Redakcja

ocena: +5+x

Redakcja


2010


18 Czerwca

Autostrada A1, Województwo śląskie, Polska


- No panowie, zbliżają się wakacje, jakie plany na urlop? - zaczął kierowca samochodu.

- Może pojadę gdzieś za granicę, na jakąś ładną plażyczkę. Poleniuchuje sobie trochę wreszcie - odpowiedział pasażer znajdujący się po jego prawej.

- Do dziadka na farmę. Zawsze narzeka, że nie ma rąk do pracy, to przynajmniej pomogę mu trochę chwastów wypielić w ogródku - odpowiedział znajdujący się za nim współczłonek podróży obecnie wykonujący znaną tylko sobie czynność na swoim podręcznym tablecie.

- Z Mariolką jedziemy w góry! Raczej stare dobre Tatry, pochodzimy sobie po okolicy oraz zdobędziemy parę szczytów. Kasprowy, pewnie też jakiś Giewoncik…

- Czemu nie Rysy? - wtrącił się odrobinę niższy głos mężczyzny na prawym siedzeniu.

- Nie przepadamy za Rysami, z parę lat temu jak szliśmy, to zwichnąłem kostkę na jednym z kamieni, i wracaliśmy z jakieś pół dnia w dół. Chciała dzwonić po GOPR, ale no wiadomo, niech zajmują się innymi gamoniami.

- Nie no, bez Rys to nie ma Tatrów, nie, Tater, Tat—

- Tatr.

- A, tak. Tatr. Jebany język.

- Andrzej, jak już się odezwałeś, gdzie ty jedziesz? - zapytał się kierowca.

Andrzej przesunął się w swoim siedzeniu, jakby starając się oprzeć o szybę obok niego.

- Nie jadę na urlop.

- Nie jedziesz?! - odwrócił w jego stronę swoją głowę kierowca.

- Jeżeli nie skupisz się na drodze, to żaden z nas nie pojedzie.

Kierowca skupił się ponownie na drodze.

- Teraz ty się wytłumacz, Andrzej. To jakaś gadka, żeby zaimponować przełożonemu, czy naprawdę chcesz spędzić lato w Ośrodku? - zapytał się „góral” po jego lewej.

- Chcę popracować nad karierą, łażenie na urlopy zdecydowanie mi w tym nie pomoże.

- Chłopie, nie myśl o tym w taki sposób. Praktycznie każdy ci powie, że człowiek potrzebuje trochę wolnego, żeby nie być zajechanym. Pomimo tego, że jesteśmy w pewnym sensie facetami w czerni, nie oznacza to, że nie posiadamy praw pracowniczych. Nawet teraz pewnie zarabiasz więcej od większości twoich kolegów ze studiów, możesz sobie pozwolić na trochę lenistwa. Administrator personalnie nie przyjdzie cię zjechać, heh.

Andrzej obruszył się w siedzeniu, po czym odpowiedział.

- W co ty nawet celujesz, młody? Chcesz zostać Nadzorcą w wieku 30 lat? Mieć własny ośrodek?

- Kiedy wchodzisz na jedną z tych swoich gór, zatrzymujesz się w jednym miejscu i po prostu tam siedzisz? Czy idziesz w górę?

- Góry i pracowanie dla Fundacji to dwie inne rzeczy, kiedy na szlaku możesz co najwyżej skręcić kostkę, ale tutaj możesz…

- Dobra, Maniek, daj już chłopkowi pomarzyć. Popracuje, pójdzie do Rady O5 i wywali nasze dupska - wtrącił się kierowca.

Mężczyźni przestali dyskutować i każdy zajął się swoją sprawą. Andrzej właśnie zaczął obserwować przestrzeń znajdującą się za oknem, składającą się z zielonej równiny przykrytej płaszczem powolnie opadającego światła. Widać było samotne gospodarstwa oraz billboardy reklamujące różne usługi.

Pierwszy reklamuje nową sieć restauracji fast food, która dopiero co ma się rozstawić w kraju.

Drugi usługę dostawczą, która zapewnia przybycia przesyłek w czasie poniżej tygodnia.

Trzeci był jakąś reklamą polityczną albo inną instalacją. Czarny tekst na białym tle. Mówi coś o "tajnej organizacji, zabierającej wolność potocznym ludziom, nic nie oddającą."

Grafika była opatrzona jakimś logiem, samochód jechał z taką prędkością, że ciężko było się na nim skupić, plus wzrok Andrzeja powoli zaczynał się już niszczyć, lecz z jakiegoś powodu wyglądał on znaj-

O nie.

- Stój! - wykrzyknął Andrzej.

Kierowca natychmiast skręcił w pobocze, ledwo co prawie nie wyjeżdżając z drogi.

- Andrzej, co jest? - zapytał się kierowca wybiegającego z auta Andrzeja.

Za nim wyszły pozostałe osoby, próbujące zrozumieć co się mu stało. W końcu za nim dobiegły pozostałe osoby.

- Andrzej? Andrzej! Co z tobą, chłopie?

Andrzej spojrzał na billboard znajdujący się przed nim, po czym dołączyli do niego pozostali.

Billboard ten dumnie prezentował dla wszystkich przejeżdżających logo Fundacji.


18 Czerwca

Ośrodek PL-45, Województwo śląskie, Polska


Doktor Andrzej Brzeziński obecnie siedział w raczej nieznanym mu pokoju, oczekując na jakikolwiek kontakt od kogoś z zewnątrz. Pomieszczenie to nie było udekorowane, jedyne co tutaj można było znaleźć to gruby szary stół, przy którym stały dwa względnie wygodne krzesła.

Dostał on wcześniej polecenie przybycia tutaj po powrocie z miejsca zabezpieczenia tej anomalii. Niestety nie zdołał on zobaczyć procesu usunięcia anomalii, gdyż zaraz przy przybyciu następnych pojazdów został on odesłany z pozostałymi pasażerami z powrotem do Ośrodka. Miał nadzieje, że usłyszy jakieś informacje od przesłuchującego, który miał nadzieje, że za niedługo przyjdzie.

Zanim zdołał zauważyć, drzwi do pokoju zostały otworzone przez mężczyznę w średnim wieku, przedstawił się średnie trudnym nazwiskiem do zapamiętania oraz podał mu średniej jakości kawę, po czym zaczął zadawać pytania.

- Dobrze, doktorze Brzeziński, zadam panu parę pytań i postaram się to dość szybko skończyć. Pasuje panu?

Andrzej przytaknął.

- Z tego co zeznały mi pozostałe osoby, które były przy odkryciu tego obiektu, to pan pierwszy go zauważył. Mógłby pan opisać własną perspektywę tego wydarzenia?

- Jasne, choć w sumie to nie ma co tutaj opisywać. Wracaliśmy do Ośrodka po dniu badań nad jednym podmiotem, desygnacji raczej nie mogę podać, plus i tak jest do tego przesłuchania nieistotna.

Agent zapisał coś we właśnie trzymanym przez niego notesie.

- W każdym razie, wracaliśmy A1 i przejeżdżając, zacząłem patrzeć na te billboardy co postawili. Głównie były to reklamy różnych produktów, ale wśród nich był w końcu ten, który reklamował Fundację.

Agent ponownie zapisał coś w swoim notesie.

- Hmm, dobrze. Uważa pan, że ten billboard miał właściwości poznawcze?

- Nie, nie. Zwykły billboard, tylko no, z niezwykłą treścią.

- Dobrze, dobrze.

Agent zaczął po raz trzeci pisać coś w notesie. Był on trzymany pod takim kątem, że nie można było zobaczyć, co w nim było umieszczane.

- W sumie to ja miałbym do pana parę pytań, jeśli mogę.

- Jasne, co doktora trapi?

- Ten billboard. Nigdy się nie spotkałem z czymś takim. Jakie jest obecnie przypuszczenie o jego pochodzeniu?

Agent zajrzał w swój notes.

- Możliwe, że to była jakaś akcja anartystyczna. Dywersja jakieś wrogiej organizacji. Może to też po prostu obiekt konspiracyjny…

- Obiekt konspiracyjny?

- Nie słyszał doktor o nich? Mówi się na nie potoczniej chwasty.

- Chwasty?

- A, to wytłumaczę od początku.

Doktor wziął łyk kawy.

- Od pewnego czasu Fundacja zauważyła wzrost w manifestacjach obiektów anomalnych, których celem nie jest, eee, w sumie to większość obiektów celu nie ma. Złe porównanie.

- Te obiekty konspiracyjne mają jakiś obrany cel? - wtrącił się.

- Tak, ich celem jest, z niewiadomych dla wszystkich powodów, zniszczenie Zasłony i ujawnienie istnienia świata anomalnego oraz Fundacji całemu światu.

Doktor przysunął się w swoim krześle.

- Obiekty te nie są czyimś wytworem?

- Obecna teoria mówi, że możliwie są, lecz właśnie nie wiemy, kto to może być. Wiele podejrzewanych źródeł tego obiektu okazało się nieprawdziwych. Możliwe też jest, że to jakaś forma entropii lub inna „siły natury". Przepraszam, nie wiem do końca jak to opisać.

- Nie szkodzi. To już wszystko?


Monitor rozświetlał pokój Brzezińskiego, który obecnie kończył drugi kubek kawy. Uderzał on w klawiaturę jak organista podczas mszy. Jego ruchy składały się z wyszukiwania szczególnej rzeczy i zapisywania czegoś w zeszycie znajdującym się po jego prawej.

Zmęczenie zaczynało dawać mu się w znaki, poprzez ciężkie powieki i uporczywe ziewanie, lecz wciąż nie mógł się tym objawom poddać.

Walka z SCiPNETem była jego obecnym priorytetem. Próbował wyszukiwać więcej informacji o "obiektach konspiracyjnych", lecz baza danych była dość pusta. Większość artykułów, do których miał dostęp, nie zawierały w sobie interesujących danych o obiektach, a jedynie bardzo podobny schemat i jeszcze bardziej podobne opisy. Nie było nawet żadnych większych incydentów, a w większości pojedyncze incydenty, każdy z praktycznie innego kontynentu.

Tak jak sądziłem, pomyślał. Tyle potencjału…

Przeglądał dokumentacje jeszcze dalej, choć zmęczenie dawało mu się jeszcze bardziej w znaki. Jeszcze ciężej mu było trzymać oczy otwarte. Odłożył długopis i chciał już wylogować się z sieci, lecz w pewnym momencie nagle obraz jego monitora się zglitchował. Wyglądało jak nagłe połączenie dwóch sprzecznych widoków, z którego nie mógłbyś wyciągnąć żadnego wniosku.

Za dużo używałem tego dziada?

W tym samym momencie na jego monitorze pozostał tylko jeden dokument, którego nie pamiętał, że otwierał. Z jakiegoś powodu jego tekst był zielony?

A nie, tylko tło jest zielone.

Brzeziński stwierdził, że ma jeszcze siły na ostatnią lekturę, więc zanurzył się w niej.

Raport z incydentu O-PL-404/223

12 Czerwca 2010 roku na komputer Badacza Pawła Garczyńskiego pojawił się nienazwany plik .zip, który funkcjonował jako swoista „zip-bomba”, która przejęła jego jednostkę w celu przeprowadzenia infiltracji wewnętrznych systemów Ośrodka PL-404. Prawdopodobnie program ten pojawił się na personalnej jednostce Badacza z powodu błędu w wewnętrznym zabezpieczeniu tego szczególnego urządzenia, który został naprawiony od tamtego momentu.

Garczyński wszczął procedury bezpieczeństwa, blokując jego komputer od reszty systemu i wezwał wsparcie techniczne. W oczekiwaniu na nie zdołał on osiągnąć kontakt ze swoim prywatnym konstruktem, który początkowo nie wykazywał chęci na rozpoczęcie konwersacji, lecz wkrótce po tym zaczął przemawiać w kodzie binarnym. Po późniejszym przetłumaczeniu odkryto, że sentencje, które wypowiedział, brzmiały: „Koniec” i „Zmiana”. Obiekt został następnie zabezpieczony i obecnie oczekuje otrzymania pełnoprawnej desygnacji SCP.

Nie był to pierwsze wystąpienie Chwasta, którego celem było zakłócanie działań Fundacji, lecz incydent ten został odznaczony jako pierwsze wystąpienie takiego obiektu, który wyjawiał swoje powstanie.

Zatrzymał się na tym ostatnim zdaniu przez dłuższy czas, lecz wkrótce wrócił do działań. Będzie miał w końcu trochę papierów do wypełnienia…


22 Czerwca

Ośrodek PL-404, Województwo zachodniopomorskie, Polska


Jak przeczytał wcześniej, Ośrodek PL-404 był placówką przeznaczoną do zabezpieczenia wszelkich „elektronicznych” anomalii od mielących ludzi mikserów po mikrofalówki, których czas gotowania odpowiada stanu energii cieplnej w obszarze miasta Cincinnati. Oprócz tego służy jako europejskie informatyczne centrum Fundacji, przez co w obszarze tej placówki można zauważyć technologie wzięte „10 sekund z przyszłości”, które obsługują różne wymyślne serwery i sieci organizacji.

Z tego powodu, Andrzej spodziewał się, że departament badawczy, do którego się właśnie przepisał, będzie bardzo podstawowo zagospodarowany, gdyż większość jego budżetu zostanie przeznaczona na utrzymywanie tych wszystkich ustrojstw w dobrym stanie.

Po przybyciu do jego przypisanego biura zobaczył, iż było ono urządzone nowocześnie. Miało białe panel na ścianach, jasnymi biurkami oraz śnieżnymi dekoracjami.

Muszę chyba kupić okulary przeciwsłoneczne, pomyślał, aż wreszcie zobaczył dwóch pozostałych użytkowników tego pokoju, którzy właśnie wyglądali gotowi na przywitanie się z nowym kolegą.

Pierwsza podeszła do niego kobieta chyba w podobnym wieku co on. Trochę niższa od niego brunetka, nosiła trochę spiczaste okulary oraz miała włosy spięte w kok. Zasadniczo wyglądała jak stereotypowa pani naukowiec. Podała mu dłoń.

- Michalina.

- Andrzej.

Następnie podszedł mężczyzna, na pewno starszy od niego, również też wyższy. Brodacz, grzywka, chyba jakiś crew cut. Wyglądał na takiego, co był pobłogosławiony dużą ilością włosów, szczególnie wtedy, kiedy księżyc jest w pełni. Był ubrany nawet dość szykownie pod fartuchem.

- Paweł Garczyński.

To on?

- Doktor Andrzej Brzeziński.

- Miło cię poznać, Andrzej. Co ciebie skłoniło do przybycia do naszej zacnej sekcji?

Zastanowił się przez krótką chwilkę.

- Cóż, nie byłem zadowolony z mojej poprzedniej posady i chciałem sprawdzić się w jakimś nowym miejscu. Przeglądałem dossiery placówek, aż natrafiłem na tutejszą i stwierdziłem, że ta będzie najlepiej podchodziła pod to, co, no… Chcę robić, że tak to ujmę.

- Ach, rozumiem. Z jakiej placówki przybywasz?

- PL-45. Na Śląsku.

- Mówiąc szczerze, nie kojarzę jej… Mógłbyś przypomnieć, do czego on był przypisany?

- Cóż, w większości ostatnio zajmowaliśmy się tymi… Chopinowcami. A tak w większości to zajmujemy się ogólną ochroną obszaru.

- Aaa, rozumiem. Cóż, tutaj zajmujemy się w większości innymi rzeczami, ale i tak zobaczysz.

- Okej, przy którym biurku mogę się rozstawić?

- Tamto do nikogo nie należy, zostaw tam rzeczy, a potem chodź z nami, akurat wypada przerwa na kawunie, to poznasz resztę działu.

- Dobra, to chodźmy.


Kuchnia, tak jak pozostałe pomieszczenia, wręcz lśniła swoją białością, co w sumie obecnie dotykało jedynie nieprzyzwyczajonego Andrzeja. Przez mroczki zdołał jednak ujrzeć parę szafek, parę stolików oraz najbardziej generycznych obrazów, które można znaleźć w każdym sklepie z wyposażeniem wnętrz.

Na całe szczęście budżet poszedł w coś użytecznego, czyli ekspres do kawy, który nie wyglądał na załatwiony z drugiej ręki. Na jego ekranie znajdowała się uśmiechnięta twarz jakiegoś nieznanego mu awataru, z którą właśnie konwersował Badacz Garczyński.

- Andrzej, jaką chcesz?!

- Eee, czarna, mała.

Maszyna wypuściła trochę pary, zawrzała i wydała upragniony napój. Andrzej otrzymał swój kubek, którego obecnie trzymał, czekając na ostudzenie płynu.

Może to dobra pora, żeby jakoś nakierować rozmowę na tamten incydent…

- Dobrze zbudowana ta placówka, chyba jakaś nowocześniejsza, co nie?

- Ta, z tego, co wiem, to wybudowali ją pod koniec lat '90 w ramach tam unowocześnienia Fundacji na nowe milenium. Idzie tutaj kupa kasy plus są instalowane wszystkie najnowsze technologie, więc nie wygląda jak jakieś wariatkowo.

- A co się z tym wiążę, dobra jakość bezpieczeństwa?

- Tak, tak, nie chcemy, żeby jakiś Rusek próbujący spiracić film natrafił na raporty o Fundacji, więc jest względnie dobre zabezpieczenie.

- Względnie?

Przez chwilę wydawało się Andrzejowi, że Badacz spojrzał na niego z jakimś dziwnym uczuciem w oczach, ale to pewnie mogła być jakieś przewidzenie.

- Cóż, niedawno sam byłem świadkiem, a nawet powiedzmy ofiarą takiego jednego dość nieprzyjemnego incyden-

Nagle do kuchni weszło szybkim krokiem dwóch zadyszanych mężczyzn, którzy bardzo natarczywie uderzali w klawiatury na swoich urządzeniach, przez co zwrócili na siebie uwagę reszty pokoju.

- Kurwa, kurwa, kurw— - wyrzucił z siebie pierwszy z nich, delikatnie ciskając laptop na blat stołu, po czym usiadł przy nim.

- Co się stało? - zapytał Garczyński przeklinacza.

- Laptop mi się pierdoli, nie jestem w stanie nawet, kurwa, otworzyć przeglądarki, bo się wszystko wiesi. Chyba znowu coś się serwery jebie.

- Coś jest na rzeczy, też mam lagi - dodał człowiek, który siedzi przy swoim komputerze przy drugim stole.

- Ja pierdolę, kurwa, żeby to nie był znowu jakiś jebany hak, bo mnie zaraz popierdoli, kurwa. Znowu wszystko trzeba od początku, kurwa, rebootować i znowu stracę sprawozdanie, kurwa. A ślęczałem od zeszłej środy, żeby go zajebiście napisać. Kurwa!

- Względnie? - powtórzył, tym razem w sarkastycznym tonie, Andrzej.


23 Czerwca


Pokój konferencyjny na całe szczęście nie bielił się jak zęby po myciu podobnie do wcześniej napotkanych przez Andrzeja pokoi. Był on ładnym połączeniem panelów z mahoniu oraz różnych roślin, które wywoływały relaksującą aurę dla wszystkich obecnych w pokoju, która zdecydowanie się wszystkim zaraz zebranym przyda.

Andrzej obecnie kolejny raz przechodził wzrokiem zapisany przez niego wykaz wszystkich punktów zebrania, które chciał omówić. Od wczorajszego rozpoczęcia projektu, nie odpoczął nawet przez chwilę. Na całe szczęście miał pomoc.

Badacz Mazur była jedyną osobą, która znajdowała się z nim teraz w pokoju. Jej zadaniem było zrobienie wspólnie z Pawłem, który obecnie odsypiał nocną zmianę, pełne badanie anomalii. Wyniki, które otrzymał, nie wyglądały pozytywnie, przez co wprawiały go w lekką trwogę. Zdenerwowania doprawiało mu jeszcze problemy z kontaktem z przypisanym specjalistą, do którego nie mógł się dodzwonić od poprzedniego wieczora.

Kończył właśnie kolejną kawę, próbując uspokoić siebie przez ćwiczenia oddechowe.

- Gotowy? - zapytała Michalina odrobinę z przekąsem po kliknięciu enteru na klawiaturze.

- Tak, tak. Chyba po prostu za długo pracowaliśmy. Nie wyglądam, jakbym właśnie został przejechany?

- Jak zobaczysz, kto wejdzie, to będziesz wyglądał jak model Vogue przy no, padlinie.

Oboje wspólnie zaczęli się śmiać przez chwilę.

- Ech, wiesz może, czy Paweł wreszcie przyjdzie?

- On ma prawie czterdziestkę, daj się dziadkowi wyspać. W razie czego powiemy, że jeszcze pracuje. Wtedy będzie można nawet wytłumaczyć, dlaczego nagle wszedł.

- Dobra, zresztą i tak zaraz zaczynamy, więc…

Drzwi od pokoju otworzyły się, po czym do środka wszedł starszy mężczyzna z siwymi włosami zaczesanymi do tyłu. Ubrany był on w czarny dwuczęściowy garnitur oraz ciągnęła się za nim woń wody kolońskiej. Dyrektor Bogdan Borkowski poszedł przywitać się z oczekującymi prowadzącymi, po czym zajął miejsce.

- Jeszcze na kogoś czekamy?

- T-tak, po prostu niektórzy jeszcze dość intensywnie pracują, przez co-

Drzwi ponownie się otworzyły, po czym przeszły przez nie dwie męskie postacie. Jedna z nich była nieznana Andrzejowi, posiadała bródkę oraz była ubrana w siwą bluzę bez zamka. Drugą z nich był Badacz Garczyński, który właśnie kończył pić swoją kawę.

Andrzej zakaszlnął, po czym uruchomił na ekranie przy miejscu prowadzącego nagrywanie spotkania i zaczął mówić.

- Widzę, że sala jest już wypełniona, dlatego oficjalnie zacznę posiedzenie. Jak zapewne zdołaliście się dowiedzieć lub –- co gorsza -– przekonać na własnej skórze, obecnie w naszej bazie danych znajduje się złośliwy obiekt konspiracy-

- Przepraszam za dygresję, ale czy nie powinieneś teraz przejęzyczać się jak gimnazjalista przy ustnej odpowiedzi? - nagle dodał Paweł.

Andrzej odwrócił się w jego stronę i zacisnął brwi.

Co?

- Słucham?

- W sensie, ta anomalia wywołuje błędy ortograficzne, to myślałem, że taki sam efekt wpływa na mowę…

Co ten klaun wyprawia?

- Nie, nie wpływa. Raczej łatwo się tego domyślić, jeżeli przeczytało się raport.

- Coś sugerujesz? - trochę zgryźliwie dodał Paweł.

- Nie denerwuj się, tylko nadrabiaj zaległości - odpowiedział Andrzej, po czym wrócił do prowadzenia.

- Wracając, obecnie w naszej bazie danych znajduje się złośliwy obiekt konspiracyjny. Swoją anomalną właściwością oddziałowywuje na teksty znajdujące się w jego niedalekiej odległości, przez c-

Michalina podnosiła dłoń, po czym Andrzej dał jej mówić.

- Jak mówimy o tym, chciałabym coś przekazać.

- Co dokładnie?

- Pamiętasz, jak zleciłeś mi badania tej anomalii?

- Ach, są wreszcie skończone?

- Tak, lecz obawiam się, że ich wynik wam się nie spodoba.

- Strzelaj, gorzej już być nie może. - powiedział dyrektor.

- No dobrze… - westchnęła, po czym zaczęła mówić.

- Cóż, zaczęłam od przeprowadzenia testów na anomalii, gdyż jak wcześniej zdołaliśmy odkryć, próby wniknięcia w kod źródłowy anomalii nie są możliwe. Dla próby zdecydowałam się zostawić anomalię na parę godzin w specjalnie wydzielonej jednostce serwerowej, by zobaczyć jak anomalia zareaguje na oddzieloną przestrzeń. Po odczekaniu, weszłam do komory testowej, by uzyskać wyniki. Niestety, było ich pełno.

Wszystkie osoby w pokoju oczekiwały dalszego wytłumaczenia.

- Nie tylko pliki doznały tego efektu. Doznały go również koncepty. Koncept jednostki serwerowej, koncept komory testowej, nawet dziur w ścianie tego pomieszczenia nie da się opisać bez problemu.

- Raczej możecie sobie wyobrazić implikacje tego odkrycia. - dodała.

- Czyli podmiot może dotknąć każdy możliwy koncept? - zaczął Dyrektor Borkowski.

- Raczej skupia się tylko na materialnych rzeczach, inaczej już mielibyśmy do czynienia z problemem opisania powietrza. - dodał Paweł

- Też tak sądzę. Nie sądzę, że jest to przypade—

- Chcę konkretnej odpowiedzi. - wtrącił się Bogdan.

Michalina przez chwilę próbowała zebrać ślinę w ustach, po czym powiedziała:

- Niestety tak.

Dyrektor Borkowski wciągnął powietrze nosem.

- To jesteśmy w dupie.

Pokój nagle został metaforycznie wytrącony z równowagi.

- Maciek, sądzisz, że jest z tej sytuacji jakieś wyjście? - zwrócił się dyrektor do specjalisty, który jeszcze nic nie powiedział.

Maciej Trocki przez chwilę powiercił się w siedzeniu, po czym zaczął mówić.

- Jakiekolwiek próby zakończyłyby się niepowodzeniem. Z tej sytuacji może być tylko jedno wyjście.

Dyrektor przez chwilę nic nie mówił, po czym wreszcie wypuścił powietrze i powiedział:

- Też tak sądzę.

- Przepraszam, ale jestem chyba w osobnej noosferze od was, gdyż nie wiem o co wam cho—

- Likwidacja. - rzucił Andrzej.

Słowo to wyciszyło pokój tak jak odłączenie głośnika od prądu.

- Ach. - dodał Paweł zrezygnowanym tonem.

Przez chwilę cisza dalej żyła, aż Andrzej zdecydował się ją uśmiercić.

- Rozumiem, że nikt się temu nie sprzeciwia?

Niestety powróciła.

- Dobrze, w takim razie chciałbym zakończyć tę konferencję. Wyślę wniosek do tych z góry o pozwolenie. Oczekujcie wieści.

- Oby przynajmniej dało się z nich rozczytać… - dodał Paweł.

Andrzej wyłączył na panelu nagrywanie, po czym zebrana grupa zaczęła się rozdzielać, choć on na chwilę podszedł do Pawła.

- Co jest z tobą, kurwa? Przychodzisz na spotkanie i robisz z nas debili przed Borkowskim - wyszeptał mu do ucha.

- Sory, po prostu słabo wczoraj spałem. Odpracuje to, okej? - odszeptał mu.

Andrzej dał mu odejść, po czym westchnął, pokręcił głową i sam wyszedł.


27 Czerwca


Wszyscy członkowie projektu SCP-PL-223 byli obecnie zebrani w jednym biurze. Każdy wykonywał przypisaną mu czynność, w tym Andrzej i Paweł, którzy siedzieli po przeciwnych stronach jednego biurka, współnie wykonując papierkową robotę.

- Andrzej, a co sądzisz o tym zjadaczu papieru, co ci wczoraj pokazywałem?

- Nie jestem do niego kompletnie przekonany. Nawet jeżeli anomalia jest w postaci pliku tekstowego, to koniec końców jest bombą dekompresyjną, a nie wiemy, jak by na to ten zajadacz zareagował. Poza tym to jest euclid usytuowany w placówce w Malezji, a nie ma mowy, że nawet ze wsparciem Departamentu Likwidacji mogą się na przeniesienie tego tutaj zgodzić.

- Nie rozumieją skali zagrożenia?

- Rozumieją, ale, no, terminacja jest wciąż bardzo brzydkim słowem dla większości Fundacji. Zresztą jak Trocki mówił, Likwidacje działają od bardzo niedługiego czasu, przez co wiele jej części wciąż w pełni nie są pewni co do jej funkcjonowania.

- Jezus, nie możesz im napisać, z czym mamy tutaj do czynienia?

- Też mają tam chwasty, ale podobno sobie z nimi jakoś poradzili, więc uważają, że my też powinniśmy.

- Kurwa mać, oczywiście, że mają chwasty, ale te w ogródku, różnią się trochę od tych, z którymi my mamy do czynienia!

- Paweł, spokojnie. Wciąż mamy jeszcze trochę czasu.

Paweł oparł się mocno o swoje krzesło, po czym zaczął dalej rozmyślać.

- A może wrzucimy je przysłowiowo do studni i zobaczymy, jak długo zajmie, aż nie będziemy mogli o niej już poprawnie pisać?

- Że do deepwella?

- Nie, normalnej.

- Skończ już z tymi żartami, Paweł.

- Mamy śmieszną pracę, stosuje się po prostu do zasad.

Andrzej wzdychnął, po czym spojrzał ponownie na listę propozycji.

- Miałeś dobry pomysł z tym memetykiem, nic innego nie przychodzi ci do głowy?

- Możemy zadzwonić do 120, oni pewnie tam mają jakieś magiczne antywirusy.

- Ech, nie wiesz, czy jest jakaś inna placówka?

Paweł przysunął się do Andrzeja.

- Masz jakiś problem ze 120?

- Nie, nie, po prostu sądzę, że jest na pewno jakieś tysiąc innych nadnaturalnych sposobów na to, które nie wymagają korzystania z ich pomocy.

- Coś tam na ciebie rzucili?

Andrzej westchnął.

- Kiedyś tam byłem na wizycie i trafiłem akurat na taki dość niefortunny incydent i po prostu, nie chciałbym akurat z nimi rozmawiać…

- Andrzej, odsuń te personalne doświadczenia, zresztą ty nawet nie musisz uczestniczyć w komunikacji z nimi, jak tak bardzo nie chcesz. Ja z Michasią możemy się tym zająć. Poza tym na pewno nie będzie innej placówki w tym kraju, która tak bardzo ochoczo na tę propozycję przystąpi.

Przez chwile oczekiwał on odpowiedzi od Andrzeja, który w końcu pokręcił głową na tak.

- Michalina! Jest telefon do wykonania! - krzyknął Paweł.


13 Lipca


Andrzej próbował otrząsnąć siebie po raz ostatni przed tym spotkaniem. Oprócz przeklinania na siebie próbował się ogarnąć, by nie wypaść na za zdesperowanego przy dyrektorze, który właśnie zwołał to spotkanie. Oczekiwał go z niecierpliwością, gdyż wiedział, że nie będzie miał do przekazania niczego, co można by w jakimkolwiek stopniu uznać za pozytywną wieść. Terminacja SCP-PL-223 nie przeszła pozytywnie. Przeprowadzono pięć pełnoprawnych prób, które miały w jakikolwiek sposób powstrzymać jego aktywność, lecz żadna z nich nie odniosła chcianego rezultatu. Wiedział, że czeka go opierdol będący wynikiem jeszcze większego zdenerwowania jego przełożonego.

Spojrzał na drugą osobę znajdującą się w pomieszczeniu, Michalinę. Paweł i Maciej podobno aktywnie pracowali nad zapisaniem planu na przeprowadzenie następnej próby, lecz było to dla wszystkich wątpliwa wymówka. Połączył się z nią we wzroku zrozumienia, próbując bez słów przekazać to, że również odczuwa to samo zażenowanie i zmęczenie, co ona.

Do pokoju wszedł szybkim krokiem dyrektor, tym razem mniej ogarnięty niż na pierwszym spotkaniu.

- Andrzej, włącz od razu nagrywanie. Mamy trochę do omówienia.

Zajął miejsce i zaczął rozglądać się po sali.

- To już wszy-

- Spodziewałem się większej ilości osób. Michalina, wiesz, gdzie są pozostali? - zaczął Andrzej.

- Zebranie zostało zwołane bardzo nagle, pewnie są zajęci i nie mogli przybyć.

Andrzej nie mógł wstrzymać swojego zdenerwowania, przez co stęknął i złapał za głowę.

- No, kurwa, oczywiście. Mamy do czynienia z obiektem, który zaraz zeżre nam Ośrodek, ale mają ważniejsze sprawy na głowie.

Michalina wzdrygnęła się, spodziewając się, że przez to załamanie dyrektor też da upust swoim emocjom.

- Zwykły wtorek. To twój pierwszy dzień w Fundacji? - powiedział bez większego zastanowienia Bogdan.

- Pierwszy poważniejszy projekt. Przez ostatnie osiem lat zwykle zajmowałem się dinozaurami, które uprawiają seks z oponami lub martwymi wioskami. Miałem nadzieję, że tym projektem pokażę, na co mnie stać. - powiedział, po czym odwrócił wzrok od pozostałych osób w pomieszczeniu.

- Na twoim miejscu cieszyłbym się z takich śmiesznych projektów, ale pomińmy tę gadkę. Widzicie jakiekolwiek wyjście z tej sytuacji?

- Wszystkie, które zaproponowałem, spałoneły się jak na panierce. Chciałem nieironicznie zaproponować wysłanie dwa-dwa-trzy na orbitę, zanim zdałem sobie sprawę, że pewnie dotknąłby samego konceptu próżni i kosmosu.

- Może użyjemy obiektu z właściwościami antymemetycznymi i- - dodała Michalina.

- Co sądzisz, że to wywoła? - powiedział z wyrzutem Andrzej.

- Może w jakiś sposób zniszczyć obiekt lub wywołać inną reakcję?

- Do cholery, obiekt zdołał zniszczyć memetyk, który przeszedł wszystkie testy! Nawet nie sądziłem, że coś takiego było możliwe.

- Masz racje. - podała Michalina.

- Mamy jeszcze czas.

- Tylko ile? Kiedy wreszcie dotknie koncept samej Fundacji albo jeszcze gorzej, koncepty potoczniejsze dla zwykłych ludzi? Nikt raczej nie chce się bawić w usuwanie z rzeczywistości konceptu chleba czy innego tego typu gówna.

Andrzej schował swoją twarz w dłoniach zrezygnowany.

- Ech… Chciałbym, żeby nigdy się tutaj nie pojawił.

- Chwila… Mam pomysł.

Wszyscy spojrzeli się na nią.

- Kiedyś czytałam w tym fundacyjnym miesięczniku, że tutaj wytworzono ten słynny Wymazywacz, co nie, panie dyrektorze?

Dyrektor poprawił swoją postawę w krześle.

- Tak, jego dokładna nazwa to Wymazywacz Dymkowskiego-Płońskiego. Jest w stanie usunąć z rzeczywistości każdy możliwy koncept znany ludzkości. Wcześniej takie efekty były osiągane co najwyżej przez jakieś pradawne horrory czy inną taumaturgię - wydawało się, że przez chwilę się nawet wzdrygnął - Ale tak, znajduje się nawet w tej placówce. Oczywiście, żeby nawet się do niego zbliżyć potrzeba zdobyć mnóstwo pozwoleń. Zgoda zespołu utrzymującego, zgoda dyrektora placówki, którą już otrzymujecie, zgoda większości administracji filii, do tego jeszcze zgoda narady kontynentalnej, możliwe, że takie pozwolenie musi być też przyznane przez paru członków Rady Nadzorczej.

- Dużo tych pozwoleń. - skomentował Andrzej.

- Zajmę się nimi, powinni się przekonać, skoro podobno nawet zdołaliście przekonać Likwidacje. Idę się tym od razu zająć. Wy też nie próżnujcie - powiedział, po czym wyszedł z pomieszczenia.

Andrzej i Michalina spojrzeli na siebie nawzajem uradowani.

- Czemu wcześniej na to nie wpadliśmy? - powiedział Andrzej.

- Mogliśmy wpaść, ale chyba wymazaliśmy ten pomysł.


14 Lipca


Parę osób ubrane w różnego typu kombinezony było zebranych wewnątrz pomieszczenia, obecnie sprawdzając i przesuwając różne części dużego i bardzo skomplikowanego mechanizmu, które otaczało właśnie pojedynczą jednostkę serwerową.

Na scenę tej budowy patrzyło przez wbudowane okno z osobnego pokoju parę osób, które zapisywały swoje obserwacje lub po prostu oglądały cały ten skomplikowany proces, który był nie wątpliwie na swój sposób intrygujący.

- Ech, już nie mogę pisać normalnie. - powiedział Trocki, odkładając zeszyt, który zaczal byc wypelniany rusznymi przejenzyczeniami.

- Ciekawy widok. Taki trudny do zapomnienia. - dodał Andrzej.

- Oby ten suchar był wymazany wraz z tobą, Andrzej. - dodała Michalina.

- Milutko. - powiedział Andrzej.

Dyrektor Borkowski zasłonił swoje ziewnięcie, po czym podszedł do technika znajdującego się przy panelu kontrolnym.

- Ile jeszcze?

- Tak z dwie minuty, zanim rozpocznę procedur. To byłby dobry czas na ostateczne powtórzenie procedury potocznemu personelowi.

Członkowie spojrzeli na dyrektora, który wyciągnął notatnik z kieszeni spodni.

- Więc tak, za dwie minuty rozpocznie się procedura. Jesteśmy w bezpiecznej odległości od efektu tej maszynerii, ale wiadomo, jeżeli ktoś ma chorobę lokomocyjną, to spoglądanie na rzecz wkraczającą w linie pomiędzy istnieniem, a nieistnieniem może wywołać skutki uboczne.

- Do tego chciałbym też dodać, że nie jesteśmy oczywiście pewni wyniku tego eksperymentu, dlatego w razie czego, bądźcie przygotowani na to, na co nie bylibyście normalnie przygotowani. Przechodziliście szkolenia, więc mam nadzieje, że możecie sobie w jakimkolwiek stopniu, wyobrazić co może się wydarzyć.

- I na koniec proszę pamiętać, że zaraz po procedurze mamy okno około 7 minut, żeby udać się na tygodniową kwarantannę, żebyśmy mogli się przystosować do nowej wersji rzeczywistości podstawowej, nawet z naszą obecną wiedzą. Wspomnienia o tym projekcie zostaną u was pozostawione, lecz jeżeli będą wam sprawiać za dużo problemów, zawsze możecie zgłosić się po substancje amnestyczne.

Do pokoju właśnie wkroczyły wszystkie osoby, które przed chwilą kończyły zamontowanie maszyny. Człowiek przy panelu właśnie zaczynał procedurę włączenia maszyny.

Co się z tym wiązało, dało się usłyszeć wiele błahych oraz niezbyt przyjemnych dźwięków, które przy bliższym spotkaniu mogły wywołać zawroty głowy u dotkniętych osób. Procesy zaczęły coraz bardziej na siebie nachodzić, aż nadszedł moment końcowy.

Po nim jednostka serwerowa pozostała, lecz dało się zdecydowanie wyczuć różnicę. Inżynierowie zaczęli prędko wchodzić do pomieszczenia, żeby sprawdzić stan znajdującej się w środku anomalii poprzez połączenie się z nią oraz zdemontowanie Wymazywacza.

Badacz Garczyński spojrzał na odłożony wcześniej przez Trockiego zeszyt, żeby ujrzeć przy najnowszych wpisach pełną poprawność ortograficzną.

- Wygląda na to, że wszystko zadziałało. Masz ładne pismo, Trocki.

- Dzięki.

Przez szkło zespół inżynierów, który był przydzielony do sprawdzenia stanu jednostki, dał znak przez kciuk w górę, że anomalia zniknęła. Jednakże nie odeszli od niej, coś w niej wykonując.

Nagle na monitor zamontowany przy panelu został ukazany znaleziony wewnątrz plik .txt. Wszyscy obserwatorzy zbliżyli się do niego, żeby go przeczytać.

Wspaniale sobie z tym poradziliście. Pamiętajcie jednak, że wygraliście jedynie jedną bitwę, a nie całą wojnę. - Herbolog


15 Lipca


Andrzej, Michalina i Paweł obecnie siedzieli przy jednym stole, każdy z nich pijący wybrany napój. Pierwszy przerwał ciszę Andrzej.

- Więc myślałem o tym, co się wydarzyło wczoraj.

- Nie zaczyna się zdań od „więc". - wtrąciła Michalina.

- Nie ważne. W każdym razie zastanawiałem się nad tym, co wczoraj doświadczyliśmy przez ten podmiot.

- No, było ciekawie. - podał Paweł.

- Jezus, dajcie mi skończyć.

- Dopiero co wstaliśmy Andrzej, na takie dyskusje potrzeba jeszcze z paru godzin. - kontynuował Paweł.

- Dobra, nie musimy zresztą ustalać tego już teraz, mamy jeszcze trochę czasu.

- Co to w ogóle za pomysł? - zapytała się Michalina.

Andrzej wziął łyka kawy, po czym zaczął się wypowiadać.

- Miałem wczoraj przemyślenia o tym całym obiekcie i jeszcze tym „Herbologu". Bo z reguły, wiecie chwasty, wiecie co chcą. - Andrzej potarł swoją twarz.

- No tak, obalenie i dekonspiracja Fundacji SCP.

- Tak, od praktycznie niedawnego czasu z każdym rokiem pojawia się ich coraz więcej oraz ich „zawiść" w pewnym sensie robi się coraz silniejsza. Przed chwilą mieliśmy tego skurczybyka, który popełnia więcej błędów ortograficznych niż licealista na rozprawce i bardzo chciał, żebyśmy my też to poczuli.

- No i przez ten cały czas nie mieliśmy pojęcia, że cokolwiek jest za nimi. Czytałem parę zaproponowanych teorii czy innych prac, które proponowały, że to wynik jakieś ingerencji z przyszłości, czegoś, co kiedyś zawiedliśmy, jakiś wynik naturalnego porządku, który chce nas zlikwidować, gdyż za dużo razy go lekceważyliśmy. - kontynuował.

- Ale teraz widzimy, że ktoś lub coś za nie wszystkie przez ten cały czas odpowiadał. Czymkolwiek ten Herbolog jest, na pewno czymś, no, jest. A znaczy to, że jeżeli jest, to pewnie można go „zabić".

- Czyli proponujesz złapać tego biologa i go przymknąć? - zapytał Paweł.

- Dokładnie, oczywiście, nie jesteśmy na razie w stanie stwierdzić, gdziekolwiek jest. Może być w jakimś innym kraju lub wymiarze.

- Brzmisz jak przywódca jakieś Formacji. Naprawdę sądzisz, że byłbyś w stanie go zlokalizować, a Fundacja zapewni tobie, człowiekowi, któremu ledwo co się upiekło z jedną anomalią, własny „Special Task Force" czy jak na to się mówi oraz idący z tym budżet. - podała Michalina.

- Moim planem nie jest od razu zrobienie własnego wojska, które miałoby go dorwać i zrównać z ziemią, a ogólne wstrzymanie problemu Chwastów, z którym jak widzimy, ciągle mamy do czynienia. Powstrzymanie czy likwidacja tego Herbologa to będzie tylko jeden z naszych priorytetów.

- Naprawdę sądzisz, że ktokolwiek wyżej się na to zgodzi? Jak sam wtedy mówiłeś, masz mało doświadczenia, nie wiesz, czy jakiś z tych Chwastów nie urwie ci łba, czy nagle się no, po prostu nie poparzysz.

- Przecież ledwo co zajęliśmy się tamtą zip-bombą.

- Dużym kosztem, który kosztował cię wiele kontaktów, przysług i pewnie jeszcze większą ilością podniesionych brwi patrzących na wszystkie twoje prośby. Taki Borkowski może nie wątpi w to, co tacy ludzie jak ty mu proponują, ale co jak natrafimy na kogoś, kto zaraz ciebie gdzieś zgł-

- Kurwa, po prostu uwierz, w to co mogę, co możemy! Jeżeli ten projekt dobrze wyjdzie, to możemy wiele zyskać! Awanse, premię, może nawet własne ośrodki. Nawet jeżeli was to nie interesuje, możecie pójść na ładną emeryturkę i resztę życia przebimbać.

- Czy ciebie nawet interesuje utrzymanie Fundacji, Andrzej? - nagle wtrącił się Badacz Garczyński.

- Co? Co ty gadasz?

- Z tego, co zdołałem przez ostatni czas o tobie osądzić, to to, że jesteś zainteresowany Fundacją, tylko przez to co oferują, a nie przez bezpieczeństwo, które zapewnia wszystkim. Jak dla mnie brzmisz jak ktoś, kto mógłby ją zdradzić, jeżeli nagle jakaś Koalicja przyszła do ciebie z lepszą ofertą. Dlaczego ktoś taki jak ty miał być zaufany takim zadaniem?

- Paweł, co ty gadasz? - powiedziała Michalina.

- Obchodzi mnie Fundacja! Obchodzi mnie to, co się z nią wydarzy. Po prostu jak w każdej karierze interesuje mnie też to, co w niej zarobię. Oczywiście, że chce być wyżej, ale nie oznacza to, że chce cokolwiek zdradzić. Nie rozumiem was kompletnie.

Nagle zbliżył się do kłócących się Dyrektor Borkowski.

- O co się tutaj roztacza?

- O nic, o nic. - powiedział Paweł.

- Po prostu mała sprzeczka. Już skończyliśmy. - zgodziła się Michalina, po czym wstała od stołu i odeszła. Postąpili za nią również Andrzej i Paweł.


Andrzej usiadł przy stole obok Pawła i Michaliny.

- Trudno jest być na siebie obrażonym w takiej ciasnej przestrzeni.

Paweł przytaknął pomiędzy kolejnymi łyżkami zupki chińskiej. Michalina nie zwróciła na niego uwagi.

- Przepraszam was obu za wcześniej. Zachowałem się jak dupek, kłócąc się z wami o takie pierdoły.

- Tak, dobrze, dołączę. - powiedziała nagle Badacz Mazur - Lecz będziesz musiał mi to jakoś wynagrodzić.

Następnie wstała i odeszła od stołu.

- Ech, dobra, ty też się już domyśliłeś?

- Nie ma żadnego innego powodu, dla którego mógłbyś nagle tak podejść, Andrzej. - powiedział, odsuwając od siebie miskę chińszczyzny.

- Sądzę po prostu, że wy, świetnie moglibyście mi pomóc w tym projekcie. Moglibyśmy wspólnie coś osiągnąć z nim, nawet jeżeli macie inne motywacje ode mnie.

Paweł przeciągnął się w siedzeniu.

- Też się zgodzę, tylko mam jedno wymaganie.

- Jakie?

- Chce żebyś powiedział, dlaczego chcesz to zrobić.

Andrzej przez chwilę milczył.

- Nie chce po prostu być kierowany przez kogoś niezdecydowanego, kogoś, kto kompletnie nie wie, czego chce, Andrzej.

- Tak jak mówiłeś, chcę coś uzyskać. Chce zarobić dużo pieniędzy, chce mieć wysoką pozycję, chce być kimś. Chce użyć tego projektu, żeby się w jakiś sposób w pewnym sposobie wybić. Nie mam żadnej szczególnej wendety do tego Herbologa, kimkolwiek jest.

- Hmm, rozumiem.

Paweł wziął łyk wody.

- Ja w sumie jedynie co chcę, to właśnie obronić Fundację. Jestem po prostu jej członkiem od wielu lat i czuję się do niej przywiązany, dlatego jej upadek jakoś by na mnie i moje życie wpłynął. No i topór zakopany. Masz może jakąś nazwę do tego projektu?

- Hę? Nie, nie mam.

Oboje spędzili chwilę, zastanawiając się.

- Może Chwastobój? - podał Paweł.

- Chwastobój? Nie brzmi dobrze.

- No ale wiesz, walczymy z chwastami, środki chwastobójcze walczą z chwastami.

- To w takim wypadku lepiej nie brzmiałby po prostu Projekt Herbicyd?

- Chwastobój albo ci nie pomagam.

Andrzej przez chwilę wpatrywał się na Pawła.

- Żartuje! Może być Herbicyd czy cokolwiek chcesz.

- Nie no, Chwastobój brzmi dobrze. Daj później znać Michalinie, czego będzie członkiem. Ja pójdę wysłać wniosek. - Andrzej wstał od stołu i poszedł zanieść swój kubek.


27 Lipca

Ośrodek PL-029, Województwo warmińsko-mazurskie, Polska


- A tutaj będzie wasze biuro.

Członkowie Projektu Chwastobój wkroczyli do dość ładnie urządzonego pomieszczenia biurowego. Był zdecydowanie ciemniejszy od bardzo jasnych hal czterysta-czwórki, przez co Andrzej wreszcie poczuł, że może wreszcie na cokolwiek ujrzeć. Składało się ono z niewyróżniających się przekwitłych ergonomicznych biurek, otoczonych licznymi spowszedniałymi dekoracjami.

- Przytulne. - podsumowała chłodnie Michalina, po czym podeszła wybrać jedno z nich.

Tak samo postąpiła reszta osób, oprócz Doktora Brzezińskiego, który pozostał przy prowadzącym.

- To się sprawdzi na ten moment.

- Mamy nadzieje. Dajcie znać, jeżeli jeszcze czegoś potrzebujecie, a ja na razie pójdę załatwić parę innych spraw. - powiedział wicedyrektor Ośrodka PL-029, który właśnie powoli odchodził.

- Yyy, w zasadzie to tak, mam jeszcze z parę pytań.

- Jasne, jasne.

- Wiadomo, kiedy dokładnie Dyrektor Koperski wróci z tego swojego wyjazdu?

- Och, pewnie jeszcze z jakiś tydzień, wie pan, jak to jest z tymi szkoleniami. Dlatego proszę kierować wszystko jak na razie do mnie.

- Dobrze, dobrze. Na pewno nie będzie żadnego problemu z użyciem żadnej tutejszej anomalii dla badań? W końcu wybrałem ten ośrodek, gdyż najwięcej obiektów konspiracyjnych się tutaj znajduje.

- Nie, nie, żadnego. T-trzymamy tutaj wszystkie podstawowe klasy, od bezpiecznych do keterów, nawet z parę ezoteryków. Wiadomo, obowiązują wciąż wszystkie p-procedury bezpieczeństwa, co zawsze, lecz jestem pewien, że zastosujecie się do nich.

- Jasne i też, żeby się upewnić, nie będzie problemu, jeżeli poproszę o przeniesienie jakiegoś obiektu z innej placówki tutaj?

- Och, nie, nie, tylko wiadomo, z rozsądkiem, tutaj bogów raczej nie przetrzymamy, hehe.

- Dobrze, to dziękuje za wszystko dzisiaj, do widzenia!

Andrzej wkroczył z powrotem do wspólnej przestrzeni biurowej, gdzie zobaczył powoli rozkładających się jego współpracowników. Próbował przejść do swojego biurka, aby móc rozpocząć swoją pracę. Przechodząc do niego, nagle spomiędzy współpracowników wyszedł Paweł.

- Hej Andrzej, duże zmiany, co nie? - powiedział z uśmiechem wychodzącym spod jego brody.

- Zdecydowanie, a to dopiero początek tego całego gówna.

- Oj, to prawda. W każdym razie planujesz coś dzisiaj zrobić?

- Wszyscy dzisiaj dopiero przyjechaliśmy, dam wszystkim trochę czasu, żeby się mogli ogarnąć i od jutra zacznę rozdawać obowiązki i inne takie.

- Aha, czyli jakieś spotkano z ranka?

- Nie, pewnie koło południa. Ja sam będę musiał się przygotować mentalnie na sprawdzenie całej tej dokumentacji.

- Czaję. Będziesz teraz służył jedynie za szefa projektu czy jeszcze będziesz pomagał przy badaniach?

- Jeżeli się uda, to chciałbym oba wykonywać. W każdym razie zaraz do ciebie wrócę. Wiesz, gdzie jest kuchnia tutaj, co nie? Jeżeli tak, to zrób jakąś kawkę szefuńciowi.

- Dobrze, dobrze.

Andrzej wreszcie dotarł do swojego biurka, po czym usiadł przy nim i zaczął się rozpakowywać. Włożył teczki do szuflady, wyciągnął laptop, jakieś długopisy, zdjęcie rodziców, podłączył ładowarkę do laptopa, uruchomił laptop i zaczął czekać.

W końcu zdołał się włączyć, po czym zalogował się do swojego profilu SCiPnet oraz uruchomił maila, by zobaczyć czy nic nie przyszło. Ku jego zaskoczeniu, pojawiła się nowa wiadomość. Kliknął myszką.

Andrzej poczuł się zmieszany, zacisnął brwi, rozejrzał się wokół siebie, przez chwilę nic nie robił, po czym wyłączył laptop.


Wieczorem biuro było kompletnie puste. Przez brak okien, pomieszczenie było również kompletnie ciemne. Jedynym źródłem światła był uruchomiony ekran laptopa Andrzeja, który przedstawiał ten sam tajemniczy mail, który otrzymał wcześniej dzisiaj. Oprócz na niego wpatrywał się on również nerwowo w znajdujący się na ścianie zegar, który powolnie zbliżał się do oczekiwanej godziny.

Swoje poddenerwowanie wyrażał rytmicznym stukaniem palcami w biurko. Kolejny raz spojrzał na ścianę. Jeszcze wolniej. Zaczął zastanawiać się nad tym, co w zasadzie robił. Oczekiwał właśnie jakieś kompletnie nieznanej mu osoby, która równie dobrze mogłaby chcieć go w jakiś sposób skrzywdzić, a on nawet nie pomyślał o tej możliwości. Na chwilę przymknął swoje oczy będące zważone przez jego zmęczenie.

Nagle usłyszał skrzypnięcie drzwi, po czym do pokoju ktoś wszedł. Nie mógł w żaden sposób rozpoznać żadnych jego cech, oprócz względnie wyższej budowy sylwetki męskiej. Po jakby chwili zastanowienia zaczął się on zbliżać do biurka Doktora. Przez chwilę Andrzej miał ochotę użyć czegokolwiek jako broń rzucaną, lecz czuł się sparaliżowany przez strach.

Jednakże postać zaczęła mówić.

- Witam, doktorze. - przekazała głębszym, trochę chrypkim głosem.

- D-dobry wieczór, panie…

- Administratorze.

Administrator był właśnie przed biurkiem Andrzeja, który wstał, by uścisnąć jego dłoń. Uruchomił on lampę biurkową, przez co zdołał on wreszcie zobaczyć jakiekolwiek szczegóły tej osoby. Posiadał zmarszczoną twarz, ze śladami siwizny na jego czarnych włosach oraz w jakiś sposób jeszcze ciemniejszych oczach. Był ubrany w garnitur. Andrzej nie obeznawał się w markach, lecz mógł stwierdzić, że był w jakiś sposób drogi.

Zajął miejsce naprzeciwko Andrzeja, po czym założył nogę na nogę.

- Na początek chciałbym uprzejmie przeprosić za nagłość, w której przekazałem panu informację o mojej wizycie. Moja sekretarka miała przekazać panu ten mail wcześniej, lecz przez jakiś błąd w terminarzu nie była w stanie.

- Rozumiem, panie administratorze. Mogę coś panu podać?

- Obejdzie się bez tego, ale i tak dziękuje. - przez chwilę posłał on uśmiech Andrzejowi, lecz był on chwilowy i chłodny.

Po chwili kontynuował.

- Chciałbym porozmawiać z panem oraz ostrzec pana przed fenomenem, temacie waszego projektu, który od pewnego czasu zaburza pracę całej naszej organizacji. Zostały one grupowo oznaczone jako obiekty konspiracyjne. Nie będę się dalej rozwodził nad nimi, gdyż niewątpliwie odrobił pan swoje zadanie domowe.

- Nie uwierzyłby pan, ile razy już zdołałem przeczytać jakąś wariację tego słowa w ostatnim czasie. Jak znowu natrafię na opis ich działania, to zwariuje.

Obaj mężczyźni zaczęli się wspólnie śmiać.

- Taki już los członków Fundacji, przynajmniej tak prywatnie sądzę.

- Pewnie oglądał pan wiele interesujących klepsydr przez te wszystkie lata, czyż nie?

- Eee, tak, tak. W każdym razie powróćmy do naszej dyskusji.

- Oczywiście.

Nagle gość Andrzeja zaczął kaszleć. Wyciągnął on zieloną chusteczkę ze swojej kieszeni, po czym użył jej do ukrycia swoich ust.

- Na pewno nic panu nie podać?

- Nic a nic, po prostu złapałem ostatnio przeziębienie. Wszystko w porządku.

Schował on chustę, lecz przez chwilę zdawało się Brzezińskiemu jakoby z niej wypadły kawałki jakichś liści.

- Przeziębienie w lipcu?

- Wie pan, częsta zmiana stref klimatycznych przysparza wiele problemów.

Andrzej nagle wstał od biurka. Musi to sprawdzić.

- Jednak sądzę, że chciałby pan szklanki wody.

- Skądże, proszę usiąść i kontynuujmy tę rozmowę. - powiedział odrobinę groźniejszym tonem.

- Cóż, ja i tak potrzebuję wody, więc od razu panu też coś przyniosę.

Wreszcie udał się do dozownika, gdzie zaczął powoli napełniać oba kubki wodą. Przy tej okazji wreszcie zaczął się zastanawiać nad całą tą rozmową. Tym dziwnym mailem, podejrzanym zachowaniem tej osoby oraz nawet faktem, że ten Administrator bez żadnych problemów wydawał się posługiwać językiem polskim. Można było to wytłumaczyć jakimś wynikiem wielu lat nauki lub posługiwaniem się jakimś urządzeniem, lecz czy w takim wypadku nie zwróciłby on na to uwagi przy początku rozmowy?

I jeszcze przyszła kwestia, którą obijał w swoim umyśle od początku tej konwersacji. Z jakiegoś powodu jego twarz wydawała mu się znajoma, jakby widział ją już całkiem niedawno.

W końcu wrócił on do swojego biurka, gdzie postawił oba kubki.

- To, pana zdrowie.

Wziął łyka wody, po czym spojrzał na „Administratora”, który dalej miał problemy z kaszlem. Tym razem prawie na pewno widział, że coś wypadało mu z ust za każdym kolejnym odkaszlnięciem.

- Sądzę, że to na pewno panu pomoże.

Starszy człowiek pomiędzy kolejnymi kaszlnięciami wziął do ręki wodę i praktycznie wlał ją do siebie, przez co jego kaszel wyglądał na jeszcze wzmocniony.

Nie mówił teraz nic kompletnie, a jedynie kaszlał z taką siłą, jakoby miał zaraz wywołać odruch wymiotny. Andrzej wykorzystał ten moment, żeby sięgnąć po telefon i szybko połączyć się z ochroną.

W końcu osoba ta upadła na podłogę, gdzie wyglądała, jakby coraz bardziej dławiła się tą wodą, lecz nagle z jej wnętrza zaczęło wychodzić coś na wzór długiej rośliny. Doktor oddalił się od niego na bezpieczną odległość, żeby mógł jednocześnie i połączyć się z ochroną i zobaczyć to wydarzenie na własne oczy.

Po pewnym czasie zaczął wyrastać bardzo długa gałąź, która w pewnym momencie zaczęła przykrywać jego ciało. Wkrótce do pokoju wreszcie wkroczyła ochrona, która po krótkiej chwili zdołała zabezpieczyć teren i wynieść rozrastający się obiekt.

Andrzej oglądał całą tę scenę spod ściany. Wkrótce po tym odszedł wraz z ostatnimi strażnikami zabezpieczającymi ten teren.



O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported