Ma jej oczy
The ListPages module does not work recursively.

Ma jej oczy
Autorstwa Drzony13Drzony13
Opublikowane 12.05.2024

UWAGA!

To jest część serii Epicka Saga Oliwii. Nie radzę tego czytać bez znajomości poprzednich części, gdyż możesz nie wiedzieć, o co chodzi. Zawsze możesz też zacząć od początku.

A jeśeli już zapoznałeś/-aś się z poprzednimi częściami, to cóż, miłej lektury!


ocena: +3+x

FGbdVm9.png

Drzwi otwierają się. Andrzej wchodzi do domu. Zdejmuje buty, po czym idzie do kuchni i kładzie swoją torbę z dokumentami i kartkówkami uczniów na stole.

— Hej, Andrzej! — odzywa się podekscytowanym głosem Marta.

Andrzej spogląda na czerwonowłosą, ciężarną kobietę, która stoi przy blacie i ubija tłuczkiem kawałki piersi z kurczaka. Obok ma natomiast przygotowane dwie miski. Jedna z mlekiem, a druga z bułką tartą.

— No siemasz, Marta! Co tam?

— A nic ciekawego, przyznam szczerze. W pracy było dosyć ciężko. Wyjątkowo się natrudziliśmy z badaniami, a na dodatek z brzuchem obsługa maszyn jest wyjątkowo ciężka. Ale dałam radę!

— No i miło mi to słyszeć!

Mężczyzna chichocze, po czym obejmuje swoją żonę od tyłu i opiera swoją głowę o jej włosy.

— Weź przestań, ja tu kotlety robię! — śmieje się Marta z rumieńcem na twarzy.

— Jeszcze minutkę — Uśmiecha się Andrzej.

— No dobrze, dobrze!

Andrzej spogląda na brzuch Marty. Kobieta jest już w ósmym miesiącu ciąży. Oboje poznali się jeszcze na studiach, a gdy tylko zdali magisterkę, od razu zamieszkali razem. Podczas gdy Andrzej został nauczycielem, Marta zatrudniła się w instytucie badawczym zajmującym się rozwojem magii.

— A jak u ciebie? — pyta czerwonowłosa kobieta.

— No cóż… — zaczyna Andrzej, puszczając żonę i podnosząc swoją torbę — U mnie też było ciężko. Użeranie się z dzieciakami potrafi czasami być katorgą, ale uwialbiam tę pracę! — Mężczyzna kładzie torbę na ławie i wyciąga z niej kartkówki, by móc je potem posprawdzać.

— No i super! — odpowiada Marta.

Mężczyzna idzie do kuchnii, po czym podnosi z podłogi reklamówkę z ziemniakami. Otwiera ją, po czym bierze obieraczkę, a na blat stawia niewielką miskę na obierki. Andrzej podnosi pierwszego ziemniaka i zaczyna obierać. Marta spogląda na niego i chichocze.

— Obieraczka?

— No? A czemu nie? Tak mi wygodniej.

— Nożem normalnie nie umiesz?

— Przyznam szczerze, że nie. Kilka razy mi się zdarzało, ale wtedy praktycznie marnowałem połowę całego owocu, czy warzywa.

Marta śmieje się.

— Naprawdę? Czekaj — Kobieta wyciąga nożyk i podaje mężowi. — A spróbuj.

— No dobra.

Mężczyzna bierze ziemniaka i zaczyna go obierać, choć wygląda to bardziej, jakby w nim strugał. Marta wybucha śmiechem.

— Nie no weź, staram się! — mówi Andrzej.

— Wiem, ale ty tak to robisz… Czekaj.

Kobieta zabiera Andrzejowi ziemniaka i nożyk, po czym sama obiera kartofla. Robi to bez najmniejszego problemu, a następnie oddaje obranego ziemniaka mężowi, a przed nim kładzie na blacie nożyk.

— No, proszę bardzo. — Kobieta zamyka oczy i uśmiecha się.

Andrzej spogląda najpierw na ziemniaka, a potem na obierki. Zwłaszcza na swoje, mające wciąż kawałki ziemniaka, które można było by zjeść, gdyby mężczyzna dobrze to obrał.

— Cóż, przynajmniej obierki nie pójdą na zmarnowanie.

Mężczyzna wyciąga ręce nad blat. Jego dłonie świecą się na zielono, a obierki razem z nimi. Po chwili, nieudolnie obcięte kawałki łączą się ze sobą i zaczynają się zmieniać w szarą, bezkształtną masę. Ta natomiast zmienia się w miniaturę Dawida od Michała Anioła. Marta wytrzeszcza oczy na ten widok.

— Ja pierdzielę… Powiem ci, po całym domu już porozstawiałam twoje figurki, ale za każdym razem nie przestaje mnie to zaskakiwać. Chłopie, jak ty się tego nauczyłeś? Ktoś cię uczył, czy sam nad tym siedziałeś?

Andrzej odwraca wzrok, po czym znów spogląda na kobietę.

— Powiedzieć ci coś, tak szczerze?

— No mów.

— Też byś była artystycznie uzdolniona, gdybyś całą swoją młodość była zamknięta sama w pokoju.

Marta patrzy w dół.

Oh…

Andrzej kiwa głową.

— No właśnie…

Andrzej odstawia figurkę na stół, po czym bierze obieraczkę i wraca do obierania ziemniaków. Marta zaczyna smażyć kotlety.

Po chwili, kobieta odchodzi od patelni i staje za kanapą. Oparwszy się o nią rękami, wpatruje się w szklany ekran. Andrzej minutę później odwraca wzrok od kartofli i spogląda na swoj≥ą żonę. Cokolwiek ogląda, wpatruje się, jak zahipnotyzowana. Jak zwykle. Mężczyzna podchodzi do Marty i staje obok niej, aby zobaczyć, co ona tam ogląda. Ehh, jakiś gówniany paradokument. Marta uwielbia paradokumenty. Andrzej odwraca wzrok od telewizora i spogląda na kobietę. Jej twarz jest zalana od łez.

— Co ty, beczysz? — pyta z lekkim uśmiechem Andrzej.

— N-Nie… Ja tylko…

Kobieta pociąga nosem i wyciera oczy o rękaw.

— P-Po prostu… Ten odcinek jest taki depresyjny… Kobieta poroniła, niedługo po tym straciła pracę, do tego jeszcze mąż ją bije…

Marta cicho szlocha, po czym znowu wyciera oczy o rękaw.

— Naprawdę? Z tego powodu ryczysz? Ten robiony na kolanie ściek? To ja już się boję, jak byś zniosła jakąś produkcję na kompetentnym poziomie.

— Nie mów tak! To jest naprawdę dobry serial! Nie jest wybitny, ale nie musi być. Przedstawia zwykłe problemy zwykłych ludzi. A zobacz, to są naprawdę przyziemne problemy, jak na przykład zdrada, czy przemoc. Takie rzeczy się dzieją!

— Tak, dzieją się, ale można kompetentnie się za to zabrać, wiesz o tym?

— Tia… Już mi nawpychałeś do gardła poważnych seriali, jakie ty oglądasz.

— Bo to są świetne produkcje! Nauczyłabyś się z nich czegoś, a nie.

Mężczyzna spogląda na Martę, której to wzrok wraca na ekran z paradokumentem. Z jej oczu nadal lecą łzy. Andrzej patrzy najpierw na nią, po czym jego wzrok kieruje się na patelnię z kotletami. Jezu, one zaraz się spalą! Mężczyzna w panice zdejmuje je z patelni i wyłącza ogień.

— Cholera jasna kobieto, weź pilnuj tych kotletów, jak je smażysz! Spalić je chciałaś? — pyta Andrzej nakładając bitki na talerz, podczas gdy Marta wyciera oczy.

— P-Przepraszam… J-Ja tylko…

Andrzej łapie się za czoło.

— Jezu, Marta, wyobraź sobie teraz, co by było, gdybyś zostawiła je na troszkę dłużej! Chatę byś mogła spalić, wiesz o tym?!

Jedną ręką Marta wyciera łzy o rękaw, drugą natomiast przykłada nadgarstek do czoła. Kobieta utrzymuje wzrok skierowany w podłogę i zaczyna po cichu skomleć.

— Nie rycz mi tutaj, tylko weź się ogarnij. Dorosła jesteś. Gdybyś pilnowała tych kotletów, a nie oglądała ekran, jak uzależnione od dopaminy dziecko, to nie byłoby tej sytuacji. Z tobą, jak z dzieckiem. Wiesz, o tym? Dobrze, że jeszcze ja tu jestem, bo zapomniałabyś, jak się oddycha.

Marta wpatruje się na męża w oslupieniu, podczas gdy Andrzej kładzie talerze z obiadem na stół. Mężczyzna wyciąga z szuflady sztućce i kładzie je obok talerzy. Następnie wyciąga z szafki dwie szklanki, do których nalewa mleka i stawia je na stole.

Andrzej siada przy stole i bierze sztućce do ręki. Marta siada naprzeciwko niego. Kobieta zdążyła już trochę się uspokoić i powstrzymuje jakoś łzy. Mężczyzna spogląda na swoją żonę, prycha i zaczyna jeść. Marta przez chwilę wpatruje się w niego z wytrzeszczonymi oczami i zmarszczonymi brwiami. Jej malutkie źrenice drżą. Kobieta wzdycha, odwraca wzrok i zaczyna jeść, choć przełknięcie czegokolwiek jest dla niej wyjątkowo trudne.


Auto podjeżdża na parking pod centrum handlowym. Zajmuje miejsce, po czym kierowca gasi silnik i zarzuca ręczny. Andrzej wysiada z miejsca kierowcy, po czym podchodzi do miejsca pasażera i pomaga swojej żonie wyjść z pojazdu i wstać.

Mężczyzna zaklucza auto, po czym para wchodzi do centrum handlowego. Andrzej idzie do budowlanego, podczas gdy Marta idzie po sklepach z odzieżą i zabawkami.

Andrzej bierze wózek, po czym idzie naprzód. Mężczyzna bierze kilka pędzli, gwoździ, śrub, listew i taśmę malarską. Następnie podchodzi do alejki z farbami. Patrzy kolejno na każdą puszkę, nie mogąc się zdecydować. Ostatecznie wzdycha, bierze taumafon i wybiera numer.

— Hej, Marta.

— No, masz już wszystko?

— Tia, tylko jedna rzecz.

— No?

— Więc tak, jestem teraz przy farbach i pytanko. W jakim kolorze chciałabyś pokój?

— Zielony. Zdecydowanie zielony.

Andrzej spogląda na zieloną farbę. Krzywi się.

— Jesteś pewna?

— Tak. A co, jakiś problem?

Mężczyzna rozgląda się jeszcze za innymi kolorami.

— Ty, słuchaj, pomarańczowy wygląda całkiem dobrze. Albo różowy.

— Nie! Pokój brzydko by wyglądał! Ma być zielony!

— Hej hej, spokojnie. Nie musisz się tak unosić.

— Ja się nie unoszę. Mówię ci tylko, że chcę zielony, a tobie się nagle coś zachciewa! Mówię zielony, to ma być zielony! Czego nie rozumiesz?!

— Spokojnie, ja tylko proponowałem. Zawsze w rozmowie łatwiej na coś wpaść.

— Andrzej, jak już sobie wybrałeś kolor, mając kompletnie w poważaniu to, co ja mam dopowiedzenia, to po co w ogóle pytasz się mnie o zdanie?

Andrzej przykłada kciuk i palec wskazujący do czoła.

— Aby móc je wyśmiać?

— J-Ja nie wyśmiałem twojego zdania, złotko.

— Znowu mnie zbywasz! Przestań, po prostu przestań! Okej?

— Złotko, to nie prawda — Wzdycha. — Dobra, słuchaj, wezmę ten zielony. Okej?

— Dobra.

— Dobrze, to widzimy się, prawda?

— Taa.

Mężczyzna odkłada słuchawkę, po czym chowa taumafon do kieszeni. Wzdycha, po czym bierze zieloną farbę. Andrzej idzie do kasy, płaci za całość i wychodzi. Podjeżdża wózkiem sklepowym pod auto i pakuje wszyskie zakupy do bagażnika, po czym odwozi wózek na miejsce. Wyciąga taumafon i dzwoni do Marty.

— Hej, słuchaj, gdzie jesteś?

— W smyku. Już kończę, zaraz idę do kasy.

— Dobra, to już do ciebie idę.

— Spoko, narazie!

— Pa.

Andrzej rozłącza się, po czym idzie do smyka. Rozgląda się przez dobrą chwilę, zanim widzi czerwonowłosą kobietę machającą do niego. Podchodzi do niej.

— No hej!

— I jak, wszystko kupione?

— Jak najbardziej.

— No to dobrze. I jak, wziąłeś tą zieloną farbę?

— Tak.

— No i super. A ja już ubranka kupiłam, zobacz.

Kobieta pokazuje ogromną siatę w swojej lewej ręce.

— A tutaj zabawki.

Pokazuje koszyk pełen zabawek w prawej ręce.

— Łał… To naprawdę dużo.

Marta marszczy na sekundę brwi, zanim jej wyraz wraca do uśmiechu.

— Tia. W końcu zależy mi na tym, by dziecko miało co nosić lub czym się bawić.

— No tak, wiadomo.

Oboje idą do kasy, płacą i pakują obie siaty na tylne siedzenie samochodu. Następnie idą do sklepu z meblami.

Para rozgląda się za łóżeczkiem dla dziecka. Nagle Marta podbiega do jednego.

— To tutaj! Andrzej, to jest idealne!

— No, ładne, ładne. Tylko czekaj…

Marta krzywi się, kiedy widzi, że Andrzej chce spojrzeć na cenę.

— Nie, nie pa-

Andrzej wytrzeszcza oczy na widok ceny łóżeczka.

— Słuchaj, jest ładne, nie ukrywam, ale…

— Proszę cię, nie zaczynaj mi z tym.

— No przepraszam, ale nie sądzisz, że jest za drogie?

— Przestań, wiesz dobrze, że dobre rzeczy kosztują.

— No tak, ale możemy kupić coś podobnego, ale za niższą cenę. Jak można kupić coś taniej, to warto.

— Andrzej, przecież nas stać.

— Tak, ale po co wyrzucać kasę w błoto?

— Więc mówisz, że wyrzucam kasę w błoto, tak?

— Nie, nic takiego nie mówię.

— Znowu będziesz mnie pouczał, prawda?

— Nie nie. Mówię tylko, byśmy popatrzyli za jakimś podobnym łóżeczkiem, ale tańszym.

Mężczyzna rozgląda się i widzi prawie że identyczne łóżeczko do tego, jakie wybrała jego żona.

— Ty, zobacz na to. Wygląda praktycznie tak samo, a jest dwukrotnie tańsze.

— Nie, nie weźmiemy tego.

— Czemu?

— Zobacz, wcale nie wygląda tak samo! Patrz, ten kolor trochę odbiega, te ramy są o wiele zbyt zaokrąglone, plus zobacz — Marta chwyta za jeden z prętów i lekko go wygina, zanim puszcza. — Patrz, jakie to jest giętkie! Chłopie, to nie jest wytrzymałe! Chcesz, aby łóżeczko się rozpadło z naszym dzieckiem w środku? W ogóle zobacz na te pręty. Patrz, jakie szerokie są szpary między nimi! Chcesz, aby dziecko mogło sobie przez nie wyjść?

— Marta, dziecko nie będzie zrobione z gumy. Nie da rady przez to przejść. A już nawet nie wspomnę o tym, jak lekkie będzie. Takie łóżeczko w życiu się nie rozpadnie. Takowe projektuje się z myślą utrzymania nawet dorosłej osoby. Dziecko będzie mogło w tym spać.

— Andrzej, to łóżeczko jest brzydkie, ja go nie chcę! Co to za problem, by trochę więcej wydać, by nasze dziecko mogło spać w lepszych warunkach?

— Ale te warunki będą dobre. A przy okazji trochę zaoszczędzimy. Te pieniądze mogłyby się przydać na później. Marta, jak my będziemy bezmyślnie szastać kasą, to zbankrutujemy.

— Twierdzisz, że jestem bezmyślna?

Kobieta marszczy brwi, a w jej oczach zbierają się łzy.

— Wiesz, co? Rób, co chcesz.

Marta zmierza do wyjścia. Andrzej wyciąga za nią rękę.

— Marta, czekaj!

Kobieta nie słucha go i bez słowa wychodzi ze sklepu. Andrzej marszczy brwi, po czym patrzy na oba łóżeczka.


Drzwi otwierają się. Andrzej wrzuca kilka dużych, płaskich kartonów na tylne siedzenie, co chwila spoglądając na Martę. Kobieta jedynie siedzi z założonyi rękoma, patrząc przed siebie.

Skończywszy, mężczyzna zamyka drzwi, po czym wsiada na miejsce kierowcy. Uruchamia silnik, wyjeżdża z parkingu i jedzie ulicą. Spogląda na swoją żone, która jedynie odwraca wzrok i zaciska zęby.

— Marta?

Brak odpowiedzi. Mężczyzna kieruje wzrok na jezdnię.

— K-Kupiłem to łóżeczko, jakie chciałaś.

Kobieta wzrusza ramionami.

To super.

— Marta, czy wszystko dobrze? Co ja zrobiłem nie tak?

— Nic.

— Przecież widzę, że coś cię dręczy. Nadal jesteś obrażona o to łóżeczko? Przecież wziąłem to, jakie chciałaś.

— Tu nie chodzi o łóżeczko.

— A o co?

— To, że cały czas masz jakieś uwagi! Wiecznie coś ci się nie podoba!

— To nie prawda.

— A to farba ci się nie podoba! Zbywasz mnie i próbujesz opchnąć jakieś ohydne kolory. Potem docinasz mi, że zabawek i ubranek dla dziecka za dużo! PRZECIEŻ MUSI MIEĆ, CO NOSIĆ! I jeszcze pouczasz mnie, że łóżeczko jest za drogie! Że ci się nie podoba! Że ooo tamto lepsze! A mnie tylko wyśmiewasz i wyśmiewasz!

— Marta, ja cię wcale nie wyśmiewam i dobrze o tym wiesz. Nie rozumiem ani trochę twojego zachowania. Próbuję z tobą nawiązać konwersację, a ty robisz awanturę.

— Nie robię awantury. Po prostu nie podoba mi się to, jak mnie traktujesz. Krytykujesz praktycznie wszystko, co robię! Możesz zachować takie komentarze dla siebie, wiesz? Mówię ci tylko, że takie łóżeczko mi się podoba, a ty już się denerwujesz i mnie besztasz!

— Nie, Marta. Ja mam gdzieś łóżeczko. Mówiłem tylko, że jest za drogie i lepiej wziąć tańsze. To ty zaczęłaś robić awanturę, a potem tupnęłaś nóżką i się obraziłaś.

— Bo ty mnie nawet nie słuchasz! Czy ciebie w ogóle obchodzi to, co ja mam do powiedzenia! Zawsze, jak ja coś proponuję, to tobie coś się nie podoba! Zawsze jakieś uwagi, docinki lub komentarze! Traktujesz mnie, jak jakąś idiotkę! Proponuję tylko kolor pokoju lub łóżeczko, a ty się od razu wkurwiasz, jakbym ci rodzinę zamordowała!

W oczach kobiety zbierają się łzy. Zaczyna skomleć.

— Wiesz co? A weź spadaj. W sumie? Wiem już, z czym ty masz problem. Tobie nigdy nie podoba się to, czego ja chcę. Zawsze musi być tak, jak ty chcesz — Zaczyna płakać. — Bo ty jesteś tym lepszym. Bo ty jesteś tym mądrzejszym. A ja co? Mogę chyba mieć własne zdanie! Albo nie! Bo jestem absolutną kurwa kretynką, która nic nie potrafi! No dalej, zbesztaj mnie! Wyśmiej!

Brak odpowiedzi. Andrzej zaciska ręce na kierownicy i wpatruje się w jezdnię.

— Po jakie gówno pytasz się mnie o zdanie, skoro i tak mnie olewasz? Wiesz, co? Na przyszłość w ogóle mnie nie bierz na zakupy. Zamknij mnie w domu na klucz, abym leżała i gniła, skoro i tak wiesz lepiej ode mnie. — Skomle. — Widać, czyje decyzje są tutaj ważniejsze.

Andrzej nawet nie odpowiada, jedynie jedzie przed siebie.

Podjeżdża pod dom i gasi silnik. Marta wysiada i bez słowa wchodzi do domu, zamykając za sobą drzwi. Andrzej jedynie wzdycha, wysiada i otwiera bagażnik oraz tylne drzwi. Jego ręka zaczyna świecić się na zielono, a wszystkie przedmioty razem z nią. Rzeczy zaczynają się unosić, a mężczyzna kieruje je pod frontowe drzwi. Wyjąwszy wszystko, zamyka bagażnik, tylne drzwi i zaklucza pojazd. Następnie podchodzi pod drzwi frontowe, stając obok lewitującego zlepka przedmiotów. Wchodzi do środka, a rzeczy frufają za nim. Na razie zabawki, ubranka oraz pudła z częściami do łóżka kładzie na podłogę na korytarzu. Spogląda na żonę, która leży na kanapie w salonie i ogląda jakiś paradokument na szklanym ekranie. Mężczyzna wzdycha, po czym zabiera wszelkie materiały do gotowego na remont pokoju. No cóż, pora brać się do roboty.


— Marta!

— Tak?

— Chodź zobacz!

— Idę!

Marta idzie pod drzwi do pokoju, przy których już stoi Andrzej.

— No dawaj, pokaż pokaż!

Mężczyzna otwiera drzwi, po czym oboje wchodzą do środka. Kobiecie ukazuje się niewielki pokoik z zielonymi ścianami. Podłoga jest brązowa i oprawiona dookoła białymi listwami. Na lewo od kobiety stoi łóżeczko z zawieszoną nad nim karuzelą z pozytywką, która gra delikatną melodię. Na prawo od Marty jest komoda na wszelkie ubrania, a obok jest pudło na zabawki. Na środku jest natomiast wielki dywanik z misiem.

— I jak? — pyta Andrzej.

Kobieta uśmiecha się, a w jej oczach zbierają się łzy. Obejmuje męża.

— Jest przepiękny.


Drzwi otwierają się. Andrzej wchodzi na oddział położniczy i idzie korytarzem. Zaczepia stojącą przed nim pielęgniarkę.

— Dzień dobry.

Kobieta odwraca się i uśmiecha na widok mężczyzny.

— Oo, pan Andrzej, dzień dobry! Proszę za mną.

Mężczyzna idzie za pielęgniarką. Oboje wchodzą do sali porodowej, w której Marta leży na łóżku i dyszy. Obok niej stoi lekarz i uspokaja ją. Kobieta kieruje wzrok na męża.

— Jezu, Andrzej, nareszcie! Jak dobrze, że jesteś!

Mężczyzna wytrzeszcza oczy i od razu biegnie w stronę żony. Staje przy łóżku, a kobieta wyciąga do niego rękę. Mężczyzna chwyta jej dłoń, kiedy pielęgniarka staje przed łóżkiem i pochyla się. Marta zaczyna się trząść i dyszy coraz głośniej. Andrzeja boli ręka, kiedy kobieta ściska ją z siłą kulturysty.

— Marta, dasz sobie radę. Przyj.

Kobieta wydziera się na całe gardło i zwija z bólu, podczas gdy Andrzej ma wrażenie, że ona mu zaraz zmiażdży rękę.

— Spokojnie, jeszcze tylko trochę. — odzywa się pielęgniarka.

Andrzej słysząc to, odzywa się.

— Poradzisz sobie Marta, to prawie koniec.

Kobieta zaciska zęby i pięści. Jak ręka jej męża nie skończy zaraz w gipsie, to będzie cud.

— JUŻ! — ogłasza pielęgniarka, podczas gdy Marta puszcza rękę Andrzeja.

Mężczyzna łapie się za dłoń i zaciska zęby. Dobra, całe szczęście nic się nie stało. Za chwilę przestanie boleć.

Pielęgniarka zawija dziecko w kocyk i podaje Andrzejowi.

— To dziewczynka. — mówi kobieta w fartuchu.

Mężczyzna uśmiecha się, a do jego oczu napływają łzy, kiedy patrzy na swoją córeczkę.

— Ona… Ona jest prześliczna… Zobacz, Marta. Ona jest do ciebie taka podobna.

Brak odpowiedzi.

— Marta… Czy wszystko dobrze?

Mężczyzna marszczy brwi, patrząc na Martę, która leży nieruchomo na łóżku.









































Marta?








































KZz4fQX.png



O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported