— Kwestia przeniesienia maszyn nie będzie zbyt skomplikowana, powinny się zmieścić na platformach. Muszę poinstruować automaty co i jak żeby wszystko było dopięte idealnie na ostatni guzik. — Wielki Konstruktor kontynuował obmyślanie planu ewakuacji Warsztatu i przeniesienia wszystkiego w nim cennego do innego świata, będącego ostatnią nadzieją.
— A co z Lirykiem? — zapytał Racjonalizator.
— O niego obawiam się szczególnie. Pomimo wieku, jest jeszcze młody. Zna sygnał i go rozumie, ale nie potrafi przeprowadzić na jego temat refleksji. Ty znasz świat taki, jakim jest i był. Jego cały świat to jedynie Warsztat i nic poza tym.
— Zrozumie to, co ma się stać?
— Obawiam się, że nie. — westchnął głęboko Konstruktor. — Jest zbyt… Naiwny. Jak dziecko.
— Więc co zamierzasz?
— Wszystkie te lata dążyłem do perfekcji, tworzenia rzeczy doskonałych w swej naturze, każda z nich jest arcydziełem. Lecz niestety jestem tylko człowiekiem i muszę popełnić… najbardziej ludzką rzecz.
— Zamierzasz go okłamać? — odpowiedział od razu robot.
— … jestem wręcz pełny podziwu, jak przez te wszystkie lata stałeś się rozumny i inteligentny. Tak, muszę go okłamać. Tak będzie dla niego najlepiej. Nie ma innego sposobu, by mu to przekazać.
— A co zrobisz z nim dalej?
— Wyślę go w bezpieczne miejsce wraz z kilkoma innymi, aby go pilnowali. Zapewnię mu możliwość zasilania do czasu, aż nie odnajdą go pozostali.
— A jeśli tak się nie stanie?
— Dlaczego miałoby nie?
— Nicolasie, wszystko może się stać. Obcujesz z nieznanym.
— Wtedy żywię nadzieję, iż znajdzie go ktoś, kto zaopiekuje się nim tak, jak ja nie potrafiłem.
— Zrozumiałe.
— To już ten czas, idę do niego.
— Powodzenia, Nicolasie.
— Drogi Liryku mój… — zaczął Konstruktor.
— Tak, stwórco?
— Nie sądziłem, że to kiedyś powiem, lecz obawiam się, iż nadejdzie czas, w którym będziemy musieli się rozstać.
— Nie bardzo rozumiem, o co ci chodzi, Wielki Konstruktorze. Czy mógłbyś wyjawić, dlaczego tak uważasz?
— Ech, widzisz, Liryku. — Nicolas oparł się sztywno o barierkę, spoglądając na tętniący mechanicznym życiem Warsztat. — Kocham was wszystkich i wszystko, co stworzyłem kiedykolwiek.
— Wszyscy o tym wiemy, miłujemy cię za to i wielbimy dziękując za każdą chwilę jaką możemy dzięki tobie zawdzięczać.
— Tak… Jednak są na tym świecie tacy, którzy tej miłości nie rozumieją. Będą starali się zniszczyć to, co dla mnie piękne.
— Nie potrafię tego pojąć, dlaczego ktokolwiek miałby podnieść rękę na magnifikat twoich dzieł, stwórco? Jak można nawet próbować pomyśleć o takim haniebnym czynie?
— Widzisz Liryku… Jesteś jeszcze bardzo młody. Twoi bracia przeżyli i widzieli więcej, niż… Sami by chcieli. Tu, w Warsztacie, wszyscy żyjemy bezpiecznie, swobodnie ciesząc się z każdego dnia. Jednak tam, na zewnątrz, jest inaczej.
— Mówisz o tym, co znajduje się poza Warsztatem? Co tam jest?
— Pogorzelisko… Świat, który był domem dla wielu istnień, a który przepadł na zawsze…
— Masz na myśli stare zabudowania Warsztatu?
— Oj, mój Liryku… Wiele prądu upłynie, nim będziesz gotowy zrozumieć wiele rzeczy…
— Kto by chciał zniszczyć twoje dzieła, stwórco?
— … Oni.
— Oni? Kim są ci "Oni?"
— Kimś, o kim nie warto obecnie wspominać… Nie wiem, dlaczego chcą nam zaszkodzić, co ich do tego skłoniło ani jaki przyświeca im cel.
— Czy Oni to automaty?
— Nie, Liryku. Są z krwi i kości, tak jak ja i Sygnalista. Jednak różnią się od nas tak bardzo, że nie sposób o skuteczne porównanie.
— Czy zatem nie powinni iść za tobą i wspomóc cię w twym dziele?
— Gdybyś tylko ich… — Nicolas zamilkł.
— Stwórco?
— Przepraszam cię, Liryku. Muszę wracać do pracy nad naszym największym dotychczas projektem. Widzisz, jak wszyscy są zaangażowani w niego. Gdy nadejdzie czas, pokażę ci moje dzieło. Tak wspaniałego jeszcze nigdy nie widziałeś.
— Wszystkie twe wynalazki są nieporównywalnie piękne.
— Idź, Liryku. Dołącz do swych braci.
— Dobrego dnia, stwórco!
— W rzeczy samej, dobrego…
Nicolas udał się w wyższe rejony, aby przedostać się do stanowiska obserwacyjnego. Spojrzał przez znajdującą się tam lornetę i wyjrzał poprzez szczelny wizjer. W oddali kilka postaci odzianych w podarte szmaty powoli oddalało się od Warsztatu, sporadycznie odwracając się. Jeden z osobników nie spiesząc się przystanął, po czym wyjątkowo powoli odwrócił się i uniósł głowę. Wizjery maski zabłysły w refleksie światła, gdy postać spojrzała wprost w kierunku Nicolasa, jakby świadomie patrząc mu w oczy. Wynalazca gwałtownie i instynktownie odsunął się od lornety i zakrył wizjer.
« Konduktancja | Induktancja | Susceptancja »