Indywidualna skuteczność

ocena: +3+x

« Pięść Grzmotu, Salomonowa Dłoń || HUB || Znalezienie skalpela »

Od Julian Corwin (Komandor, MFO Delta-3 "Solomon's Hand")
Temat AAR Analiza, Operacja MINNESOTA NICE
Do Gabriel Sands (Dyrektor Operacyjny, Dowódca Straży)
CC O5-03 (Nadzorca, Rada O5); Simon Pietrykau (Dyrektor, Departament Analityki)

Dyrektorzy i Nadzorco,

Zgodnie z prośbą piszę, aby powiadomić Was, że mój pełen raport dotyczący akcji z pierwszego bojowego przydziału Delta-3, został ukończony i jest teraz w aktach. Rozumiem powód Waszego zainteresowania tą sprawą, więc pozwoliłem sobie zamieścić fragmenty tego, co uważam za najbardziej istotne w mojej analizie.

11. Analiza Komandora


Agent Westbrook wykazał się godną pochwały inicjatywą, pełniąc rolę Pełniącego Obowiązku Dowódcy, szybko organizując obronę przed niespodziewanym atakiem OBSKURY, który pozwolił Dłoni Salomona na przeprowadzenie kontrataku. Chociaż pozostaje pewne pytanie o jego efektywność jako opiekun Agenta Elsinger, w pełni ufam jego umiejętnościom co do tego zadania. Opierając się na jego występie jako Pełniący Obowiązki Dowódcy Kappa-1 i Delta-3 zdecydowanie polecam jego awans, aby na stałe zastąpił mnie jako Komandora Delta-3.

Zdolności agenta Elsinger znacznie przekraczają oczekiwania; jeśli wierzyć agentce Gorgon, prawie zatriumfowała nad Maximilianem Bauerem w indywidualnym okultystycznym pojedynku, przy minimalnym wcześniejszym przygotowaniu. Chociaż jej talenty są nadal w dużej mierze niewyrafinowane, sama ilość taumaturgicznej mocy, jaką posiada, kusi mnie, aby zarekomendować opisanie jej jako SCP. Chociaż nie może pojedynczo wypełnić naszych braków w stosunku do Koalicji, jej rekrutacja na Agenta Zdolności Specjalnych, przyniosła więcej do możliwości parauderzenia, niż jakikolwiek inna indywidualna akcja. Polecam wyróżnienie Agenta McKenna za jego rolę w jej identyfikacji i rekrutacji.

Nadal jednak jestem zaniepokojony o jej sprawność długoterminową jako agent terenowy. Wykazuje opór wobec władzy dowództwa, co może uczynić ją obciążeniem dla reszty Dłoni Salomona oraz potencjalnie dla całej Fundacji. Jej zdolności, choć znaczące, są niebezpiecznie niestabilne – w chwili pisania tego tekstu miejsce pojedynku z Bauerem wciąż doświadcza znacznych efektów Zwrotnego wiru, i prawdopodobnie pozostanie niebezpieczne dla wyższych form życia przez kilka tygodni. Co więcej, ofiary cywilne poniesione podczas operacji MINNESOTA NICE spowodowały jej zauważalny niepokój; jeśli stanie się to powtarzającym się problemem, ograniczy to jej skuteczność operacyjną, prawdopodobnie w niedopuszczalnym stopniu.

Chociaż indywidualna skuteczność Agenta Elsinger pozostaje wątpliwa, sukces Operacji MINNESOTA NICE można uznać za dowód użyteczności Delta-3 oraz wartości programu Formacji Operacyjnych Agentów Specjalnych Zdolności jako całość. Jeśli Fundacja ma pozostać znaczącą siłą dla zachowania normalności, rozszerzenie programy FOASZ wydaje się konieczne.

Z wyrazami szacunku,

Julian Corwin
Komandor (Administracyjny), MTF Delta-3 "Solomon's Hand"


Grudzień 25, 1985
Ośrodek 246

Stuk stuk stuk.

Florence obejrzała się i zobaczyła Westbrooka stojącego w drzwiach jej pokoju. Pod pachą trzymał zawiniętą paczkę.

— Hej, Firestarter — powiedział. — Masz coś przeciw bym wszedł?

Wzruszyła ramionami, co nie było prostym manewrem gdy się leży w łóżku.

Podszedł i usiadł na skraju łóżka — Jak się masz?

— Zmęczona — odpowiedziała.

— Skoczyłaś z budynku — zauważył. — Po tym wszystkim większość ludzi czułaby się ciut gorzej niż zmęczona.

Odszczeknęła pojedynczym, gwałtownym śmiechem, który prędko przeszedł w westchnienie — Ciągle myślę o tym, co mogłam zrobić inaczej.

— A co innego mogłaś zrobić? Gorgon powiedziała, że gdy oddała strzał to Bauer był bliski pokonania ciebie.

Potrząsnęła głową — Nie, miałam go. Tuż przed końcem miałam go. Jego tarcza zawodziła. Jedyne, co musiałam robić, to dalej napierać.

— Ale tego nie zrobiłaś.

— Nie zrobiłam. Zagroził, że ich zabije, a ja się zawahałam. Dałam mu szansę. To był błąd.

— Być może — delikatnie nucił, gdy wybierał kolejne słowa. — A być może gdybyś napierała atakiem to on wciąż miałby czas aby wydać rozkaz. Nie wiesz. Nie możesz wiedzieć.

— Mogłam go pokonać na czysto. Ja wiem, że mogłam. Gdybym była tylko trochę silniejsza, trochę mądrzejsza. Trochę lepsza.

— Zrobiłaś, co mogłaś.

— To nie było wystarczające.

— Ponieważ zginęło kilka dziesiątek ludzi, nie z twojej osobistej winy? Gdyby cię tam nie było, Koalicja zrównałaby z ziemią całe miasto, a następnie zbombardowała ruiny tak dla bezpieczeństwa. Ocaliłaś życia kilkudziesięciu tysięcy ludzi.

— Ale gdybym była wypoczęta, lepiej przygotowana, mogłabym…

— Florence — jego głos był miękki, ale ton stanowczy — Nie możesz wszystkich uratować.

— Myślisz, że nie wiem tego?

— Myślę, że nie jesteś przyzwyczajona do roli bohatera. Nigdy nie musiałaś mierzyć się z ubocznymi szkodami jako konsekwencje a nie jako bonus. Nie wiem, nie jestem psychiatrą. Wiem tylko, że rozwodzenie się nad tym, co by było, i co mogłoby się wydarzyć, nie jest zdrowe.

Prychnęła. — Patrzenie na przyszłość?

— Patrzenie na teraz. Niech Analitycy martwią się o przyszłość.

Zmarszczyła się — Nadal mi nie powiedziałeś o co im chodzi.

— Dam ci znać, jak się dowiem. — to ją jeszcze raz rozśmieszyło. — Tutaj — powiedział, wyciągając paczkę — mam coś dla ciebie.

Usiadła, aby zabrać od niego — Na co?

Puścił oczko — Florence… jest Gwiazdka.

Lampiła się na niego przez moment, po czym zaśmiała się. — Boże, straciłam rachubę czasu… mieszkając na dnie jeziora nie widuje się Słońca.

— Kapuję — powiedział — Niestety, tak naprawdę nigdy się do tego nie przyzwyczaisz.

Rozpakowała paczuszkę, ujawniając zbiór ksiąg. — Podstawy Taumaturgii R. Holcomb — przeczytała. —Typologia aury od N. Belmonte'a. I Parahostira ponowoczesna autorstwa L. Rowe.

— Wiem, że nasze podręczniki do taumatologii są bublem, więc wsparłem się na Gorgonie, żeby zdobyć parę pozycji z listy lektur ICSUT. Tych samych książek używa Koalicja do nauki swoich magów bitewnych.

— Łał — podniosła ostatnią książkę i pytająco spojrzała się na niego — Czy to obejmuje Dawnego i Przyszłego Króla?

— Nie, to tylko dla odpoczynku. Pomyślałem, że ci się spodoba.

Uśmiechnęła się do niego — To najpiękniejszy prezent bożonarodzeniowy, jaki kiedykolwiek mi dano.

Podniósł brew.

— Okey, to jedyny prezent bożonarodzeniowy, jaki kiedykolwiek ktoś mi dał — przyznała się. — Ale to wciąż coś.

— Daj mi jeszcze możliwość przebicia tego — powiedział. — Niedługo będę miał urlop na powierzchni. Co powiesz, byśmy pojechali do Duluth po odrobinę Słońca? — przerwał. — Dobra, chmurek.

— Chciałabym — powiedziała, po czym zmarszczyła czoło. — Boże, teraz czuję się okropnie, że nic nie dostałeś ode mnie.

— Za rok możesz to wynagrodzić — powiedział.

Zawahała się po czym pochyliła się i pocałowała go w policzek. — Dziękuję, Cody.

Uśmiechnął się — Wesołych Świąt, Flo.


Styczeń 6, 1986
Duluth, Minnesota

— Myślałem o operacji Timminsa — Westbrook wziął łyk kawy, otulając dłońmi filiżankę żeby się nagrzać.

Stali na skraju południowej przystani, spoglądając na oblodzone jezioro i latarnię morską na północnej przystani. Nie było nikogo, kto by im przeszkadzał; było za zimno. I o to właśnie chodziło - nikt nie mógłby podsłuchiwać ich rozmowy.

Florence oparła się o betonową ścianę przystani, odwróciła się w połowie aby sporzeć na niego. W milczeniu przyglądała się jego minie, próbując ocenić jego nastrój.

Florence i Westbrook stoją na przystani w Duluth i rozmawiając spoglądając na Jezioro Górne..

— Czy sam nie powiedziałeś mi, żeby nie rozwodzić się nad gdybologią?

— To nie będzie "co gdyby" a raczej "w jaki sposób". W stylu, skąd OBSKURA wiedziała?

— Nie potrzeba geniusza aby odgadnąć, że ich ścigaliśmy. Patrząc na to, jak szybko dotarli na spotkanie z Bauerem, zorganizowanie zasadzki byłoby trywialne. Robiłam podobne rzeczy wiele razy dla Duchów — skrzywiła się lekko na to wspomnienie.

Pokręcił głową — Zasadzka jest tylko częścią tego. Słyszałaś od Gorgony, że OBSKURA nie powinna nawet wiedzieć, że Klucz istnieje.

Zrozumienie pojawiło się na jej twarzy — Jest kret.

— To by wyjaśniało, dlaczego Koalicja na serio przyszła do nas. Nie mogli zaufać własnym ludziom.

— Więc co robimy?

— My? Nic — wzruszył ramionami. — Niech gapie same sprzątają swój dom.

— Ale co z OBSKURĄ? Czy nie zrobią kolejnej akcji w sprawie Kluczy?

— Wątpię. Stracili jednego ze swoich ostatnich wojowników klasy ciężkiej oraz pięć oddziałów bojowych. A wszystkie dowody sugerują, że to był desperacki ruch.

Lekko skrzywiła głowę — Jak to sobie wyobrażasz?

— Poświęcanie czterech jednostek do odwrócenia uwagi to coś, co robisz tylko wtedy, gdy jesteś plecami do ściany. Poza tym jest wybór celu. Szósty Klucz byłby naprawdę przydatny do uzupełnienia niedoborów zasobów ludzkich.

— Nie wiem, wydaje mi się, że nigdy nie ma złego czasu na wypranie mózgów by mieć armię fanatyków. — Przerwała, po czym szybko dodała — Gdyby chociaż to było coś, co zamierzałeś zrobić.

— Oh, pewnie, ale czemu teraz? Przez te czterdzieści lat zadowalali się odgrywaniem roli terrorystów. Dlaczego nie zrobili tego kroku po Klucza w latach 50?

— Może wiedzą coś, czego my nie wiemy. No wiesz, ponieważ mają kreta.

— Sądzę, że wiedzą coś, czego nawet Koalicja nie wie. — Dał jej chwilę na zastanowienie się w ciszy, biorąc długi łyk kawy, — Coś w stylu, powiedzmy, gdzie obecnie jest Golem.

— Sądzisz, że go przechwycili?

— Jaja se robisz? — Zachichotał, potrząsając głową. — Golem jest boską, perfekcyjną maszyną walczącą z nazistami, byliby szaleni, gdyby chociaż spróbowali. Nie, myślę, że wiedzą że jest niedostępny, i dostrzegli okazję aby przejąć klucz bez jego udziału. Myślę, że pozwolili Koalicji włamać się do ich komunikacji, by zwabić Szczurołapów w pułapkę. I myślę, że jedynym powodem, dzięki któremu im się nie powiodło, było to, że ty tam byłaś.

— Mówisz to tylko po to, abym poczuła się lepiej, bo dopuściłam do zabicia cywili przez Bauera.

— Może. — Spojrzał na nią konspiracyjnie. — Czy to działa?

Lekko uderzyła go w ramię — Tylko trochę.

— Dobrze. — Zadrżał pod płaszczem. — Chryste, tu jest zimniej niż w grobie Stalina.

— Naprawdę? Nie zauważyłam. — W jednej ręce trzymała kubek kawy, a jej zawartość była do tej pory nietknięta zaś kurtka rozpięta. Powinna marznąć.

— Oszukujesz.

Uśmiechnęła się — Tylko troszkę.

Zmarszczył brwi. — Czy to mądre?

— Jest w porządku — lekceważąco machnęła wolą ręką — To tylko maleńkie zaklęcie. Robiłam to tysiąc razy i tylko jeden raz spaliłam budynek.

Lód obok przystani trzasnął ostro, ściągając ich uwagę. Gdy tak patrzyli, mały okręg o średnicy około 1 stopy zaczął się topić. Woda tam wrzała.

Westbrook spojrzał na Florence przez przymrużone oczy.

— Normalnie tak się nie dzieje, przysięgam.

— Yhy.

Westchnęła, po czym uwolniła strużkę mocy, którą chwyciła, kończąc zaklęcie. Wir zwrotny, który doprowadzał wodę do wrzenia, zniknął, pozostawiając ją ponownie zamarzniętą.

Florence dygnęła raptownie, gdy nagle poczuła nieprzebłagalną zimę, przed którą zaklęcie ją osłaniało. Szybko zapięła kurtkę i wzięła długi łyk kawy.

Znowu dygnęła, tym razem poczuła jak Westbrook objął ją ramieniem. Działając podświadomie, nachyliła się ku niemu, aby się ogrzać.

— Chodź — powiedział — Wejdźmy do środka, nim zamarzniesz na kość.


Luty 11, 1986
Ośrodek 246

Siedziała ze skrzyżowanymi nogami na podłodze hali treningowej do taumaturgii, otoczona złożonym szeregiem świec. Spędziła w tej pozie już prawie godzinę, od czasu do czasu zerkając na kopię książki Podstawy Taumaturgii, która leżała otwarta na jej kolanach.

Płomień świecy łojowej jest naturalnie podatny na turbulencje w aurze tła, dzięki czemu może służyć jako podstawowy wskaźnik Wiru zwrotnego. W tej roli kilka takich świec może być użytych w prostym ćwiczeniu dla początkującego ewokatora, poszukującego lepszej kontroli nad siłami, jakimi dysponuje, co teraz opisane zostanie poniżej…

Florence postąpiła zgodnie z instrukcjami zawartymi w książce, ustawiając świece wedle narysowanego schematu. Potem medytowała.

Kiedy poczuła się pewna, że oczyściła umysł ze wszelkich rozpraszaczy, powoli uniosła przed siebie lewą rękę i rozpaliła płomień. Robiąc to, próbowała skupić się na świecy bezpośrednio przed nią.

Ogień wystrzelił z powietrza nad jej palcami i delikatnie polizał jej dłoń. Zignorowała to, wpatrując się uważnie w wybraną świecę. Gdyby zrobiła wszystko dobrze, płomień tej świeczki nasiliłby się. Energia trafiłaby jedynie do niej.

Zamiast tego każda świeca w pokoju dziko zamigotała. Niektóre z nich zaczęły płonąć różnymi kolorami. Kilka innych się zgasiło.

Zamknęła oczy i zwolniła zaklęcie.

— Cholera.


Czerwiec 15, 1986
Minot, Północna Dakota

— Dobrze?

Florence zacisnęła zęby z frustracji. — Tak, tutaj jest Droga. Tak sądzę.

Nigdy wcześniej nie widziała Drogi (nie żeby chociaż wiedziała) ale dziura, jaką uformowała w tkance rzeczywistości, była nie do pomylenia teraz, kiedy wiedziała czego szukać. Gdyby skupiła się na Obserwowaniu, mogłaby rzeczywiście zobaczyć jak wysysa EVE z tego obszaru; wyglądało to raczej jak blaknięcie koloru ze zdjęcia. Zaciekawiona, zebrała nieco swej moc i skierowała ją do dziury. Droga wsysała ją łapczywie, wchłaniając surową magię jak gąbka.

No. To tak wyglądało ontyczne krwawienie.

Oczywiście nikt inny tego nie widział, co sprawiało, że jej wrażenie było raczej trudne do weryfikacji.

— Tak sądzisz? — Nathan Devlin powtórzył z kpiącą nutką w głosie. Zignorowała go; reakcja po prostu dałaby mu do zrozumienia, że coś ją zdenerwowało, a potem by to wykorzystywał.

— Zamknij się, Devlin — odezwał się Westbrook. – Daj jej pracować.

Devlin umilkł, cofnął się, by dołączyć do reszty Formacji Operacyjnej. Florence z uznaniem skinęła głową Westbrookowi.

— Myślisz, że możesz to otworzyć? — Zapytał.

Nerwowo oblizała usta. — Raz kozie śmierć.

Wysunęła ręce do przodu, kierując moc do opuszek palców, i chwyciła krawędź metafizycznej dziury we wszechświecie. Wessało łakomie jej aurę, próbując wykorzystać ją do napędzania świata poza nią. Czuła się, jakby zanurkowała w lodowatym jeziorze, a jedyne co mogła zrobić, to nie krzyczeć z powodu szoku.

Otwórz się = warknęła. Chciała więcej mocy w swoich ramionach, próbując forsować Drogę, mimo że chciwie kradła jej energię.

W powietrzu przed nimi pojawiła się szczelina, portal pomiędzy światami. Florence czuła, jak się to odpycha, sprzeciwiając się jej woli i rozkazowi. Jej mięśnie płonęły z widmowego wyczerpania, a ontyczne krwawienie pozbawiło jej oczy koloru. Napierała mocniej.

Przez krótką chwilę widziała świat poza Drogą, miejsce, do którego uciekł ich cel. Krzyknęła triumfalnie.

Potem straciła przyczepność. Napierała zbyt mocno, włożyła w tę pracę zbyt wiele wysiłku. Droga zamknęła się z hukiem, wyzwalając falę reakcji, manifestując się jako wybuch siły kinetycznej. Wszyscy w pokoju zostali zwaleni z nóg.

— Co się stało? — Westbrook się spytał.

— Utraciłam to. — Florence podniosła się i przejrzała miejsce, gdzie była Droga. — Zniknęła. Zapadła się.

— Cholera — mruknął.

— Niezła robota, Firestarter — powiedział Devlin. Westbrook spojrzał na niego.

— To nie twoja wina, Flo — powiedział. — W końcu będzie musiał wrócić do stacji wejściowej, wtedy go dostaniemy.

Dyszała, była zbyt zmęczona by się kłócić. Ale w głębi serca wiedziała, że Devlin ma rację.


Lipiec 5, 1986
Ośrodek 246

Ponownie siedziała w sali treningowej do taumaturgii, z rzędem małych, szklanych kulek ustawionych przed nią. W całym pomieszczeniu na ziemi leżały odłamki kryształu.

Skupiła się na najbliższej kulce, starając się nie pozwolić, aby gniew jaki czuła, zakrwawił jej myśli. W ciągu ostatnich kilku dni zaczęła nienawidzić tych małych kryształowych kulek.

Wskazała na kulkę, niemal oskarżycielsko — Do góry.

Kulka chwiała się przez moment, po czym poleciała po podłodze salki, jakby wystrzelono ją z armaty.

Westchnęła, ponownie zebrała swoją wolę i wskazała na następną — Do góry.

Tak się stało. Osiągając prędkość graniczną. Wbiła się w sufit i rozpadła się na cząstki.

Zacisnęła zęby, wzięła wdech i starała się nie rozbić wolą reszty kulek. Jeśli kiedykolwiek chciała móc otwierać Drogi lub wykonywać jakąkolwiek inne, subtelniejsze czary, to musiała opanować precyzyjnie stosowanie swej mocy. Stąd te kulki.

Wskazała na następnego w rzędzie. — Do góry!

Powoli wzbiła się w powietrze, chwiejąc się niczym pijak, ale nie odleciała. Triumfalnie Florence uśmiechnęła się.

To zaś był błąd. Jej skupienie się poluźniło, a kulka eksplodowała na tysiące małych odłamków.

Z okrzykiem frustracji przywołała podmuch wstrząsającej mocy, która wgniotła ocalałe kulki w podłogę, miażdżąc je w drobny mak. Fala gwałtownego wybuchu odbiła się w wodzie nad nią, co miało niefortunne konsekwencje dla pobliskich ryb.

— Wygląda na to, że przydałaby ci się przerwa.

Florence obejrzała się za siebie i zobaczyła Westbrooka opartego o drzwi do pokoju ćwiczeń. Spojrzała z powrotem na stos szkła przed nią. I ponownie na Westbrooka.

— Co miałeś na myśli?


Listopad 28, 1986
Ośrodek 460

— Grenlandia ssie pałę — powiedziała Florence, chowając się pod kawałkiem palącego się gruzu. Alarm o przełamaniu zabezpieczeń zabrzmiał bezużytecznie w tle, beztrosko informując wszystkich na miejscu o czymś, co wszyscy doskonale wiedzieli.

— Ta, też inaczej chciałem spędzić weekend z okazji Święta Dziękczynienia — odparł Westbrook. Coś przemknęło w cieniu i odruchowo strzelił. Rozległ się bolesny pisk, następnie zapadła cisza.

— Czym do kurwy są te rzeczy, tak w ogóle? Nie ma nic o nich w plikach skipu. — Inny próbował uciec przez pobliskie drzwi, tylko po to, by natrafić na koniec włóczni ognia, jaką wysłała ku niemu.

Westbrook zatrzymał się na końcu korytarza i wyciągną szyję zza róg, sprawdzając następny korytarz. — Myślę, że to są dzieci.

— To gdzie jest matka?

Odwrócił się, chcąc odpowiedzieć, lecz jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. — Padnij!

Odepchnął Florence na bok, gdy długa, chitynowa kończyna wbiła się w korytarz. Skrajem odnogi złapał za ramię jego kombinezonu i rzucił go w tył. Uderzył w przeciwległą ścianę i osunął się na ziemię.

Cóż, to była odpowiedź na owe pytanie.

Florence odwróciła się, aby stanąć twarzą w twarz z uciekającym skipem. Było nieopisywalnie ohydne, pokryte czarną chityną i mlecznobiałymi oczami, ze zbyt wieloma nogami i częściami ust. I był wkurzony.

Wydał pisk, gdy Florence nawiązała kontakt wzrokowy i zaczął sięgać pazurami ku niej. Był zbyt duży, aby zmieścić się w korytarzu, ale taka drobnostka jak architektura, nie mogła stanowić przeszkody.

To było w porządku. To nie była jedyna rzecz jaka była denerwująca.

Powinna jakoś spróbować to przechwycić. W końcu do tego zostali wysłani - do ponownego zabezpieczenia. Przez jej umysł przemknęły setki sposobów, by to zrobić - otoczyć ją klatką ognia, oślepić błyskiem światła, ogłuszyć to bez namysłu jednym wielkim wstrząsem. Zignorowała je wszystkie.

Westbrook był jej, a to go zraniło. Teraz chciała jedynie odpłacić się za to.

— Wielki błąd, krabogłowy — wysłowiła się Florence. Sięgnęła głęboko w studnię mocy. zgromadziła swoją wolę, a potem z pogardą machnęła ręką w stronę kreatury.

Słup ognia, gruby na dwanaście cali i solidny jak stalowa belka, wyskoczył jej z dłoni i przetoczył się w dół korytarza. Uderzył w potwora, o wszedł w głąb niego. Przesuwał się dalej, gdy ten osobnik ryczał i miotał się w agonii. Dalej i dalej, nawet gdy istota zapadła się w martwą ciszę. I słup ognia szedł dalej, dopóki nie przebił się przez całość i nie wyskoczył z drugiej strony tego obrzydliwego ciała.

Alarm przełamania zawył raz jeszcze, po czym wydał z siebie statyczny krzyk, gdy Wir zwrotny wreszcie uciszyło go. Huki i trzaski odbijały się echem po całej Placówce, gdy pojawiało się więcej Wirów zwrotnych, chociaż te szkody, które mogły spowodować, były niczym wobec tego, co już wyrządził skip. Hałas - i cały Wir - trwały prawie całą minutę. Wszechświat forsownie sprzeciwiał się jej brutalnemu ataku na rzeczywistość.

Florence opuściła dłoń na bok. Było teraz cicho, nie licząc sporadycznego kapania wody i trzaskania ognia ze zwęglonego ciała skipa.

To by było tyle, jeżeli chodzi o ponowne zabezpieczenie.

« Pięść Grzmotu, Salomonowa Dłoń || HUB || Znalezienie skalpela »

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported