Klamka zapadła

Klamka zapadła


3 sierpnia 2014, 7:56


parking.jpg

— Nienawidzę niedziel — powiedziała do siebie pół szeptem niska kobieta z długimi, ciemnobrązowymi włosami zawiązanymi w kucyk i okularami w czarnych oprawkach. Zza szkieł było widać jej oczy, których kolor w porównaniu do włosów był jak czerń z bielą. Prowadziła właśnie swój biały, czteroosobowy samochód, z wyróżniającymi się szarymi lusterkami przez parking Wymiarowego Ośrodka PL-174, szukając wolnego miejsca.

Nawet w dzień taki jak niedziela prawie wszystkie miejsca były zajęte, czy to przez osobiste samochody pracowników, czy to na parkingu nadziemnym przez furgonetki mające utrzymywać przykrywkę placówki jako rzekomego laboratorium chemicznego. To zatłoczenie było jednym z powodów, dla których z taką nienawiścią traktowała ostatni dzień tygodnia. Tym ważniejszym było to, że za niedzielą przychodzi poniedziałek, a nikt nie lubi poniedziałków, ona również. Zgodnie z tą logiką powinna nienawidzić też soboty, bo po każdej sobocie jest niedziela, a po niedzieli poniedziałek, a skoro nienawidzi soboty, to powinna nienawidzić też piątku i tak dalej. Uważała, że taki wniosek jest całkiem zabawny, więc zdecydowała się nim nie przejmować.

— W końcu. — Po bitych kilkunastu minutach jazdy w kółko i słuchaniu tych samych piosenek z radia, na co nie narzekała, udało jej się znaleźć wolne miejsce. Ledwo przyśpieszyła, wymanewrowała między samochodami i zaparkowała.

Odpięła pas, otworzyła drzwi i wzięła z pojazdu to, co miała na tylnym siedzeniu: jej osobistą teczkę i fioletową uprząż z kartą identyfikacyjną z ledwo widocznym dla niej napisem "Dr Jane Woods, Poziom 3, Wydział Kontaktów Alternatywnych". Raczej musi już zorganizować sobie nowe okulary, chociaż może to być też wina tego, kto te karty projektował.

Wzięła kluczyki i z pojedynczym pik zamknęła samochód. Odwróciła się na pięcie i już miała iść w kierunku wejścia do faktycznego budynku Ośrodka, gdy nagle poczuła mocny powiew wiatru, wiejący nienaturalnie z każdej strony i w każdą stronę, przy czym dziwniejsze było, że parking w PL-174 jest podziemny, a po tym w jej uszach wybrzmiał tylko okropny trzask.

Jej głowa bez pomyślenia obróciła się w kierunku jej pojazdu; w maskę z nie wiadomo skąd wbiła się masywna skrzynia z ciemnego drewna, którego na pierwszy rzut oka nie poznała. Rogi i krawędzie pojemnika zostały ozdobione żółtawym materiałem z metalicznym połyskiem, innymi słowy po prostu złotem.

Zbladła, czego nikt obok by nawet nie zobaczył, bo zwykle była blada jak ściana. Odwróciła się całkowicie i szybkim, nerwowym krokiem zawróciła. Pomiędzy wiekiem, a właściwą skrzynią wetknięty został odręcznie napisany liścik, wyrwała go i przeczytała.

Do Freda Marnsenda.

W ogóle nie wiedziała, co ma z tym teraz robić, więc jedyne na co się zdecydowała to długie, zirytowane westchnięcie i krótki, dobitny komentarz.

— Nienawidzę niedziel.

8:14


Stołówka Ośrodka PL-174 należała do jednych z najbardziej zatłoczonych i głośnych miejsc w placówce, mimo że ludzie rozmawiali normalnym tonem to, jak to w takich miejscach zwykle bywa głosy się nakładały, mieszały, a ich intensywność zwiększała się kilkukrotnie. Pod względem wizualnym było to drugie ulubione miejsce Jane w jej pracy, szare ściany przebite w pewnym miejscu trzema fioletowymi pasami, większość wyposażenia typu krzeseł również miało te same odcienie, co bardzo odpowiadało jej gustom kolorystycznym.

— Wiesz, mogło być gorzej — zaczęła siedząca na przeciw Jane kobieta, o dwie głowy wyższa od niej, z blond włosami. — Zawsze mogło ci wciąć całe auto.

Po raz pierwszy podczas ich dzisiejszej rozmowy Jane faktycznie spojrzała w górę na przyjaciółkę i oderwała się od jedzenia zimnej kanapki, która została jej z wczoraj.

— Bardzo zabawne.

— Nie o to mi chodzi. Zresztą, już się tym zajęli, a są procedury na takie sprawy.

— Jebię procedury. Mam wystarczająco roboty, by przychodzić do pracy w niedzielę, nie chce mi się wypełniać zgłoszeń.

— Każdy tu ma na tyle, że musi dzisiaj pracować — powiedziała Agent Marcelina Przebiśnieg, członkini jednego z zespołów Mobilnej Formacji Operacyjnej Ipsylon-4. Jane dalej nie wiedziała, co ona tutaj teraz robi, ze względu na specyfikację jej przydziału powinna być albo w jakichś nieeuklidowskich ściekach, albo nawiedzonych domach. — Zaraz, czyli jeszcze nic nie zgłosiłaś?

— Nie? I tak wiedzą wszystko co się stało, mają od nasrania kamer.

— Tak ci w niedziele odbija, że zapominasz o tym co masz robić? A mówią, że to mnie nie obchodzi praca.

— Kurwa, faktycznie. Dobra, później to zrobię.

— No właśnie lepiej się pośpiesz.

— Hm?

— Słyszałam, że w tamtej skrzynce mają jakąś nową anomalię.

— Co?

— No tak. Ci twoi koledzy z Wydziału Badań gadają na tyle głośno, że przez ściany słychać o czym mówią.

— Nie jestem z Badań. — Nienawidziła też tego, jak ktoś myli jej przydział. Uważała, że to po prostu pokazuje, że ktoś nie wie z kim rozmawia, albo to ignoruje.

— Wiem, nieważne. No, jak mówiłam. Szykuj się na nowego skipa w bazie, będzie co czytać — mówiąc to wstała z krzesła i wzięła leżący na stole kubek pepsi, który zdążył już z braku użytkowania przesiąknąć napojem, który sam już nie był zimny. Wypiła go jednym, szybkim łykiem i trochę się skrzywiła od picia letniej coli. — Będę się zbierać, cześć.

— Ta, cześć.

9:32


Biuro Dr Woods, położone w Sektorze Mieszkalnym Ośrodka, było specyficznym miejscem. Ściany pomalowane na ciemnofioletowo, a sufit niebiesko, a na podłodze leżał szary dywan z białymi wzorami. Gdyby nie było w podziemnej części sektora mieszkalnego placówki to rolety w oknach i tak byłyby zasłonięte. Wszystkie meble, oprócz drewnianego, jasnego biurka, były całkowicie czarne. Krótko mówiąc większość osób nie widziałaby tutaj żadnych powiązań, a Jane jedyne co robiła to wrzucała tutaj to, co chciała.

Przed zaczęciem faktycznej pracy z przyjemnością napisała ten swój raport o incydencie z parkingu.

SYSTEM SCiPNET OŚRODKA PL-174


OD: Dr Jane Woods, Poziom 3, Wydział Kontaktów Alternatywnych, Zastępca Kierownika
DO: Wydział Administracyjny (grupa)
WYSŁANO: 3.08.2014, 9:02


ZGŁOSZENIE INCYDENTU: Około godziny 9:00 na podziemnym parkingu Ośrodka zmaterializowała się drewniana skrzynia, prawdopodobnie pochodzenia pozawymiarowego, Manifestacja obiektu uszkodziła prywatny samochód pracownika placówki, Dr Jane Woods.

Może było to lakoniczne i leniwe, ale zawsze lepsze od dodawania do raportu dwudziestu oddzielnych załączników będących logami z różnych kamer skierowanych na to samo miejsce i robieniem własnego osobistego śledztwa. Z resztą i tak już dobrze wiedzieli co się stało, a w bazie danych wpis pojawił się kilkanaście minut po właściwym zajściu.

A teraz od kilku minut bezmyślnie patrzyła na ten sam obraz na jej monitorze. Westchnęła, jednocześnie klikając myszką na niewielki niebieski przycisk na ekranie jej komputera służbowego. Dalej nie wiedziała jak była w stanie przejść przez ponad trzydzieści raportów w tak krótkim czasie, ale nie narzekała. Lepsze to było niż czytanie czegoś nudnego i robienie tego długo. Właśnie tak najczęściej wyglądała dla niej praca w Ośrodku, monotonne zatwierdzanie kolejnych i kolejnych raportów o tym, czy mogą wysłać trzy tony Narracyjnego Śluzu z jakiegoś Ośrodka w Wisconsin do innej rzeczywistości, czymkolwiek w ogóle był Narracyjny Śluz.

Odbiła się nogami od ściany, wprawiając swoje krzesło, podobnie jak ściany też fioletowe, w lekki ruch. Wstała, sprawdziła godzinę, westchnęła jeszcze raz. Po zobaczeniu, że jej ulubiony kubek od kawy jest już pusty po prostu zdecydowała się rzucić na łóżko i odespać maraton Wodogrzmotów małych z wczorajszej nocy.

Nie pamiętała swoich snów, a jak pamiętała to zapominała, że faktycznie pamiętała, co w sumie jest prawie tym samym. Czasem dochodziło to do punktu, w którym nie była pewna, czy w ogóle danej nocy spała. Teraz tak nie było, obudziło ją pukanie do drzwi jej pokoju. Od niechcenia podniosła głowę, wyciągnęła rękę w kierunku leżącego na biurku smartfona i mrużąc oczy sprawdziła godzinę.

15:05


Nie tak źle, czasem po nocce budziła się o siedemnastej, a i tak była zmęczona. Pukanie nie ustawało, więc w końcu wstała z łóżka i powiedziała, by ten ktoś wszedł. Gdy zobaczyła uśmiechniętą twarz Dr. Adama Agresta, naukowca z Wydziału Badań, od razu humor jej się polepszył. A gdy zapytał o to, czego się spodziewała, jej oczy zabłyszczały.

— Poker?

— Odmówiłam kiedyś?

15:33


Przechodząc przed drzwiami do biura Dr. Agresta, rzadko kiedy się cokolwiek słyszało, a jeśli już to były to okrzyki zadowolenia z pary asów, czy karety dam i zgarnięcia wszystkich żetonów na stole.

— Ha! — przez śmiech rzuciła Jane. — Nie wierzę, że się tak dałeś.

— Jestem debilem.

— Tak.

— No wiesz co?

— Wiem. Dobra gra.

— Dzięki. Masz coś jeszcze dzisiaj do roboty?

— Nie wiem, pewno będę u siebie do dwudziestej sprawdzać, czy czegoś nowego ode mnie nie chcą.

— Jest niedziela.

— Też dzisiaj pracujesz.

Chciał coś odpowiedzieć, ale po otworzeniu ust najwyraźniej nie wiedział co, więc zamiast powiedzieć cokolwiek po prostu z lekkim uśmiechem skinął głową.

— No cóż, to idę, jak będziesz coś chciał to wiesz gdzie jestem.

— Do jutra.

— Cześć.

Wstała i zasunęła za sobą krzesło, po czym podeszła do drzwi i szybkim krokiem wyszła z biura przyjaciela na korytarz Skrzydła Mieszkalnego A. Po drodze mijała wielu innych współpracowników, większość w parach, rozmawiających o jakichś ich projektach, a niektórzy po prostu siedzieli na ławkach i przeglądali coś na ich tabletach pracowniczych. Chociaż bardziej wyglądało to jak patrzenie na filmiki ze śmiesznymi kotami.

Weszła do obecnie pustej windy i pojechała na piętro niżej, do skrzydła, w którym sama miała biuro. Po przyciśnięciu przycisku w kabinie zagrała ta śmieszna muzyczka, co ciekawe chyba ją wymieniali, bo czasem zdaje jej się, że słyszała już cztery różne. Winda bezszelestnie i w przeciągu kilku sekund zjechała na dół, a po otworzeniu drzwi pierwszą rzeczą po oczywistym wzięciu kroku w przód było sprawdzenie obecności drobnych w kieszeni.

Bo okazuje się, że Skrzydło Mieszkalne B było szczęśliwym posiadaczem jednego z dwóch ostatnich działających automatów z przekąskami w tej części Ośrodka. Po Incydencie w zeszłym tygodniu większość dalej nie zostało wymienionych. Wzięła dwie monety, wrzuciła do maszyny i wybrała małą paczkę chipsów o smaku zielonej cebulki. Otworzyła je i od razy zjadła ze trzy, po czym zawinęła paczkę i wsunęła do dużych kieszeni jej spodni, przydatnych między innymi na takie okazje.

Kilkadziesiąt metrów do przodu, skręt na lewo i znowu kilkadziesiąt metrów do przodu i dotarła do biura, a w czasie krótkiego "spaceru" spotkała zdecydowanie mniej pracowników niż piętro wyżej, nie zaskoczyło to jej, było tak codziennie.

Otworzyła drzwi i dopiero wtedy zaczęła się zastanawiać co faktycznie będzie robić przez kolejne cztery i pół godziny.

20:01


Po zdecydowanie za długich godzinach spędzonych na przeglądaniu tych mniej tajnych akt Fundacji, udostępnianych dla każdego pracownika na start, w końcu wybiła dwudziesta. No nie tyle co wybiła, tylko cyfry na ekranie jej tabletu się zmieniły.

Wstała z krzesła, podeszła w kierunku wieszaka i wzięła z niego swoją bluzę, po czym włożyła ją pod pachę. W momencie, w którym miała już wyłączać oświetlenie w pokoju na jej tablet przyszła wiadomość.

SYSTEM SCiPNET OŚRODKA PL-174


OD: Biuro Dyrekcji
DO: Dr Jane Woods, Poziom 3, Wydział Kontaktów Alternatywnych, Zastępca Kierownika
WYSŁANO: 3.08.2014, 20:02


Szanowna doktor Woods,

piszemy do Pani w związku z Incydentem, który miał miejsce dzisiejszego ranka. Niezmiernie przykro nam z powodu Pani samochodu, upewnimy się, by otrzymała Pani należyte odszkodowanie.

W skrzyni, która go uszkodziła znaleźliśmy nowy anomalny obiekt, oznaczony został jako SCP-PL-266. W związku z Pani ekspertyzą i tym, co odkryty podmiot reprezentuje, uważamy, że byłaby w stanie Pani zostać kierownikiem projektu dla SCP-PL-266. Prosimy jak najszybciej się zdecydować i odpisać. Raport o podmiocie dostępny w załącznikach.


DOSTĘPNE ZAŁĄCZNIKI (1):

Otworzyła nowo dodany plik i zaczęła szybko i nieuważnie czytać o czym był. Całkowicie zielony ACS, jeszcze brak dodanych Czynności, kolejny portal do innego świata, nie wydaje się niczym specjalnym. Czasem niektóre fragmenty bardziej przykuwają jej uwagę. "Gdy wszystkie części SCP-PL-266 zostaną zrzucone z wysokości wynoszącej co najmniej 50 centymetrów [cm], osoba, która wykonała tę czynność zostanie przeniesiona do SCP-PL-266-1." Skąd oni to w ogóle wiedzą?

Nie zastanawiała się nad decyzją zbyt długo, a odpowiedziała jeszcze szybciej. W końcu zaczyna się coś dziać, mimo tego, że to co przed chwilą przeczytała nie wygląda na coś większego, przynajmniej dla niej. I tak już mają pewno z pięćdziesiąt podobnych rzeczy.

Uśmiechnęła się do siebie z zadowoleniem spowodowanym tymi wydarzeniami, a auto o dziwo już przestało ją aż tak obchodzić. Odwróciła się z powrotem w stronę na wpół otwartych drzwi, uchyliła je do końca i wychodząc kliknęła we włącznik światła, a wtedy nagły trzask wypełnił jej biuro. We wszystkie strony poleciały fragmenty i malutkie odłamki dawnej żarówki.

Nic się nie zmieniło, dalej nienawidzi niedziel.

« SCP-PL-266: Kości zostały rzucone | Lądy Południa | SCP-PL-045: Jak Kuba Bogu »

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported