Dawno już nie widziałem takiej burzy. A może widziałem, tylko byłem zbyt zajęty pisaniem raportów, by zwrócić uwagę na taką błahostkę jak wiatr wyrywający drzewa z korzeniami? Tak czy siak, nie chce mi się tu stać i gapić na tę parszywą pogodę. Wejdźmy na stołówkę. Zgłodniałem od tej roboty i Ty pewnie też. Oho! Już od progu wita nas irytujące stukanie widelcem o blat stołu. Słyszysz? Dokładnie 9 puknięć. Zawsze tyle samo. To Mateusz. Ma taki tik nerwowy, tak chyba mogę to nazwać. Ja też mam kilka. Czasem drga mi prawa brew. Takie tiki nerwowe to norma u pracowników 4 i wyższego poziomu upoważnienia.
Żeby tylko tiki! Przy stole pod ścianą siedzi Adam. W czasie jednego z eksperymentów stracił rękę, ale za to zyskał coś nowego: uraz do pralek. Od tamtej pory swoje ubrania pierze przy pomocy balii z wodą i tarki, zupełnie jak w średniowieczu. Nie wiem, jak on to robi jedną ręką, ale nie ciekawi mnie to na tyle, aby zapytać. Sam też mam kilka fobii, a konkretnie lęk wysokości, lęk przed pająkami i jeszcze kilka innych. Nic nadzwyczajnego. Mój przełożony nie znosi małych, ciasnych pomieszczeń, z kolei mój asystent ma cholernie irytujący nawyk pstrykania palcami. Robi to zawsze, gdy widzi brzozy lub psy. Sektor C, blok pierwszy. Nie pytaj co tam trzymają, naprawdę nie chcesz wiedzieć. Fobie, depresja, paranoja, nerwica natręctw, czy zachowania maniakalne… Nasze kadry to istna parada dziwadeł! Zapytasz pewnie, co my tu wszyscy robimy? Dlaczego nie wezmą do pracy kogoś normalnego? Odpowiedź brzmi: BO NIE MA NIKOGO NORMALNIEJSZEGO. Każdy, kto wejdzie w kontakt z obiektami opatrzonymi etykietą "Wymagany 4 poziom upoważnienia" prędzej czy później zbzikuje. Taka jest naturalna kolej rzeczy.
Wiem, że nie powinienem ci tego mówić, biorąc pod uwagę, że dopiero co przenieśli cię tu, do Welesa i to świeżo po awansie, ale czuję, że nie mogę udawać, jakby tego nie było. Chcę być po prostu szczery w tej materii od samego początku naszej współpracy, a ty wyglądasz na osobę dość rozważną, by o tym usłyszeć. Nie każdy wie, że Fundacja ma prywatne zakłady psychiatryczne, w których leczeni są pracownicy, którzy nie wytrzymali. Oczywiście nie każdy wariat trafia od razu do psychiatryka. Ci, którzy nie stwarzają większego zagrożenia dla siebie i innych nieraz stają się cenionymi pracownikami ze względu na swoje niekonwencjonalne podejście. W końcu chory umysł najlepiej poradzi sobie w chorej sytuacji. Zadziwiające jest to, jak niewyraźna jest granica między obłędem i geniuszem. Mimo to trzeba zapobiegać całkowitej degeneracji umysłów pracowników, nieprawdaż? Dlatego też zużywamy najwięcej antydepresantów i środków nasennych na świecie. Ciężarówki co miesiąc rozwożą tony tego świństwa po wszystkich placówkach, niektórzy już nie są w stanie w miarę normalnie funkcjonować bez chemii. Łykają to jak narkomani, prawdziwe ćpuny! Nawet niektóre nielegalne narkotyki są tolerowane przez zarząd i Radę O5. Sami też pewnie biorą, zwłaszcza Rada O5. Mają w końcu dostęp do takich informacji po usłyszeniu, których zwykły śmiertelnik skoczyłby z mostu, albo strzelił sobie w łeb.
Chcesz wiedzieć co tak na prawdę jest siłą napędową Fundacji? Co jest największą motywacją dla pracowników? Zapomnij o pięknej gadce o ratowaniu Wszechświata przed złem, zapomnij o poczuciu obowiązku, zapomnij o ciekawości i chęci zrozumienia tych wszystkich abominacji. Zapomnij o chęci zrobienia kariery i o bogactwach. Największą motywacją pracowników Fundacji jest strach. Strach przed tym, co siedzi w zamkniętej celi sześć pięter pod ziemią, strach przed tym, co może czaić się za każdym rogiem, a co trzeba wykryć, złapać, zbadać, zamknąć w klatce i napisać raport. Wszyscy tutaj są śmiertelnie przerażeni. Nie widać tego. Wszyscy opanowali sztukę ukrywania strachu do perfekcji. Udaje im się go wyciszyć, zagłuszyć, zamknąć w swego rodzaju celi przechowawczej ukrytej na samym dnie duszy. Ale ten strach nadal tam jest. Czeka tylko by przełamać zabezpieczenia, by się wydostać i ogarnąć cię całego.