Mały Tomcio nie był szczęśliwy.
Miał problemy w szkole. Nie chodziło jednak o naukę, zawsze gdy panie albo pan Mirosław prosili go do odpowiedzi, dostawał dobre oceny. Rozumiał mnożenie, wiedział co to przysłówek i potrafił pokazać Kanadę. Ale nauczyciele denerwowali się na niego.
Nie odrabiał prac domowych.
Ale Tomcio musiał odrabiać prace domowe, inaczej mama nie pozwalała mu grać w gry. Dlatego zawsze zajmował się nudnymi lekcjami. Jego koledzy z klasy nie byli jednak tak bardzo pracowici, i woleli spisać od niego wszystko, aby nie dostać jedynek. Oczywiście, niewygodnie im się pisało z Tomciem w pobliżu, więc po prostu wyrywali mu kartki. Nauczyciele bardzo złościli się na brak prac domowych i niedbały zeszyt. Ale Tomcio się starał.
Nauczyciele byli też źli, kiedy na sprawdzianach dostawał jedynki. Przecież on tyle umiał, a był zbyt leniwy aby napisać kartkówki. Bardzo ich to złościło.
Ale dla Tomcia sprawdziany nie były trudne, i chciał je wykonywać. Jego koledzy zaś uznali, że powinien najpierw im pomagać, zanim napisze swoją. Nikt oczywiście nie myślał o nim, i Tomcio nie miał czasu napisać swoich odpowiedzi. Nawet kiedyś się rozpłakał, chciał już wszystko opowiedzieć, ale wiedział, że później płakałby jeszcze bardziej. Mimo to bardzo się starał dostawać dobre oceny.
Rodzice byli bardzo źli, kiedy dowiedzieli się o lenistwie Tomcia. Tata krzyczał. Nie lubił, kiedy tata to robił. Według mamy to była wina komputera, więc zabroniła mu korzystać z niego, dopóki nie poprawi ocen. Ale Tomcio się starał.
W szkole często było mu smutno. Miał swój kącik, gdzie nigdy nikt nie przychodził. Pełno było tam kurzu, który czasami wzbijał się w górę i drażnił nos. Czasami leżał jakiś śmieć, nikt nie wiedział, że Tomcio skrupulatnie dbał o swoje miejsce. Panie sprzątaczki nie zachodziły do jego kącika. Musiał sam o niego dbać. Często tam płakał, później spóźniał się na lekcje, przez co miał większe problemy. Ale musiał przecież wytrzeć oczy i nos.
Nie lubił wychodzić na dwór. Nie umiał grać w piłkę, nigdy nikt z nim nie chciał grać. A mama zabroniła mu znikać z zasięgu widoku. Więc wolał siedzieć w domu. Bez komputera, innych zabawek nie miał, według taty miał być już dorosły. A dorośli nie potrzebują zabawek. Mają od tego kolegów. Tomcio nie lubił swoich kolegów, czasami go bili, a to bolało.
Kiedyś przeczytał w podręczniku wiersz o przyjacielu. Wszyscy mieli kolegów, ale on swoich nie chciał. Chciał mieć przyjaciela. I bardzo się starał.
— Tomciu, tu jestem!— powiedział nagle jakiś straszny głos. A może nie był straszny, tylko sam fakt jego nagłego pojawienia się przestraszył chłopca? Głos zdawał się należeć do kogoś łagodnego i przyjaznego.
Tomcio bezgłośnie rozglądał się po pokoju. Nagle, na łóżku pojawiła się postać.
Wyglądał jak kot z kreskówek, taki chudy, duży, ale z szeroką głową. Stercząca na boki sierść i wysokie oczy dodawały bajkowego obrazu. A już tym bardziej to, że był cały niebieski w pomarańczowe kropki.
— Kim jesteś?— zapytał przestraszony chłopiec. Chciał zawołać mamę albo tatę, ale dzisiaj byli źli na niego, znowu dostał jedynkę z przyrody.
— Hej Tomciu, spokojnie. jestem Twoim zmyślonym przyjacielem!— odkrzyknął uśmiechnięty potwór. Ale czy to aby na pewno potwór?
— Czyli tylko ja cię widzę, Bysiu?— chłopiec chciał się upewnić, że wszystko dobrze zrozumiał. Jego przyjaciel powiedział mu dużo trudnych rzeczy, ale to było bardzo ważne i tylko na początku tak miało być. Potem mieli robić przyjacielskie rzeczy.
— Tak Tomciu, dlatego uważaj przy innych, będziemy razem przyjaciółmi, w końcu jestem Twoim zmyślonym przyjacielem!— odkrzyknął kot. Na szczęście tylko Tomcio go widział i słyszał. — To co lubisz robić, nie mogę się doczekać aż pogramy w Twoją ulubioną grę!—
— Lubię grać w ciężarówki, ale mama zabroniła mi grać, dopóki nie poprawię ocen— zasmucił się chłopiec. Tata kazał mu słuchać mamy, nawet kiedy Tomcio tego nie chciał. A już zwłaszcza wtedy.
— Ojej, nie przejmuj się przyjacielu! Razem odrobimy lekcje, a potem porysujemy, narysujemy razem taką dużą ciężarówkę!— Tomcio nie wiedział co myśleć o tych słowach, nigdy nie rysował, tylko malował farbkami na plastyce. Mam nie kupowała mu kredek, bo nauczycielki o to nie prosiły. Poza tym wiedział, jak skończy się praca domowa, ale bał się o tym powiedzieć Bysiowi. Od kiedy byli razem starał się już tylko o jedno. By nie stracić przyjaciela.
Tomcio był zaskoczony, jak ładnie potrafił rysować. Bysio pokazał mu, jak ładnie zrobić kontur pojazdu, a potem ślicznie go obrysowali i pokolorowali. Na niebiesko z pomarańczowymi kropkami.
— Tomciu, jaka śliczna ciężarówka, chciałbym się w taką zmienić i jeździlibyśmy tu i tam, bruum bruum!— Kot skoczył na chłopca przeturlając się z nim na podłogę i delikatnie go kąsając. Tomciowi nie podobała się ta zabawa, zbyt kojarzyła mu się z kolegami i biciem, ale śmiał się, by nie wzbudzić podejrzeń.
— Nie chcesz się tak bawić, Tomciu?— Bysio nie był głupi, od razu odgadł uczucia przyjaciela. Nie chciał by był smutny, chciał być razem z nim szczęśliwy.
— … koledzy się tak ze mną bawią, ale to boli i nie lubię tego. Jutro też tak będzie, boję się— Słyszał kiedyś,jak mama i tata się kłócili, i tata mówił o prawdomówności, że kiedy kogoś się kocha to jest to bardzo ważne. Nie chciał stracić przyjaciela, więc postanowił mu powiedzieć całą prawdę. W końcu Bysio nie jest niemądry, może coś wymyśli.
— Spokojnie Tomciu, jutro będzie zupełnie inaczej, będę z Tobą. I to my będziemy się bawić z Twoimi kolegami.—
— Cześć Tomciu, jak tam praca domowa?— Kotlet razem ze swoją bandą oprychów już dawno czekali na swoje lekcje. Dosłownie.
— Nie bój się Tomciu, jestem z Tobą, pokażemy im na co nas stać, odwagi!— Głos przyjaciela dodał mu trochę otuchy, ale nogi nadal były zbyt lekkie, by utrzymać jego ciało w pionie. Pocił się jak na WF-ie, kiedy pan kazał biegać dookoła boiska. Trzymał plecak tylko na jednym ramieniu, mama zabroniła mu tak robić, bo to niezdrowe, ale Bysio obiecał ze to ostatni raz, a był to element planu.
Szedł do nich w miarę normalnie, a co najmniej z całych sił próbował to robić. Zawsze się ich bał, ale teraz, bał się siebie. Że mu się nie uda. Chciał z całych sił zaufać Bysiowi, ale bał się bólu. Nie chciał go. Bysio szedł równo z nim, dziarsko machając wąsami. Ah, gdyby tylko on mógł im pokazać.
—Patrzcie, znowu turbo robot, ha ha ha!— Bartek był głównym pomocnikiem Kotleta. Nie był taki duży jak on, więc zamiast bić zawsze przezywał. Czasami go uderzył, ale to bolało bardziej od innych. Znowu śmiał się z jego bluzki, z rysunkiem ulubionego bohatera kreskówki Tomcia.
Wiedział żeby nie odpowiadać. Zawsze tak miało być, w milczeniu oddać zeszyt, patrzeć na wyrywanie kartek, czasami dorysowywanie czegoś, siusiaków albo brzydkich twarzy, wziąć zeszyt z powrotem i iść do klasy. Inaczej będą go bili.
— Wcześnie dziś jesteś, to nie będziemy się bawić. Dawaj lekcje i spadaj kujonie— Kotlet, wielki i śmierdzący, wyciągał swoją oślizgłą rękę po łup. Tomcio trzymał zeszyt w ręce, tak jak mu kazali.
— Śmiało Tomciu, tak jak mówiłem, jestem z Tobą i uda Ci się!— Bysio spojrzał prosto w oczy przyjaciela. Ich wzrok się spotkał na krótką chwilę. To wystarczyło.
Sam nie wiedział, czy w siebie uwierzył, był taki wystraszony czy dlaczego to zrobił. Zdjął plecak i rzucił nim, lekko, w stronę Kotleta. Ten zdezorientowany złapał go, czym popełnił olbrzymi błąd. Trzymając go na swoim wielkim brzuchu, nie zobaczył w porę nadchodzącego kopniaka prosto w siusiuaka. Gdy już zrozumiał, co się stało, leżał na ziemi i płakał z bólu.
Bysio szybkim ruchem wyjął z kieszeni chłopca małą buteleczkę z przezroczystym płynem. Pachniał jak sałatka cioci Stasi, albo oranżada wujka Tadka, ale nie smakował tak samo. Też był ohydny, to fakt.
Banda oprychów była w szoku, a Tomcio był w szale. Wziął buteleczkę z rąk przyjaciela, odkręcił ją, i trzymając z daleka od swojego nosa wylał jej część na jedno oko grubasa. Nie trafił za dobrze, ponieważ strasznie się wierzgał (jak mała świnka, potem bardzo śmiali się z tego z Bysiem), a drugie oko niemal całe zasłonił, ale na pewno trochę tam spłynęło. Poza tym zostało mu jeszcze sporo na rękach, więc wycierając sobie oczy dodatkowo wcierał wodę. Okropnie krzyczał, bolało go o wiele bardziej od Tomcia. Ale oprawca czuł się dobrze, cieszył się ze stania po tej zwycięskiej stronie, chociaż raz. I odpłacił za ten cały ból.
Z bólu Kotlet zaczął wymiotować. Oprychy uciekli, jeden z nich nawet się popłakał. Tomcio wiedział, że był to Bartek. Zawsze uważał, że jest tchórzem. Kotlet wył okropnie, śmierdział bardziej niż zwykle. Wymiociny, łzy zmieszane z wodą i gluty z nosa mieszały się na chodniku i pod jego głową jak plastelina.
— Jestem z Ciebie taki dumny, Tomciu! Te łotry już nie będą Ci dokuczać, będziesz mógł spokojnie poprawić oceny i razem zagramy w ciężarówki! Wiedziałem że Ci się uda!— przyjaciel z radości wyściskał chłopca, podniósł mu zeszyt, i z królewskim ukłonem zaprosił swojego zwycięzce w drogę na lekcje.
Dobrze, że olej jest żółty. Inaczej Tomcio mógłby go pomylić z octem, przecież to tak bardzo podobnie brzmi. Śmieszne słowa.
To, co zrobił mogło wydawać się złe. Sprawił dużo bólu innemu człowiekowi, a dorośli zawsze powtarzali, że to nie ładnie. Bysio wyjaśnił mu, że to musiało się stać, ktoś musiał czuć ból, ale to nie musiał być Tomcio. Często tak jest, i nie zawsze da się temu zapobiec. Przyjaciel ostrzegł go także, że Kotlet będzie chciał się zemścić, w końcu ucierpiał jego autorytet. Chłopiec wiedział o tym aż za dobrze, ale ku swojemu zdziwieniu nie bał się. Czuł jakąś wewnętrzną siłę, coś, co pchało go do zakończenia swoich cierpień. Albo po prostu bardziej obawiał się reakcji rodziców, gdy dowiedzą się o jego uczynku. Bysio jednak podpowiedział, by póki co świętować, a to co będzie w domu jest nieuniknione, więc nie można się tym przejmować. Miał rację, radość pani od matematyki z odrobionej pracy domowej i spokój na przerwach był dla Tomcia nowych wrażeniem, i tak przyjemnym. A skoro przyjemnych rzeczy nie można tracić, był gotów zrobić wszystko, by się bronić. Siebie, i Bysia, jeśli przyjdzie potrzeba.
Następnych kilka dni mijało w beztroskiej radości. Prace domowe odrabiało się o wiele przyjemniej, kiedy nikt ich nie kradł. Kotlet nie pojawiał się w szkole, a jego oprychy wyraźnie spotulnieli bez swojego przywódcy. Minął u nich strach, ale wciąż pozostała ostrożność. Nie chcieli się narażać, nie mieli po co.
Tomcio po szkole bawił się z Bysiem, dużo rysowali, skakali po łóżku, robili samoloty z papieru, które pięknie szybowały. Bysio znał mnóstwo wspaniałych zabaw, i mówił takie mądre rzeczy. I przede wszystkim go kochał. Przyjaciel kochał go równie mocno.
A nawet mocniej.
Bysio nie mówił Tomciowi, kim jest, ani tym bardziej dlaczego. Wszystkie zabawy, rozmowy i figle, miały swój ukryty cel. Cel znany tylko jemu. Krokiem milowym było pokonanie opryszka, ale to tylko zapoczątkowało realizację planu. Planu, który z pewnością nie spodobałby się Tomciowi.
Wszystko jednak było sprawnie ukrywane pod maską radości i zabawy. Póki co, najważniejszym wydarzeniem, które nadchodziło, było zdjęcie szlabanu, i na to czekali obydwaj. Pozostało już tylko 3 dni, piątek, sobota, i upragniona niedziela.
W piątek do szkoły wrócił Kotlet.
Nie było go jednak, jak zazwyczaj, przed wejściem. Nie dokuczał na lekcjach, nie zwracał uwagi na Tomcia. Niemal cały czas rozmawiał ze swoją bandą. Był wyraźnie wściekły.
Tomcio bał się. Gdy go zobaczył, prysła dawna odwaga i determinacja, i znów zapanował lęk przed bólem. Bysio oznajmił, że przyszła kolej na ostatni pojedynek. Jak kowboje. Tomciowi podobały się westerny, były zabawne. Ale nie chciał się pojedynkować z Kotletem. Wtedy miał przewagę, miał plan i broń. Teraz był sam, Bysio nie był w stanie mu pomóc. Przecież nie mógł pomóc w walce, nie mógł nikogo dotknąć.
— Mogę, zapomniałeś że mogę dotykać Ciebie? —
Pojedynek miał odbyć się po szkole, i Tomcio doskonale poznał moment, w którym to się stanie. Po lekcjach, wracał już normalną trasą, chociaż bardzo chciał iść inną, by go nie znaleźli. Ale i tym razem Bysio miał plan. I tym razem nie podobał się Tomciowi. Spotkali całą bandę za przystankiem szkolnego autobusu, gdzie nie było już nikogo. Mogło to być dziwne, zwykle było tu pełno innych dzieci, ale wpływy Kotleta były rozległe. Potrafił osiągnąć to, co chciał. I bardzo złościł się, kiedy coś szło nie po jego myśli.
— Zdejmij plecak, Tomciu. Pora to zakończyć.— polecił Bysio i chłopiec go usłuchał, chociaż niechętnie. Nadal nie było za późno na ucieczkę, i mogłoby się to udać. Oprychy podeszli do przyjaciół. Zatrzymali się parę metrów przed, Kotlet zdjął swój plecak, i wyjął z niego jakiś przedmiot.
— Taki byłeś chojrak, siusiumajtku, bo miałeś, broń? Dzisiaj to ja mam, co na to powiesz?!— wykrzyczał Kotlet, wymachując mały śrubokrętem. Jego ostra końcówka złowieszczo świstała w powietrzu.
Tomcio rzeczywiście o mało co się nie posiusał, ale poczuł dotknięcie futrzanej łapki na swoim barku.
— Spokojnie, raz nam się udało, teraz też się uda. Nie będzie bolało, obiecuję przyjacielu— miłym dla ucha głosem powiedział Bysio. Tomcio nie chciał, żeby bolało. Bolało.
Bolało
Bolało
Tomcio przypomniał sobie ten ból, gdy bawili się z nim w szatni. Spóźnił się, bo musiał iść do łazienki. Miał nadzieję, że nikogo nie będzie. Ale oni czekali cierpliwie. Kotlet złapał go za rękę, niemal czuł przez swoją skórę ten śmierdzący, tłusty zapach. Wykręcił mu dłoń, bolało to okropnie i Tomcio bał się, że mu ją złamie. Płakał. Nie chciał, żeby bolało.
Kiedyś na wycieczce szkolnej przyszli do jego pokoju. Kazali mu wejść pod łóżko, było tam strasznie, brudno i wszystko się kleiło. Skakali po tym łóżku, przy każdym lądowaniu wbijając sprężyny w ciało chłopca. Bardzo się bał, że zgniotą mu głowę, nie chciał, żeby bolało.
Innym razem napadli go w łazience, innym popchnęli na korytarzu, na lekcjach szczypali, kopali piłką na WF-ie, sprawiali mu tyle bólu i bardzo się ich bał.
Ból.
Western.
Pojedynek.
Już się ich nie bał. Nie bał się bólu. Miał ze sobą Bysia, był lepszy od nich, i musiał im to udowodnić.
— Nie Bysiu, chcę żeby bolało.— przyjaciel spojrzał na niego zdziwiony, gdy Tomcio mówił szeptem, nie odwracając się, wpatrując się w twarz Kotleta. — chcę żeby bolało jego.—
I z całych sił krzyknął to, co słyszał na westernach, co zabronił powtarzać mu tata. Nie wiedział, co to znaczy, ale tata zabraniał mu używać takich słów, bo obrażały ludzi i były brzydkie. Ale dokładnie tego teraz potrzebował.
— No chodź tu, spasiona dziwko!—
Bysio nawet nie zdążył zareagować, gdy Tomcio ruszył na Kotleta. Nie docenił chłopca, spełniał plan o wiele szybciej, niż kot się spodziewał. Ruszył za nim.
Biegnąc, czas jakby spowolnił. Tomcio uświadomił sobie, ze jest bardzo zły. I że nie ma planu. Widział zdziwienie na twarzy Kotleta, ale nie wiedział, co zrobić. Oglądał bajki, ale nie nauczyły go, co robić w takiej sytuacji. A Bysio został w tyle. Był zdany tylko na siebie. Zbliżał się coraz bardziej, zauważył w ostatniej chwili, że oprych próbuje się zasłonić, i w tej samej chwili poczuł uścisk na swojej ręce.
Przyjaciel był tuż za nim. Gdy odległość była minimalna, podniósł rękę chłopca na wysokość twarzy Kotleta, pomógł zrobić zamach, i połączoną siłą kinetyczną uderzył. Tomcio kooperował, i złożył dłoń w pięść, zamknął oczy i pozwoli się kierować.
Przez ciemność poczuł ból. Był on jednak dosyć przyjemny. Nawet ból podczas zabaw był mniej miły. Ten był taki, inny. Dziwny, ale miły.
Zatrzymał się i otworzył oczy. Odwrócił się, nie wiedząc co tam zobaczy.
Pierwsze co z satysfakcją ujrzał, to leżący trochę dalej od niego śrubokręt. Obok leżała tłusta ręka, idąc za którą Tomcio dojrzał Kotleta. Leżał bez ruchu jakby spał, ale miał otwarte oczy. Oprychy zaczęli płakać i krzyczeć, na przemian i wspólnie, w totalnym chaosie. Tomcio się wystraszył, mimo uczucia bezpieczeństwa.
— Nic mu nie będzie Tomciu, teraz już nigdy Cię nie zaczepi. Skończyliśmy, chodźmy do domu— powiedział Bysio. Dłoń co prawda bolała chłopca, ale zwykle było gorzej. Czuł się zwycięzcą. I był nim.
Tomcio był jeszcze dzieckiem i nie pomyślał nawet, skąd Bysio to wszystko umie. A już tym bardziej nie wpadło mu do głowy, po co zmyślonemu przyjacielowi umiejętność wyprowadzania ciosu w szczękę. Przecież liczyła się tylko wygrana.
Przyjaciel wyjaśnił chłopcu, że zachował się słusznie. Tomcio na początku obawiał się, że Kotlet poskarży się rodzicom albo nauczycielom, ale Bysiu powiedział, że opryszkowie tego nie robią. Gdy pokona się łobuza, on już nie wraca, ponieważ nie chce się wysilać, i znajduje sobie inne ofiary. Chłopiec źle się z tym poczuł, nie chciał, aby innych, poza Kotletem i jego bandą oczywiście, bolało.
— Przyjdzie i na to czas Tomciu, teraz świętujmy zwycięstwo, i nawet wiem jak to zrobimy!— radośnie zakończył dyskusję przyjaciel.
Troski i zmartwienia odpłynęły, niczym brudna woda w wannie. Woda pełna bąbelków o ładnym zapachu. Tomcio też zaczynał odpływać, leżał wygodnie w łóżku, wtulony w puchatą sierść kota. Pomarańczowe kropki pięknie świeciły w ciemności, tak mocno, że chłopiec postanowił, pierwszy raz, samemu zgasić lampkę. Spał w ciemności.
W mroku boimy się nieznanego i samotności. To nie groziło jednak Tomciowi. Miał ze sobą Bysia, więc nie musiał się już nigdy niczego obawiać.
Sobota była jednym z najwspanialszych dni chłopca. Mimo, że szlaban nadal obowiązywał, mama była dumna z niego, że nie bał się już spać w ciemności, więc pozwoliła mu pobawić się na dworze. Była piękna, słoneczna i ciepła pogoda. Cały świat zdawał się cieszyć z tego pięknego dnia. Bysio również wydawał się być wyjątkowo podekscytowany, i szybko wyjawił wczorajsze plany.
— Zagramy Tomciu w piłkę! Jest taka piękna pogoda, rysować możemy w deszcz, teraz musimy pobrykać na słoneczku!— oznajmił z nieukrywaną dumą ze swojego planu.
Chłopiec nie był co do tego jednak przekonany. Ufał przyjacielowi i wiedział, że cokolwiek będą razem robić, będzie się świetnie bawił i uczył czegoś nowego, ale nie potrafił grać w piłkę.
— Ale nie potrafię grać w piłkę— odpowiedział zgodnie ze swoimi odczuciami.
—Potrafisz Tomciu, skoro rysujesz piękne ciężarówki, z pewnością musisz potrafić pięknie kopać, pograjmy!— reakcja Bysia znów dodała chłopcu otuchy. Czuł się o wiele pewniej przy swoim przyjacielu, i postanowił pokazać, co potrafi. Podrzucił piłkę i kopnął ją.
Piłka bezczelnie zignorowała szczere starania piłkarza, i upadła tuż obok nogi.
—Nie przejmuj się Tomciu, z moją pomocą będziesz najlepszym piłkarzem i kierowcą ciężarówek na świecie!— W przeciwieństwie do chłopca, kot aż tryskał entuzjazmem.
Razem zaczęli trenować.
— Hej, mały, dobrze kopiesz— powiedział starszy chłopak, być może nawet z liceum. Przyglądał się staraniom chłopca od dłuższego czasu, i najwyraźniej był przekonany do jego, nowo nabytych, umiejętności.
— Dziękuję proszę pana— Tomcio chciał zachować kulturę, i trochę się bał tej sytuacji. Nie znał tej osoby, nie wiedział, dlaczego tu jest. Ale skoro Bysio nie reagował, znaczyło to, że wszystko jest w porządku.
— Nie jestem pan, jestem Mati, siema— podał chłopcu rękę w trakcie wypowiadania słów.
Tomcio podał mu swoją. Poczuł delikatny uścisk. Nie taki, jak kiedyś w szatni z Kotletem. Raczej taki, jak przed snem z Bysiem. Przyjemny. Miły. Przyjacielski?
— Słuchaj, chciałbyś z nami jutro pokopać? Przyjdź o czternastej na boisko, serio jesteś dobry— Chłopak, najwyraźniej goniony swoimi bardzo ważnymi, młodzieżowymi sprawami oddalił się.
Bysio zaś, pomimo że starał się nie wtrącać, wprost nie mógł powstrzymać okrzyku zachwytu.
— Wiesz co to oznacza Tomciu? Będziemy mieli nowego przyjaciela!—
Chłopiec jednak nie chciał nowych przyjaciół. Miał przecież swojego przyjaciela Bysia.
Tej nocy dużo rozmawiali. Tomcio był zmęczony po grze w piłce, ale też był podekscytowany, bo tak dużo się dzisiaj nauczył. Potrafił już zrobić sześć kapek! To więcej niż wszyscy koledzy z jego klasy na wf-ie. Nie mógł się doczekać, aż będą go podziwiać!
Myślał jednak o tym, co powiedział mu, obecnie wtulony swoim wygodnym futerkiem, kot. "Będziemy mieli nowego przyjaciela"
— Nie obawiaj się Tomciu. Ja zawsze będę Twoim przyjacielem, tym najmiększym i najukochańszym, a Ty moim! Jednak możesz mieć też innych przyjaciół, im ich więcej, tym lepiej!— Starał się go uspokoić Bysio. Miał rację, i chłopiec to wiedział. Jednak ich wspólna więź wydawała mu się taka osobista, że nie chciał nikogo do niej dopuścić. Rozumiał jednak, że tak musi być, i spokojnie zasnął, pełen oczekiwań na jutrzejszy dzień.
Niedzielę zaczęli, oczywiście poza płatkami śniadaniowymi, na rysowaniu ciężarówek. Mama powiedziała, że zdejmie szlaban na wieczór, bo nie chciała, aby "jej kochany synek cały dzień przed tym komputerem przesiedział". Często tak mówiła, i Tomcia to drażniło, jednak nie zwracał teraz na to uwagi. Czekał ich wielki dzień.
Śmiali się z tego, ze wszystkie ostatnie dni były tymi ważnymi. Bysio dla żartów zaproponował, że od jutra skończą się wielkie dni, i chłopiec na to przystał.
O 14 Tomcio stawił się, według prośby Matiego, pod boiskiem. Zobaczył tam wielu chłopców, starszych od niego. Zrozumiał, z pomocą przyjaciela, że są oni mądrzejsi od innych, i będą się z nim ładnie bawić. A w razie czego będzie obok, dopingował na trybunach.
Zmotywowany dobrym duchem przyjaciela. Tomcio ruszył na przód. Starał się być spokojnym, i po raz kolejny zauważył, że udaje mu się to.
Mimo wczorajszego zmęczenia, niepewności i lekkiego strachu, Tomciowi udało się strzelić aż dwie bramki. Sytuacja ta miała się za chwilę zmienić, gdyż chłopiec zbliżał się do bramki przeciwnika.
—Dalej Tomciu, strzelaj! Uda Ci się, wierzę w Ciebie!— Z całych sił krzyczał Bysio z trybun.
Niestety, chłopiec z przeciwnej drużyny w ostatniej chwili wykopał piłkę, która niefortunnie poleciała na stojące w pobliżu drzewo. Pomruki "oby tylko się nie przebiła" i kilka brzydkich słów tylko utwierdziło wszystkich w przekonaniu, że piłka utknęła.
— Ja po nią pójdę!— jakby wiedziony instynktem, czy raczej chęcią zaimponowania starszym przyjaciołom i Bysiowi, Tomcio krzyknął do pozostałych.
— Tylko uważaj Tomciu, nie zrób sobie krzywdy!— Kot był zaskoczony. Naprawdę, zupełnie nie docenił chłopca, i aż zaczynało mu się robić głupio z tego powodu. Przyjaciel radził sobie doskonale.
Tomcio, mimo że był zmęczony i niezdarny, ze zdumieniem wspiął się po gałęziach i z dumą zrzucił piłkę na ziemię. Był zaskoczony swoimi umiejętnościami, swoją odwagą i pewnością siebie. Nie zwrócił nawet uwagi, że zadrapał się w ramię. Nie zwrócił uwagi na krople krwi. Nie zwrócił uwagi na ból. Już się nie bał, Bysio tyle go nauczył! Zeskakując z drzewa spojrzał na przyjaciela, chcąc jednym uśmiechem okazać mu całą miłość, jaką go dąży. Chciał podarować swoje wspaniałe uczucie Bysiowi, jednym spojrzeniem podziękować za wszystko, co zrobił dla chłopca.
Mały Tomcio był szczęśliwy, i chciał się tym podzielić z przyjacielem.
Bysia jednak tam nie było.
Rozglądając się za nim, spostrzegł odjeżdżającą, małą ciężarówkę. Napis na jej boku głosił:
Sycący Catering Podlasia.