Mój nowy gabinet nie był niczym specjalnym. Właściwie bardzo przypominał ten, który posiadałem w poprzednim świecie. Biurko z komputerem, tablica na ścianie, duża roślinka w kącie, obok niej miniaturowa konewka. Tylko ściany były dla odmiany jasnoniebieskie, pozwolono mi wybrać sobie ich kolor, o ile sam je przemaluję. Zrobiłem to w jednym z dni, które miałem przeznaczyć na "przystosowanie się". To też mimo wszystko forma adaptowania się, prawda?
Zmarszczyłem brwi, patrząc na stertę dokumentów dotyczących ostatnich manifestacji SCP-PL-137. Ostatnimi czasy doniesienia o nich wydawały się nie mieć końca, zupełnie jak ilość kawy którą wlewałem codziennie do swoich ust. A co gorsza, nadal nie mieliśmy praktycznie żadnych danych o tym, co takiego okropnego czeka Fundację i świat w przyszłości.
— Sprawdzaliśmy PL-016 już tyle razy, co mogło nam umknąć? — mruknąłem, drapiąc się po brodzie. — Nie mówiąc nawet o PL-081. Czy ten pieprzony telefon w ogóle gdzieś dzwoni, czy tylko robi z nas idiotów? Za każdym razem mój odpowiednik nie chce mi kompletnie niczego powiedzieć.
Opadłem ciężko na biurowe krzesło. Co prawda wiedziałem, że to się działo zawsze, bez wyjątku, ale podobno "nadzieja umiera ostatnia". A przynajmniej tak się mówi. Miałem już po uszy uganiania się za tymi widmami i przesłyszeniami bez żadnych rezultatów, ale nie odpuszczałem. Przez "nie chce mi się" i "oszczędzamy" szlag trafił mój rodzimy wymiar. Było dobrze, więc stwierdzili, że nie ma sensu przeznaczać większych środków badawczych na stworzenie lepszych procedur przechowawczych dla tego cholernego RP-012. W końcu co może zrobić humorzasty manipulator rzeczywistości, który jest przechowywany "na słowo honoru"?
Jasne, że nic takiego. Czym jest jeden wymiar wobec multiwersum?
Dotychczas wygaszony ekran mojego komputera służbowego zaświecił się i wyświetlił napis "Jedna nowa wiadomość wewnętrzna". Chwyciłem powoli myszkę, przesunąłem ją po blacie i kliknąłem odpowiednie pole. Słabo zrobiona animacja wyrzuciła na ekran otrzymaną wiadomość.
W stołówce placówki pojawiła się jakaś anomalia obrazu i dźwięku, powinieneś tam pójść i to sprawdzić, może wreszcie wyjdziemy z tego impasu. Mam już dosyć tego telefonu, sygnał połączenia śni mi się po nocach. Ja jestem teraz trochę zajęty, ale może Iza już tam będzie.
—Marcin
Ten facet zawsze jakby czytał mi w myślach. Albo przynajmniej w większości przypadków. Gdy zostałem przyjęty do Polskiej Filii, brak mi było jakiejkolwiek orientacji w nowym środowisku. Niby była to ta sama Fundacja, ale ludzie… ludzie byli inni. A to oni tworzą każdą organizację. Gdy przydzielono mnie do zespołu badawczego Głosy z Zewnątrz i zlecono mi badanie tego cholernego PL-137, poczułem po raz pierwszy w tym wymiarze, że jestem faktycznie przydatny. Poznałem też Marcina, bardzo pomógł mi się zaaklimatyzować. Zajęło mi to raptem kilka tygodni, niezły czas jak na zaczynanie od zera.
Mnie samemu od jakiegoś tygodnia śniła się ta sama scena — rozmawiam przez telefon z samym sobą, próbując się czegoś dowiedzieć. Dosłownie czegokolwiek. A drugi ja po prostu stroi sobie ze mnie żarty. I tak przez całą noc.
Wyłączyłem komputer, wstałem i podszedłem do drzwi. W tym momencie moja lewa brew lekko drgnęła.
— Chyba nabawiłem się jakiejś nerwicy, te tiki męczą mnie od dłuższego czasu. — westchnąłem, popychając drzwi prowadzące na korytarz. Otworzyły się bez większego problemu, jedynie lekko skrzypiąc.
— Dobra, więc mówi pan, że to wszystko? — kiwnąłem lekko głową, powstrzymując odruchowe mrugnięcie jedną powieką.
— Tak, tylko to się pojawiło. — potwierdził starszy mężczyzna w stroju typowym dla personelu porządkowego.
— Bardzo dziękuję, zajmiemy się tym. Może pan wrócić do swoich obowiązków.
Mój rozmówca wstał, podniósł porzuconą w pobliżu miotłę i spokojnym krokiem odszedł w inną część stołówki, by zetrzeć sos, który rozlała jedna z pracowniczek na skutek zauważenia widma tuż obok siebie.
Stołówka ta nie zmieniła się w zasadzie wcale od momentu, gdy pojawiłem się tu, trzymając w dłoni SCP-RP-825. Nadal te same, białe, nudne ściany. Podobnie było ze stolikami i ławkami, wszystko zawsze wyglądało tu tak samo. To zaskakujące, że nawet tak niebezpieczna praca z czasem staje się oczekiwaniem na przełamanie zabezpieczeń, żeby wreszcie coś się działo.
— Mężczyzna znikający w eksplozji światła … — zanotowałem na trzymanej w dłoni kartce. — To mi się z czymś cholernie kojarzy…
— Pewnie z PL-078. — dobiegł mnie kobiecy głos znajdujący się za moimi plecami. — Wiesz, te kolczyki. Takie użyteczne, a takie niemodne. To aż przykre.
Odwróciłem się z lekkim uśmiechem i skinąłem głową.
— Cześć Iza. Tak, to pewnie o to chodzi. Ale jest jeszcze coś. — zerknąłem znowu na notatki. — Podobno miał przerażoną minę. I słychać było wybuch. Wytłumiony, ale silny.
Izabela Urbanek. Członkini zespołu badawczego Głosy z Zewnątrz, trzeci poziom uprawnień. Całkiem bystra i posiadająca rozległą wiedzę w dziedzinie pozawymiarowości. Pracowała w Fundacji już prawie 13 lat. Albo 8. Ewentualnie 17. Ach te obiekty manipulujące czasem. Kolejna osoba, która bardzo pomogła mi w przystosowaniu się.
Delikatnie szarpnąłem głową w lewą stronę. Niech to szlag.
— Kolejny wymiar niszczony przez manipulatora rzeczywistości?
— Za mało danych, żeby to jednoznacznie stwierdzić. Ale oby nie, to by znaczyło, że odsetek światów, w których nawaliliśmy znowu wzrasta. Czy ja nie mógłbym w jednej z tych wizji dla odmiany zobaczyć Koźmińskiego, który raz czegoś nie spieprzył?
— Nie bądź taki, on się bardzo stara. — powiedziała moja rozmówczyni, starając się nie uśmiechnąć na wzmiankę o Koźmińskim. — W każdym razie, mamy coś nowego?
— Nawet jeśli, to nie dzięki temu widmowi. Myślę, że mam pewną teorię, ale nie mam za wiele na jej poparcie.
Popatrzyłem po twarzach zebranych i odchrząknąłem lekko. W moim biurze znajdowała się większość zespołu GZZ, stworzonego do badania tego cholerstwa, jakim jest PL-137. Łącznie ze mną liczył on sześć osób, niewiele. Części wcale nie odpowiadał ten przydział, innym wręcz przeciwnie. Lubili spokój którego tu doświadczali, w końcu nie trzeba było badać czegoś, co może w każdej chwili urwać komuś głowę. Badaliśmy zwykłe widma i dźwięki. Niegroźne, podobno.
— Więc tak. — zacząłem powoli. — Jak wiecie, badamy PL-016 od dobrego miesiąca, niby bez rezultatów. Ale nie byłbym tego taki pewien. Jak już napisałem w raporcie PL-137, możliwym jest, że anomalie przybyły z przyszłości. Z czasu gdy prawa fizyki… nie, wszelkie prawa przestały działać i obowiązywać. Wszelkie. Upływ czasu. Tarcie. Prawa dynamiki. Wszystko.
—Krzysiek, to już wiemy. — odezwał się Marcin. — I co nam to daje? To tylko teoria.
—Wiem, wiem. — wykonałem mimowolnie kolisty ruch dłonią. — Ale warto pamiętać też o tym nagraniu, które znaleziono wewnątrz jednego z pomieszczeń otwieranych przez PL-016. Wiecie, ten facet mówiący o "chłodnej lawie" i tym podobnych. Mówił właśnie o tym. O upadku zasad. To się stało w jakimś momencie.
Podszedłem do tablicy wiszącej w moim biurze, podniosłem kredę i narysowałem długą, pionową linię. Następnie zakreśliłem w jednym jej punkcie mały okrąg.
— To jest XK. — stuknąłem okrąg kredą i przesunąłem dłoń w dół. — A to jest czas przed nim. Skoro na obiekty istniejące podczas XK zaczął oddziaływać brak zasad, możliwe że to jest powód ich anomalności. Zaczęły się cofać w czasie, może nawet nieświadomie. Sądzę, że może oprócz nich cofają się same efekty, nakładając się na obecne obiekty. Może ktoś je tam wysłał? Ważne jest to, że większość z nich może się cofnąć do pewnego momentu. — mówiąc to, nakreśliłem małą, poziomą kreskę poniżej okręgu. — Dalej się nie da. Ta kreska to… powiedzmy osiemnasty wiek.
— Najwięcej obiektów pochodzi z niedawnych czasów. — wtrąciła Iza. — Albo wyglądają tak futurystycznie, że spokojnie mogłabym powiedzieć, że są z przyszłości.
— Otóż to. Ale to co mam na myśli, to fakt, że my też zmierzamy do punktu XK. Pytanie czy możemy zapobiec temu scenariuszowi. PL-137 i moje własne doświadczenia nie dają nam dużych szans. Ale mamy je, jeśli poprawna jest inna teoria.
Zmazałem poprzedni rysunek i na jego miejscu narysowałem pięć pionowych linii. Na dolnej części pierwszej narysowałem taki sam okrąg jak wcześniej i stuknąłem w niego kredą.
— To jest jeden z wymiarów. XK już się tu wydarzyło, wszystko szlag trafił. Druga i trzecia kreska to inne światy, nieznane nam. Czwarta to mój rodzimy świat. Piąta to ten, w którym teraz jesteśmy. — wziąłem głębszy oddech i uspokoiłem drżenie lewej dłoni. — Teoria jest taka: wynaturzenia z jedynki przeskakują do dwójki, w której XK nie nastąpiło, przynajmniej na razie. Przez te przeskoki rzeczywistość pęka, anomalie wymykające się prawom tego świata w tym współuczestniczą. Dwójka ulega temu samemu, co jedynka. To samo dzieje się z trójką i… czwórką, z której przybyłem. Wiecie co dalej, prawda?
Skreśliłem cztery wymienione linie i popatrzyłem wyczekująco na zgromadzone osoby. Na ich twarzach malowało się coś pomiędzy niepewnością a nieznacznym lękiem.
— …teraz my? — nie byłem pewien czy była to moja myśl, czy czyjeś słowa.
— Wymiarów pewnie jest mnóstwo. Kwestia tego, czy ten jest "w pobliżu" któregoś ze zniszczonych. Nie, nie zniszczonych. Zmienionych.
— Mamy tyle zabezpieczonych obiektów, na pewno któryś z nich może nam pomóc. — zauważył Tomasz, naukowiec 2 poziomu i najmłodsza osoba w zespole GZZ. — To brzmi abstrakcyjnie, ale może możliwe jest wzmocnienie "ścian" wymiaru? Albo "przesunięcie" go by uzyskać więcej czasu? Praca w tym miejscu nauczyła mnie, że nie ma rzeczy niemożliwych.
— To właśnie musimy zbadać. — przytaknąłem, patrząc na tablicę. — Potrzebuję jeszcze jednej konfrontacji z PL-081. Osobiście. Tym razem mam pewien pomysł.
Koniec części pierwszej