Często spekuluje się, która z różnorodnych form miłości jest najpotężniejsza.
Jeden może twierdzić, że jest to rodzinna Storge; powołując się na czystą miłość i nadzieję w sercu matki lub sprawiedliwą dumę, z jaką wojownik broni swojego narodu i krewnych. Inny może stwierdzić, że jest to empatyczna Agápe; dzięki współczuciu boskiej duszy, która otwiera swoje serce dla potrzebujących, lub bezinteresowność aktywisty, który broni sprawy większej niż on sam. Jeszcze inni mogą zasugerować, że jest to zaangażowana Pragma; wyłącznie ze względu na ciągły proces wzrostu i zrozumienia, który ewoluuje w ciągu całego życia z partnerem, roztaczany przez tych, którzy dogłębnie i intymnie znają drugą osobę.
Niezależnie od względnej siły każdego z tych rodzajów miłości, można się zgodzić, że jest ona uniwersalnie potężna. Jest cierpliwa. Jest dynamiczna. Jest magiczna.
To właśnie z tym uniwersalnym poczuciem miłości Sol zanurzyła Ziemię w swoim cieple. Z tą cierpliwością opiekowała się planetą, pielęgnując jej życie na przestrzeni eonów — od pracowitych archeonów, które obserwowała, jak kładły podwaliny pod złożone formy życia, aż po rozumnych ludzi z ich bezgraniczną innowacyjnością i kreatywnością. Sol kochała to wszystko, bez względu na formę, z niezrównaną gorliwością.
Potem pojawił się Nienawistny.
Był kolejnym z jej rodzaju. Starszym. Jego domena była obdarzona nie jednym, ale dwoma satelitami przygotowanymi do generowania obfitości życia. Jednak w przeciwieństwie do Sol, Nienawistny był arogancki i porywczy. Żadna z form życia na jego oceanicznym Rythlosie nie rozwinęła oczu ani wzroku, by na niego patrzeć, więc rzucił się na nich — gotując młodociany ekosystem za tę zniewagę. Ekstremofile z mroźnego Tmtes, choć zdolne do złożonych wyczynów inteligencji i przyswajania wyuczonych zachowań, nigdy nie osiągnęły wystarczająco wysokiego poziomu intelektu czy rozumowania, by prawdziwie docenić dar swojego słońca. Jako tacy, oni również zostali pochłonięci przez jego gniew.
Nienawistny zazdrościł Sol.
Gardził nią.
Patrzył na świat, który ona pieczołowicie kultywowała z absolutną pogardą. Wściekły i oburzony, że to ona powinna być obdarzona złożonością i zmiennością jego mieszkańców. Wściekł się, gdy czczenie jej obecności przez dominujące gatunki odbiło się echem w całym kosmosie, na zawsze powtarzając jej pochwały ich braciom. Nienawistny skierował swój gniew na Ziemię. Zaczął poruszać się z niepohamowaną determinacją, emanując pogardą i plując witriolem.
Sol zdała sobie sprawę z zamiarów Nienawistnego, gdy ten rozpoczął swoją nikczemną misję, i zaniepokoiła się. Choć wiedziała, że życie jest odporne i radzi sobie z jednym wydarzeniem zagłady za drugim, przybycie Nienawistnego byłoby katastrofą nie do pokonania. Istoty, którymi się opiekowała, zostałyby masowo zniszczone w nuklearnej pożodze i umarłyby w beznadziejnym krzyku.
Nawet najbystrzejsze umysły jej świata, dysponujące wiedzą zarówno mistyczną, jak i przyziemną, nie znały rozwiązania dla wyzwania rzuconego przez Nienawistnego. Dominujące propozycje zawierały okultystyczne rytuały, doskonalone przez tysiąclecia istnienia ludzkości, ale mimo ich wpływu, nie posiadały wystarczającej mocy ani środków, by wywołać reakcje na wielką skalę, niezbędne do ochrony całej planety.
Sol wiedziała, co należy zrobić. Przepełniona bezgraniczną miłością, zaczęła się zmieniać.
Jej promieniujące ciepło miało być bastionem chroniącym przed zniszczeniem, jakie groziło ze strony jej rodzeństwa. Jej promienie, będące wyrazem jej uwielbienia dla życia, dawały tym, którzy pławili się w jego blasku, odporność równie niezłomną, jak więź, którą z nimi dzieliła. Podczas gdy Nienawistny pustoszył i przedzierał się przez sąsiednie galaktyki, Sol była rozbawiona jego bezsilnym szaleństwem, ciesząc się na myśl o jego przybyciu. Ponieważ kiedy zstąpi na Ziemię, odkryje, że jej populacja może nie tylko wytrzymać jego napaść, ale także prosperować pomimo niej.
W końcu miłość przezwycięża nienawiść.