Nie przemijaj

ocena: +4+x

Stara wieża ciśnień na obrzeżach tego zasranego miasta od wieków stała opuszczona. To niesamowite, że jeszcze jej nie zburzyli.

Sięgam po następny szczebel, który zapiszczał w odpowiedzi na niespodziewany ciężar, zanim całkowicie się złamał. W ostatniej chwili udało mi się złapać, jednak moje Go-Pro nie miało tyle szczęścia. Zrobiło delikatne plum w śniegu znajdującym się pode mną.

— No i chuj strzelił moje selfie.

Było naprawdę blisko. Na chwilę łapię oddech, zanim hartuje moje nerwy i kontynuuje wspinaczkę.

Nie mogę teraz zawrócić. Trzymaj się planu.

Będziesz zapamiętany za to.

Wdrapuję się na platformę i jestem powitany z przerośniętym uśmiechem - idiotyczna maskotka przeciwnej szkoły. Jej twarz jest zniszczona i złuszczona. Dobra rzecz jest taka, że wkrótce dostanie nowe barwy. Teraz tylko zdecydować jak dużo dokładnie kutasów powinienem domalować. Czas brać się do roboty.

Jeszcze jeden o tutaj…

Oh! Niech jeden ma na całego wytrysk…

…różowym? Co ja sobie kurwa myślałem, malując to różowym?

…dajmy mu trochę brakujących zębów; będzie wyglądał dosłownie jak jeden z tych kazirodczych cweli!

…jeszcze trochę i…skończone!

Stoję i podziwiam moje dzieło w jego chwalę. Za kilka godzin ludzie obudzą się, aby zobaczyć, że ich ukochana postać jest napastowana przez grupę lewitujących penisów; jakby była nawiedzona przez gwiazdę bukakke. Jedyne, co muszę teraz zrobić to cyknąć kilka fotek ludziom, żeby udowodnić im, że tak, jestem Pierdolonym Kozakiem. Wyciągam moją komórkę i biorę się do roboty, narzekając na to, że nie mogę ich zapostować (tylko po to, żeby dać #dickasso).

To dobry czas, jak każdy inny, żeby zapalić. Zapalam jednego i spoglądam na lasy, które otaczają miasto. Śnieg wczorajszej nocy okrył pejzaż, zostawiając nietkniętą warstwę bieli, która rozciąga się na kilometry. Mogłem dostrzec jezioro z daleka. Z mojego punktu obserwacyjnego mogłem zauważyć prywatny płot otaczający je. Jak tylko wczesno poranna mgła zaczęła zanikać, mogłem widzieć powierzchnię wody i…co to kurwa jest? Widzisz ich tam?

Przykładam ręce do moich oczu — jakby stworzona w wyobraźni lornetka w jakiś sposób miałaby polepszyć mój wzrok — i opieram się o barierkę. Na tafli z pewnością coś się unosi. To…kurwa. Wygląda to tak, jakby ktoś tam był.

To nie może być prawda. Ale jest Zamknęli to jezioro wiele lat temu. Żeby ukryć to, co skrywa. Coś w odpływie? Kłamstwa. Kurwa. Cóż, to nie mój problem, jeżeli jakiś przypadkowy koleś się zabił. Są ci bliżsi, niż ci się wydaje.

Jak tylko chciałbym odwrócić wzrok, tak nie mogę. Ponieważ chcesz znać prawdę. Zamarłem w miejscu, niepewnie wisząc na barierce. Coś w nich jest. Coś znajomego? Nie pamiętasz? Ruda…

Katie Lawson

Poznaliśmy ją na lekcjach zajęć z gospodarstwa domowego. Zawsze była cierpliwa i opiekuńcza. Nadal się opiekuje. W lecie zabrała się ze mną i kilkoma moimi znajomymi z klasy na wycieczkę, żeby obczaić to nowe Space Mountain. Pierwszy raz pocałowaliśmy się podczas pokazów fajerwerków o trzeciej w nocy. Zrobiłem…kilka głupich obietnic, których wiedziałem, że nie dotrzymam…Wciąż jest czas.

Doug Garner

Był wspaniałym towarzyszem. Zawsze chciał, żebym mu towarzyszył w jego pechowych przygodach. Nie chciał być całkiem sam. Zostaliśmy przyłapani na wejściu bez biletów na Szczęki; udało mi się zwiać, zanim psy przyjechały, jednak jemu się już nie poszczęściło. Nigdy mnie nie sprzedał, ani ja jego. I ryzykować utratę ciebie? Zawsze był po mojej stronie. Nie zawiedź go.

Ben Ward

Przez całe życie mieszkał po przeciwnej stronie ulicy. Przez cały czas tam był. Nie marzył mi się lepszy przyjaciel. A jemu ty. Zaczęliśmy się oddalać, kiedy zaczął się intensywnie uczyć. Bał się tego, co sobie pomyślisz. Raz na jakiś czas przychodził do mnie, żeby wyluzować. Ponieważ tęsknił za tobą. Nie tęsknisz za nim? Ostatni raz rozmawialiśmy w kwietniu, kiedy zaprosił mnie na koncert Queen'sów w Paramount.

Upadam do tyłu, odczuwając połączenie zawrotów głowy od wysokości, papierosa i nagłej, rozszczepiającej je migreny. Przykładam moje dłonie do oczu, próbując pozbierać myśli. Nie mogę nawet się skupić na samym sobie. Tam na dole są ludzie. Potrzebują mojej pomocy. Nie przejmując się zostawieniem dowodów (wrócę po nie), zrzuciłem drabinę i zacząłem schodzić po niej.


Jazda na rowerze w kierunku ścieżki prowadzącej do jeziora była spokojna, a przez blisko ostatni kilometr była skrzypliwa. Jedynym dźwiękiem innym niż ja, który posuwa się z trudem przez śnieg są sporadyczne porywy wiatru wyjące z pomiędzy drzew. Nie. To nie wiatr.

Słyszysz nas?


Słyszysz nas?


Słyszysz nas?




Niebezpieczeństwo: Zagrożenie utonięciem. Teren zamknięty.



Małe znaki podobne jak ten były porozstawiane wszędzie. Żebyś trzymał się z daleka. Żeby ukryć prawdę. Ignoruję je i idę dalej. Nie mogę porzucić teraz moich przyjaciół.

Śmieszne w tym jest to, że pomimo wschodzącego słońca zdaje się, że robi się chłodniej. Zawsze jest zimno. Właśnie dlatego cię potrzebują.

Drut kolczasty. Kurwa, racja. Jak do diabła mam się przez to przedostać? Tędy. Chwila…ten krzak…Już prawie. Wygląda na to, że za nim jest dziura idąca prosto pod płotem. Proszę. Na czworaka przeczołguję się.

Już widzę…

Widzisz ich?
Widzisz ich?
Widzisz nas?
Widzisz ich?
Oni cię widzą.

Wi


dzi


Widzi


my


my


my

cię

To…mój Boże…

Pomożesz nam?


Pamiętasz nas?


Pamiętasz mnie?


Mnie?


Nas?


Jak mogłeś zapomnieć


po tym wszystkim?

Nie pamiętasz nas?

To każdy, kogo znam. Każdy z was. Wszyscy moi przyjaciele. Moja rodzina. Też inni, których nie potrafię w pełni sobie przypomnieć. Nie powinno was tu być. Dlaczego? Jak mogło się to stać? Muszę was stąd wydostać! Nie pozwolę na to.

Po kostki mam wokół siebie lodowatą wodę. Z każdym krokiem mogę poczuć, że ziemia pode mną oddala się coraz bardziej…sięga teraz do moich ud i zaczynam się trząść. Serce zaczyna mi nieźle walić. Coś jest nie tak.

Pomóż nam, proszę.


Tylko ty.


A co z tamtymi wszystkimi latami?

Czy to wszystko było po nic?


Obiecałeś.


Zawsze się o ciebie troszczyła.


Potrzebujemy cię.


Pamiętasz nas?


Obiecałeś!




Powoli zmierzam w ich kierunku…Mogę pomóc. To nie musi się tak skończyć. Wszystkich z tego wydostanę.

Sięga mojej klatki piersiowej.

Nie potrafię się pozbyć panicznego lęku przebywania w tak głębokiej wodzie. Kiedy byłem dzieckiem, nieprzemyślane rzucenie mnie na bombę sprawiło, że opadłem na sam dół basenu mojego wujka. Spanikowałem. Nie mogłem się ruszyć. Spanikowany miotałem się, desperacko próbując bez skutku utrzymać równowagę. Myślałem, że zaraz umrę. Ktoś na czas wskoczył do wody, aby mnie wyłowić, jednak od tego czasu mam okropny strach przed wodą. Zresztą nigdy nie nauczyłem się pływać.


W porządku.


W porządku.


W porządku.


Zawsze jest czas.


Nie zawracaj.


Nie zostawiaj nas tutaj.


Proszę.


Obiecałeś.




Sięga mojej szyi.

Teraz jest już za późno. Nie mogę poczuć dna, nie mogę stać na nogach. Dławię się wodą i zaczynam znowu się miotać.


W porządku.
a m o g u s


Czekaliśmy bardzo długo.


Nie odejdziesz od nas.


Mogliśmy tyle wspólnie osiągnąć.


Tyle rzeczy zrobić.


Wszystko przepadło.


Stracone.

Teraz w ich ramionach.


Widzę ich twarze.


Rozpoznaje ich wszystkich.


Znam ich wszystkich.


W końcu jesteśmy razem.


Czekali na mnie bardzo długo.


Jak mogłem zapomnieć?




Zapomnieć?




Dlaczego mieliby nam to robić?




Jak oni mogli?




Nie mogą tego zrobić.




Nie mogą nas tutaj zostawić.




Nie możesz mnie tutaj zostawić.





















Nie zapomnij mnie.

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported