Prolog
Lokalizacja: Stany Zjednoczone Ameryki, Ulica Colonial Farm 1000, Langley, Hrabstwo Fairfax, Virginia, Głowna siedziba C.I.A.
Koordynaty: 38°57′6.12″N 77°8′48.12″W
Data: czwartek, 21 czerwca 2009
Godz.: 14:32 GMT-5
Żółte promienie słońca wpadały przez otwarte na oścież okno do małej sali konferencyjnej. Na to spotkanie zostało zaproszonych dwanaście osób z różnych wydziałów. Wszyscy obecni, siedzieli przy stołach ustawionych w literę U, co jakiś czas wymieniając ciche zdania pomiędzy sobą. Niektórzy popijali zimną kawę z białych kubków lub dojadali lekko czerstwe bajgle ze stołówki. Ja tępo wpatrywałem się w sufit obracając w palcach długopis.
Od korytarza zaczęły dobiegać rytmiczne stuknięcia wysokich szpilek, które z każdym tupnięciem, zbliżały się do wejścia salki. Rozmowy cichły, niektórzy poprawiali garnitury lub koszule, mościli się wygodniej i zamierali w absolutnej ciszy. Gdy drzwi wreszcie się otworzyły wszystkim nam zebranym ukazała się Jennifer Bowman. Wysoka blondynka z bladą cerą i zimnymi zielonymi oczami. Ubrana była jak zwykle; w czarne buty na wysokim obcasie, szarą spódniczkę, białą koszulę i lekko błękitną marynarkę. Nie nosiła biżuterii, ale z lewej strony tułowia przypięła starą skórzaną kaburę ze srebrnym Coltem M1911 z metalową rękojeścią. W rękach trzymała pudło z projektorem, laptopem i paroma kablami w środku. Bez słowa weszła w przestrzeń pomiędzy stołami i przysunęła sobie wolne krzesło, na którym ustawiła rzutnik. W ciągu następnych kilku minut usiłowała połączyć swojego laptopa z urządzeniem wyświetlającym. Z miernym skutkiem. W końcu ruszyłem w jej stronę. Po paru chwilach na ścianie pojawił się obraz pulpitu ze zdjęciem małego kotka. Bowman kiwnęła lekko głową, a ja wróciłem na swoje miejsce. Jennifer zebrała akta i zaczęła mówić.
— Witam wszystkich tu zebranych. W ramach formalności przypominam, że rozmowa jest ściśle tajna i wzbronione jest jej nagrywanie. Dlatego proszę o wyłączenie komórek i wszelkiego rodzaju urządzeń nagrywających.
Parę osób wyciągnęło telefony i po chwili schowało je z powrotem. Zakaz nagrywania? Czyli coś poważnego.
— Wszyscy? Doskonale. W takim razie nie przedłużajmy. Wielu z was mnie zna, ale dla tych, którzy nie mieli ze mną do czynienia przedstawię się. Nazywam się Jennifer Alice Bowman i jestem zastępcą dyrektora ds. Operacyjnych oraz kierownikiem biura do spraw wojskowych. Jeżeli tu jesteście to znaczy, że wasi przełożeniu zgłosili waszą kandydaturę jako personel operacyjny Echo 3, a ja te kandydatury zatwierdziłam. Przypominam, że rozmowa jest ściśle tajna i nie życzę sobie, aby ktoś na przerwie zaczął opowiadać o tym spotkaniu.
Ostatnie zdanie wysyczała lodowato.
— Zrozumiano?
— Tak jest. — odpowiedzieliśmy chórem.
— Doskonale.
Bowman odwróciła się do komputera leżącego na stole i uruchomiła prezentację. Słodki mały kotek znikł ze ściany, a na jego miejscu pojawiła się grafika oka na niebieskim tle.
— Czy ktoś wie czym jest organizacja ARGUS? — Jeden oficer z tyłu podniósł rękę. — W takim razie wersja podręcznikowa. Argus, a konkretnie A.R.G.U.S. Inc. to skrót od Autonomic Recon Group with Undefined Specialization Incorporated. — Na ścianie zaczęły się pokazywać czarne drukowanie litery. — To paramilitarna organizacja ochroniarska, a jednocześnie dostawca sprzętu militarnego wszelkiego rodzaju. Od śmigłowców bojowych po broń boczną i stymulanty psychotropowe. Prowadzą również szkolenia wojskowe dla ludzi swoich klientów. — przerwała by zaczerpnąć oddech. — Obecnie działają w południowej Ameryce, Afryce, Azji Mniejszej, Azji centralnej, Bliskim Wschodzie i Europie Wschodniej, ale wciąż rozszerzają swoje wpływy. Ich dewiza to: „Nie zadajemy pytań - wykonujemy tylko swoją robotę.". Najczęściej wspierają sprzętem i ludźmi małe rebelie, ale nie powstrzymują się też przed zaangażowanie w większe konflikty zbrojne. To oni dostarczali amunicję i broń irackim oddziałom w czasie drugiej wojny w Zatoce Perskiej. Jednak ostatnie wydarzenie wskazuje, że ARGUS to coś więcej niż kolejne PMC.
Kolejny slajd tym razem przedstawiający rafinerię.
— To fabryka broni chemicznej we wschodnim Afganistanie. Zdjęcie pochodzi sprzed dwóch tygodni. A to…
Klik i na ścianie pojawiło się zdjęcie sporego krateru.
— Zdjęcie z przedwczoraj. — Parę osób gwizdnęło z wrażenia. — O 23:45 czasu lokalnego kamery uchwyciły tego mężczyznę. — Rzutnik pokazał niewyraźny obraz kogoś w niebieskiej koszulce polo w białe paski i spodnie robocze. — A trzy minuty później doszło do potężnej eksplozji i skażenia obszaru o promieniu trzech kilometrów. Przyjrzyjcie się uważnie.
Jennifer stukając palcami po klawiszach uruchomiła nagranie z monitoringu. Kamera wycentrowała obraz na człowieka, który nagle zapłonął i ekran pogrążył się w ciemności. Bowman cofnęła parę klatek do tyłu i naszym oczom ukazał się mini wybuch nuklearny, którego centrum był ten mężczyzna.
— Jasna cholera, połknął atomówkę? — zapytał oficer.
— Nie wiemy co to było, ale udało nam się zidentyfikować "atomówkę". To Jasull Am-Ahdal, członek lokalnej, ekstremistycznej grupy terrorystycznej, która w ostatnich kilku miesiącach nie miała kontaktu z dostawcami broni. Poza jednym. Argusem.
Jeżeli niektórzy do tej pory nie słuchali, to teraz zaczęli łapać każde słowo spływające z ust Bowman.
— Dowództwo od rana chce informacji, ale okazuje się, że w naszych aktach o Argusie jest niewiele. Poza tym, co właśnie wam opowiedziałam nie wiemy nic. Nie wiemy kto jest dyrektorem, kto zasiada w zarządzie, skąd biorą to. — Wskazała na klatkę nagrania, w której doszło do eksplozji. — Nie wiemy nic. No, może poza nim.
Rzutnik zaszumiał cicho i wyświetlił zdjęcie młodego mężczyzny w markowych okularach na platynowych włosach, drogim garniturze, białej skórze i oczach koloru lodu. Uśmiechał się przyjaźnie, ale oczy niszczyły cały wysiłek włożony w uśmiech.
— Kasper "Nagelfar" Striker. Lat 29, handlarz bronią finlandzkiego pochodzenia. Od 2005 roku, aktywnie bierze udział w konfliktach zbrojnych na bliskim wschodzie. Wcześniej razem ze swoim ojcem, Eliasem Striker'em zdominował rynek bronią w Azji mniejszej. Podejrzewamy, że właśnie wtedy został zrekrutowany przez Argusa i od 2005 działa z jego polecenia. W 2007 trafił do naszego aresztu, ale wyszedł za kaucją i brakiem dowodów w sprawie. Stąd o nim wiemy. Biorąc pod uwagę, że od tamtego czasu jego majątek wciąż wzrasta, a nie utrzymuje już kontaktów z ojcem, który obecnie handluje w Chinach, przypuszczamy, że jest sponsorowany przez zewnętrzną organizację. Jest idealnym kandydatem na podwykonawcę Argusa. — przerwała na chwilę. — Nasz wywiad donosi, że wymianą w Afganistanie, między bojownikami a "tajemniczą" firmą kierował sam Striker. — Bowman podwinęła rękawy marynarki i oparła ręce o stół. — Naszym zadaniem jest dotarcie do niego i wykorzystanie do naszych potrzeb, jednak priorytetem są informacje dotyczące samej firmy. Skąd dysponują taką bronią i komu jeszcze ją sprzedają. — Jennifer zaczęła rozdawać teczki z aktami. — Mamy też parę innych nazwisk o których powinniście wiedzieć.
Laptop świsnął cicho i zaczął pokazywać kolejne zdjęcia.
— Ten chłopak to Louis "Lew" Himlin. — Młody mężczyzna z blond włosami, arafatką i oliwkowym mundurze armii Syryjskiej, siedział okrakiem na lufie rosyjskiego BTR-a pokazując środkowy palec do kamery. — Lat 28. Służył w USAF w czasie drugiej wojny w Zatoce Perskiej. Jego jednostkę rozbito, a on sam zdezerterował na stronę Syryjczyków. Po zakończenie walk pracował jako najemnik. Rok temu zakontraktowano go do osobistej ochrony Kaspra Striker'a.
Louis zniknął, a na jego miejscu pojawił żołnierz w stroju GORKA w ciężkim oporządzeniu i podniesionym hełmem Ałtyn. Uśmiechał się do aparatu z papierosem w ustach i PKP Pieczengiem na kolanach.
— Aleksander "Góra" Mayakowski lat 47, były Specnazowiec i operator polowy KGB. W 2000 roku odszedł z wojska po czym dołączył do Czeczeńskich terrorystów. Brał udział w atakach na obiekty teatralne, ale nigdy jednoznacznie nie udowodniono jego winy. Od paru lat widziany jest w towarzystwie Striker'a.
"Góra" rozmył się i na ścianie pojawił się młokos w czapce z daszkiem, słuchawkami taktycznymi i strojem partyzanta. Celował w stronę kolumny pojazdów z granatnika RPG-7. Obok leżały dwie kolejne rakiety. Bowman wyświetliła kolejne zdjęcie, z tym samym chłopakiem, uciekającym przed ogniem z konwoju. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.
— Ten kolega to Viktor "Pchła" Nomański. Brazylijczyk polskiego pochodzenia. Lat 23, od urodzenia pracował dla kartelu narkotykowego, w którym ojciec pełnił rolę głównego "kucharza". Gdy DEA zamknęło większość jego pracodawców na południe od Meksyku w tym i jego ojca, Roberta Nomańskiego, Viktor zaczął sprzedawać swoje umiejętności lokalnym grupom militarnym. Jest świetnym technikiem jeżeli chodzi o Improwizowane Ładunki Wybuchowe. Potrafi sklecić bombę z działu spożywczego lokalnego marketu.
— Cholerny MacGywer. — mruknął ktoś. Jennifer nie zareagowała i mówiła dalej.
— Uzależniony do amfetaminy, metaamfetaminy i wszelkiego rodzaju używek, znalazł zatrudnienie jako technik inżynier w szeregach Striker'a.
Kliknięcie spacji i szalony ćpun z uśmiechem na ustach zniknął zastąpiony przez dwóch bliźniaków o rudych włosach, jasnej cerze i piegami na twarzach. Obaj nosili strój polowy U.S. Rangers i karabiny wyborowe M110 w kamuflażu piaskowym. Grali w karty na masce Hummer'a, a w tle płonęły szyby naftowe.
— Bill "Woda" Thompson z lewej i Will "Ogień" Thompson z prawej. Lat 34. W 1993 mając 18 lat zaciągnęli się do wojska amerykańskiego w którym służyli przez następne 10. Dochrapali się do pozycji Rangers'ów. Po odejściu z armii wrócili na bliski wschód, tym razem jako najemnicy. Od 2005 roku pracują dla Striker'a. To doświadczeni komandosi i snajperzy wyborowi.
Thompsonowie ściemnieli, a na ich miejscu pojawił się osobnik w mundurze niemieckich sił pancernych. Nosił zieloną kominiarkę, a przez ramie miał przewieszony karabin G3. Stał przed działem samobieżnym PzH 2000 i patrzył ze złością w stronę obiektywu.
— Johan "Ćma" Heckmann. Lat 32, do 2001 roku służył w 10 dywizji pancernej, w 131 dywizjonie artyleryjskim. Od czasu wypadku zapalenia się amunicji w jego pojeździe, w którym zginęli jego koledzy nabawił się okropnego poparzenia twarzy i stąd wziął się jego przydomek. W 2002 wywali go z wojska dyscyplinarnie po czym zniknął. Słuch o nim zaginął, aż do 2006 gdy okazało się, że handlarz bronią, Kasper Striker podróżuje ze swoim nowym dowódcą ochrony. Heckmann trzyma w ryzach wszystkich wyżej wymienionych. Nie wiemy, co robił gdy bawił się w ducha, ale raczej nic spokojnego skoro nagle został awansowany na przywódcę osobistej ochrony Striker'a.
Jennifer zrobiła pauzę, abyśmy w spokoju przetrawili usłyszane informacje. Po minucie kontynuowała.
— Nie jesteśmy pewni relacji tych ludzi ze Striker'em. Czy pracują dla niego, czy dla Argusa, są cholernie niebezpieczni a ich misją jest ochrona Kaspra w trakcie podróży po świecie i załatwianiem interesów. Może są z organizacji, może nie. W każdym razie, stanowią dobry punkt startowy.
Bowman przerwała by wypić łyk wody, a ja przyjrzałem się wciąż widocznemu na ścianie zdjęciu "Ćmy". Nie ukrywałem, historia przywódcy zaintrygowała mnie.
Jennifer odłożyła szklankę i wróciła do komputera. Na ścianie pojawiła się prosta grafika stworzona w Microsoft Paint. Po, lewej od góry do dołu, rzędem umieszczono zdjęcia ludzi w garniturach z zaciemnionymi twarzami. Od każdego z nich poprowadzono linię do postaci obok ze znakiem zapytania zamiast twarzy. Od niej z kolei prowadziła przerywana kreska do Kaspra Striker'a i kończyła się na "Ćmie" i jego ludziach.
— ARGUS szczyci się swoimi "specjalistami wizerunkowymi". — Bowman wskazała na osobę ze znakiem zapytania na twarzy. — Ci ludzie mają jeden cel, zatuszowanie wszystkich transakcji tak, aby klienci jak i sam ARGUS nie zwrócili uwagi CIA i innych agencji gdy sprzedają, na przykład; podręczne głowice nuklearne. Ci "specjaliści" bedą mieli dostęp do zarządu generalnego organizacji. Echo 3 ma za zadanie odkryć tożsamość tych ludzi, jednak powtarzam. Priorytetem jest zdobycie informacji o firmie i ich klientach. Skąd biorą zaopatrzenie i jakiego rodzaju to zaopatrzenie jest. Czy wyraziłam się jasno?
— Tak jest!
— W takim razie przejdźmy do szczegółów.
3 godziny później…
Spotkanie się zakończyło, a ja wreszcie mogłem rozprostować kończyny. Po wyjściu z sali skierowałem się w stronę stołówki. Jennifer dała paru osobom teczki z danymi osobowymi najemników. Miały przejrzeć je i na jutrzejszym spotkaniu podać pomysły, w których za pomocą Striker'a dochrapać się do nadzienia jakim jest ARGUS. Mnie się trafiła "Ćma".
Gdy dotarłem do kantyny, spore pomieszczenie było już wyludnione, a kuchnia zamknięta. Kupiłem więc gotowe danie z automatu do tego jeszcze kawę i usiadłem sam przy długim stole. Przeżuwając zimne sajgonki rozmyślałem o Echo 3. — Cholera, to może się ciągnąć miesiącami. — Gdy liczyłem o ile wzrośnie liczba moich nadgodzin naprzeciw mnie, bezszelestnie usiadła Bowman.
— Witaj Jack.
— Jennifer.
Spojrzałem na jej stopy. Wciąż były na nich wysokie czarne szpilki. — Skubana. — pomyślałem. — Potrafi być cicha jak kocica. — Po odnotowaniu tego faktu, spojrzałem na twarz mojego niespodziewanego gościa.
Jennifer Alice Bowman należała do osób, które starannie wypowiadały każde zdanie. Dlatego zanim odpowiedziała minęło parę chwil. Nie pospieszałem jej.
— Zauważyłam, że nie robisz notatek. Jakiś specyficzny powód dlaczego?
— Mam dobrą pamięć.
— No tak, chyba innych nie przyjmują w wywiadzie.
— To jeden z czynników.
Bowman uśmiechnęła się lekko, by po chwili wbić we mnie swój wzrok. Poczułem jak sajgonka lekko przystaje w gardle.
— Co sądzisz o Argusie? — Widelec zatrzymał się na sekundę, po czym znów wprawiłem w ruch kołowy nabity kawałek mięsa w cieście, maczając go w sosie słodko-ostrym.
— Bo ja wiem. — odparłem. — Wygląda mi na kolejne PMC, z tą różnicą, że posiadają małe ładunki nuklearne i pewnie dlatego dowództwo się wkurzyło. Są organizacją zamknięta i działają za pośrednictwem siatki podporządkowanym im handlarzy bronią, jednocześnie chowając się za imponującą ścianą biurokratycznego bełkotu. Typowe korposy, sądząc po tym co nam opowiedziałeś o Libanie.
— Yhm. A o Nagelfarze?
— Jest młody, zwłaszcza jak na handlarza bronią. Kolejny przedstawiciel małej społeczności posiadającej zasoby zdolne wywołać trzecią wojnę światową. — Zawahałem się, a Bowman uniosła pytająco brwi. — Mogę mówić szczerze? Chodzi mi o Argusa.
— Wal.
— Jaką mamy gwarancję, że Kasper faktycznie pracuje z polecenia organizacji? To znaczy, jest to prawdopodobne, ale co jeśli… — Jennifer odbiegła wzrokiem w bok. — Twoje argumenty są mocne i osobiście na nie przystaje, ale co teraz? Zaczniemy śledzić handlarza bronią, który jest Bóg wie gdzie, licząc na to, że nagle skontaktuje się ze "specjalistą"? To może potrwać dni, miesiące, a nawet lata. Bin-Laden ukrywa się od blisko dekady i nie wygląda, aby się to zmieniło w najbliższym czasie. Mimo tego, że nad sprawą pracuje wiele osób. — Bowman milczała. — A Argus sprawia wrażenie jeszcze twardszego orzecha do zgryzienia. — Dokończyłem.
— Wiem R.
— A ty? — Odbiłem pałeczkę. — Co sądzisz?
— Ja nic nie sądzę, ale to cholernie denerwujące, że tak duży gracz działał pod naszym radarem.
— Wywiadowcy skrewili?
— Jak cholera. Do 2003 roku nie wiedzieli, że taka firma istnieje.
— Rzeczywiście, spore uchybienie. — Milczeliśmy przez chwilę
— Przepraszam, nie chciałam cię obrazić.
— Nic się nie stało. Ja w biurze głownie makulaturę wyrzucam. — odparłem uśmiechając się lekko. Bowman kiwnęła głową.
— No nic. Smacznego River.
— Dzięki.
— I jeszcze jedno. — powiedziała wstając.
— Tak?
— Mówiłam, żeby nie rozmawiać o tym spotkaniu w czasie przerw. — Alice zaszczyciła mnie jednym ze swoich rzadkich ciepłych uśmiechów po czym odeszła w kierunku skrzydła administracji. Tym razem z akompaniamentem stuknięć wysokich czarnych szpilek.
Gdy zniknęła za rogiem, ja zdołałem przełknąć do końca to co mi utknęło w gardle. Wytarłem ręce z tłuszczu i wyciągnąłem długopis. Rozkręciłem jego plastikową obudowę. Gdy gwint ustąpił, zamiast wkładu z tuszem, ze środka wypadło małe urządzenie nagrywające. Czerwona lampka świeciła, co znaczyło, że przez cały czas działa. Kliknąłem w przycisk na boku i światełko zgasło. Długopis skręciłem z powrotem, a pluskwę schowałem do wewnętrznej kieszeni kurtki z logiem agencji na plecach. Wyciągnąłem komórkę i ją włączyłem. Gdy ekran zaświecił się niebieskim światłem, wsunąłem czarną kartę SIM. Wybrałem numer i napisałem krótką wiadomość.
— Babcia zrobiła ciasto. Przyniesiesz konfitury?
Po paru chwilach nadeszła odpowiedź.
— Nie mogę, jestem chory.
Wystukałem kolejne zdanie
— W porządku. Mam przyjechać?
— Tak
Po odczytaniu wiadomości, usunąłem konwersację i wyłączyłem komórkę. Wysunąłem czarną kartę z portu na jej miejsce wkładając niebieską uruchomiłem telefon. Trzymając w zaciśniętej dłoni mały prostokątny kawałek plastiku, złamałem go w palcach. Resztki wyrzuciłem do pobliskiego śmietnika. Wyszedłem z budynku po drodze mijając posterunek ochrony. Ochraniarz zaczął się podnosić, ale plakietka ze zdjęciem szybko skłoniła go do powrotu za biurko. Szklane drzwi na fotokomórkę rozchyliły się i ruszyłem w stronę parkingu. Wsiadłem do służbowego Forda Victorii, zamyślając się na moment. — Fundacja, musi dowiedzieć się o CIA. Być może uda im się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, plus pozostaje kwestia potencjalnego obiektu SCP. — Uruchomiłem silnik po czym skierowałem auto w stronę autostrady.
Telefon w mojej kieszeni zawibrował.
— Halo?
— Cześć skarbie, trudno się do ciebie dzisiaj dostać. Coś się stało?
— Nie, spotkanie w pracy się przeciągnęło.
— Ważne czy…
— Ważne i tajne Lily.
— W porządku. Zdążysz na 20? — Spojrzałem na zegarek.
— Raczej tak, ale muszę zawieźć pewne dokumenty. Dlatego mogę się spóźnić.
— Okej, to dzisiaj ja położę dzieciaki. W porządku?
— Tak, dzięki. Słuchaj prowadzę i…
— Dobra zmykam. Jedź ostrożnie.
— Na razie.
— Pa.
Trzy sygnały świadczące o zakończeniu rozmowy wybrzmiały. Schowałem komórkę i otworzyłem okno wystawiając przedramię na chłodny powiew.
Samochody leniwie mnie mijały, a ja jechałem na spotkanie z moim chorym "wielkim" bratem. W końcu, czego się nie robi dla starych przyjaciół?
Czego się nie robi dla Fundacji?