Niezapominajki
ocena: +9+x

Krystyna Trelewicz spoglądała z ciekawością na dokumenty rozłożone przed nią na biurku. Mężczyzna siedzący za nim dostrzegł to i, wciągając dym z cygara przez zęby, zagarnął pliki na bok i wsunął pod teczkę.

– Bardzo Pani ciekawska, towarzyszko Trelewicz. Aż za bardzo. – Wyszczerzył się do niej. Mignął złoty ząb.

– Doktor Trelewicz. – poprawiła. Od tylko dwóch miesięcy, ale tytuł jest.

– Och, to pani ma doktorat? Może by to wyjaśniało pani wścibskość.

– Tylko moja wścibskość doprowadziła mnie aż tutaj. – Warknęła. Lufa pistoletu ostrzegawczo wbiła się w tył jej głowy, ale nie zareagowała. Nie skuli jej, co było złym znakiem. Jeśli spróbuje uciec, nie będą sobie zawracali głowy by ją ścigać, strzelą i tyle. Nie wpuścili jej jednak z rękawiczkami, choć sprawdzili czy nie jest taumaturgiem. Zabawne.

– Aż do głównej pieczary? Tu pani jest zdana na moją łaskę, mam nadzieję że Pani rozumie w jakiej sytuacji Pani się znajduje. – Pociągnął z cygara i dmuchnął jej w twarz. Trelewicz wstrzymała oddech ale oczy jej zaczęły łzawić.

– Wolę Pana od tych zwierząt co służą za tą całą obstawę niższego szczebla.

Ten wyszczerzył się i pewnie, gdyby nie jej "obstawa" w postaci zgrai zomowców z pałkami i kilku żołnierzy z ostrą bronią, może by skomentował. Trelewicz uniosła lekko brew, ale zaczekała aż tamten złapie oddech gdy ten od śmiechu przeszedł do kaszlu. Zdawało jej się, że ten traktuje ją bardziej jako tymczasową rozrywkę niż konkretnego informatora.

Zanim GRU-P wpadło jej do domu, długo się zastanawiała czy będzie poważniej traktowana w mundurze Rebelianta czy też w czymś bardziej eleganckim, ale wypadło na to że nawet mundur nie zmieni faktu że mężczyzna wciąż widział ją jako wymądrzoną siksę która bardzo chciała wpaść w tarapaty. Nawet uprzejmość była sztuczna. Na razie fakt, że ten teatrzyk miał miejsce, znaczył że jeszcze miała karty w ręku. Wazonik w kąciku pokoju stał w cieniu, ale jego zawartość podniosła ją na duchu.

– Wie Pani, mam wnuka w Pani wieku. Siedzi w NRD, czasem pogrywa na gitarze. Ma mniej więcej tak samo niewyparzoną gębę, co Pani. – Pociągnął z cygara, wciąż się uśmiechając, wrażenie psuła ślina na jego brodzie.

Va banque.

– Na gitarze, tak? Czy to stąd wzięła się nazwa Pana ukochanego projektu? – Z dobrze ukrytą satysfakcją obserwowała jak uśmiech zastyga na jego twarzy.

Ten wpatrywał się w nią kilka dobre sekund, obracając cygaro w palcach. Zmrużone oczka przypatrywały jej się bacznie i Krystyna wiedziała, że w tym momencie ten będzie ją traktował bardziej poważnie. Dopiero teraz się zorientowała, że może taka sytuacja miała mniej plusów niż minusów.

– Paszli. – Mruknął, zerkając na zgromadzonych. Nie mogła się odwrócić, ale chwilową ciszę przerwał szelest materiału, znak że ci stojący za nią najpewniej popatrzyli po sobie wymownie. Po chwili przestała odczuwać pistolet przy potylicy a potem ciszę przerwał trzask drzwi. Zostali sami.

– Jak jednak Pani dowiedziała się o Echopleksie? – Wpatrywał się w nią jak w przyszłą ofiarę. Może i nawet nią była.

– Mam swoje źródła. – Kiwnęła głową a ten zmrużył oczy – Ważne jest to, że nie tylko ja o tym wiem, a w tym momencie chyba zależy wam na ukryciu się. I nie tylko te kilka sekund wstecz.

Zapadła cisza.

– Kto. – Wydyszał ten w końcu. – Póki co Fundacja i Koalicja stoją przy murze. Jest też ta cała wasza zaszczana Rebelia. Kto jeszcze o tym wie.

– To teraz nie ma znaczenia, jestem tu ponieważ – W jednej chwili tamten złapał ją za gardło. Krystyna przez chwilę sparaliżował szok, ale nie strach. W wazoniku w kąciku stał bukiecik z niezapominajek, niebieski jak nigdy, była bezpieczna. Zastanowiłaby się ze dwa razy gdyby był to bukiet złotych maków.

– Kto jeszcze wie? – powtórzył pytanie, a ona zastanowiła się przez chwilę.

– Mam ofertę. – Wycharczała w końcu a jego dłoń zacisnęła się mocniej. Oparła się chęci walczenia z nim.

– Nie ręczę za siebie, towarzyszko Trelewicz. – Wycedził – Więc albo mi Pani poda kto jeszcze wie o Echopleksie albo tu się kończy Pani zapewne żałosna kariera w Rebelii. – W kąciku jej oka błękit był czysty jak nigdy.

– Sieciowcy. – Rzuciła. Nie kłamała, to od nich poszła informacja że GRU-P w Polsce miał chrapkę na międzywymiarowe projekty a Sieciowcy zawsze byli przeczuleni na tym punkcie. Koalicja też pewnie coś wykryła, ale nie była pewna - szpiedzy po drugiej stronie kurtyny musieli się szczególnie ukrywać a mimo wszystko Krystyna nie stała na dość wysokim szczeblu.

– Kim do cholery są "Sieciowcy"? – Zaskoczenie rozluźniło uścisk na jej gardle, pozwoliła więc sobie mrugnąć. Szlag, rozpłakała się.

– Mam ofertę z Góry. – Spróbowała znowu. – W skrócie: nie rozwalimy wam tego projektu w drobny mak w zamian za to co macie pod Krakowem.

Gdyby nie fakt że ten trzymał rękę na jej gardle, może by ją rozbawiła jego mina.

– Kryje Pani za wiele tajemnic, – Wymruczał w końcu, drugą ręką popalając cygaro – Fakt, że o tym wiem, raczej Pani nie pomaga. – Kciukiem zaczął rozmazywać jej szminkę, plamiąc jej twarz i swoje palce na niebiesko, a niezapominajki zaczęły powolutku tracić kolor. Niedobrze. – Panią zajmą się moi… podwładni. Ja natomiast pozwolę sobie przebadać co tu pani mi tak bardzo nieostrożnie wyjawiła.

– Naprawdę Pan myśli że byłam nieostrożna? – Pozwoliła sobie na śmiech do momentu w którym ten przytknął jej cygaro do policzka. Zaczęła krzyczeć.

– Pani mi powie… Co jest warty Echopleks przy porzuconym projekcie pod Krakowem? – przycisnął cygaro nieco mocniej do jej skóry, ale Krystyna wciąż nie robiła nic by go powstrzymać. Odczuwała nacisk kwiatów na płytkę jej paznokci, i tak nie mogła poruszyć dłońmi, nawet gdyby chciała.

– Widzi Pani, nawet Rebelia nie przetrwa jeśli ci na górze zdecydują się pobawić bronią atomową. – Puścił ją, a ona pozwoliła sobie upaść na podłogę. Tak bardzo chciała przyłożyć dłoń do policzka, ale nie ośmieliła się, choć ból był niemal paraliżujący. Smród przypalonej ludzkiej skóry był równie obezwładniający. Kaszel raz za razem szarpał ją za płuca, wciąż spragnione tlenu.

Tamten podszedł do okna, spoglądając na zewnątrz. Krystyna skorzystała z okazji by, na czworakach, odsunąć się jak najdalej od biurka. Czerwona flaga w rogu biła ją w załzawione oczy, dyszała ciężko. Usiłowała zignorować ból, ale nie szło jej najlepiej. Zaczęła powoli poruszać się w kierunku wazonika.

– Jak Rebelia planuje zniszczyć Echopleks? – zagadnął, ton już bardziej złudnie przyjacielski. – Nie jest to tylko jedna jednostka, nie wspominając o tym że może nawet by się wam przydał taki projekt. Kilka sekund wstecz i… – Odwrócił się do niej, szczerząc się. – Po kłopocie. Tylko kilka sekund aby uniknąć tego całego zamieszania.

– Fundacja też miała kiedyś taki projekt, kiedyś. – Mruknęła. Ten powoli, tempem niemal spacerowym, ruszył w jej kierunku, więc zaczęła się wycofywać w kierunku więdnących niezapominajek. Każdy ruch jej żuchwy powodował że jej policzek płonął na nowo, ale kontynuowała. – Nazywał się Tresher, nie wiem co się z nim stało.

– A skąd ma Pani informację? – Teraz zauważyła że miał w dłoni pistolet. Zaczęła się przesuwać szybciej i chwyciła wreszcie wazonik. Pomarszczone płatki na niezapominajkach były lekko złotawe, ale błękit był wciąż żywy.

– Z Fundacji, oczywiście. – Ten wpatrywał się tylko jak roztrzaskała wazonik o podłogę. Tyle wystarczyło by cały świat zamarł.


Doktor Trelewicz? Doktor Trelewicz, słyszy mnie pani?

Niezapominajki te zostały sprezentowane tamtemu poprzez sprzątaczkę, która co jakiś czas przetrząsała jedną z kwater GRU-P. Ot, bukiecik, rzucony gdzieś na boku, zagarnięty przez spracowane ręce i ustawiony w rogu, błękit żywo kontrastujący z resztą pomieszczenia - ba, budynku.

Oczywiście, niezapominajki to kwiat rzadko sprzedawany w bukietach. Niewielu o tym myśli.

Krystyna zamrugała, nad nią pochylało się kilku żołnierzy Rebelii.

– Dobry czas reakcji, załoga. – Mruknęła w końcu. Z poniższych pięter dobiegł ją odgłos wystrzałów i krzyków. – Zlokalizowaliście Echopleks?

– Tak jak ten tu powiedział. – Rzekł ten stojący najdalej. Ich uniformy i zamaskowane twarze sprawiały że miała problem z rozróżnieniem który jest który. – Tylko element całości na pierwszym piętrze zamiast damskiej ubikacji, – tu ten po lewo się lekko roześmiał – ale powinno wystarczyć dla inżynierów.

– Dobra robota. – Pozwoliła sobie wstać, ten po lewo podał jej nóż by mogła odciąć łodygi niezapominajek od jej paznokci, po czym na wszelki wypadek podparł ją. – Macie medyka?

– Czeka na dole, Pani Doktor, nie sądziliśmy że będzie potrzebny.

– Prawidłowo. – Odkaszlnęła kilka razy, nie była zbyt długo nieprzytomna. Rozejrzała się po kwaterze. Pozwoliła sobie na uśmiech widząc tamtego martwego. – Zabrać wszystko, bez wyjątku, od papierów po meble. Resztę spalić. Jak rozumiem, wszyscy zneutralizowani?

– Raz na zawsze, Pani Doktor.

Kiwnęła głową i razem z jednym z żołnierzy skierowała swe kroki w kierunku schodów, uważając na ciała. Za nią pięciu żołnierzy chwyciło za noże i zaczęło odsłaniać nagie ściany pokoju.

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported