest tak czy siak tajna. I tak, to dotyczy także -ahem- "seksownych" kostiumów bazowanych na SCP-682.

West westchnął z powodu faktu, że musieli mu o tym przypomnieć. Pamiętał rozważanie wzięcia amnestyków klasy Omega po zobaczeniu jednego ze wspomnianych kostiumów trzy, cztery lata temu. 682 z cyckami był po prostu… błędem.


27 Października

— Sorka, West. Wyciągnąłeś najkrótszą słomkę. Musisz iść kupić cukierki.

West rzucił doktor Reese spojrzenie i podniósł swoją słomkę, aby porównać ją z innymi, wzdychając. Melbourne szczerzył się jak głupi, ale Reese uśmiechnęła się do Westa.

— Daj spokój. To dla dzieci. I nie kupuj tylko czarnej lukrecji; chcemy, żeby ludzie w tym mieście myśleli, że nie jesteśmy całkowicie źli.

Wręczyła Westowi pieniądze zebrane na pulę słodyczy (około 400 dolarów), a także dodatkowe 50.

— Woźnym skończyły się detergenty.
Biedna Maggie. Gdyby tylko wiedziała, co czuje Johnny…
— Spoko. Mogę użyć twojego vana? Pracowałem całą noc i zostawiłem samochód na parkingu…

— Zjajcowany?

— Nawet nie widzę przez przednią szybę.

Reese wręczyła Westowi swoje kluczyki i skinęła do niego głową, gdy wychodził.

Przejeżdżając przez miasto, West zauważył, że przybyło wiele udekorowanych domów, a jednocześnie znacznie zmalała liczba domów poddanych aktom wandalizmu… Zastanawiał się, czy ma to jakiś związek i zapamiętał, że musi powiedzieć o tym komuś w Ośrodku. Na razie musiał się skupić na zdobyciu smakołyków dla dzieci (nie wiedział, dlaczego Ośrodek 87 postanowił rozdawać cukierki co roku; coś w stylu jakiegoś "Docieraniu do Lokalnych Społeczności". Przez rzekomą firmę produkującą plastik) i zastanawiał się, co takiego złego jest w czarnej lukrecji. Była pyszna, kiedy już się ją poznało.

Godzinę później jechał z powrotem do Ośrodka. Zaczynało się ściemniać. Gdy jechał boczną uliczką, kątem oka zobaczył, że rolka papieru toaletowego jest rzucana na nieudekorowany dom. To go poderwało; miał wreszcie dowiedzieć się, kim były te małe gnojki. Wcisnął hamulec, wyjął smartfona i… zrobił zdjęcie rolki papieru toaletowego samoczynnie rzucającej się na dom.

A potem jajko poleciało mu na twarz. Szybko wrócił do samochodu i odjechał, głośno przeklinając.

Nienawidzę Halloween!


28 Października

— Powtórzmy to jeszcze raz — powiedział asystent siedzący na tyłach hali prezentacyjnej. — Żywe rolki papieru toaletowego? I… atakują nieozdobione budynki?

— Plus minus — powiedział West, przecierając oczy. — Ale one są autonomiczne. Nie żywe.

Zdjęcie, które zrobił swoim smartfonem, było wyświetlane na ekranie projektora za nim; dyrektorka Ośrodka w ostatniej chwili zgodziła się na spotkanie, ponieważ, jak powiedziała: "Jeśli dzięki temu przestanie wszędzie śmierdzieć jajkami, warto".

— To wyjaśnia, dlaczego kamery bezpieczeństwa nic nie widziały; nie było czego zobaczyć. Tylko papier toaletowy lecący na budynek znikąd.

— I tak dostały się na dach… ale co z jajami? — wtrąciła doktor Reese.

— Nie wiem, może to drobiowy duch. Szczerze mówiąc, nie wiem — spojrzał na zdjęcie za sobą i westchnął. — Nienawidzę tego święta.

— Cóż, co możemy zrobić? Mamy spróbować je spalić?

Wszyscy z niedowierzaniem spojrzeli na osobę, która to zaproponowała; był to ten sam asystent naukowy, który teraz zapadł się w fotelu.

— …tak, wiem, Zabezpieczać, Przechowywać, Chronić; a nie Złapać, Zamknąć, Zapierdolić. Tylko sugeruję…

— Cóż, po pierwsze… proponuję, abyśmy spróbowali złapać "żywego" osobnika, a następnie spróbować… — West westchnął. — Zabezpieczyć się przed tym zjawiskiem.

Podniósł stojące obok niego pudełko i otworzył je; było pełne piankowych nagrobków, sztucznych pajęczyn i łańcuchów plastikowych lampek w kształcie czaszek.

— No właśnie. Kiedy już złapiemy jednego z nich, to… udekorujemy to miejsce. Poprosiłem wydział ogrodnictwa o dostarczenie kilku dyń dla tych, którzy chcą zrobić lampiony, a przy wszystkich wejściach znajdziecie materiały dekoracyjne. Jakieś pytania?

Reese uśmiechnęła się do Westa.

— Myślałam, że nie znosisz tego święta, Johnathanie.

— Nadeszły ciężkie czasy, pani doktor. Jakieś inne pytania?

Nikt się nie odezwał.

— Dobrze więc. Bierzmy się do pracy.


29 Października

— Gratulacje, agencie. Udało ci się skutecznie zabezpieczyć rolkę papieru toaletowego i kilka produktów mlecznych.

Dr West obserwował nowy Obiekt Klasy E, E-5768, przez okno z pleksiglasu. Wyglądał śmiesznie; była to rolka papieru toaletowego, wokół której krążyło kilkanaście jajek. Za każdym razem, gdy jajko było rozbijane lub rzucane, samoistnie powstawało nowe. Dr West robił notatki na swoim notatniku.

— Właściwości ektoentropowe… natura telekinetyczna… i… Co o tym sądzisz, Ewell? Klasa bezpieczne czy tylko obiekt anomalny? To drugie oznacza, że mam mniej papierkowej roboty…

Agent Ewell stał obok Westa, z dosłownie jajkiem na twarzy. Ponad godzinę jeździł po mieście, żeby znaleźć okaz, a potem musiał go złapać za pomocą siatki na motyle… nie spodziewał się, że jajka wyfruną znikąd. A teraz wyglądał jak omlet.

— Sir?

— Tak, Ewell?

— Z całym szacunkiem, ale czasami naprawdę nienawidzę tego miasta.

— Mogło być gorzej. Mógłbyś zostać przydzielony do aktywnej służby MFO, próbując powstrzymać rozumnego grzyba albo coś w tym stylu.

— Wybrałbym grzyba zamiast męczenia się z tym miejscem każdego dnia.

West podniósł pudełko plastikowych nietoperzy wampirów i podał je Ewellowi, samemu zabierając pudełko pomarańczowych serpentyn.

— Zamknij się i pomóż mi w dekorowaniu; do 16:00 mamy skończyć zachodnią połowę.

— Tak jest, sir.


30 Października

— Cóż, wygląda na to, że pańska genialna teoria była słuszna, doktorze! Ani jedno jajko czy rolka papieru nie nawiedziły dzisiaj rano naszego budynku! — Reese podniosła swoją kawę. — Proponuję toast!

Reszta osób w pomieszczeniu socjalnym podniosła niewidzialne kieliszki i powiedziała:

— Za Westa!

West uśmiechnął się polubownie, przeczesując dłońmi włosy.

— Dziękuję, ale nie ma gwarancji, że te wydarzenia nie powtórzą się za rok…

— Dzisiaj nie obrzucili nas jajkami i to się liczy! — westchnął Matterson. — Chyba możemy wrócić do pracy, skoro nie musimy już pomagać w zdrapywaniu jajek z budynku.

— W sam raz na imprezę. Idziesz, West? — Reese uśmiechnęła się do lekarza.

— Nie sądzę — odpowiedź ta spotkała się z sarkastycznymi pogwizdami i buczeniem. — Ah, zatem pozwijcie mnie, skoro nie chcę mieć fioletowej skóry i niebieskich włosów do Bożego Narodzenia także w tym roku!

— To był fuks, West, i dobrze o tym wiesz.

— Powiedz to Ewellowi.

— Nawet ja się wybieram, mimo tego, co się stało! Daj spokój, John, nie bądź Hallocipką… — W końcu, po wielu zachętach i przyjacielskich zaczepkach, West zgodził się pójść. Przypuszczał, że zawsze może odkopać kostium goryla, nawet jeśli oddychanie w nim sprawiało mu ból.

Na razie jednak musieli zadowolić się rozdawaniem słodyczy dzieciom, które przychodziły z okolicy. Najlepsze zatrzymywali oczywiście dla siebie. I mimo wszystko West nie mógł się powstrzymać od uśmiechu. To był długi tydzień, ale też całkiem udany. Co z tego, że w Ośrodku nadal śmierdziało jajkiem, a na ścianach leżało kilka skrawków papieru toaletowego? Anomalia została zabezpieczona, został doceniony przez współpracowników, a może nawet dostanie oficjalną pochwałę. Za układanie dekoracji!

Po tym, jak cukierkobiorcy odeszli, a większość pracowników rozeszła się do swoich mieszkań w mieście lub do swoich kwater w placówce, oparł się o drzwi swojego biura, rozmawiając z doktor Reese i żując lukrecję.

— Wiesz — powiedziała Reese. — Gdybym nie wiedziała lepiej, powiedziałbym, że zaczynasz lubić te święta, panie Grinch.

— Jest dość miłe, jak sądzę. — spojrzał na zegarek. — Pięć minut do Halloween. Pojutrze ten szalony miesiąc wreszcie się skończy.


31 Października

This is Halloween, This is Halloween… — Reese uśmiechnęła się do raczej niezbyt rozbawionego doktora Westa. Najwyraźniej powodem jego złego nastroju była maska goryla.

— Co? Nie skomentujesz mojego kostiumu.

— …szkielet w garniturze w prążki?

— Jack Szkieleton! Racja, zapomniałem, że nie oglądasz świątecznych filmów.

— Oglądam! Oglądałem Gwiazdę Charliego Browna, Święto Dziękczynienia Charliego Browna…".

— Ale na pewno nie ten o Halloween. A teraz chodź. Wszyscy czekają, żeby zobaczyć gwiazdę wieczoru!

Pociągnęła go w stronę pomieszczenia socjalnego, gdzie grała techno wersja Phantom of The Opera. Wszyscy byli przebrani w dziwaczne kostiumy i dzięki Bogu, nikt nie był przebrany za jakiegoś skipa. Każdy, kto rozpoznał doktora Westa, poklepał go po plecach, wszyscy tańczyli, a poncz był bez dodatków. No, było w nim trochę wódki, ale nie było żadnych środków amnezyjnych, żadnych chemikaliów zmieniających kolor skóry, nic anomalnego. Wyglądało na to, że będzie to udana noc.

I wtedy włączyły się alarmy o przełamaniu zabezpieczeń, razem z muzyką. Wszyscy jęknęli, a dyrektor placówki (przebrany za Czarnego Rycerza z Monty Pythona) powiedział wszystkim, że to tylko małe przełamanie, tylko jeden obiekt, klasy Bezpieczne…

Dokładnie w tym samym momencie do sali wleciał E-5768. Wszyscy wzdrygnęli się na widok groźnej rolki Charminu unoszącej się 3 metry nad ziemią i grożącej rzucaniem jajkami w każdego, kto się poruszy. Podleciał do kabiny DJ-a i wpadła na odtwarzacz płyt, uruchamiając go ponownie. I wtedy… E-5768 zaczął tańczyć. Jeśli można to tak nazwać. Ruszał się i kołysał w powietrzu, robiąc skomplikowane pętle i ciągnąc za sobą papier. Wszyscy się gapili.

— … Czy powinniśmy go powstrzymać? — Borys Badenow, znany także jako agent Ewell, rozejrzał się po pokoju, żałując, że nie ma swojej czterdziestki piątki.

— …Cóż — powiedział doktor West. — Powiedziałbym, że nikogo nie krzywdzi. Dopóki nie rozrzuca przypadkowo jaj, chyba może to poczekać do rana.

Wszyscy przytaknęli zgodnie; świat nie miał się skończyć, bo świadoma rolka papieru toaletowego chciała się dobrze zabawić.

Zabawa trwała do rana 1 listopada, kiedy Halloween oficjalnie się skończyło. Doktor West i doktor Reese opuścili imprezę jako ostatni, po tym, jak West odprowadził E-5768 do jego komory przechowawczej. Trzymał swoją maskę goryla pod pachą i westchnął.

— Czy mówiłem ci już, jak bardzo kocham ten czas w roku?

Doktor Reese szturchnęła go łokciem w bok i roześmiała się.

|Hub|

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported