
Ze względu na ważność dla całokształtu naszej strony i jej historii, poniższe dzieło zostało włączone do Dziedzictwa Polskiej Filii SCP.
26-letni mężczyzna wyszedł ze starego czerwonego opla na parking. Przewiesił przez ramię wyciągniętą ze środka czarną torbę i zamknął drzwi. Ruszył żwawym krokiem w stronę ośrodka zlokalizowanego na obrzeżach Warszawy. Z pobliskich drzew słychać było śpiew dawno przebudzonych ptaków, momentami zagłuszany przez ciężarówki ruszające spod okolicznych magazynów. W końcu mężczyzna dotarł do wejścia i zerknął na zegarek. Była godzina 7:55 co oznaczało, że w ciągu 5 minut powinien znaleźć się przy swoim biurku.
Nacisnął klamkę i znalazł się w ciasnym korytarzu pomalowanym na biało, wewnątrz którego ustawiono bramki kontrolne i skaner obsługiwane przez siedzącego obok pracownika ochrony. Szybko wygrzebał z dna tobołka swoją przepustkę poddając ją strażnikowi po czym położył torbę na taśmociąg, który zabrał ją do ciemnych wnętrzności ukrytych za plastikowymi paskami.
Podczas gdy rzeczy mężczyzny były egzaminowane pod kątem obecności materiałów wybuchowych, niebezpiecznych narzędzi, a także wszelkich przedmiotów przejawiających anomalne właściwości, pracownik ochrony sprawdzał czy człowiek okazujący mu przepustkę faktycznie jest jej posiadaczem.
- Maciej Tier, IV wydział prawny – odczytał na głos – Zgadza się?
- Tak – odparł nieco nerwowo mężczyzna, po czym dodał w myślach – Pracuję tu ponad dwa lata, a oni dają nowego strażnika akurat gdy zaspałem.
Jednocześnie ochroniarz zaczął wnikliwe przyglądać się dołączonej do dokumentu fotografii. Czarne, krótkie włosy, niebieskie oczy, typowo słowiańskie rysy, blada cera. Wszystko zdawało się zgadzać. Na wszelki wypadek zerknął jeszcze do opisu cech fizycznych. Brak charakterystycznych znamion, wzrost 183 cm, rozmiar buta 45.
Maciej dyskretnie zerknął na zegarek. Zostały mu jakieś 2 minuty, a ochroniarz zamiast kończyć, studiował kolejne dane. Dlatego lekko drżącym głosem powiedział:
- Szczerze mówiąc trochę się spieszę. – Widząc nieufne spojrzenie strażnika, dodał – Zwykle nie jesteście tak szczegółowi. Co się stało z pańskim poprzednikiem?
- Został ukarany dyscyplinarnie. Z powodu zaniechań podczas kontroli wpuścił osobę bez odpowiednich upoważnień – odparł pracownik ochrony, zwracając dokument – Kontrola zakończona. Proszę wziąć torbę po drugiej stronie urządzenia.
Maciej wymamrotał niewyraźne „dziękuję” po czym chwycił torbę i pobiegł w stronę wind. Niestety wszystkie były na wyższych piętrach. Sprawdził godzinę. Została mu minuta, więc nie mógł czekać aż zjadą na parter.
Jednym susem dopadł klatki schodowej i szybko wspiął się na górę. W końcu, cały zziajany, stanął przed drzwiami na trzecie piętro. Wziął kilka oddechów i wszedł do środka.
Znów znalazł się w wąskim korytarzu, którego powierzchnię zmniejszały dodatkowo ustawione po bokach wykonane ze sklejki szafy, w których mieściły się wszelakiej maści papierowe akta. W przerwach między nimi znajdowały się drzwi. Mężczyzna wszedł do drugich, mieszczących się na prawo od niego.
Pośpiesznie wykrzyknął powitanie do wszystkich obecnych w pomieszczeniu i ruszył w stronę swojego biurka. Idąc zauważył, że współpracownicy dziwnie mu się przyglądają. Zastanawiał się czy to przez pot, który spływał po jego twarzy i plecach. Jednak wydawało mu się, że spocony, średnio wysportowany facet nie powinien wzbudzać aż takiej uwagi.
W końcu dotarł do celu swej podróży i natychmiast zrozumiał skąd te nagłe zainteresowanie jego osobą. Na blacie leżała biała koperta z charakterystycznym logiem Fundacji i przybitą obok pieczęcią nadawcy, jak to czyniło się zwykle przy korespondencji wewnętrznej. Wybity napis głosił: „ I wydział ds. bezpieczeństwa – Inkwizytor”.
Maciej poczuł jak przyspiesza jego serce. Pytająco rozejrzał się wokół, ale jedyne co napotkał to zaciekawione lub smutne spojrzenia. Pokręcił bezradnie głową. Nie było sensu dopytywać się kogokolwiek. Nikt przy zdrowych zmysłach nie mógł myśleć od spojrzeniu na tą kopertę, a co dopiero o otworzeniu jej.
Wziął do ręki niepozornie wyglądający papier i powoli wydobył kryjącą się w nim wiadomość. Było to formalne wezwanie do stawienia się przed oblicze inkwizytora w najbliższym możliwym terminie. Poniżej umieszczono pouczenie o możliwości podania wyjaśnień czemu stawiennictwa nie można dokonać.
Mężczyzna poczuł jak tętno przyspiesza mu coraz bardziej, a w głowie zaczął narastać szum. Wziął kilka głębokich oddechów i ruszył bez słowa w stronę wyjścia. Wiedział, że i tak nie będzie się w stanie skupić się na robocie. Zwłaszcza, że czegokolwiek mógł oczekiwać od niego inkwizytor, istniała spora szansa, że po tej rozmowie nie będzie już po co wracać do pracy.
Chwiejnym krokiem mijał kolejne osoby, póki co trwające w ciszy. Jednak z pewnością gdy tylko wyjdzie, pomieszczenie wypełni gwar rozmów, plotek i dociekań.
Była to jedyna rzecz, której mógł być pewien w tej sytuacji.
Powoli szedł pustym, białym korytarzem, którego jedynymi ozdobami były plamy światła rzucane przez okna. Od czasu do czasu mijał też drzwi opatrzone tabliczkami: „MFO – dział wewnętrzny”, „MFO – wydział techniczny” i wszelkimi innymi ich wariacjami. Maciej starał się uspokoić, wyobrażając sobie co dzieje się właśnie w mijanych pomieszczeniach jednak był to daremny trud. Co i rusz w jego głowie rozbrzmiewały myśli: „ Co takiego mogłem zrobić?”, „Czyżby chodziło o którąś z prowadzonych spraw?”, „Może to tylko przesłuchanie? Z drugiej strony Inkwizytor rzadko zaprasza do swojego biura w tym celu. Zwykle to on odwiedza dana osobę”.
Gnębiony tymi myślami dotarł w końcu na koniec korytarza, gdzie mieścił się pokój zajmowany przez inkwizytora.
Młody prawnik przez chwilę wpatrywał się w szarą powierzchnię metalowych drzwi. Przez głowę przeleciała mu myśl, że na egzekucje inkwizytor też raczej nie zaprasza oficjalnym wezwaniem, po czym zapukał i nie czekając na odpowiedź wszedł do środka.
Biuro było urządzone skromnie. Pomijając rzędy stalowych szafek, lampę, dwa krzesła i fotel znajdowało się w nim tylko jedno, drewniane biurko, przy którym siedział starszy, opalony mężczyzna o siwych włosach, z twarzą przeoraną niezliczonymi zmarszczkami. Ubrany był w mocno zużytą koszule w paski i przetarte dżinsy. Za jego plecami znajdowało się okno z widokiem na pobliską drogę, którą snuły się leniwie wozy dostawcze.
- Dzień dobry – powiedział Maciej wyciągając drżącą ręką dokument w stronę mężczyzny – Dostałem oficjalne wezwanie do stawiennictwa.
- Zgadza się panie Tier – odparł siedzący za biurkiem mężczyzna – Proszę usiąść.
Maciej zdjął przewieszoną przez ramię torbę i położył ją obok krzesła po czym spoczął na nim. Szybkim spojrzeniem omiótł biurko. Znajdował się na nim jedynie monitor, przybory do pisania w puszcze, kilka zapisanych kartek, tabliczka z napisem „Marek Sondacki – Inkwizytor” i wykonana z bursztynu ozdóbka w kształcie słonia. Następnie spojrzał pytająco na rozmówcę. Chciał wyjaśnić tą sytuację nim zemdleje ze stresu.
Ten uśmiechnął się i powiedział:
- Spokojnie, tylko tu nie padnij. To spotkanie nie ma nic wspólnego z jakimkolwiek śledztwem. Chciałbym Ci zaproponować stanowisko inkwizytora.
Była to ostatnia rzecz jakiej usłyszenia mógłby spodziewać się fundacyjny prawnik. Wiadomość ta zbiła go z tropu na tyle, że jedyną jego reakcją było uniesienie wyżej brwi. Tymczasem jego gospodarz kontynuował:
- Jako, że przechodzę na emeryturę, konieczne stało się wyznaczenie mojego następcy. Zebrała się komisja, dyrekcja się wypowiedziała, ja przytaknąłem i tak oto doszło do tej rozmowy. Oczywiście jeśli nie jesteś zainteresowany, możesz odmówić. Jakieś pytania?
Umysł Macieja pracował na najwyższych obrotach. Wiedział, że w tej sytuacji właściwe jest tylko jedno pytanie. Rzecz w tym by zadać ja w odpowiedni sposób:
- To dla mnie wyróżnienie… To, jakie jest za nie przewidziane wynagrodzenie?
Inkwizytor wziął do ręki ołówek i napisał coś na jednej z częściowo zapisanych kartek, po czym podsunął ją do rozmówcy. Ten uśmiechnął się pod nosem i pokiwał głową:
- No, to zachęcająca suma. A jaki jest zakres obowiązków?
- Pilnowanie by nikt nie wykorzystywał obiektów w sposób niezgodny z zasadami, ukrócanie wszelkich prób wynoszenia podmiotów, generalnie zajmowanie się wszystkim co uzna się za podejrzane i niezgodne z zasadami. Innymi słowy wszystkim tym z czym kojarzy Ci się inkwizytor - odparł, jednocześnie sięgając do szuflady biurka, a następnie podając Maciejowi wyciągnięty stamtąd plik papierów – Szczegóły znajdziesz w umowie.
- Rozumiem. Jeśli można, chciałbym to przeczytać w spokoju.
- Jasne. Możesz to zrobić w pokoju konferencyjnym – powiedział inkwizytor wskazując na wciśnięte między szafki, drewniane drzwi.
Maciej podziękował i po zabraniu leżącej na ziemi torby, ruszył we wskazanym kierunku.
Pokój konferencyjny okazał się niewielką salką, w której znajdował się nieduży stolik kawowy, mały rzutnik skierowany w stronę ściany i dwie kanapy.
Siedzący w rogu jednej z nich, mężczyzna przeglądał kartka po kartce dostarczone dokumenty. Ponieważ nie raz miał do czynienia z fundacyjnymi umowami dość łatwo dostrzegał najeżone w niej pułapki i tam gdzie się dało, usuwał je, czyniąc odpowiednie dopiski. Wiedział jednak, że najważniejszej rzeczy nie zmieni – w razie większej wpadki będzie odpowiadał swoja głową. W najlepszym razie.
Z drugiej strony zakres obowiązków był tak niejasny jak tylko się dało. W praktyce miał być wszędzie, kontrolować wszystkich, szukając każdego najdrobniejszego uchylenia, jednocześnie interweniując tylko przy tych, które mogą stwarzać realne zagrożenie wykorzystania zabezpieczonych anomalii w sposób niezależny lub niezgodny z celami Fundacji.
Plusem było jednak to, że do realizacji tych celów otrzymywał potężne narzędzia. W praktyce miał prawo do uzyskania dowolnej informacji, wglądu do dowolnego obiektu, a także natychmiastowej eliminacji osób niebezpiecznych. Oczywiście nadużycia miały być karane. Przynajmniej oficjalnie.
Maciej skończył studiowanie dokumentów i odłożył je na stolik. Choć bez wątpienia był to awans, a płaca zdecydowanie lepsza, miał wątpliwości czy podoła stanowisku. Jednak z drugiej strony wiedział, że idąc normalną drogą fundacyjnej kariery jeszcze długie lata będzie pisał wnioski o emeryturę czy też załatwiał sprawy drobnych nadużyć w stylu spożywania zabronionych napojów podczas pracy.
W końcu podniósł się z siedziska i rozprostował plecy po co najmniej godzinnym trwaniu w zgarbionej pozycji. Zgarnął papiery, przerzucił torbę przez ramię i ruszył w stronę drzwi. Choć wciąż dręczyły go wątpliwości, wiedział, że głupotą byłoby odrzucić taka ofertę. Zresztą umowa wyraźnie przewidywała możliwość rezygnacji w dowolnym momencie bez konsekwencji. Przynajmniej w teorii.
Po upływie 30 minut, podczas których wskazywał swoje poprawki, a inkwizytor bez słowa zatwierdzał je swoim podpisem, Maciej uważnie śledząc ruchy długopisu, ozdobił umowę swoją parafką.
Gdy skończyli formalności dotychczasowy inkwizytor, zwrócił się do następcy:
- Dobra, to teraz czas na szkolenie – mówiąc to rzucił na biurko opasły skoroszyt – To oficjalny poradnik. W praktyce wszystkie bzdury, które słyszałeś na szkoleniu dla nowych pracowników. Jak chcesz to przeczytaj w wolnej chwili.
Następnie podał Maciejowi małą kartkę i kontynuował:
- To ważniejsza sprawa. Twój login i hasało do centralnego sytemu. Login jest nie zmienny, hasło jednorazowe. Po pierwszym zalogowaniu, musisz wymyślić własne. Oczywiście musi być odpowiednio silne – co najmniej jeden znak specjalny, cyfra i duża litera.
Po tych słowach wygrzebał z kieszeni mały klucz i podszedł do drzwi prowadzących do pokoju konferencyjnego, mówiąc:
- A to największy bajer. Kojarzysz może taki obiekt jak SCP-PL-016?
- Kiedyś pisałem opinię o zaniechanie obowiązku w związku z nim. Domyślam się, że to właśnie ten klucz.
- Zgadza się – odparł inkwizytor wsuwając klucz w zamek – Co o nim wiesz?
- Za drzwiami zawsze jest mały pokój, a w nim szafka na buty, koszyk, plakat, ekran. Po bokach cztery przejścia. Tak długo jak do nich nie wejdziesz jest w porządku. Jak wejdziesz – żegnasz się z prawami fizyki. A jak brak Ci upoważnienia – także z posadą.
- I tyle powinno Ci wystarczyć – mówiąc to, otworzył drzwi – W raporcie nie wspomnieli jednak o tym dodatku.
Sondacki podszedł do plakatu opatrzonego napisem „Nie ograniczaj się”. Jedną ręką przycisnął mocno część zawierającą słowo „Nie”, a drugą – „się”. Trwał tak przez parę sekund po czym dało się słyszeć ciche kliknięcie, a ściana wraz z plakatem i ekranem pod spodem otworzyła się do środka niczym drzwi.
We wnętrzu można było dostrzec rząd metalowych półek obładowanych wszelkiego rodzaju sprzętem.
Ponieważ gospodarz wszedł głębiej, Maciej zdecydował się zrobić to samo. Przechodząc zauważył, że ekran wyświetla napis: ”Otwarte: Wejście nr. – 1153”.
Gdy tylko obaj mężczyźni znaleźli się w środku, starszy odezwał się:
- Jak pewnie się domyślasz, jest to swego rodzaju przenośny magazyn inkwizytora – omiótł ręka pomieszczenie – Znajdziesz tu dowolną broń, od pistoletów po granatniki, a także każdy inny niezbędny sprzęt. Detektory, czytniki, komputery, co tylko chcesz.
- To pomieszczenie było tu od pozyskania obiektu? – zapytał, rozglądając się wokół
- Nie, wydrążono je na mój wniosek za zgodą dyrekcji. Miałem dosyć, że muszę latać do magazynu po drugiej stronie placówki po sprzęt. Teraz magazyn można nosić w kieszeni.
- A co z badaniami?
- Jak będą chcieli je prowadzić, dadzą Ci znać. Jak będziesz potrzebował kluczyka, możesz im odmówić, ale lepiej nie przesadzaj. Szkoda tracić takie udogodnienie.
Pokręcili się jeszcze chwilkę podczas gdy inkwizytor tłumaczył pokrótce gdzie co się znajduje i czemu służy. Gdy wyszli i ustępujący inkwizytor wręczył Maciejowi klucz, dodał jeszcze:
- Nie muszę chyba dodawać, że tym pokojem lepiej się nikomu nie chwalić.
-Jasne.
- Apropo, wiesz jak się strzela?
- Odbyłem obowiązkowe szkolenie strzelnicze na początku mojej kariery w Fundacji.
- W porządku. W dolnej szufladzie biurka znajdziesz pistolet i parę magazynków. To sprawdzona broń i radziłbym zawsze mieć ją przy sobie.
- Dobra. Co jeszcze muszę wiedzieć?
- To raczej tyle jeśli chodzi o szkolenie. Przez pierwszy tydzień pracy masz mnie do pomocy, potem jesteś zdany tylko na siebie. – mówiąc to podał Maciejowi zadrukowana kartkę – Podpisz jeszcze, że odbyłeś szkolenie i wszystko załatwione.
- A kiedy tak właściwie zaczynam? – zapytał Tier studiując uważnie podany dokument, a następnie składając swój podpis.
- W tej chwili – odparł Sondacki, zabierając papier – Siadaj przy biurku, później zabiorę swoje rzeczy, komputer jest już gotowy do logowania. Jakby co będę w konferencyjnym.
Po tych słowach klepnął Macieja w plecy i po chwili zniknął za drzwiami. Nowy inkwizytor przez chwilę rozglądał się bezradnie po czym zasiadł za biurkiem, opierając o nie uprzednio zdjętą torbę i ruszył myszką, ukrytą wraz z klawiaturą, na wysuwanej półeczce pod blatem.
Zalogował się i sprawdził dostępne programy. Wszystkie były mu znane i pełniły odpowiednio funkcje: poczty, bazy danych, bazy adresów, a także zbioru aktów prawnych Fundacji, znanego jako FLEX. Jedyną różnicą było, że teraz miał znacznie większy poziom upoważnienia i ilość dostępnych zasobów zwiększyła się dla niego niepomiernie. Nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż nie wiedział co robić.
Liczył, że być może gruby tom poradnika pomoże, jednak po przestudiowaniu go stwierdził, że faktycznie nie jest nazbyt użyteczny. Większość zawartych tam informacji była mu doskonale znana, zaś część z nich w praktyce nigdy nie była realizowana i stanowiła pobożne życzenia wszelkich speców od gospodarki miejscem pracy.
Jedyną przydatną rzeczą jakiej się dowiedział było to, że w razie potrzeby może korzystać z pomocy wszelkich zespołów analitycznych MFO, zlecając im przygotowanie analiz, zestawień, wyjaśnień i tym podobnych rzeczy. Ponadto, przynajmniej w teorii, jego zapytania powinny mieć pierwszeństwo.
W niczym to jednak nie pomagało gdy nie miało się o co pytać. Wrócił, więc do komputera i zaczął przeglądać najnowsze doniesienia licząc, że uda mu się co wychwycić. Niestety próby te okazały się daremne.
Zrezygnowany zerknął na zegarek – była 13:45. Najwyższy czas by coś zjeść. Ze względu na stanowisko zdecydował, że zastosuje się do „zasady czystego biurka” i wcisnął przycisk wylogowania.
W tej chwili komputer wydał nerwowe piknięcie i zażądał wprowadzenia nowego hasła. Maciej rozejrzał się wokół mierząc się z tym niełatwym zadaniem. Musiało to być słowo odpowiednio długie i zawiłe, a zarazem łatwe do zapamiętania. W końcu jego wzrok zatrzymał się na bursztynowym słoniu. „Czemu nie” pomyślał, a następnie wystukał na klawiaturze:
Słoniczek!18?
18 był dniem jego urodzin, więc miał pewność, że nie zapomni cyfry. Kliknął „zatwierdź”, a komputer wylogował się grając wesołą melodyjkę.
Wziął torbę i miał już odejść, gdy przypomniał sobie o zaleceniu odnośnie broni. Otworzył szufladę i tak jak było powiedziane, znalazł tam czarny pistolet wraz z kaburą, a także parę magazynków.
Bez zbytniego przyglądania się kaburę przypiął do paska, a magazynki wrzucił do torby, którą następnie przewiesił przez ramię.
Idąc w stronę drzwi zorientował się, że nie ma klucza do biura. Stwierdził, że będzie musiał się o to upomnieć później, ale na razie nie widział w tym sensu. W końcu w pokoju obok wciąż siedział były inkwizytor. Zresztą, nie zdążył jeszcze zgromadzić żadnych wrażliwych danych.
Wyszedł na korytarz i ruszył w stronę wind. Pozwolił sobie na chwilę relaksu, odciągając myśli od nowego stanowiska i rozważając co dokładnie chciałby zamówić. Tanią szarą breję czy też zaszaleje i kupi frytki wraz z kurczakiem smażone na starym oleju.
Zapłacił i odszedł od kasy niosąc tackę na której znajdowała się parodia jakiegokolwiek zestawu typu fast food. Idąc kontynuował rozpoczętą uprzednio rozmowę z prawnikiem, z którym współpracował jeszcze parę godzin wcześniej.
Zgodnie z jego przewidywaniami, zarówno ta konwersacja jak i wszystkie przeprowadzone od momentu wejścia na stołówkę odbywała się według następującego schematu:
Pytanie o plotki o jego awansie –> wyrazy zdziwienia gdy je potwierdza –> parę niezobowiązujących zdań i żartów –> niezręczne kończenie rozmowy z jakiejkolwiek przyczyny, głownie pracy –> zapewnienia, że koniecznie trzeba to oblać
Maciej nie miał im tego za złe. Nigdy nie utrzymywał zbyt bliskich relacji z innymi współpracownikami. W zasadzie ograniczyły się one prawie wyłącznie do spraw zawodowych. Domyślał się że sytuacja ta nie była dla nich łatwa – z jednej strony niezbyt go znają, z drugiej to jednak inkwizytor, z którym siedziało się na jednym wydziale przez niemal dwa lata. Czyli wypada coś powiedzieć by w razie czego dobrze kogoś kojarzył.
Innymi słowy zachowywali się zgodnie z naturalnym instynktem, wspieranym przez mieszankę uprzejmości i wyrachowania, tak jak czyniłaby to większość ludzi w ich sytuacji.
Po odejściu kolegi Maciej odbył jeszcze kilka rozmów przy stoliku, a po spożyciu najsmaczniejszego posiłku od dawna, odłożył tackę i ruszył do wyjścia ze stołówki, ponownie kierując swą uwagę na rozważania, co tak dokładnie powinien teraz zrobić.
„Może zapytać Sołdeckiego?” – myślał – „Z drugiej strony najpewniej powie po prostu bym szukał czegoś nietypowego. Mógłbym też spróbować zwrócić się do MFO, ale tak bez konkretnego pytania to trochę cha… Maciek!”
Krzyk wyrwał Tiera z jego rozmyślań. Rozejrzał się wokół i zauważył, że będąc zatopionym w swych myślach, zdążył już bezwiednie opuścić salę i znaleźć się na korytarzu.
Sekundę potem usłyszał stukot obcasów i stanęła obok niego wysoka blondynka o długich, rozpuszczonych włosach i smukłych nogach, w butach na obcasie, ubrana w krótką czarną spódniczkę i lekko obcisłą, niebieską koszulę zza którą, dzięki rozpiętemu guziczkowi u góry, można było dostrzec obfity biust.
Inkwizytor rozpoznał w kobiecie Natalię, sekretarkę z jego byłego wydziału, do której zadań należała bezpośrednia obsługa interesantów. Nim jednak zdążył w pełni powrócić do rzeczywistości ta odezwała się:
- Chyba przede mną nie uciekasz? – zaśmiała się delikatnie – Próbuję cię złapać od kantyny.
- Wybacz – odparł lekko zmieszany, uważając by nie zerkać ostentacyjnie poniżej jej oczu – Odpłynąłem na chwilę do krainy swoich rozważań.
- No tak, ta twoja nowa funkcja. Wszyscy o tym mówią. Masz dużo roboty?
- Nie jest tak źle… A czemu pytasz? Chciałbyś coś zgłosić?
- Skąd. Chciałam po prostu pogadać. Smutno będzie bez Ciebie na wydziale. Zawsze wszystko robiłeś na czas, nie to co inni.
- Bez przesady – zaśmiał się nerwowo – Wszyscy się starają. Po prostu tych dokumentów jest cała masa, a jak znikną to pół dnia się ich szuka. Też miewałem przez to opóźnienia.
- Powiem szczerze, że będzie mi cię brakować – przysunęła się bliżej, naruszając strefę komfortu Macieja - Jesteś miły i uprzejmy, zawsze starałeś się pomóc jak tylko mogłeś. A teraz wszyscy będą chcieli to wykorzystać przeciw tobie.
- Dam sobie radę – odparł Maciej czując zimny pot na plecach
Nagle w oddali zaczęły pobrzmiewać kroki.
- Gdybyś chciał kiedyś po prostu pogadać, śmiało dzwoń – powiedziała wręczając mu karteczkę z numerem telefonu – Choć tak odwdzięczę się za to jaki byłeś przez te ostatnie dwa lata.
Kroki stawały się coraz donośniejsze. Odsunęła się od niego i powiedziała:
- Będę lecieć. Nie chcę by ktoś oskarżył cię o nadużywanie stanowiska – zaśmiała się cicho – To do usłyszenia Maciej.
- Do usłyszenia Natalia! – odkrzyknął nim zniknęła za rogiem.
Chwile potem przechodzący obok strażnik obrzucił go wzrokiem i uśmiechnął się pod nosem. Tier jednak na to nie zważył analizując zaszłą sytuację. W końcu wziął głęboki oddech i ruszył do windy, zaś karteczkę z numerem schował do przewieszonej przez ramię, czarnej torby.
Nim dotarł do biura otrzymał jeszcze trzy kolejne.
Dwie godziny rozpaczliwego wpatrywania się w monitor szybko odsunęły jego myśli od niezwykle zainteresowanych jego losem pracowniczek płci żeńskiej. Choć przeglądał rozmaite raporty, notatki, informacje, uwagi, skargi, zażalenia i tym podobne, nie był w stanie znaleźć niczego co wydawało by się bardziej podejrzane od reszty.
Zerknął na zegarek. Była 17:03. Zrezygnowany westchnął i sięgnął po telefon. Co prawda bardzo chciał tego uniknąć jednak nic lepszego nie był w stanie wymyślić. Musiał od czegoś zacząć, a nie zanosiło się na to, żeby nagle szaleniec w kitlu laboratoryjnym pojawił się na wszystkich ekranach w placówce, głosząc, że dzięki swojemu wspaniałemu inatorowi będzie rządził światem.
Odnalazł zapisany na karteczce numer i wstukał go na klawiaturze. Po paru sygnałach, odezwał się melodyjny, kobiecy głos:
- Pierwszy dział techniczny MFO, czym mogę służyć?
- Mówi Maciej Tier – Inkwizytor. Chciałbym zlecić przeprowadzenie analizy.
- Oczywiście. Jakiej?
- Proszę mi przygotować spis wszelkich szczególnie nietypowych wydarzeń z ostatnich 3 tygodni. Wszystko co w znacznym stopniu odbiega od normy.
Przez parę chwil słyszał jedynie szum połączenia.
- Halo?
- Proszę bardzo – gdyby głos mógł ciąć tkanki, z Macieja została by jedynie sterta drobinek – Na kiedy ma być gotowe?
- Będę wdzięczny jeśli zostanie to wykonane jak najszybciej. – wypowiadał słowa ostrożnia, tak by nie było słychać jego zawstydzenia - Najpóźniej w ciągu paru dni.
- Dobrze. Poinformujemy gdy analiza zostanie zakończona. Miłego wieczoru, panie inkwizytorze.
- Miłego wieczoru.
Nim Maciej zdążył wcisnąć przycisk i zakończyć połączenie, usłyszał jeszcze wypowiadane w oddali – „jełop”.
Zignorował tą uwagę rozumiejąc, że właśnie zepsuł wieczór naprawdę wielu ludziom. Wiedział też, że nie ma po co dalej siedzieć w biurze.
Wylogował się więc z komputera i udał do poprzednika porozmawiać o kluczach. Sprawa została załatwiona zaskakująco sprawnie.
Sołdecki wskazał jedynie na klucze leżące obok niego, a gdy ustalił, że Maciej udaje się do domu wstał z kanapy i wyszedł wraz z nim.
Po tym jak upewnił się, że wszystkie zamki są poprawnie zamknięte, uścisnął Tierowi rękę, gratulując pomyślnego zakończenia pierwszego dnia po czym ruszył wraz z nim do wind, samemu nie odzywając się ani słowem, a na pytania odpowiadając możliwie najzwięźlej.
Była to jedna z najbardziej niezręcznych jazd windą jakich miał przyjemność doświadczać w życiu nowy Inkwizytor.
Pięciopiętrowy blok na ulicy Leśnej był pamiątką z czasów komunizmu jakich w Polsce nie brakuje. Dzięki przeprowadzonemu niedawno remontowi jego wygląd się polepszył jednak deszcz, wiatr i pył z ulicy rozpoczęły już tworzenie obrazu na świeżym płótnie. Ze wzglądu na wieczorną godzinę w większości okien paliły się światła.
Za jednym z nich, siedząc w swojej niewielkiej sypialni Maciej nieustępliwie wertował na komputerze kolejne tomy raportów. Jeśli chciał myśleć na poważnie o wykonywaniu swoich nowych zadań musiał przynajmniej ogólnie znać właściwości przechowywanych w placówce obiektów. Sprawa szła jednak powoli ponieważ często podobne zachowania różnych anomalii mieszały się w jego pamięci.
W chwili gdy po raz kolejny czytał: „samoświadomego bytu o zdolnościach telepatycznych. Nie wymaga dostępu światła słonecznego” niespodziewania rozległ się donośny okrzyk: „Heroes never die” od którego podskoczył na fotelu. Chwile później usłyszał pełne emocji okrzyki w nieznanym mu języku, najpewniej dwunastoletniego dziecka.
Podniósł się z fotela, przeszedł wąską ścieżką miedzy komodą, a łóżkiem i otworzył przeszklone drzwi. Znalazł się w przedpokoju, z którego można było przejść do kolejnej sypialni, znajdującej się obok graciarni, łazienki i umieszczonej osobno toalety, niewielkich rozmiarów kuchni i salonu. Właśnie to ostanie miejsce było źródłem irytujących odgłosów i to tam skierował swe korki.
Gdy wszedł tak jak się spodziewał zobaczył średniego wzrostu brunetkę o zielonych oczach, ubraną w powyciągany dres i ze starymi kapciami na nogach. Na uszy miała nałożone lekko już zużyte słuchawki. Jej palce zażarcie maltretowały zarówno myszkę jak i klawiaturę, a wzrok wbiła w monitor, na którym toczyła się zażarta bitwa.
- Anita! – krzyknął – Mówiłem, że muszę się dzisiaj skupić.
- Wybacz, kabel mi się odłączył, a teraz nie mogę go podpiąć. – odparła nie odwracając się – Zresztą, nie przeszkodziło Ci to podczas egzaminów to i teraz dasz radę.
Maciej pokręcił z rezygnacja głową. Była jego znajomą ze studiów i współlokatorką od czasów końca drugiego roku. Jej zamiłowanie do gier nie raz dawało mu się we znaki, jednak w porównaniu z jego wcześniejszymi współzamieszkującymi była niczym uosobienie ideału. Dlatego też nigdy na to nie narzekał. Nawet gdy dzień przed sesją musiał słuchać umierających smoków.
Podszedł do niej i schylił się w poszukiwaniu kabla, pomiędzy nogami małego stolika, a jej.
- Tyle, że to jest ważniejsze niż cokolwiek na studiach. Nie mówiąc o grze.
- Znienacka awansowali cię tak po prostu. To musi być naprawdę wspaniała fucha – zadrwiła – Zresztą zejdź ze mnie. Po dniu w sądzie muszę się wyżyć. I zrobię to albo na nich albo na tobie.
Maciej pomyślał, że być może zbyt długo siedzą we własnym towarzystwie. Wiedział jednak, że zwyczajnie przyzwyczaili się już do siebie i pomniejszych sprzeczek. Niemniej głównym powodem czemu wciąż byli współlokatorami było to, że żadne z nich dotąd nie znalazło nikogo, z kim mogłoby zamieszkać na stałe. I choć nigdy o tym nie mówili to szybko załamaliby się psychicznie, wracając z pracy każdego wieczoru do głuchych, pustych czterech ścian.
A przynajmniej Tier był pewien, że on tak by skończył.
W końcu udało mu się odnaleźć właściwy przewód wśród gęstej plątaniny i podniósł się, mówiąc:
- Znalazłem – po czym dodał – Wiem, że w sekretariacie bywa ciężko. Ale wierz mi, nigdzie nie ma łatwo.
- Możliwe. Ale dzisiaj miałam tam prawdziwe piekło – w zburzeniu uniosła rękę do góry, po czym szybko ponownie złapała myszkę, krzywiąc się - Jakaś stuknięta kobieta wpadła do nas. Mówię jej, że nie udzielamy informacji, a ta tak się wkurzyła, że omal się nie udusiła. Pobiegła skarżyć się do kierowniczki, a potem do przewodniczącej… Cholera, zabili mnie!
Maciej pokiwał głową. Słyszał już niejedną jej historię, a ta zdawała się naprawdę nieprzyjemna.
- Rozumiem, nie będę się czepiał. Współczuję, wykończ ich wszystkich. I wyobraź sobie, że którymś z nich gra ta kobieta.
- Dzięki – odwróciła się do niego i uśmiechnęła – Jutro ja robię zakupy to kupię coś ekstra i uczcimy ten twój nagły awans. Ok, respawn!
- Super.
Maciej nie był pewien czy go usłyszała, bo bez wątpienia myślami była teraz wraz z olbrzymią małpą sunącą na ekranie.
Bez słowa wetknął wtyczkę do gniazda z przodu obudowy i wrócił do swojego pokoju podjąć przerwaną lekturę.
Gdy rano przyszedł pod drzwi swojego biura, Sołdecki już tam na niego czekał. Po otwarciu zamka i krótkim powitaniu, były inkwizytor, tak jak ostatnio, udał się do pomieszczenia konferencyjnego, a Maciej zasiadł przy swoim nowym biurku.
Odpalił komputer, zalogował się na swoje konto i od razu zauważył migającą ikonkę poczty. Uruchomił program, a ten wyświetlił otrzymaną wiadomość o tytule: „Wyniki analizy przeprowadzonej na zlecenie Inkwizytora”.
Jej treść ograniczała się jedynie do trzech słów: „Plik dostępny w załączniku”. Ponieważ minęło bardzo mało czasu od zlecenia sporządzenia spisu, Tier spojrzał na załączony plik podejrzliwie. Co jeśli był to wirus przesłany w ramach zemsty za dorzucenie ogromnej ilości roboty, zaś później MFO powie, że to on przyniósł złośliwe oprogramowanie, wtykając niesprawdzoną pamięć przenośną? Z drugiej strony byłby to dzieciny wygłup, a ich winę łatwo można by wykazać.
Inkwizytor odegnał te myśli i stwierdził, że to za wcześnie by popadać w paranoje. Otworzył załączony plik tekstowy i natychmiast zrozumiał czemu został on przygotowany tak sprawnie.
Liczył on sobie zaledwie parę stron, na których wymieniono ledwie pięć pozycji wraz z ich krótkimi opisami. Brzmiały one następująco:
1. Znaczny wzrost zużycia soli na stołówce
2. Skrócenie kolejek do żeńskiej toalety na 5 piętrze
3. Pierwszy urlop doktora Kuby Wojciacha od 20 lat pracy
4. Liczne awarie techniczne w korytarzu 12 na 4 piętrze
5. Testy z użyciem SCP-PL-016 zostały opóźnione
Maciej wpatrywał się w listę po czym doszedł do wniosku, że nie powinien być zaskoczony. W końcu jakie pytanie taka odpowiedź.
Najbardziej martwiło go jednak to, że w sumie było to więcej niż sam do tej pory znalazł i stanowiło jakikolwiek początek. Dlatego wziął się za dokładną lekturę opisów.
Po upływie pół godziny zapoznał się ze wszystkim. Punkt piąty odrzucił od razu, gdyż rzeczony kluczyk spoczywał właśnie w czarnej torbie opartej o jego biurko. Podobny los spotkał drugą pozycję, gdyż nawet do niego dotarły plotki o rzekomym judaszu w ścianie. Opcja pierwsza też wyleciała, aczkolwiek tłumaczyła nieznaczna poprawę smaku potraw. Przez chwile myślał na poważne o doktorze Wojciechu jednak szybkie zerknięcie do akt wykazało, że jego przepracowanie stwarzało zagrożenie podczas badań.
W ten oto sposób został mu jedynie nieszczęsny korytarz. Początkowo wydawał się niepomocny jak reszta, gdyż znał podejście personelu sprzątającego do takich zadań. Kiedyś tak długo wymieniali mu przepalona żarówkę w lampce biurkowej, że w końcu sam kupił nową. Jednak gdy przeczytał, iż pomimo wysłania kontroli do sprzątaczy odpowiedzialnych za ten sektor incydenty powtarzały się, zainteresował się tym na poważnie.
W Fundacji przeprowadzenie kontroli oznaczało, że z czymś były naprawdę duże problemy. Jej dokonanie wymagało zebrania komisji, w której zasiadli bezpośredni przełożeni. Kiedy musieli zbierać się ponownie, zwykle byli bardzo źli, a ich podwładni wyraźnie to odczuwali. Dlatego nawet ktoś taki jak zespół sprzątający zrobił by wszystko co może by w korytarzu każdy detal był dopięty na ostatni guzik, najwyżej zawalając robotę gdzie indziej. Także świadczyło to o tym, że albo rzeczywiście działo się coś nietypowego albo tamtejsi sprzątacze byli masochistami. Obie opcje były równie prawdopodobne.
Tak czy owak inkwizytor czuł coś na kształt satysfakcji. W końcu udało mu się zacząć jakkolwiek działać. Niesiony pozytywnymi emocjami postanowił, że od razu pogada z ludźmi odpowiedzialnymi za ten korytarz. Dzięki swoim uprawnieniniom bez trudu określił gdzie się udać.
Przecucił swą czarna torbę przez ramię i nim wyszedł poinformował o swojej decyzji poprzednika. Po pierwsze by miał oko na biuro, którego Maciej nie zamykał ze względu na jego obecność, po drugie po cichu liczył na jakaś radę.
Sołdecki słysząc jego oświadczenie donośnie zarechotał i powiedział:
- Widzę, że zaczynasz z grubej rury. Pamiętaj, że najważniejsze by nie okazać wahania ani jak dużo wiesz. Zwłaszcza tam.– po czym dodał – A i no problemo, przypilnuję biura.
Reakcja byłego inkwizytora trochę obniżyła pewność siebie Tiera, ale wiedział, że musi spróbować. Nic innego nie ma.
Maciej nerwowo gniótł dłońmi pasek torby, stojąc przed szarymi drzwiami z małą tabliczką, na której wypisano „T-127”. Wszelkie pozytywne odczucia uleciały z niego. Nigdy dotąd nikogo nie przesłuchiwał. Co prawda jako prawnik czasami musiał zadawać ludziom uciążliwe pytania, ale to jednak była czynność formalna, a ankietowanym raczej zależało na załatwieniu sprawy, więc nie czynili trudności.
Wiedział, że nie może tak stać bez końca. Zapukał do drzwi, po czym nacisnął klamkę. Były zamknięte.
„Czyżby ich nie było?” - pomyślał – „Nie uprzedzałem, ale z zgodnie z regulaminem ktoś powinien tam siedzieć.”
Ponownie zapukał tym razem dodając okrzyk:
- Inkwizytor! Proszę otworzyć!
Usłyszał jakiś szmer, parę szurnięć po czym ciche kliknięcie. Stał bez ruchu przez kilka sekund, ale nic się nie stało. Przycisnął klamkę, a drzwi ustąpiły.
Pomieszczenie było średnich rozmiarów jednak sporą część przestrzeni zawalały wszelkiego rodzaju graty, sprzęt, złom i inne tego typu rzeczy. Ponadto obok drzwiczek oznaczonych jako „T-126” ustawione zostało coś co przypominało blat w barze, zaś na przeciwległej ścianie zawieszono wszelkiej maści „trofea” – kości pochodzenia nie tylko zwierzęcego, kawałki dziwnego metalu, niezidentyfikowane resztki przypominające wnętrzności krowy i masa pomniejszych elementów. Całość podświetlały rozciągnięte wokół lampki choinkowe. Niezwykłego klimatu dopełniał wesoły utwór grany na saksofonie, dobiegający z odtwarzacza umieszczonego w rogu.
Pomieszczenie pozbawione było okien, a wentylacja ewidentnie nie radziła sobie z odprowadzaniem zapachu czwórki spoconych mężczyzn przebywających w środku.
Personel sprzątający zwykle rekrutowany był z byłych więźniów, którzy od personelu klasy D różnili się tym, że zostali uznani za zdolnych do „bezpiecznej i długotrwałej współpracy”. Innymi słowy mieli dość siły fizycznej jak i psychicznej by zeskrobywać resztki eksperymentów ze ścian, podłóg, innych pracowników czy co się akurat trafiło. Choć zajmując się nimi w dziale prawnym Tier odnosił wrażenie, że jeśli chodzi o psychikę to przyjmowali też tych, którzy bardziej oszaleć już nie mogli.
Nigdy jednak nie musiał się z nimi konfrontować bezpośrednio i unikał tego jak większość pracowników Fundacji. Patrząc na wysokich, zdecydowanie umięśnionych ponad przeciętną i w większości wytatuowanych facetów doszedł do wniosku, że miał rację.
Ten, który najpewniej mu otworzył stał teraz pod przeciwległą ścianą. Kawałek za innymi dwoma, którzy siedzieli przy surogacie baru i popijali podejrzaną, zieloną ciecz. Ostatni zaś usadowił się za ladą i wycierał ją brudną szmatką.
Tier był zaskoczony widokiem. Pomimo okoliczność postanowił, że spróbuje zachować powagę. Ruszył w stronę stojącego mężczyzny i powiedział:
- Dzień dobry. Maciej Tier, Inkwizytor. Chciałbym zapytać panów o kor…
Nie dokończył zdania, gdyż niespodziewanie złapał go jeden z siedzących przy barze facetów, rycząc:
-Ghrhrhrrrrhrrr
W tej chwili Maciej złamał pierwszą zasadę, otwierając szerzej oczy w przestrachu i mówiąc:
- Co ty robisz?
Odpowiedział mu drugi mężczyzna:
- Nie lubi cię.
- Słucham?
-Ghrrrhrhr – dorzucił wciąż trzymający go facet
- Ja też cię nie lubię.
- Panowie, co to… zach… co wy robicie?!
- Mam wyrok w dwunastu systemach gwiezdnych.
- Grhhhr – skwitował jego kompan
W tym momencie puścił Tiera, który zszokowany lekko się zatoczył, a pozostali wybuchli ogłuszającym śmiechem.
Inkwizytor poprawił torbę, która przesunęła mu się na plecy i starając się przybrać srogi wyraz twarzy, powiedział groźnym tonem:
- Panowie, jestem inkwizytorem! Proszę o podstawowy szacunek!
A przynajmniej próbował, bo w połowie zdania głos mu się załamał co wywołało dalsze salwy śmiechu wśród obecnych.
W końcu stojący pod ścianą mężczyzna się zlitował i zapytał:
- Czego chcesz?
- Chcę się dowiedzieć co wiecie o korytarzu 12 na 4 piętrze – odparł Maciej, czując, że czerwienieje na twarzy, a w jego głowie muzyka przeradza się w szum
- Jest, jakieś 20 metrów długości. Jak ładnie poproszą to myjemy tam podłogę raz na ruski rok.
Pozostali zarechotali jak na komendę.
- Są tam częste awarie – Maciej rozpaczliwie próbował opanować sytuację – Skąd się biorą?
- Rzeczy się psują. Entropia – odparł mężczyzna wyraźnie dumny ze znajomości ostatniego słowa
- To się dzieje zbyt często. Wiem, że mieliście nawet odwiedziny komisji! – Dorzucił Tier, łamiąc tym samym drugą zasadę.
- Była i się zmyła – znów wszyscy się roześmiali, choć ciszej niż ostatnio – Co zrobić, przeklęte miejsce. Jedyne rozwiązanie to spalić do gołej ziemi.
Rozmowa prowadziła donikąd, a inkwizytor czuł, że zaraz głowa pęknie mu od buzującej krwi i narastającego szumu. Wziął głębszy wdech, co ze względu na jakość powietrza okazało się błędem. Spróbował zebrać myśli i po chwili, tak stanowczo jak tylko mógł powiedział:
- Dokumenty! – Widząc niezrozumienie w oczach olbrzyma, dodał – Musicie pisać obowiązkowe sprawozdania ze wszystkich napraw, pokażcie mi je!
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko i podprowadził go pod drzwi obok lady. Otworzył je i nacisnął pstryczek w środku. Przez parę chwil panowała ciemność, jednak w końcu stara świetlówka wydała charakterystyczny odgłos i rozjaśniła pokój.
Maciej wolał by okazała się zepsuta ponieważ ukazała jego oczom pomieszczenie wypełnione kilkoma wysokimi, metalowymi szafkami, na których półkach ciasno poupychano wszelakie papiery. Było ich jednak zdecydowanie zbyt dużo, więc słaniały się także porozwalane po podłodze, miejscami tworząc małe stosiki.
- Gdzieś tu powinny być – rzekł mężczyzna, nachylając się do Tiera – Prawdopodobnie.
Uwaga ta niezwykle rozbawiła jego kompanów.
Jednak inkwizytor czuł się bliski załamania. Ci ludzie mają go za nic i tyle samo mu powiedzą. Przeszukiwanie tych akt zajmie mu parę dni, a i tak może skończyć z niczym. Bezwiednie powiódł wzrokiem po pomieszczeniu. Szum w jego głowie zagłuszał już niemal wszystkie dźwięki, a obraz zaczynał się zamazywać.
„Potrzebuję czegokolwiek” – pomyślał – „Punktu zaczepienia. Punktu zaczepienia!”
Bezmyślnie utkwił wzrok w kościach wiszących na ścianie, ignorując paplaninę stojącego obok faceta jak i wybuchające śmiechy.
„Ciekawe czy gdybym tu padł to też by mnie zawiesili” – Nagle szum w jego głowie przerodził się w pisk, a on się wyprostował – „Punkt zaczepienia”.
Przybrał beznamiętny wyraz twarzy i podszedł do siedzących przy barze mężczyzn.
- Masz ochotę się napić. To za moc… - urwał stojący, widząc, że Tier uważnie wgapia się w zawartość szklani, nie zaważając na groźne pomruki siedzącego obok faceta – Myślisz jak się w tym utopić czy co?
- Nie będę pytał czy to bimber, bo już widzę, że nie – odparł inkwizytor – Co to jest i skąd to macie?
- A co cię to? – warknął siedzący przy barze
- Jako inkwizytor mam obowiązek karać wszelkie nieprawidłowości. Zgodnie z art. 12 ust. 3 regulaminu produktów spożywczych i używek wszelkie substancje alkoholowe czy o działaniu odurzającym mogą być nabywane tylko w wyznaczonych punktach sprzedaży wewnątrz placówek.
- Co ty bredzisz? – odparł ten, który chwilę wcześniej charczał – Nasza sprawa co pijemy!
- Skąd – Maciej skierował na niego puste spojrzenie – Złamanie regulaminu niesie ze sobą sankcje z jego art. 34 i art. 35. Fundacyjne sankcje.
- Akurat – odparł stojący za ladą – Zresztą mamy to z takiego punktu.
- Tyle, że u nas jest tylko jeden taki punkt – stołówka. Jadam tam codziennie różne świństwa, ale tego w ofercie nie widziałem – wskazał na szklankę – Zresztą to drobnostka w porównaniu z waszą wystawą.
-Co ty pierdolisz?– warknął dumny posiadacz wyroków, wstając
- Art. 23 i art. 33 regulaminu wyposażenia i warunków miejsca pracy - wyrecytował niczym automat – W dużym uproszczeniu – takie podprowadzenie „pamiątek” ze sprzątanych miejsc to spore przewinienie. Fundacja nie lubi nawet gdy giną jej śmieci.
- I…?
- Sankcje z art. 1 ust 12 pkt 1b ogólnego spisu kar stosowanych. Wystarczy powiedzieć, że wasze wcześniejsze wyroki to pobłażliwe klepanie po główce w porównaniu z tym.
- Uważaj złamasie, bo uwierzę – groźnie odparł drugi użytkownik baru, także się podnosząc
- Jeżeli nie wierzycie, mogę wam teraz odczytać brzmienie przepisów z systemu – odparł Tier jednocześnie wyciągając telefon i przesuwając się niby by wskazać na ścianę w praktyce by widzieć ich obu.
- Pierdolisz – wycedził przez zęby stojący pod ścianą
- Co więcej karę nakłada organ nadzoru, ze stosownym upoważnieniem. Inkwizytor może zrobić to natychmiast.
- Cholera – odparł olbrzym, podchodząc do niego – Nawet cię polubiłem bo odpierniczałeś tu zabawne akcje. Ale mogę być bardzo niemiły jak dalej będziesz grał takiego złamasa.
- Na twoim miejscu wstrzymałbym się dla własnego dobra – odparł Tier spoglądając do góry, prosto w jego oczy - Za pobicie kogoś o randze inkwizytora grożą kary przy których będziecie żałować, że polskie prawo nie przewidywało śmieci za wasze przewinienia. O tym co czeka was za zranienie czy zabicie nie wspomnę. Fundacja nie popuszcza.
Ostatnie słowa wypowiedział powoli, podkreślając każde z nich. Wywarły one skutek gdyż wszystkim obecnym zrzedły miny, a stojący najbliżej lekko się odsunął. Mimo to, wciąż groźnie odparł:
- A niby jak się dowie?
- A jak niby to ukryjecie? Zawiesicie mnie na ścianie? Wrzucicie do przechowalni? Są nagrania jak tu szedłem i liczne ślady w systemie. To tak jakbyście w środku suszy próbowali ukryć przed ludźmi istnienie słońca.
Sprzątaczom ewidentnie nie było już do śmiechu. Na ich twarzach malowała się mieszanka wściekłości i bezsilności. Inkwizytor widział, że to doskonały moment by uderzyć:
- Niemniej możemy to załatwić na spokojnie. Art. 47 regulaminu wyposażenia i warunków miejsca pracy zakłada, że można dokonać wyjątków od zakazów tak długo jak nie stwarza to zagrożenia dla bezpieczeństwa i uzasadnia to znaczące zwiększenie wydajności pracy.
- Dokładnie tak jest – odparł stojący za ladą
- To już ja rozstrzygam. I ciężko mi dojść do takich wniosków gdy nie jestem w stanie uzyskać potrzebnych mi informacji, ani znaleźć niezbędnych dokumentów i to pomimo wcześniejszej wizyty komisji.
Sprzątacze wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami, po czym odezwał się ponownie ten co ostatnio:
- No kurde, z całego tego zapierdalania przy robocie, zapomnieliśmy, że położyliśmy to na bok by było łatwiej dostępne. Tak jak chcieli ci z komisji.
Po tych słowach wyciągną plik kartek i podał je inkwizytorowi, na co ten odparł:
- Dziękuję – przeleciał pobieżnie wzrokiem po paru stronach – Czy może przypomnieliście sobie coś jeszcze? Na przykład jak wyglądały naprawy tych awarii?
- Ja o tym mowa, to tak. Robiliśmy co mogliśmy – odrzekł najwyższy – Zwłaszcza po wizycie komisji. Ale to miejsce jest popierdolone. Po prostu przeklęte. Co chwila kable się topią, ciśnienie rury rozsadza, żarówki strzelają, wentylacja zapycha. Uwijamy się jak nigdy, najlepsze części sprowadzamy, a to i tak siada. I jeszcze ten staruch ciągle nawija, że mu hałasujemy.
- Staruch?
- Jeden z tych jajogłowych, co tam gabinety mają.
- Rozumiem, to rzeczywiście bardzo pomocne – rzekł Tier – Myślę, że jednak te rzeczy mogą wspierać efektywna pracę, więc po powrocie do biura prześlę wam zaświadczenie. Oczywiście jeśli zajdzie taka konieczność, będę musiał poddać je weryfikacji.
- Jasne.
Tier przyjrzał się walającym sprzętom i wyłowił wzrokiem kopiarkę. Wskazał na nią i zapytał:
- Działa?
- Taa…
Podszedł do niej, cały czas kątem oka obserwując zespół sprzątaczy. Wciąż byli źli, ale uspokoili się trochę. Wziął się za kopiowanie dokumentów. Otwierając klapę zauważył żółtą karteczkę z napisem – „wydział administracyjny – pilne” z datą sprzed dwóch lat u dołu.
Gdy skończył oddał jednemu z mężczyzn dokumenty, po czym rzucił „dziękuje za współpracę i miłego dnia” i ruszył do drzwi na co odpowiedziały niewyraźne mruknięcia wymieszane z przekleństwami.
Gdy tylko opuścił próg pomieszczenia poczuł jak adrenalina przestaje działać. Z trudem zachował fason do rogu korytarza, a gdy tylko był pewien, że sprzątacze go nie zobaczą, oparł się dłonią o ścianę, a następnie osunął na kolana.
Następnie, obrócił się na pupę i oparł plecami o ścianę, odchylając głowę do tyłu. Siedział tak biorąc głębokie oddechy i czekając aż dudnienie w jego głowie ustanie.
Nie był to wyłącznie wynik zaduchu panującego w tamtym pomieszczeniu. Sytuacja była dla niego bez dwóch zdań nazbyt stresująca. Gdyby nie udało mu się przekonać tych ludzi, że stoi za nim autorytet, siła i okrucieństwo Fundacji, nigdy nie poradziłby sobie z nimi.
Miał też szczęście, że nie chcieli sprawdzić co za sankcje grożą za wypatrzone przez niego naruszenia. W tym momencie poczuł narastające w nim rozbawienie.
„To niesamowite” – pomyślał – „Jak ludzie potrafią bać się prawa. Wystarczy użyć paru fachowych terminów i już staje się dla nich mistycznym zaklęciem bólu i pożogi.”
Chwilę później spoważniał, uświadamiać sobie, że prawo nic nie znaczy bez stojącej za nim władzy i potęgi. I znów bez Fundacji jego gadanie byłoby nic nie warte.
Choć może właśnie w tym tkwił postrach wzbudzany przez wszystkich inkwizytorów. Różnica polegała jedynie na tym w jaki sposób zaznaczą kto za nimi stoi.
Rozważania te pomogły Maciejowi uspokoić się na tyle by wstać. Z początku zachwiał się i oparł o ścianę. Jednak w końcu ruszył przed siebie, poprawiając wierną czarna torbę, w której kryły się zdobyte podczas przesłuchania dokumenty.
1,5 godziny później stał pod drzwiami swojego biura. Nim tam trafił wybrał się do stołówki. Potrzebował chwili spokoju i czegokolwiek do zjedzenia by dojść do siebie. Ponadto dzięki porze, zdecydowanie zbyt wczesnej na obiad, udało mu się uniknąć jakichkolwiek rozmów. Kontakt z ludźmi były w tej chwili ostatnią rzeczą jakiej pragnął.
Dlatego z wdzięcznością przyjął reakcję poprzednika, który po tym jak wszedł ograniczył się do krótkiego pytania: „I co osiągnąłeś?”, a gdy Maciej pomachał wyciągniętymi z torby papierami, pokiwał tylko głową z uznaniem po czym udał się do pokoju konferencyjnego.
Tymczasem Tier zasiadł przy biurku i położył na nim swą zdobycz. Powoli, kartka za kartką, dokładnie analizował zapisane na nich informacje, dane, opinie czy wnioski z kontroli. Sporo było tam niezrozumiałych dla niego terminów technicznych, ale generalnie dokumenty zdawały się potwierdzać słowa sprzątaczy.
Wśród nich znajdowały się zamówienia na najwyżej jakości części, potwierdzeniach ich odbioru, dokładne sprawozdania z montażu, w tym parę sporządzonych przez członków komisji. Wszystko opatrzone było właściwymi pieczęciami, atestami i podpisami z dokładnym dopełnieniem nawet najdrobniejszych wymogów formalnych.
Bez dwóch zdań powinien być to najbardziej zadbany korytarz w całej placówce. A tymczasem było zupełnie odwrotnie co potwierdzały liczne skargi pracującego tam personelu i bezpośrednie oględziny dokonane podczas kontroli.
„Czyżby problem tkwił w samych częściach?” – zastanawiał się – „Jeśli jest coś co w Fundacji szczególnie się kontroluje to jakość sprzętu. W końcu błąd ludzki może zabić setki. Wadliwa część powielona wielokroć – tysiące.”.
Uznanie tej teorii wymagałoby założenia, że ma do czynienia z wielkimi zaniechaniami a może nawet sabotażem. Dlatego na razie wstrzymał się z wyciąganiem tak dalekosiężnych wniosków.
Bez wątpienia powinien najpierw sam obejrzeć rzeczony korytarz, a także porozmawiać z pracującym tam personelem. I tym razem dokładnie sprawdzi dostępne o tych ludziach informacje by wiedzieć czego można się po nich spodziewać i nie dać się ponownie zaskoczyć.
Ponadto musi też dowiedzieć się czy, a jeśli tak - nad jakimi obiektami pracują bo nie można wykluczać, że awarie są skutkiem działania jakiejś anomalii. Być może to tylko głupie niedopatrzenie w specjalnych procedurach przechowawczych. Lub wcale nie głupie.
By nie mnożyć w nieskończoność pytań otworzył bazę danych i wkrótce posiadał już podstawowe informacje.
Wyglądało na to, że mieściły się tam tylko trzy pokoje zajmowane odpowiednio przez: Inż. Konrada Piekara lat 34, Dr Arkadię Bokowską lat 29 i Prof. Tadeusza Nisioła lat 68.
Pierwszy pracował przy SCP-PL-118 i SCP-PL-093, zaś młoda doktor przy SCP-PL-102 i SCP-PL-050. Z kolei sędziwy badacz brał udział w badaniach nad SCP-PL-105 i SCP-PL-117. Ponadto wszyscy pracowali przy SCP-PL-104.
Po zapoznaniu się z ich skróconymi życiorysami jak i ogólną charakterystyką inkwizytor doszedł do wniosku, że to przesłuchanie powinno być łatwiejsze. Niemniej i tak zamierzał być gotowy psychicznie i nie tylko na najgorsze.
Z kolei lektura raportów pozwoliła mu stwierdzić, iż jedynie zachowanie SCP-PL-104 wykazuje zjawiska mające cechy wspólne z problemami na korytarzu. Mimo to warto będzie też popytać o inne projekty, w których biorą udział by mieć pewność, że niczego się nie pomija.
Maciek zerknął na zegarek, który wskazywał godzinę 17:43. Był to najwyższy czas by wracać do domu. Dowiedział się czego potrzebował, a przeglądanie akt, tak kojarzące się z poprzednia pracą, nawet go odprężyło.
Wstał z fotela, wyłączył komputer i zgarnął swą wierną torbę, leżącą przy biurku. Następnie dał znać Sołdeckiemu, że już się zbiera.
Ten podniósł się z kanapy po czym powtórzyli schemat z poprzedniego dnia. Jednak tym razem cisza w windzie nie przeszkadzał już tak Tierowi.
Gdy wrócił do mieszkania Anita okupowała toaletę. Rzucił jej szybkie przywitanie przez ścianę po czym skierował się do swojej sypialni.
Kiedy uruchamiał komputer, w celu zapoznania się z kolejnymi raportami usłyszał zza zamkniętych drzwi jak współlokatora spuszcza wodę, pospiesznie myje ręce, a następnie biegnie do swojego pokoju. Z kolei dzięki jej konturowi widocznemu przez szybę, zauważał jak suszy ręce, machając nimi w biegu.
Gdy miał się już otworzyć plik z raportami, gwałtownie otworzyła drzwi, po czym cały czas wymachując niedosuszona ręką, powiedziała:
- Ty to zawsze potrafisz wybrać najgorszy możliwy moment. Do rzeczy – gratulacje z powodu awansu! – przy tych słowach wyciągnęła schowaną za plecami dłoń, w której trzymała małe pudełeczko – Przyda Ci się do podpisywania tych wszystkich ważnych dokumentów.
Maciej przyjął prezent i wyciągnął ze środka metalowy, ozdobny długopis z pozłacanymi elementami. Włożył go sobie za kieszeń koszuli i odparł:
- Dzięki. Póki co za wiele nie podpisuję, ale przyda się na specjalne okazje. Dzięki Tobie, ilekroć ktoś zobaczy ten długopis będzie wiedział, że ma przechlapane.
Zaśmiali się po czym Tier dodał:
- Naprawdę super, że pomyślałaś. Teraz znacznie milej będzie mi się pracować.
- Co to to nie – oburzyła się – Mieliśmy świętować i tak zrobimy! Nie po to porównywałam wszystkie przegryzki w sklepie byś teraz klepał w klawiaturę.
Nim zdążył zareagować zwlekła go z fotelu i zaciągnęła do salonu. Obok kanapy stał mały stoliczek zastawiony paluszkami, chipsami, żelkami, czekoladą, a także wodą, paroma słodkimi napojami i dwiema puszkami piwa.
Z kolei na telewizorze naprzeciwko odpalony był serwis internetowy udostępniający filmy i seriale.
Maciej powiódł wzrokiem po tym wszystkim i odparł:
- Widzę, że nie ma się co spierać. Kawał czasu nie doświadczyłem wieczoru filmowego. Co oglądamy?
- Zaczniemy od komedii– „Iron Sky”, gdy nas rozmiękczy lecimy z klasyką kreskówek, a na sam koniec gdy do reszty zgłupiejmy – jakieś anime.
- Wiesz co mój brat sądził o anime. Tylko mi nie mów, że będą tam jakieś macki.
- Tam będą tylko macki! – wykrzyknęła, rzucając się na kanapę – Tyle ich będzie, że nic innego nie zobaczysz na ekranie!
- Widzę, że chcesz mnie wykończyć nim zrobi to praca – odparł siadając obok niej – Przesuń się trochę.
Wziął sobie garść paluszków, a ona sięgnęła po piwo. Spojrzał na nią wymownie, a ta uniosła oczy do góry i rzekła:
- No co? To, że ty nie pijesz nie znaczy, że mam sobie odmawiać. Należy mi się.
Tier kręcąc głową, podniósł ręce w geście kapitulacji i odparł:
- Niech będzie. Ale jak naziści z księżyca zapytają o swoje piwo to nie licz, że będę cię krył. To co, odpalamy?
Anita odnalazła ręką pilota i rozpoczął się seans.
Niewyspany Maciej zbliżał się powoli do korytarza numer 12 na 4 piętrze. Wieczorna rozrywka okazał się być naprawdę udana, a także dzięki niej był pewien, że możliwość łatwego łączenia pracy i nocnego życia, tak lansowana przez superbohaterów jest równie realna co oni.
Ponadto był przekonany, że niektóre sceny z anime, zostały wykorzystane w Fundacyjnym filmie instruktarzowym, który oglądał na początku swej kariery. Niestety ani trochę nie ułatwiło mu to zaśnięcia.
W końcu dotarł we właściwe miejsce. Widząc je miał pełne zrozumienie dla skarg ludzi muszących z niego korzystać codziennie. Połowa lamp nie działała, a w niektórych świetlówki zwisały zawieszone niepewnie na jednym końcu. Wentylacja pozbawiona była kratki, która leżała na podłodze parę metrów niżej. Miejscami z różnych szczelin wyciekała woda, co świadczyło o ewidentnej nieszczelności rur.
Tier podziękował w duchu losowi, że nie mieściła się tu żadna przechowalnia czy toaleta, a jedynie trzy gabinety badaczy, do których prowadziły nieregularnie rozmieszczone drzwi.
Inkwizytor upewnił się, że jego torba jest dobrze zamknięta i zapukał do pierwszych, jednocześnie informując kim jest. Nie spotkał się z żadna reakcją. Zapukał ponownie i… wciąż nic się nie wydarzyło.
Podszedł do kolejnego pokoju, ale tam powtórzył się powyższy schemat.
W końcu skierował się do ostatniego pomieszczenia, umieszczonego w głębi i zajmowanego przez profesora Nisioła. Tier miał szczerą nadzieję, że jednak kogoś tam zastanie. W przeciwnym razie będzie musiał wysłać oficjalne wezwanie na przesłuchanie, czego z wielu powodów chciał uniknąć.
Jego nadzieje zostały spełnione gdy otworzył mu niedogolony mężczyzna w średnim wieku. Inkwizytor poznał, że to inżynier Piekar, którego fotografię widział, przeglądając akta. Wyciągnął rękę i powiedział:
- Maciej Tier, Inkwizytor. Chciałbym zadać parę pytań odnośnie tego korytarza.
- Proszę bardzo – odparł zdziwiony mężczyzna – Niech pan wejdzie.
Pomieszczenie nie odróżniało się znacząco od innych gabinetów przydzielanych badaczom. Szare ściany, okna, szafki na dokumenty i sprzęt, w tym kitle laboratoryjne i biurko. Było jednak nieco większych rozmiarów od przeciętnej, a podłogę wyłożono tanimi drewnianymi panelami.
Ponadto w rogu ustawiono blaszany stół, na którym leżało wykonane głównie z metalu urządzenie, wyglądem przypominające obudowę komputera z wyciętym sześciennym otworem i całą masą odchodzących na wszystkie strony kabli.
Część z nich łączyła się z znajdującym się obok laptopem obsługiwanym przez młodą kobietę o zielonych włosach, mającą na sobie koszulkę tego samego koloru. Jej działaniom uważnie przyglądał się starszy, siwy mężczyzna ubrany w koszulę w kratkę.
Gdy tylko inkwizytor pojawił się w gabinecie oderwali się swoich czynności i spojrzeli na niego wyczekująco. Bez zbędnej zwłoki Tier powiedział:
- Dzień dobry. Widzę, że są państwo zajęci dlatego postaram się to załatwić możliwie szybko.
- Niech pan zabiera tyle czasu ile trzeba. – odezwała się pani doktor -Byle zrobić porządek z tym przejściem.
- W rzeczy samej – poparł ją profesor – Ciągle hałasują, niby naprawiając i jest tylko gorzej. Aczkolwiek przyznam, że jestem trochę zaskoczony. Pracuję tu od 41 lat i dotąd nie słyszałem by inkwizytor zajmował się takimi awariami.
- Trzeba mieć oko na wszystko – skwitował Maciej – Od dawna mają tu państwo biura? Były wcześniej podobne problemy?
- Ci młodzi ludzie zostali przeniesieni gdy konieczne stało się wytężenie prac nad naszym wspólnym obiektem – odparł starszy mężczyzna – Ja zaś zajmuje ten gabinet od 10 lat i wcześniej nie było takich zdarzeń. Zaczęło się jakieś 3 tygodnie temu. To pewnie ci nowi sprzątacze mszczą się, że zwróciłem im uwagę na źle wysprzątaną podłogę.
Tier był zaskoczony słysząc deklaracje badacza, mając w pamięci swój kontakt z ekipą sprzątającą. Niemniej nie dał tego po sobie poznać i zapytał:
- Sądzi pan, że mogliby coś takiego zrobić? Co z narażaniem się komisji?
- E, tacy to nikogo nie szanują. A tylko tyle wymagam. Pół życia tu spędziłem, więc sądzę, że mogę.
- Rozumiem. Wspomniał pan o wspólnym obiekcie. Nad czym dokładnie tu państwo pracują? - wskazał na stół i leżący na nim sprzęt
- Nad SCP-PL-104 - wtrącił stojący obok inżynier – Podczas ostatniego testu zauważyliśmy, że prawdopodobnie zaczął wpływać na otoczenie łącząc się z komputerem, więc kazano nam to zweryfikować jak najszybciej.
- I w tym celu budujecie to urządzenie? Co to dokładnie ma być?
- W czasie zdarzenia komputer okazał się za słaby i spalił się. Chcemy stworzyć urządzenie zdolne do komunikacji z podmiotem, które będzie w stanie przetrwać ten kontakt. Bez tego dalsze testy mają mały sens.
- Dziękuję. Doktor Bokowska, z tego co mi wiadomo ma pani wykształcenie medyczne. Co pani robi w tym zespole?
- Tak, jestem jedynym prawdziwym doktorem tutaj – zaśmiała się, lecz widząc kamienną twarz inkwizytora natychmiast spoważniała – Sam komputer to za mało. Urządzenie musi równocześnie łączyć się z ludzkim mózgiem by artefakt wszedł w fazę aktywną. Dlatego pilnuje by nie uszkodziło nikomu układu nerwowego.
- A co pani sądzi o tym korytarzu? Ma pani jakieś podejrzenia co może być przyczyną?
- Wiem jedynie tyle, że zawdzięczam mu wiele podtopionych butów. I z pewnością zauważył pan moje włosy.
- O gustach się nie dyskutuje. Choć przyznam, że to mój ulubiony kolor.
- Mój niekoniecznie. Niestety korytarz miał inne zdanie, wypluwając mi przez wentylację, farbę na głowę. Szczęśliwie nie była trująca ani paląca, ale za to nie do zmycia, więc nie tknięte włosy musiałam pokolorować sama. Cóż, przynajmniej jestem oryginalna, a inni mogą zzielenieć z zazdrości.
Inkwizytor puścił wątpliwej klasy dowcip mimo uszu i zapytał:
- Jak to w ogóle możliwe?
Odpowiedział mu inżynier:
- Nieprawdopodobny zbieg okoliczności. Podczas remontu, wentylacja niespodziewanie zwiększyła swoje obroty do tego stopnia, że zassała część farby ustawionej na drabinie obok, a następnie wypluła w innym punkcie wyjścia. Wprost na Arkadię.
- A co pan o tym myśli?
- Nie mam zdania. Wiem jedynie, że to co się dzieje jest naprawdę nieprawdopodobne.
- A czy możliwe jest, że sami wywołaliście ten efekt podczas badań nad obiektem?
- Wykluczone – zaoponował profesor – Badania odbywają się w wyznaczonej do tego sali. W gabinetach jedynie montujemy sprzęt.
Maciej jeszcze raz spojrzał na stół i wówczas zauważył, nietypowe, czarne urządzenie, ustawione na podłodze za nim. Podszedł do niego i zapytał:
- Co to jest?
- Drukarka 3D – odparł zarośnięty mężczyzna – Potrzebujemy bardzo specyficznych części, często projektowanych przez nas. Początkowo zamawialiśmy, ale tak wychodzi taniej i szybciej.
- Oczywiście mamy zezwolenie na użycie – uzupełnił profesor
Dobrze – odrzekł inkwizytor przyglądając się maszynie. Obok niej leżały pojemniki z wszelkiego rodzaju sproszkowanymi substancjami od aluminium do szkła. – Gdzie obecnie znajduje się obiekt?
- Jest w zbiorczym magazynie obiektów bezpiecznych, na dole – odparł inżynier – Obecnie nie prowadzimy testów.
Inkwizytor kiwnął głową i zaczął kierować się stronę wyjścia gdy niespodziewanie podłoga przeraźliwie zaskrzypiała. Zaskoczony spojrzał pod nogi. Starszy badacz skwitował to słowami:
- Widzi pan jak się traktuje zasłużonych naukowców. Tyle lat pracy, a w nagrodę dostałem jedynie kiepsko wykonaną, skrzypiącą podłogę.
- Proza życia. Dziękuję państwu za odpowiedzi, to wszystko o co chciałem zapytać. Nie przeszkadzam już w pracy i miłego dnia.
Gdy wychodził przez drzwi, zielonowłosa kobieta krzyknęła:
- To my dziękujemy, że zajął się pan tym bajzlem! I wracając proszę uważać na głowę!
Szczęśliwie Maciej dał radę przebyć korytarz bez zmiany wizerunku. Postanowił, że jeszcze tego dnia uda się do przechowalni obejrzeć SCP-PL-104. Najpierw jednak będzie musiał wstąpić do biura po przepustkę będącą jednocześnie kartą dostępu, więc przy okazji załatwi sprawę obiecanego dla sprzątaczy zaświadczenia nim o niej zapomni. Zwłaszcza, że im szybciej zamknie ten rozdział w swoim życiu tym lepiej.
Godzinę później, po załatwianiu wszystkich spraw i przebyciu długiego korytarza, znajdował się trzy piętra pod ziemią stojąc naprzeciw pancernych drzwi zza którymi kryła się zbiorcza przechowalnia obiektów bezpiecznych.
Inkwizytor wygrzebał przepustkę ze swojej czarnej torby po czym zbliżył ją do czytnika, który cicho piknął, a wrota stanęły przed nim otworem. Wszedł do olbrzymiego magazynu wypełnionego różnej wielkości szafkami, z których każda stanowiła osobny sejf. Ponadto znajdowało się tam parę większych przedmiotów leżących luzem lub trzymanych w szklanych inkubatorach.
Wszystko ułożone było w równe rzędy i ponumerowane. Szukając właściwej pozycji Maciejowi przeszło przez myśl, że takie nagromadzenie anomalii w jednym miejscu jest dość ryzykowne. Z drugiej stron koszty budowania osobnej przechowalni dla każdej z nich z pewnością mocno nadwyrężyło by środki Fundacji.
W końcu znalazł się sejf oznaczony numerem 104. Wprowadził na panelu numerycznym pobrany z systemu kod, ponownie przyłożył swoja przepustkę do czytnika i uzyskał dostęp do zawartości szafy pancernej.
Zgodnie z wymogami na drzwiach zawieszone zostały gumowe rękawice, pod którymi umieszczono ostrzeżenie:
Kontakt obiektu ze skórą grozi kalectwem lub śmiercią.
„A przynajmniej zbyt długi kontakt” – uzupełnił w myślach.
Obok znajdował się ekranik, na którym można było odczytać nazwisko osoby wypożyczającej i zwracającej obiekt.
Tier przyjął mu się ze szczególna uwagą gdyż zdalny dostęp był w normalnych warunkach niemożliwy z przyczyn bezpieczeństwa. Pomijając głębokość, w zbiorczej przechowalni umieszczono zagłuszarki tak by utrudnić potencjalną kradzież i koordynowanie działań wrogich sił. Jedyny sygnał jaki mógł się przebić to ten nadany przez ściśle kontrolowaną linię alarmową.
Także każdy kto chciał pozyskać informacje prezentowany przez urządzenie umieszczone w sejfie musiał się po nie udać osobiście. A te wydały się inkwizytorowi niezwykle ciekawe.
Wynikało z nich, że na początku badań po obiekt zjeżdżali windą albo zielonowłosa lekarka albo zarośnięty inżynier. Tymczasem niedługo po znamiennym eksperymencie zaczął się tym zajmować wyłącznie starszy profesor.
Było to tym dziwniejsze, że zadawało się to kolidować z zachowaniem badacza podczas przesłuchania. Dla Tiera było co najmniej nietypowe, że ktoś kto za brak szacunku uznaje źle umytą podłogę, nie widzi problemu z przebyciem długiej drogi w dół, a następnie marszu marnie oświetlanym korytarzem.
Z drugiej strony czasy wypożyczeń były w większości rozbieżne z czasami zgłaszania awarii, przedstawionymi w dokumentach.
Maciej założył rękawiczki i sięgnął po leżący w głębi obiekt. Obejrzał go dokładnie jednak wszystko zdawało się zgadzać z zawartym w raporcie opisem jak i zdjęciem.
Przejechał dłonią po jego powierzchni i gdy najechał na ucięty róg wyczuł wyraźne nierówności.
„Zgodnie z dokładną charakterystyką, nie powinno się wyczuwać żadnych nierówności” – pomyślał – „A już na pewno nie przez rękawiczki. Czyżby ktoś uszkodził obiekt?”
„Lub podmienił” – kontynuował rozważania – „Tylko jak mógłby wykonać coś takiego i przemycić to niezauważenie do ośrodka?”.
Wówczas przypomniał sobie o zasobniku ze szkłem leżącym obok drukarki. Jeśli kopię wytworzono by wewnątrz placówki odpadałaby konieczność przemycenia jej przez kontrolę. O ile to rzeczywiście była podróbka.
Inkwizytor wiedział, że jest tylko jeden sposób by to sprawdzić. I zgodnie z zasadami bezpieczeństwa powinien to zrobić przez personel klasy D. Tyle, że organizując to nie tylko straciłby masę czasu, ale i zaalarmował potencjalnego sprawcę.
Zresztą powinien mieć parę minut nim obiekt zamieni go w trupa w szafie pancernej. Pomimo tej wiedzy i tak się wahał zdejmując powoli rękawicę, a następnie zaciskając uwolnioną dłoń na szklanej kostce z białymi delfinami w środku.
Przez chwile wpatrywał się z niepokojem aż w końcu odetchnął. Nic się nie stało. Absolutnie nic. Obiekt powinien był zabłysnąć i zacząć pokazywać mu różne możliwe wersje pomieszczenia przed nim, jednocześnie stopniowo pozbawiając go wykonywania kolejnych czynności życiowych. A tymczasem on wciąż patrzył na skaczące delfinki.
Nie było wątpliwości – artefakt został podmieniony. Wyciągnął telefon i szybko połączył się z linią alarmową nadając sygnał o kradzieży obiektu.
Kopię schował do torby po czym zamknął sejf i żwawym krokiem ruszył w stronę windy jechać na 4 piętro. Wskazówki były aż nazbyt oczywiste i jeśli tylko winowajca dowie się, że Tier był w przechowalni już nigdy nie zobaczy go w ośrodku.
Gdy był w połowie drogi zauważył cień nadciagającej z przeciwnej strony osoby. W pierwszej chwili myślał, że to ochrona zaalarmowana jego zgłoszeniem, ale w istocie był to starszy pan, z którym rozmawiał ledwie chwilę temu.
Do piersi miał przypięte urządzenie o niezrozumiałym zastosowaniu z SCP-PL-104 umieszczonym w środku. Szedł wolnym, miarowym krokiem i zdawał się wcale nie przejmować obecnością inkwizytora od którego dzieliło go 20 metrów.
Tier nie zamierzał czekać na działania z jego strony. Po raz pierwszy w swej karierze wyciągnął pistolet, który okazał się być cięższy niż pamiętał ze szkolenia strzeleckiego. Szybko wydobył też z torby tłumik, który zabrał za radą Sołdeckiego gdy powiedział gdzie się wybiera. W parę sekund go zamontował i wymierzył broń wprost w pierś Nisioła, krzycząc:
- Natychmiast połóż obiekt na ziemi i się odsuń! W razie nie wykonania będę strzelał!
Głos Tiera poniósł się echem, ale nie wywarł żadnego wrażenia na profesorze, który dalej parł do przodu. Nie mając wyboru inkwizytor wystrzelił kilkukrotnie.
O hałasu zapiszczało mu w uszach, ale dzięki trafnej radzie poprzednika nie został ogłuszony. Niemniej działania te nie wywarły na celu żadnego wrażenia, gdyż dalej podążał miarowym krokiem w jego stronę.
„Co jest?” - pomyślał oddając kolejne strzały – „Może nie mam wielkiego doświadczenia, ale z takiej odległości powiewem go trafić choćby rykoszetem.”
Niemniej kolejne akcje nie dawały rezultatu, a kule wciąż śmigały obok profesora lub tuż nad jego głową.
„Jaka jest szansa bym spudłował tyle razy?” – pomyślał, gdy od badacza dzieliło go około dziesięć metrów.
W tej chwili z jednej z rur niespodziewanie buchnął kłąb pary, wystrzeliwując śrubkę, która wbiła się wprost w but inkwizytora. Szczęśliwie okazała się zbyt krótka by dosięgnąć palców.
Sekundę potem w pobliżu zaczęły wybuchać żarówki, których resztki poprzecinały mu ubranie i zraniły odsłonięte części ręki, którą się osłonił.
„Jaka jest szansa na to?” – przeleciało mu przez głowę gdy odsuwał się szybko do tyłu – „Znikoma. I w ten oto sposób chyba jestem świadkiem poprawnego użycia artefaktu. To znaczy, że działa wyłącznie na to co jest przed profesorem, jeśli dobrze pamiętam eksperymenty. Szkoda tylko, że nie ma nikogo za nim”.
Odbiegając szybko do tyłu zauważył, że im dalej od Nisioła tym miej rzeczy wokół niego próbuje go zranić. Oznaczało to, że musiał trzymać dystans. I liczyć, że ktoś nadejdzie od tyłu.
Problem w tym, że niedługo dojdzie do pancernych drzwi przechowalni, a za nimi nie ma drugiego wyjścia. Ponadto wolał sobie nie wyobrażać co może się stać w pomieszczeniu pełnym anomalii gdy trafi tam ktoś z takim urządzeniem.
W pewnym momencie zauważył, ciemniejszą niż sam korytarz odnogę, w lewo. Zapewne była to nieużywana przestrzeń magazynowa, ale i tak warto było choć spróbować znaleźć jakieś inne wyjście.
Ponadto ucieczka była o tyle łatwiejsza, że prześladowcy ewidentnie się nie spieszyło. Nawet wtedy gdy wyciągnął telefon i nadał sygnał alarmowy z prośbą o pomoc. Być może była to kwestia wieku lub był pewności, że Macieja i tak czeka przykry koniec.
Tier docierając do końca bocznego przejścia znalazł się pod drzwiami ze znaczkiem wyjścia ewakuacyjnego, które zgodnie z tradycją gatunku były zamknięte. Na dodatek na zwykły zamek, którego jego przepustka nie mogła otworzyć. Próba przestrzelania też nie dawała gwarancji, a najpewniej skończyłaby się rykoszetem i poważną raną.
Chwilowo nie widział profesora, bo korytarz ostro zakręcał, ale był pewien, że dotrze do niego za parę minut.
Inkwizytor w desperacji zaczął przeszukiwać swoją torbę i nagle wyczuł palcami kluczyk. SCP-PL-016. Nie mógł on otworzyć wyjścia, a żaden sprzęt nie wydawał się być pomocny w tej sytuacji.
„Jednak wciąż mogę schować się w pomieszczeniach, tam raczej mnie nie znajdzie. Jak one mnie nie zabiją” -pomyślał – „A jeśli prawidłowa była teoria zawarta w jednym z komentarzy do raportu, że obiekt wpływa na prawdopodobieństwo wystąpienia jakiegoś układu zdarzeń to być może wprowadzenie Nisioła do miejsca gdzie wszystko jest możliwe, da radę unieszkodliwić jego zabawkę”
Włożył klucz do zamka, przekręcił i otworzył drzwi. Szybko wyciągnął broń i zestrzelił lampy oświetlające przedsionek. Dzięki temu i kiepskiemu oświetleniu samego korytarza nie sposób było dostrzec co kryje się w środku.
Następnie zamknął drzwi i poczekał aż profesor podejdzie. Udał, że się siłuje, po czym gwałtownie otworzył drzwi i wskoczył w pierwsze przejście po lewej. Kątem oka zobaczył zdumioną twarz zrywającego się do biegu Nisioła, który akurat stanął pod jedną z nielicznych lamp w przejściu.
Później zaś nastąpiła pełna niespodzianek i niezwykle długa podróż.
- Włóczyłem się tak przez parę godzin. Ciężko powiedzieć ile dokładnie bo w pewnym momencie mój zegarek zyskał samoświadomość i zaczął snuć rozważania filozoficzne odnośnie koncepcji czasu. Tak czy owak niedługo przed wydostaniem się natrafiłem na nieprzytomnego profesora Tadeusza Nisioła, który latał wraz ze swoim urządzeniem bezwładnie po pokoju. Swoja drogą czuć było swąd spalenizny i nie wyglądało najlepiej jednak dawało jakieś oznaki funkcjonowania. Najprawdopodobniej właśnie dlatego profesorowi udało się przeżyć. Wygrzebałem z torby chusteczkę przez którą chwyciłem obiekt i wsadziłem go do swojego tobołka. Zgarnąłem niedawnego prześladowcę i w końcu wylecieliśmy do przedsionka gdzie powitali nas funkcjonariusze MFO. Resztę pan zna.
Tymi słowami inkwizytor zakończył zdawanie relacji dyrektorowi ośrodka. Ten pokiwał głową i poprawił się na kanapie.
Znajdowali się w biurze Macieja, w pokoju konferencyjnym. Rzutnik wyświetlał zgromadzone przez Tiera dokumenty i krótkie ich podsumowanie. Oprócz nich w pomieszczeniu znajdował się też poprzedni inkwizytor, który przez dwie godziny nie ani odezwał się ani słowem.
Dyrektor wpatrywał się przez chwilę w wyświetlany obraz i w końcu powiedział:
- Podsumujmy. Jak działał już ustaliliśmy. Gdy w trakcie eksperymentu zorientował się, co obiekt daje, doprowadził do tego by przyznano zespołowi drukarkę 3D, a następnie wykonał kopię artefaktu. Przy pierwszej okazji zostawił ją w przechowalni, a gdy artefakt był potrzebny do badań dokonywał powtórnej zamiany.
- Zgadza się. Dlatego zawsze to on schodził po podmiot.
- Trzymał SCP-PL-104, w skrytce pod podłogą, którą odkryliśmy podczas przeszukania biura.
- W rzeczy samej. To właśnie klapa od niej donośnie zaskrzypiała gdy dokonywałem przesłuchania.
- Ponadto mając obiekt u siebie dokonywał własnych eksperymentów, których skutkami ubocznymi były awarie na korytarzu.
- Sądzę, że część zjawisk wywoływał celowo patrząc ile jest w stanie zdziałać i czy lepszej jakości części wpłynął na możliwości obiektu. Podejrzewam też, że zielona głowa doktor Bokowskiej także nie była przypadkiem. Możliwe, że chciał sprawdzić czy jest w stanie wpłynąć bezpośrednio na człowieka, jednocześnie nie wzbudzając przy tym zbyt dużej uwagi.
- A czy udało się ustalić motywy sprawcy?
- Niczego nie wiemy na pewno bo nie możemy go przesłuchać, póki się nie obudzi. Sądząc jednak po jego zapiskach jak i wcześniejszych wypowiedziach był wściekły na Fundację, że nie uhonorowała należycie jego dokonań. A wizja bycia teoretycznie nietykalnym brzmiała dla niego kusząco i zwiększała pewność siebie. Możliwe też, że po prostu na starość jego stan psychiczny znacznie się pogorszył.
- Myśli pan, że dlatego napadł pana w korytarzu?
- To raczej przypadek. Sądzę, że zwyczajnie chciał odłożyć artefakt na miejsce tak bym się nie zorientował. Maszynę wziął najpewniej po to by popsuć urządzenie rejestrujące otwarcia sejfu jak i kamery po drodze. Lub na wypadek zeszłej sytuacji.
- Dobra robota inkwizytorze. Tak jak pan zasugerował, karę wymierzymy w standardowym postępowaniu. – powiedział dyrektor, podnosząc się – Poparcie pańskiej kandydatury było dobrym pomysłem.
Po tych słowach uścisnął mu rękę. Następnie pożegnał się i wyszedł.
Dopiero wtedy odezwał się Sołdecki:
- Tylko się nie przyzwyczajaj. Popierając cię sporo politycznie zaryzykował, więc chciał się przekonać czy słusznie. Normalnie będziesz mu przesyłał papierek z informacją kogo skazać, a on da to asystentowi by przybił pieczątkę i wklepał do systemu.
- Domyślam się. Takiej funkcji nie dostaje się wyłącznie za ładne wyniki w pracy. Wcześniej o to nie pytałem by nie ryzykować straty takiej posady, ale kto tak w zasadzie mnie zaproponował na to stanowisko?
- Twoje pierwsze założenie było lepsze, po prostu o tym nie myśl. Może pomogłeś bardzo jakiemuś petentowi w dziale prawnym i tak się odwdzięcza? Każda fucha tutaj to figura na szachownicy w rozgrywce politycznej. A stawką są olbrzymie środki i potężne anomalie czytaj – władza. Jeśli figura psuje strategie to się jej pozbywają. Idzie Ci nieźle – tego się trzymaj i nie kop za głęboko.
- A czy to przypadkiem ma nie być moja praca?
- Masz kopać głęboko, nie za głęboko. To różnica i pamiętaj o tym. Jak ci to wystarczy powiem czemu od razu ja Cię poparłem.
- Koneksje i gry polityczne jak już ustaliliśmy?
- Też. Ale przede wszystkim – byłeś jedynym kandydatem, którego profil psychologiczny nie sugerował, że jest psychopatą lub szybko nim zostanie po objęciu urzędu.
- Kto wie czy to się nie zmieni. Jak to było: „Władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie”?
- Jeśli to nastąpi przed końcem tygodnia zgłoś się do mnie bym odstrzelił ci łeb. A jak później – nic nie chcę wiedzieć. I wtedy raczej już nie będę.
- W porządku – Maciej zaśmiał się z żartu, a przynajmniej sądził, że to żart.
- Dobra, pogadaliśmy, ale trzeba pracować. Znajdź sobie coś do roboty. Ja już jestem gdzie trzeba.
Tier machnął ręką i chwilę potem zasiadł przy biurku. Odpalił komputer i zamarł przed bazą danych. Bez dwóch zdań wytypował już najgorszą część roboty inkwizytora.
Niestety filmowy złoczyńca dalej uparcie odmawiał objawienia się na wszystkich ekranach w placówce.
To spostrzeżenie przypomniało Maciejowi, że zakończona sprawa to coś wartego świętowania. Po drodze do domu z pewnością kupi przekąski. A potem seans filmowy część 2.
Jednak tym razem zapozna się dokładnie z opisem przed obejrzeniem, a zwłaszcza anime.
W końcu ignorantia nocet.
KONIEC