— Wyglądasz marnie.
— Co Ty kurwa nie powiesz. — Rick krzywo spojrzał zza monitora.
— No weź, bez takich. Co się dzieje?
— Nie potrafię tego wyjaśnić. Straciłem całkowicie chęć na cokolwiek. Nic już nie ma dla mnie znaczenia, rzeczy, które były dla mnie celem, już zdobyłem — Rick popatrzył na widniejące na ścianie dyplomy, wyróżnienia. Najlepszy pracownik, najwięcej przebadanych obiektów, najwięcej spisanych raportów, podziękowania za udział w wewnętrznych audycjach. — To nie ma dla mnie znaczenia. Mogę to nawet teraz wjebać do śmieci a i tak nic to nie zmieni.
— Wszyscy Cię uwielbiają, nie możesz tak mówić.
— Mówią tak, bo jestem stary. — Podkreślił to ostatnie. — Bo siedzę tu od w chuj wie jak dawna, pamiętam fundamenty, jak budowali to miejsce, potem sam przerzucałem łopatą. Jestem żywą historią. I co z tego? Przyszli nowi, młodsi, lepsi, potrafią lepiej i skuteczniej rozeznać się w nowych standardach pracy. Ja nie potrafię dzisiaj nawet zacząć opisu anomalnego kaszojada. Włóczę się po tej placówce jak jakiś duch. Duch przeszłości.
— Może poszukaj właśnie w przeszłości. Możliwe, że znajdziesz coś, co ponownie Cię zachwyci albo poruszy do dalszych działań?
— Moje czasy świetności minęły. Pamiętam jeden taki rok, jak byłem młodszy, oj bardzo młody. Zawsze do niego wracam. Wakacje, wreszcie pozbycie się jednego wielkiego problemu, wyjście do ludzi. Pamiętam ten zapach… Świata, tego nie można określić. To konkretne lato, te konkretne chwile, to konkretne powietrze… Świat był wtedy jakby bardziej soczysty i zielony. Należę do tych czasów. Poznałem to miejsce tego samego roku, wiedziałem, że tu przypasuję. Nie pomyliłem się. Miałem wtedy swoją paczkę, codziennie spędzaliśmy ze sobą chwile, chociaż tak naprawdę nigdy ich nie poznałem. Niby pierdoła, ale to się pamięta. Pamiętam sny, jakie wtedy miałem, a teraz nie potrafię przypomnieć sobie drzemki po żarciu. Pamiętam dziwną dolegliwość i równie dziwny sposób jej złagodzenia. — Rick włączył skoczną, dyskotekową melodię. — Potrafiłem to słuchać od rana 10 godzin bez przerwy, jednocześnie spędzając chwile z resztą. To były czasy. A dzisiaj? Wszyscy o mnie zapomnieli, rozeszli się, znudziło im się. Straciłem wszystko, co wtedy miałem, o co walczyłem i się starałem, pielęgnując do samego końca resztki dawnych świetności. Nabawiłem się potem depresji takiej, że z powodu grupy zdjęć jednej osoby musiałem dostać opierdol od dowództwa, bo uznałem je za memetyk, bo nie potrafiłem przestać ryczeć na nie patrząc. Gdy było lepiej, kolejna osoba mnie dojebała, potem już całkowicie zostałem wysuszony z emocji, prawdziwej radości i nadziei. I co dalej? Mimo to, z biegiem lat dorobiłem się pozycji. Na krwi swojej i niestety innych ludzi. Tak, ta robota jest brudna. Nazwali mnie Rick a tak naprawdę nikt nie wie, kim jestem naprawdę. Ciekawa zbieżność, prawda? Co mi po tym wszystkim? Żyję przeszłością, bo teraźniejszość mnie nie interesuje, jakkolwiek bym chciał. Myślę przeszłością… Jestem przeszłością.
— Chcesz pogadać z psychologiem?
— To też mam już za sobą. Nie, nie chcę tabletek. Głowa po nich boli.
— Spróbuję Ci kogoś przyprowadzić, zamienisz się we wrak.
— Skrzyp skrzyp.
— Hę?
— Tak robią wraki. — Rick uśmiechnął się przez łzy.
— Zaraz przyjdę.
Gdy tylko drzwi się zamknęły, po chwili dało się słyszeć uderzenia. To były strzały, ale nie pojedyncze i przypadkowe, tylko seria szybkich, celnych trafień. Zaplanowanych z dokładnością.
Cały sektor przybiegł zobaczyć, co się stało.
W swoim biurze, pełnym dyplomów i podziękowań za zasługi, Rick leżał w kałuży powiększającej się czerwonej cieczy. W jego ręce dymił pistolet, a resztki łez skapywały rozrzedzając brunatny płyn. W tle nadal leciała dyskotekowa melodia.
Powrócił do przeszłości.
Był szczęśliwy.