Ręka Mistrza i Mocarza Serce
/* source: http://ah-sandbox.wikidot.com/component:collapsible-sidebar-x1 */
 
#top-bar .open-menu a {
        position: fixed;
        top: 0.5em;
        left: 0.5em;
        z-index: 5;
        font-family: 'Nanum Gothic', san-serif;
        font-size: 30px;
        font-weight: 700;
        width: 30px;
        height: 30px;
        line-height: 0.9em;
        text-align: center;
        border: 0.2em solid #888;
        background-color: #fff;
        border-radius: 3em;
        color: #888;
        pointer-events: auto;
}
 
@media not all and (max-width: 767px) {
 
    #top-bar .mobile-top-bar {
        display: block;
        pointer-events: none;
    }
 
    #top-bar .mobile-top-bar li {
        display: none;
    }
 
    #main-content {
        max-width: 708px;
        margin: 0 auto;
        padding: 0;
        transition: max-width 0.2s ease-in-out;
    }
 
    #side-bar {
        display: block;
        position: fixed;
        top: 0;
        left: -20em;
        width: 17.75em;
        height: 100%;
        margin: 0;
        overflow-y: auto;
        z-index: 10;
        padding: 1em 1em 0 1em;
        background-color: rgba(0,0,0,0.1);
        transition: left 0.4s ease-in-out;
 
        scrollbar-width: thin;
    }
 
    #side-bar:target {
        left: 0;
    }
    #side-bar:focus-within:not(:target) {
        left: 0;
    }
 
    #side-bar:target .close-menu {
        display: block;
        position: fixed;
        width: 100%;
        height: 100%;
        top: 0;
        left: 0;
        margin-left: 19.75em;
        opacity: 0;
        z-index: -1;
        visibility: visible;
    }
    #side-bar:not(:target) .close-menu { display: none; }
 
    #top-bar .open-menu a:hover {
        text-decoration: none;
    }
 
    /* FIREFOX-SPECIFIC COMPATIBILITY METHOD */
    @supports (-moz-appearance:none) {
    #top-bar .open-menu a {
        pointer-events: none;
    }
    #side-bar:not(:target) .close-menu {
        display: block;
        pointer-events: none;
        user-select: none;
    }
 
    /* This pseudo-element is meant to overlay the regular sidebar button
    so the fixed positioning (top, left, right and/or bottom) has to match */
 
    #side-bar .close-menu::before {
        content: "";
        position: fixed;
        z-index: 5;
        display: block;
 
        top: 0.5em;
        left: 0.5em;
 
        border: 0.2em solid transparent;
        width: 30px;
        height: 30px;
        font-size: 30px;
        line-height: 0.9em;
 
        pointer-events: all;
        cursor: pointer;
    }
    #side-bar:focus-within {
        left: 0;
    }
    #side-bar:focus-within .close-menu::before {
        pointer-events: none;
    }
    }
}

ocena: +7+x

autorstwa Calamari_Knight

Ręka Mistrza i Mocarza Serce

Na długo przed początkiem czasu, gdy bogowie jeszcze się rodzili, najstarsi i najpotężniejsi z nich, Trzej, Którzy Byli Trzema, zebrali się w koronie Drzewa-Matki i zgodnie zadecydowali, że by utrzymać egzystencję w ryzach, muszą ograniczyć swoją dotychczas niezmierzoną potęgę. Po długich dysputach ustalili, że stworzą trzy boskie relikty mogące przewyższyć nawet ich.

Jahwe, którego domeną była czystość i miłość, stworzył Bezkresną Pochodnię — tak długo, jak ktoś pławi się w jej blasku, siły mroku nie mogą go tknąć. Miało to ograniczyć młodszego i bardziej nieobliczalnego Szatana przed nadmierną ingerencją w sprawy bytów niższych.

Śmierć, pierwotna otchłań o trzech obliczach, wyciągnęła z chaosu bryłę idealnie czarnego metalu. Bracia Śmierci rzekli, że uzbrojony w oręż z tego metalu, nawet śmiertelnik może stawać w szranki z bogami, choćby i tak potężnymi, jak Jahwe.

Na koniec Szatan, personifikacja mądrości i buntu, wytworzył Eliksir Nieśmiertelności — kto go wypije, zyska całkowitą ochronę przed Śmiercią. Bracia niechętnie zgodzili się na opracowanie takiego wywaru, jednak zastrzegli, że mogą istnieć najwyżej trzy fiolki tego napoju.

Gdy śmiertelnicy zostali wygnani z Nieba, Trzej zrzucili na Ziemię swoje dary. Bezkresna Pochodnia została pewnego dnia znaleziona przez wędrowca, który ukrył ją w znanym tylko mu miejscu. Metal z Otchłani przechodził z rąk do rąk, aż w końcu pewien kowal wykuł z niego oręż, później znany jako Włócznia Niewierzącego. Eliksir leżał zapieczętowany w trzech fiolkach. Jedną z nich przypadkowo opróżniła polująca za jedzeniem jaszczurka. Druga z nich zaginęła w odmętach dziejów. Niektórzy powiadają, że do dziś jej zawartość nie została wypita. Ale nasza opowieść nie jest o niej, tylko o trzeciej z fiolek — która dawno, dawno temu została znaleziona przez pewnego żołnierza, który, myśląc, że to jedynie alkohol, bez chwili zwłoki ją wypił. Od tego czasu Śmierć nie miała prawa go objąć swoim dotykiem.

Imię tego żołnierza brzmiało Ozymandias.


Kiedy Ozymandias zorientował się, że zyskał nieśmiertelność i wieczną młodość, począł używać jej, by zyskać władzę. I zyskał — po tysiącach lat podbojów stworzył on największe państwo, jakie kiedykolwiek istniało na powierzchni Ziemi. Ludziom żyło się w dostatku i szczęściu, a on sam otaczał się nieblaknącą niczym on czcią i chwałą.

Niestety, jak to zbyt często bywa, gdy śmiertelnik zostaje obdarzony zbyt wielką potęgą, Ozymandias poznał pychę.

Nieśmiertelny Król przez wiele lat studiował arkana wiedzy tajemnej i kosmologię, więc znał tajemnice powstania wszechświata i znał naturę płynu, który dał mu ochronę przed śmiercią. Początkowo był wdzięczny Trzem, Którzy Byli Trzema, za ten dar. W swojej stolicy, Niebiańskim Mieście Sa-Harru, czczono wszystkich bogów wszechświata po równo. Jednak z czasem, gdy Wieczne Imperium rosło w siłę, Ozymandias zaczął postrzegać się nie tylko jako najwybitniejszego wśród ludzi, ale także jako równego bogom, a może nawet i ich przewyższającego. W końcu, jeśli Śmierć nie mogła go zabrać, czego miałby się bać?

Ostatecznie posunął się do tego, że z dekretu królewskiego z miasta Sa-Harru wygnano wszystkich kapłanów. Od tego momentu jedyną jednostką kultu w kraju Ozymandiasa mógł być on sam.


Bogowie obserwowali rozwój wydarzeń w całym Istnieniu spośród gałęzi Drzewa-Matki i widzieli, jak rośnie próżność Nieśmiertelnego. Jego ignorancja i pycha ich oburzyła, ale też i zaniepokoiła, albowiem w przypadku braku ich kultu, bogowie tracili na sile. W końcu zadecydowali, że nie mogą dłużej tolerować i zwołali walne zgromadzenie bogów. Większość z nich zgodnie zadecydowała, że Ozymandias nie jest godny nieśmiertelności, jeśli nie będzie żył w zgodzie z bytami wyższymi.

Kompromisowy Jahwe wyrokował jednak:

— Drodzy towarzysze, rozumiem wasze obawy, ale to, co Trzej uczynili, nawet Trzech nie odczyni. Ozymandias jest nieśmiertelny i żadna siła jako w Niebie tako i na Ziemi tego nie zmieni.

Pomniejszym bogom się to nie spodobało.

— Co, jeśli Ozymandias odnajdzie pozostałe Boskie Relikty? Metal z Otchłani i Bezkresną Pochodnię? Wtedy naprawdę ani bogowie, ani demony, ani śmierć nie będą mogły mu zagrozić.

— Jeśli ten człowiek ma władać światem, musi pozostać pobożny i tolerować bogów! Inaczej nasza pozycja we wszechświecie zostanie zagrożona!

Jahwe nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Szatan z kolei milczał w zamyśleniu, zastanawiając, się czy nie powinien był po prostu stworzyć artefaktu wskrzeszającego zmarłych.

Wtem rozległ się głos mrożący krew w żyłach nawet najodważniejszym bogom.

MY ZAJMIEMY SIĘ TYM KRNĄBRNYM INSEKTEM.

Trzej Bracia Śmierci pojawili się na zgromadzeniu, ku wielkim zaskoczeniu wszystkich obecnym, albowiem Śmierć niemalże nigdy nie zabierała głosu w sprawach osób żywych.

Jahwe uciszył hałasujących bogów i sam podjął głos.

— Wy? Co wy możecie? Wszakże samym sednem problemu jest to, że nie możecie go tknąć.

Wszechśmierć, najstarszy z braci, uśmiechnął się tylko. To także zdumiało bogów, albowiem okazji, w której Najstarszy by się uśmiechał, nie było zbyt wiele.

ŚMIERĆ ZAWSZE ZNAJDUJE DROGĘ.


Pierwszy Ozymandiasowi objawił się Najmłodszy, Mała Śmierć, najłagodniejszy z rodzeństwa.

— Pozdrawiam cię, Królu Królów — przywitał się.

— Czyś ty zaprawdę Śmiercią? — zapytał Nieblaknący.

— Praca jak każda inna. Ale dzisiaj jestem posłańcem. Bogowie są zniesmaczeni twoim postępowaniem i uprzejmie proszą cię, byś się nawrócił i wpuścił kapłanów do swojego miasta.

Największy Wśród Ludzi rozważał te słowa przez krótką chwilę.

— A jeśli tego nie zrobię?

— Wtedy na moje barki spadnie odpowiedzialność ukarania ciebie i twojego królestwa. Uwolnię śmiercionośne plagi, które wyrżną twoje imperium do ostatniego człowieka. Osobiście wolałbym tego nie robić, więc doradzam ci, byś posłuchał się wyroku z góry.

Król podszedł do balkonu przy swojej komnacie. Najmłodszy podążył za nim. Rozciągał się stąd wspaniały widok na bezmiar Niebiańskiego Miasta Sa-Harru.

— Patrz! — Wskazał na ogromny plac główny, na którym tysiące, jeśli nie miliony osób zgromadziło się, by podziwiać piękno pałacu królewskiego.

— Patrz! — Wskazał na ogromne pałace bogatszej ludności, wielkie niczym miasta.

— Patrz! — Wskazał na wielki gmach uniwersytecki na środku miasta. Tam można było zdobyć dostępną dla wszystkich wiedzę na wszelki temat.

— Patrz! — W końcu wskazał na ogromny niczym góra kamienny posąg, przedstawiający samego Ozymandiasa. W pełnej chwale.

Zwrócił się do Śmierci.

— Stworzyłem coś, co przewyższa nawet bogów. Jestem nieśmiertelny. Nie boję się was. Twoją domeną są plagi? Moi medycy znają lek na każdą chorobę. Nie jesteś w stanie nasłać na mnie nic, co by zagroziło mnie albo memu królestwu. Możesz wrócić i powiedzieć bogom, że kapłani nie zostaną wpuszczeni do miasta.

Najmłodszy myślał przez chwilę.

— Jak sobie życzysz. — I odszedł.

Gdy tylko zniknął, w całym kraju wybuchły okropne plagi, jednak słowa Ozymandiasa nie były jedynie czczymi przechwałkami — medycy z Sa-Harru opracowali leki na każdą plagę, jaką rzucił na nich Najmłodszy. Wieczne Imperium przeżyło tę próbę, a Ozymandias po raz pierwszy pokonał Śmierć.


Drugi Ozymandiasowi objawił się Środkowy, Większa Śmierć; jego domeną była wojna.

Ozymandiasie — przywitał się.

— Twój brat zawiódł, więc przybywasz i ty?

Jak widać.

— Z tą samą wiadomością?

Tą samą wiadomością. Masz wpuścić kapłanów do miasta. To jedyne ostrzeżenie, jakie otrzymasz.

— Albo co?

Oczy Większej Śmierci zapłonęły.

Wojna.

Ozymandias podszedł do ogromnej mapy wiszącej na ścianie jego komnaty. Pokazywała ona rozległość jego domeny.

— Patrz! — wskazał na mapę — to wszystko zdobyłem. Wytrenowałem najlepszą armię, która kiedykolwiek kroczyła pod słońcem. Mojego imperium nie odważy się zaatakować nawet najdziksze i najgłupsze plemię. A nawet jeśli znalazłby się taki śmiałek, natychmiastowo zostanie zgnieciony. Wojna, powiadasz? Posmakowałem już wojny i się jej nie obawiam. Dalej, naślij na mnie, co tylko wyciągniesz z rubieży. Świat i tak już należy do mnie.

Pycha nie jest cnotą królów. Odradzam ci się zapominać, śmiertelniku.

— Śmiertelniku? To ty się zapominasz. Nie przypominam sobie bycia śmiertelnym. Jam jest Ozymandias, Wieczny Król! Ja jeden nigdy nie przeminę!

Skoro tak twierdzisz. — Powiedział Środkowy Brat i odszedł.

Niedługo później imperium obiegły słuchy o licznych atakach ze strony sąsiadujących królestw. Nawet jeśli na obrzeżach wybuchła panika, szybko została zażegnana, gdy szybko i niezwykle sprawnie zmobilizowana armia wyruszyła powstrzymać najeźdźców. Ponownie przechwałki Ozymandiasa miały w sobie prawdę — wrogowie imperium zostali bardzo pobici i odpędzeni. Wieczne Imperium przeżyło i tę próbę, a Ozymandias po raz drugi pokonał Śmierć.


Ostatni Ozymandiasowi objawił się Najstarszy, Wszechśmierć, a imię jego brzmiała Pustka.

— Wszechśmierci. Już myślałem, że się nie zjawisz — powiedział Ozymandias na jego widok.

Najstarszy milczał. Wydawał się zafascynowany faktem, że człowiek naprawdę zdawał się go nie obawiać.

— Nie jesteś zbyt rozmowny, jak widzę. W porządku. Ale rozumiem, że pojawiasz się z tym samym posłaniem co twoi bracia?

Najstarszy milczał.

— Odpowiedź wciąż brzmi "nie". Wy, bogowie, nie zasługujecie na cześć.

Najstarszy milczał.

— Może i coś tam stworzyliście gdzieś na początku świata, ale potem? Umiecie tylko patrzeć na rozwój ludzi i krytykować, jak zrobią coś, co wam się nie podoba.

Najstarszy milczał.

— Patrz! — wskazał na wielki tron, na którym zasiadał. To był prawdziwy cud wśród krzeseł — rzeźbiony w tak fantazyjny i imponujący sposób, że nie sposób opisać go słowami.

— Patrz! — wskazał na koronę na swojej skroni. Pomalowana na czarne i krwistoczerwone kolory, rozsiewała wokół siebie aurę władczości i respektu.

— To ja zdobyłem, ja! Własnymi rękami wyciąłem sobie drogę na szczyt świata! Ja jestem wieczny! Osiągnąłem więcej niż ktokolwiek przede mną i ktokolwiek po mnie! Moja chwała nigdy nie przeminie! To ja zasługuję na cześć! To ja jestem nieśmiertelny! Jam jest Ozymandias, Król nad Królami! Patrz na me dzieła, o Wszechpotężny, i drżyj!

MASZ NA MYŚLI TĘ NIEŚMIERTELNOŚĆ, KTÓRĄ ZDOBYŁEŚ TYLKO DZIĘKI NAM I SWOJEMU PIJAŃSTWU?

Głos Wszechśmierci zaskoczył Ozymandiasa. Odruchowo odsunął się od postaci i opadł na tron.

— Idź stąd. Nie boję się ciebie. Nie dopuszczę do siebię kapłanów tak długo, jak żyję. A ty nie możesz mi nic zrobić, więc nie masz tu czego szukać. Moje imperium nigdy nie upadnie!

Śmierć nie odpowiedziała, tylko odwróciła się i zniknęła.

Następnego ranka o świcie Niebiańskie Miasto Sa-Harru zniknęło z powierzchni ziemi.


Wędrowiec od wielu dni przemierzał samotnie pustynię, gdy ujrzał ruiny miasta.

Ujrzał czubki najwyższych wież, wystające jeszcze spośród piasku. Ujrzał olbrzymie nogi z kamienia. Ujrzał strzaskaną twarz tonącą w wydmie. Ujrzał bluźnierczy napis wyryty na podstawie.

Ujrzał też dziwaczną wychudłą istotę przemykającą się między kamieniami. Gdy tylko ich wzrok się spotkał, stwór czmychnął i skrył się w pobliskim dole. Zaciekawiony Wędrowiec podążył za nim.

Szedł długo podziemnymi korytarzami. Spostrzegł, że zostały one wydrążone ludzką ręką i zastanawiał się, ile wysiłku to wymagało.

W końcu natrafił na podziemną komnatę, a w niej raz jeszcze zobaczył stwora. Był on może kiedyś człowiekiem, ale nie zostało w nim, co wyróżnia ludzi od zwierząt. W przerażeniu kulił się na wymyślnym tronie i przyciskał do piersi metalową koronę, która dawno już utraciła swoje kolory. Widząc, że istota nie chce go widzieć, Wędrowiec zostawił ją samą w mroku.

Wychodząc do światła, Wędrowiec pożałował dziwacznej istoty. Pożałował też siebie, albowiem łączyły ich podobne doświadczenia i spośród wszystkiego, co żywe na niebie i ziemi, jeno ten stwór mógł być mu towarzyszem.

Ale musiał już ruszać w drogę.

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported