Pod tą powłoką ludzką

Wsadził mosiężny klucz do zamka, przekręcił dwa razy w prawą stronę i otworzył drzwi. Niby zwykła czynność po powrocie do domu z pracy, a jednak może przyprawić człowieka o niepokój i myśl od kiedy robi to nieświadomie. Ludzki umysł zdążył się przyzwyczaić do tak prostej i codziennej czynności, że stała się jego najzwyklejszym mechanizmem.

Maciej wszedł po drewnianych schodach na piętro do swojego pokoju i rzucił torbę w kąt obok szafki, która przepełniona była na półkach książkami z przeróżnych wydawnictw naukowych z dziedziny medycyny. Rozłożył się na wersalce i wydobył z siebie najgłośniejszy odgłos zmęczenia, jaki kiedykolwiek mógł z niego wyjść.

Zmęczenie sprawiło, że jego powieki stawały się cięższe i cięższe… i cięższe. Świadomość odpływała do krainy snów, a ciało było już bliskie znalezienia się w objęciach Morfeusza. Wiercenie się miało jedynie wspomóc znalezienie dogodnej pozycji do zrobienia sobie krótkiej drzemki na twardej kanapie. Czy nie lepsze byłoby wstać i przejść się do sypialni, a następnie tam się położyć?

Sypialnia od pewnego czasu wzbudzała u Macieja awersję. Już jej nie było. Odeszła. Nigdy nie wróci. Gdyby tylko nie padał wtedy deszcz, a droga nie była śliska. W wypadku nie tylko ona zginęła, ale także i jego matka, co dobijało bardziej myśl o tragiczności tego wydarzenia. Co więcej, mimo że rozpoznano samochód i zeznania osób postronnych jasno pokrywały się z tym, że to one uczestniczyły w tym wypadku, to ciał nigdy nie znaleziono. Dlaczego oni? Dlaczego dwie najbardziej ważne mu w życiu osoby musiały go opuścić?

Powoli przegrywał z sennością. Powieki były coraz cięższe i cięższe i cięższe… Nie dawał rady i nie mógł wygrać tej bitwy. Przegrał, jednak dzielnie się bronił rozglądając się po pokoju i obserwowaniem po raz kolejny zawartości plakatu Guns N' Roses.

Powieki były cięższe.

Cięższe.

Aż w końcu stały się tak ciężkie, że nie dało się ich podnieść.




.



.



.



.



.



.



Nagle usłyszał odgłos przekręcającego się zamka i otwarcia drzwi. Ewidentnie słyszał brzdęk pęku kluczy. To nie mógł być jego ojciec, bo mieszka na drugim końcu Polski. Czy to… Nie… To niemożliwe…

— Kochanie! Zejdź tu na dół i rozłóż zakupy! Sama tego nie zrobię!

To był głos Moniki. To niemożliwe, żeby to była Monika. Może dalej śni? Czas się obudzić. To nie jest prawdziwy świat, czas się obudzić, Maciek!

— Słyszałeś? Zejdziesz tu czy nie? Nie będzie lodów dla ciebie!

Maciek energicznie wstał z wersalki i poderwał się w stronę drzwi, które natychmiast zamknął z głośnym na cały dom trzaskiem. To nie była Monika. Monika nie żyje od dwóch lat, a we wskrzeszenia nie wierzył.

— Kimkolwiek jesteś, wypierdalaj z mojego domu, inaczej dzwonię po psy! — wykrzyknął przez zamknięte drzwi, kiedy usłyszał po trzasku szybkie kroki po schodach.

— Maciek, coś się stało? Otwórz te drzwi. Otwórz te drzwi. Natychmiast.

Miał nosa co do tego. Słyszał o czymś podobnym w strasznych historyjkach, ale nigdy nie brał ich na poważnie, aż do teraz. Panikował, po czym przypomniał sobie o zamku w drzwiach na gałkę. Szybkim ruchem ręki przekręcił blokadę i czuł się, jakby właśnie kręcił korbą do podniesienia bramy, aby wróg nie przedostał się do fortecy przez fosę.

— Nie jesteś Moniką i dobrze o tym wiesz. Monika zginęła w wypadku samochodowym z twoją matką.

Maciek, proszę cię, otwórz drzwi. — powtarzała istota wraz pukaniem i gwałtownym uderzaniem w drewnianą ścianę. — Nie poznajesz mnie?

— Byłem na jej pogrzebie.

Ręka przejechała po zewnętrznej stronie drzwi, jakby się ślizgała po naoliwionej patelni.

Taki pogrzeb, że nawet ciała nie było. A poza tym… Nie masz dokąd uciec, więc może porozmawiamy? — zaśmiał się stwór. — Obserwowałam cię Macieju od bardzo dawna. Prawie codziennie cię widziałam jak się ubierasz, śpisz, wychodzisz z domu na autobus na uczelnię. Wiem wszystko o tobie. Obserwowałam cię, odkąd byłeś małym chłopcem.

— Nie rozumiem.

Jestem Moniką i zawsze nią byłam. Mogę powiedzieć ci z dokładnością jakiekolwiek wydarzenie z waszej wspólnej historii.

— Nie brzmisz nawet jak ona. Udajesz ją jedynie.

Nie zrobię ci krzywdy. Przyszłam cię uświadomić o pewnym fakcie, o którym nie wiesz.

— O czym?

Każdy, kogo znasz i znałeś, był czymś podobnym do mnie. Każdy potrafi przybierać czyjąś postać, nawet ty.

— Nie zmylisz mnie.

To uświadomienie, że możesz być pod tą powłoką ludzką czymś takim jak ja. — kiedy tylko to powiedziała, przez dziurkę od klucza przecisnęła się mała gałka oczna, która utrzymywała się na pojedynczej, ale mocno napiętej żyłce i wpatrywała się wprost w chłopaka. — Owszem, mogłam ukraść ciało Moniki i nawet byś się nie połapał, ale przychodzę tu, żeby cię uświadomić o twojej wyjątkowości.

— Nie jestem złodziejem ciał!

Skąd wiesz? Sprawdzałeś?

— N-nie.

Tak myślałam. Twoja matka była złodziejem ciał, ludzie z klasy nimi byli, nawet twój ojciec. Każdy tak potrafi, nawet ty.

Maciej zsunął się plecami po drzwiach i był o nie teraz oparty. Swoja bezradność i nachalność potwora była bardziej męcząca niż samo zmęczenie minionym dniem. Co jeżeli ma rację?

— Jak mam to niby sprawdzić?

Wpuść mnie, a ci pokażę.

— Nie oszukasz mnie?

Nie oszukam. To twój wybór. Możesz teraz mi kazać odejść i nigdy nie wracać, albo mnie wpuścić i poznać swoją prawdziwą naturę.

Może to jest naprawdę Monika? Monika byłaby złodziejem ciał? Jakie Maciej może mieć wnętrze?

— Otwieram. Tylko…

Od razu po przekręceniu blokady w zamku i otworzeniu ich, na Macieja skoczyło rozkładające się ciało kobiety, które zaczęło wgryzać się w jego różne miejsca ciała. Kłamała. Jego wnętrze było ludzkie i pełne narządów.

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported