Klon
ocena: +7+x

TRACH! Butelka uderzając z impetem w ścianę rozpadła się na setki kawałków. Przez chwilę odłamki szkła niemal tańczyły w powietrzu, wirowały na alkoholowym parkiecie w rytm przemowy Maćka, by przemęczone paść na blado szarą ścianę. Co większe szkło, zrezygnowane przedwczesnym zakończeniem balu, bezwiednie opadło na podłogę, tworząc wraz ze śmierdzącym alkoholem paskudną pułapkę na dywanie.

Powinien się opanować, mogą obserwować jego mieszkanie.

— I co mi zrobią?— krzyknął w myślach. — Już dość mi zrobili, dość zniszczyli, jutro to się zakończy, dopilnuję tego! —

— Gdy to usłyszałem złapałem się za głowę, nie wiedziałem że Kaśka może być do tego zdolna.— odpowiedział Maciek, dzisiejszy bohater "Dlaczego Ja?".

— Jaka kurwa Kaśka, jestem — Agent Bezpieczeństwa C9087 urwał. Nie miał imienia. Może to być dziwne, przecież rodzice, jeszcze często przed porodem, ustalają imię dla swojego dziecka.

— Jestem jebanym klonem, ale to nie powód, by mnie poniżać!— Krzyknął na głos. Tak, tak im powie gdy już go złapią. A może gdy przystawią mu lufę do głowy, lub wstrzykną środki amnezyjne? Musi to przygotować, w końcu to będzie jego ostatnia chwila.

Jak samobójstwo.

Jezu, to zabawne. Zawsze myślał, że samobójcy działają pod wpływem impulsu. Biorą co mają pod ręką, zajmuje im to nie więcej jak 5 minut. On siedzi już którąś godzinę, obmyślając swój perfekcyjny plan, popijając, co to właściwie jest, wódka? Nie pamięta co kupił, zresztą może nawet nie wiedział. Nie miał edukacji. Miał szkolenie.

Całe jego życie polega na służbie Fundacji. Nie zna prawdziwego świata, obyczajów i kultury. Ale dlaczego jego jedyne środowisko szydzi z niego? Poniża! Dlaczego go stworzyło, skoro go nienawidzi! Nie, koniec z tym, pożałują.

Wcale nie, zrobią sobie nowego. Ty będziesz tylko incydentem. Robisz to wyłącznie dla siebie i nie zapominaj o tym. Skup się.

Wyłączył telewizor. Dość już dziś się rozmarzył o prawdziwym życiu i banalnych problemach.


— Otworzyć śluzę. — Profesor Koźminski, irytująco machając swoim identyfikatorem rzucił do stojących strażników.

— Wykonuję. — odpowiedział Agent C9087. Och, jak wspaniale byłoby go tam zamknąć, zastrzelić partnera, zablokować wejścia i uwolnić 927, patrzeć jak go rozszarpuje. Ale on musi udowodnić im, że jest lepszy, subtelniejszy, niż go stworzono. Udowodnić, że wyrwał się z ich więzów! Wprowadził kod dostępu do konsolety która odpowiedziała radosnym, zielonym światełkiem, i równie pociesznym napisem "dostęp udzielony". Wystarczyło dopisać "miłego dnia", aby zrzygać się ze słodkości.

Odprowadził profesora wzrokiem. Nadeszła pora na następny etap planu. Profesor będzie tam około 15 minut, wystarczy aby dojść do biu…

— C9087 wezwany do biura Doktora Jamonisa.— przerwał mu głos. Ale to też przewidział, zdąży podpisać skierowanie na comiesięczne badanie i dość na czas.

— Ruszam. — powiedział do mikrofonu w hełmie.

Po drodze, standardowo, kilka osób prosiło, czy raczej kazało mu wykonać jakieś uciążliwe prace. Denerwowało go to, lecz zawsze odpowiadał: Wykonuję rozkaz wyższego priorytetu. To pozwalało mu odgonić się od natrętów. Szkoda że zawsze tego nie mógł użyć.

Otworzył drzwi. Przy prostym, plastikowym biurku siedział Doktor Jamonis. Jego łysa głowa niemal oślepiała odbijanym światłem świetlówki. Na biurku panował typowy Fundacyjny porządek. Jedynie jedna kartka z leżącym na niej długopisem była radosną enklawą nieładu i chaosu. Rzecz jasna pozornego i chwilowego, jednak to wystarczyło. Tak samo, jak to co zrobi już niebawem.

Stanął na baczność. Nie miał prawa się odezwać, dopóki nie zostanie poproszony o to.
— Agencie 42, proszę zaczynać. — powiedział Doktor do stojącego na biurku interkomu. C9087 wzdrygnął się, zapewne też zbladł. Z całych sił próbował uspokoić oddech.
Usłyszał otwierane drzwi, nie mógł się odwrócić, nawet drgnąć. Poczuł, jak ciepła, wręcz delikatna dłoń odwija mu kołnierz, odsłaniając gołą skórę na szyi. Jamonis patrzył mu prosto w oczy. Nie ze złośliwością. Z tą samą parszywą ciekawością i analizą, co każdy.

Poczuł ukłucie.

Środki amnezyjne.

— Jestem jebanym klonem, ale to nie powód, by mnie poniżać! — Krzyknął na cały głos. Nim skończył ugięły mu się kolana, opadł na podłogę, nie móc nawet zamortyzować się dłońmi.

— Powód do czego? — zniekształconym głosem zapytał Doktor. Ten jebany skurwysyn nawet nie usłyszał, co powiedziałem!

— BY MNIE PONIŻAĆ KURWA! — wykrzyknął, lecz z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. Zobaczył setki obrazów, skupił się na nich, na niektórych z nich i na wszystkich naraz, i nim spostrzegł, jak olbrzymi błąd popełnił, stracił przytomność.


Zaciągnął się papierosem. Ostry dym spływał do jego płuc, drażniąc je. Zaczynał rozumieć, dlaczego ludzie to robią. Mimo bólu odczuwał przyjemność, gdyby tylko w Fundacji mogło tak być…

— Byłbym najszczęśliwszy na całym świecie. — powiedział z dumą i pychą.

— Bardzo bym chciała, żeby Damian mnie pokochał. Byłabym najszczęśliwsza na całym świecie. — odpowiedział głos młodej dziewczyny.

Spojrzał na telewizor z nienawiścią. Jak ona śmie odbierać mu to, czego jeszcze nie dostał! Doskoczył do niego, złapał i z furią rzucił nim o ścianę. Następny bal, tym razem młodzieżowy, pełen błysków i iskier. O dziwo zakończył się szybciej, niż poprzedni.

— Jestem jebanym klonem, ale to nie powód, by mnie poniżać! — Krzyknął na głos. Tak, tak im powie gdy już go złapią. A może gdy przystawią mu lufę do głowy, lub wstrzykną środki amnezyjne? Musi to przygotować, w końcu to będzie jego ostatnia chwila.

Jak samobójstwo.

Jezu, to zabawne. Zawsze myślał, że samobójcy działają pod wpływem impulsu. Biorą co mają pod ręką, zajmuje im to nie więcej jak 5 minut. On siedzi już którąś godzinę, obmyślając swój perfekcyjny plan, popijając, co to właściwie jest, wódka? Nie pamięta co kupił, zresztą może nawet nie wiedział. Nie miał edukacji. Miał szkolenie.

Całe jego życie polega na służbie Fundacji. Nie zna prawdziwego świata, obyczajów i kultury. Ale dlaczego jego jedyne środowisko szydzi z niego? Poniża! Dlaczego go stworzyło, skoro go nienawidzi! Nie, koniec z tym, pożałują.

Wcale nie, zrobią sobie nowego. Ty będziesz tylko incydentem. Robisz to wyłącznie dla siebie i nie zapominaj o tym. Skup się.

Zgasił papierosa. Nie chciał przypadkiem zniszczyć cudownego smaku w płucach przypalonym ustnikiem.


— Obiekcie 730, odsuń się za czerwoną linię! — powiedział Agent C9087 celując prosto w piłkę do koszykówki, bądź w cokolwiek o takim kształcie. Pierwsze ostrzeżenie.

— Obiekcie 730, to ostatnie ostrzeżenie, wycofaj się lub otworzę ogień! — krzyknął z wyraźną, choć udawaną agresją. Nie był w stanie się zdenerwować i krzyczeć do piłki jednocześnie.

Piłka potoczyła się w kierunku stojaka znajdującego się za czerwoną linią, a następnie wskoczyła do niego wyraźnie obrażona.

— Sytuacja opanowana. — powiedział do mikrofonu. Może po tym, co zrobi przydzielą go jako D do 730? Jest całkiem sympatyczna i skłonna do zabawy, mógłby być z nią całkiem szczęśliwy, a przez miesiąc na pewno by się nie zgodził.

— C9087 wezwany do biura Doktora Jamonisa. — Usłyszał głos. Najwyraźniej pora podpisać skierowanie na badania. Zdąży jeszcze udać się do biura bezpieczeństwa.

— Ruszam. — powiedział do mikrofonu w hełmie.

Szedł wyznaczonym przez żółtą farbę na podłodze kanałem dla funkcjonariuszy. Był to jego jedyny przywilej, ale dany tylko po to, by nie przeszkadzał innym. Nie działało to w dwie strony, zwykle jego prosili o wykonanie jakiś prac, typowe przynieś- podaj- pozamiataj. Tym razem, o dziwo, zapytało się tylko 5 osób. Wyjątkowo mało.

Otworzył drzwi. Przy prostym plastikowym biurku siedział Doktor Jamonis. Przeglądał jakiś dokument, prawdopodobnie wyjęty z otwartego segregatora. Miał tak samo obojętną minę jak każdy, kogo tutaj znał. Czy raczej każda twarz, bo właściwie nie znał nikogo. Gdy doktor go spostrzegł, odłożył kartkę i powoli wpiął ją do segregatora, który odłożył na wolne miejsce w półce. Wyglądało to, jakby wkładał ostatni kawałek dziwnych, bryłowatych puzzli.

Stanął na baczność. Nie miał prawa się odezwać, dopóki nie zostanie poproszony o to.
— Agencie 42, proszę zaczynać. — powiedział Doktor do stojącego na biurku interkomu. C9087 wzdrygnął się, zapewne też zbladł. Z całych sił próbował uspokoić oddech. Usłyszał otwierane drzwi, nie mógł się odwrócić, nawet drgnąć. Poczuł, jak ciepła, wręcz delikatna dłoń odwija mu kołnierz, odsłaniając gołą skórę na szyi. Jamonis patrzył mu prosto w oczy. Nie ze złośliwością. Z tą samą parszywą ciekawością i analizą, co każdy.

Poczuł ukłucie.

Środki amnezyjne.

— Jestem jebanym klonem, ale to nie powód, by mnie poniżać! — Krzyknął na cały głos. Nim skończył ugięły mu się kolana, opadł na podłogę, nie móc nawet zamortyzować się dłońmi.

— Znowu to samo co ostatnio? — zniekształconym głosem zapytał Doktor. Co?! Te kurwy już to robiły?! Ale komu?

— SKURWIELE! OBYŚCIE ZDECHLI W PIEKLE! — wykrzyknął, lecz z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. Zobaczył setki obrazów, skupił się na nich, na niektórych z nich i na wszystkich naraz, a nim spostrzegł, jak olbrzymi błąd popełnił, stracił przytomność.


Mały pająk wyjrzał ze swego bezpiecznego schronienia na codzienne widowisko. Miał szczęście: po raz kolejny było coś nowego. Wspaniała aura zapachów otoczyła go, łaskotała i unosiła w powietrze. Czuł radość, jakby spróbował tego pysznego dania. Widząc jednak, tuż obok źródła zapachu, człowieka, odpuścił. Sam zapach był wspaniały. Prawdopodobnie i tak nie przegryzłby się przez tą grubą warstwę.

Agent C9087 bardzo cenił sobie pogrubione ciasto do pizzy. Jedzenie było dla niego zgoła obojętne, jednak mógł później czuć wspaniałe uczucie nasycenia. Poczucie niczym dobrze spełnionego obowiązku.

— Wykonuję tam równie dobry kawał roboty, jaki teraz jem, do kurwy nędzy. — o ile zabrzmiało to dość ofensywnie, to powiedział to z nieukrywaną radością i przyjemnością.

— Wystarczy już jedna tabletka rano i wieczorem, a twój nos wreszcie poczuje ulgę. — Pełen entuzjazmu głos z radia zabrzmiał równie wesołym tonem.

Słysząc to, Agent C9087 zamyślił się. Czy są może takie tabletki dla Agentów Bezpieczeństwa? Dwie tabletki i czułby ulgę. Tak, od razu by to kupił. Na co mu jebany nos, i tak go nieraz stracił! Dajcie mu te jebane tabletki!

— Jestem jebanym klonem, ale to nie powód, by mnie poniżać! — Krzyknął na głos. Tak, tak im powie gdy już go złapią. A może gdy przystawią mu lufę do głowy, lub wstrzykną środki amnezyjne? Musi to przygotować, w końcu to będzie jego ostatnia chwila.

Jak samobójstwo.

Jezu, to zabawne. Zawsze myślał, że samobójcy działają pod wpływem impulsu. Biorą co mają pod ręką, zajmuje im to nie więcej jak 5 minut. On siedzi już którąś godzinę, obmyślając swój perfekcyjny plan, popijając, co to właściwie jest, wódka? Nie pamięta co kupił, zresztą może nawet nie wiedział. Nie miał edukacji. Miał szkolenie.

Całe jego życie polega na służbie Fundacji. Nie zna prawdziwego świata, obyczajów i kultury. Ale dlaczego jego jedyne środowisko szydzi z niego? Poniża! Dlaczego go stworzyło, skoro go nienawidzi! Nie, koniec z tym, pożałują.

Wcale nie, zrobią sobie nowego. Ty będziesz tylko incydentem. Robisz to wyłącznie dla siebie i nie zapominaj o tym. Skup się.

Ugryzł jeszcze kawałek i popił colą. Ulga sama nie przyjdzie.


Szedł wyznaczoną strefą korytarza, spoglądając na czerwoną. Niemal się uśmiechnął widząc w myślach, jak uzbrojeni strażnicy biegną nią do Biura Bezpieczeństwa. Jak ich oczekuje. Jego plan jest perfekcyjny. A co najważniejsze, satysfakcjonujący.

Doszedł do drzwi biura Bezpieczeństwa. Otworzył je i wszedł do środka. Tak jak się spodziewał, zastał tam jednego agenta. Stanął na baczność.
— Spocznij. — powiedział do niego agent, po czym wrócił do swoich zajęć. Głupiec, pomyślał C9087, właśnie skazał się na śmierć.
Upewnił się, że agent jest zwrócony w drugą stronę. Odpiął służbową broń, podniósł ramię, wycelował prosto w głowę.

TRACH!

Syreny alarmowe o dziwo nie zawyły, mimo że odgłos upadającego ciała był dość głośny. Agent C9087 wymacał w bolącym miejscu mały implant, prawdopodobnie drona ze środkiem amnezyjnym. Nim stracił przytomność spojrzał na Agenta 42, nadal czytającego jakiś papier. Był niewzruszony tym, co się stało. Jakby widział to już setki razy.


— Skopiowaliście schemat zachowań? —

— Tak, w przyszłej partii zastąpimy tą część inną. Wszystko odbywa się zgodnie z planem. —

— Czy nie lepiej jest wyeliminować C9087? —

— Nie, paradoksalnie przed buntem zawsze pracuje wybitnie dobrze, to przemawia za stosowaniem środków amnezyjnych. Prawdopodobnie za około pół roku jego psychika nie wytrzyma, ewentualnie przy równie częstych tego typu sytuacjach organizm zatruje się środkami amnezyjnymi, jednak szanse na powodzenie jego planu są zerowe. Poza tym agent 42 może bezpiecznie ćwiczyć wstrzykiwanie środków. Oszczędzamy na hełmie z gazem amnezyjnym. —

— A czy on nie cierpi? —

— Nie, on jest tylko klonem. —

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported