
Ze względu na znajdujące tutaj treści, poniższa strona przeznaczona jest dla dorosłych czytelników. Jeżeli nie jesteś osobą pełnoletnią, prosimy o opuszczenie tej strony.
Tagi kontentu: Wydarzenia wrażliwe
Losy wojny były już niemal pewne. Wojska sojuszu Państw Centralnych kontrolowały większość Europy, przy czym panowanie w dużej mierze dotyczyło posiadania niezdatnych do życia, zatrutych goryczą terenów. Żołnierze ginęli, nie wiedząc już, za co walczyli — za pokój, za przeżycie, czy dla spełnienia rozkazu? Nikt nie był tego pewien. Tylko cud mógł sprawić, że wojna zakończy się i ponownie nastaną spokojne czasy.
Wewnątrz pomieszczenia dowództwa armii francuskiej w Paryżu odbywało się właśnie spotkanie. Front utrzymywano ponad 150 kilometrów od samej stolicy, jednak nie wiadomo, jak długo utrzyma się ten stan rzeczy, wszak Niemcy od dawna nie użyli Piołunu, zatem nikt nie miał pewności, kiedy znów powietrze stanie się gorzkie. Rozważania te były jednym z tematów dyskusji kilku osób, spośród których można było dostrzec samego prezydenta, marszałka i generała sił zbrojnych, ministra bliżej nieokreślonej funkcji. Oprócz nich znajdowało się tam trzech mężczyzn ubranych nieco inaczej od pozostałych, mniej elegancko i bardziej swobodnie. Uwagę zapewne przykuwała jeszcze jedna postać, wyglądająca jak kukła ubrana w długo nieczyszczony garnitur, poruszająca się nieco mechanicznie i w podobny sposób mówiąc.
— Wszystkie plany dotyczące pokonania Niemców spaliły całkowicie. Nie mamy już ani sił, ani morale, żołnierze coraz mniej są chętni do czegokolwiek, nawet życia. Ostatnio znowu pojmaliśmy i odstawiliśmy pod pluton egzekucyjny jegomościa, szerzącego plagę tego całego Patrona Niczego. — odezwał się generał.
— Potrzebujemy jakiejś cudownej broni. Czegoś, dzięki czemu raz a dobrze dokopiemy szkopom, odbijemy podbite tereny i zakończymy tę wojnę. — wtórował marszałek.
— Co proponujecie? — spytał prezydent.
Obydwaj pokręcili zrezygnowanie głowami.
— Dlatego też was tu zaprosiłem — odezwał się do trójki młodszych od reszty mężczyzn — należycie do klasy intelektualnej, jesteście jednym z nielicznych, którym udało się przetrwać. Nie oczekuję od was nagłego planu na zwycięstwo, ale pomocy w jakikolwiek sposób.
— W zasadzie, to na czym powinniśmy się skupić, może tak? — spytał mężczyzna o pseudonimie Sygnalista.
— Nie wiem… Potrzebujemy czegoś skutecznego. Dobrego. Żeby Niemcom portki się spruły od ilości gówna, jakie wysrają ze strachu w reakcji na to co… Czego nie mamy. Nie ma żadnej kontry na Piołun, to broń doskonała…
— A gdyby tak… — zaczął mężczyzna zwany Mechanikiem Dzwonów — nie, to bez sensu. Naprawdę myśli pan, że zdołamy tu i teraz coś wymyślić? Czołgi zawiodły, samoloty zawiodły…
— Nie robicie tego dla mnie, lecz dla ojczyzny… Dla Europy…
— Wydaje mi się… — odezwała się kukła — Że powinniśmy wykorzystać sposób walki Niemców przeciwko nim samym. Oni grają na psychice. Musimy stworzyć coś, co złamie ich pewne siebie umysły, zniszczy zdrowy rozsądek i pozbawi chęci do walki. Odegrać się pięknym za nadobne.
— Co masz na myśli? — spytał generał.
— Niestety nie wiem. — robot rozłożył ręce.
Osoba zwana Wielkim Konstruktorem stała przy oknie, wpatrując się przed siebie. Nieopodal smętnie górowały strzeliste, dymiące wieże kominowe pracujących zakładów zbrojeniowych. Mężczyzna przypatrzył się, ku zdziwieniu innych począł się dziwnie chybotać na prawo i lewo. Prawdopodobnie niedawno znów zażył eteru, który niestety przyjmuje już nałogowo. Nagle wyprostował się i z entuzjazmem uderzył w parapet. Odwrócił się w stronę pozostałych.
— Użyjemy kominów. — powiedział niewyraźnie.
Wszyscy popatrzeli na niego ze zdziwieniem.
— Słucham? — zapytał prezydent.
— Kominów. — powtórzył Konstruktor. — Gdy spoglądałem w dal, przy odpowiednim punkcie widzenia można odnieść wrażenie, jakoby wszystko pozostaje nieruchome, a wieże poruszają się w oddali. Wyobraziłem sobie, jak kilka takich sunie na front, wprost w linie wroga. Już sam widok spowoduje, że rzucą się do ucieczki.
— Oszalał, prawda? — spytał Sygnalista.
— A mamy jakiś wybór? Albo stworzymy naszą, własną broń, albo Niemcy będą deptać nasze wysuszone truchła w marszu zwycięstwa.
— Tak, odbiło mu. — Mechanik popukał się w czoło.
— Dajcie mu mówić. — maszyna obroniła swojego stwórcę.
— Siadajcie… — zaczął Konstruktor — I słuchajcie, bo wszyscy w tym pomożecie. Oto, jaki mam plan.

— Czyli z tego co mówisz te kominy, które widzieliśmy…
— To Molochy. Broń ostateczna, stworzona jako ostatni bastion Ententy w przegranej wojnie, będąca odwetem za całe zło wyrządzone przez Piołun i działania Niemców. — Racjonalizator wyświetlił fotografię przedstawiającą kilka kominów w nienaturalnym dla siebie miejscu.
— W jaki sposób to miało funkcjonować?
— Do budowy Molochów wykorzystano najnowszą technologię znaną w tym okresie. Użyto odkryć wszystkich trzech Wielkich Wynalazców. Niestety, nie udało mi się pozyskać dokumentacji technicznej, lecz postaram się wam wyjaśnić tyle, ile potrafię. — robot odłożył kolejny zeszyt ręcznie zebranych notatek i wycinków.
— Prosimy.
— Sercem każdego Molocha jest Dzwon, jednak nie jest to rzecz, którą znacie z definicji. Dzwon to maszyna. Twórcą był Thomas Gothert, wynalazca kanadyjskiego pochodzenia, ochrzczony od swego dzieła pseudonimem Mechanika Dzwonów. Z tego co pamiętam, Thomas z zawodu był mistrzem ludwisarstwa, natomiast elektrycznością począł zajmować się z zainteresowania. Chcąc stworzyć dzwon doskonały, czymkolwiek by to nie miało być, skonstruował prototyp, który był pustym płaszczem bez istotnego elementu, jakim jest serce dzwonu, a rolę którego miały przejąć zaawansowane efekty związane z działaniem nań nietypowego źródła zasilania — posłużył się Prądem, gdyż zainspirował się dziełami Nicolasa, prosząc go o pomoc. Wbrew oczekiwaniom wynalazcy, zamiast usłyszeć piękne dźwięki dzwonu, uruchomiona maszyna poczęła straszliwie buczeć, uniosła się nad podłoże i skierowała powoli w stronę przerażonego Thomasa.
— Udało mu się zbudować urządzenie do lewitacji?
— Dokładnie. Po przekazaniu wyników Nicolasowi postanowili ulepszyć wynalazek, dzięki czemu możliwe stało się kontrolowanie jego ruchu. Okazało się, że Dzwon jest w stanie wprawić w lewitację każdą konstrukcję, która zostanie do niego podłączona, a ciężar konstrukcji jest zależny od ilości Prądu użytego do zasilania. Thomas planował wykorzystać swój wynalazek i zbudować pojazd, który przemieszczałby się nad ziemią, niezależnie od oporu i nierówności gruntu.
— Coś jak poduszkowce.
— Proszę? — Racjonalizator wykazał zdziwienie.
— Pojazd wdmuchujący pod siebie powietrze, dzięki czemu unosi się nad gruntem.
— Proste, acz skuteczne rozwiązanie. Kojarzę, iż słyszałem już teoretyzowania na podobny temat. — Robot chciał już zacząć przeszukiwanie kolejnego stosu literatury.
— Kontynuuj.
— Po wybuchu wojny plan budowania pojazdów napędzanych Dzwonami został całkowicie przerwany na etapie projektowym. Technologia ta została użyta, gdy zaproponowano ich wykorzystanie jako element napędowy Molochów, jako ostatecznej broni.
— Dlaczego akurat kominy?
— Nawiązano do złudnego wrażenia wynikającego ze zmiany percepcji poruszającego się obserwatora wobec nieruchomej konstrukcji w oddali, gdzie obiekt taki poruszał się, w rzeczywistości pozostając nieruchomym.
— I to tyle?
— Nie było mnie podczas dalszych rozmów.
— Nicolas nic ci nie przekazał?
— Był zbyt zajęty. — robot wzruszył ramionami.
— Uhm…
— Czyż nie byliście przerażeni, gdy zobaczyliście w oddali poruszające się kominy? — na twarzy maszyny można było dostrzec lekką drwinę.
— Cóż… jednemu z członków ekspedycji śniły się potem koszmary.
— Sami widzicie, czynnik psychologiczny został osiągnięty. Pierwsze Molochy zostały zbudowane z istniejących, nieużywanych kominów przemysłowych, odpowiednio przerobionych wewnątrz, by pomieścić Dzwon, konstrukcje wsporcze, elementy sterowania, komunikacji i baterię zasilającą.
— W jaki sposób te monstra są sterowane?
— Nicolas wraz z Sygnalistą zaprojektowali urządzenie składające się z wielu komponentów elektronicznych, stanowiących poniekąd samodzielną jednostkę koordynującą pracę maszyny według rozkazów nadanych z zewnątrz i interpretowanie ich do dalszego funkcjonowania.
— Zbudowali komputer… Jak przebiegało dostarczanie sygnału sterującego?
— Kojarzycie światła, pojawiające się o zmierzchu na szczytach Molochów?
— Tak.
— To wynalazek Sygnalisty, czyli Augustina Simonsa, który był inżynierem pochodzenia belgijskiego. W przeciwieństwie do fal radiowych Augustin wykorzystał w celu przekazywania informacji na odległość światło widzialne w sposób niemal identyczny do radiofonii. Wizualnie opierał się na działaniu niezwykle silnych lamp, które w rzeczywistości były antenami nadawczymi i odbiorczymi sygnału. — Racjonalizator znalazł fragment gazety, w której ukazany był nagłówkowy artykuł dotyczący odkrycia.
— W ten sam sposób działa Latarnia Międzywymiarowa?
— Działanie Latarni opiera się na znacznie bardziej zaawansowanych i nie do końca zrozumiałych mechanizmach, związanych z samym Prądem. W przypadku Molochów to, co widzicie, to sposób, w jaki komunikują się między sobą. Samo ich programowanie opierało się na wyświecaniu odpowiedniej sekwencji o dobranych parametrach, które były następnie interpretowane na sygnał sterowniczy pracy Molocha. Oprócz tego umożliwiono im wymianę sygnałów, aby lepiej koordynowały swoje działania na froncie.
— Były całkowicie samowystarczalne.
— Dokładnie. Co więcej, baterie specjalnie zaprojektowanych ogniw teoretycznie powinny zapewnić nieustanną pracę całej maszynerii przez 10 lat. Minęły dziesięciolecia…
— Czy to ma związek z naturą Prądu?
— Bez niego Molochy w ogóle by nie istniały. Zapewniają pracę Dzwonu, lamp sygnałowych… wszystkiego. — robot pokazał na siebie.
— Ile Molochów zbudowano?
— Jeden pełny tysiąc.
W pomieszczeniu nastała chwilowa cisza.
— W jaki sposób stworzono je w tak krótkim czasie?
— Robotnicy byli skutecznie wspierani przez automaty Nicolasa. Ostatecznie wszystkie Molochy zbudowano identycznymi do siebie.
— Niemcy się nie zorientowali?
— Nie wyglądało na to, by się tym szczególnie przejęli. Dla nich wyglądało to na bezsensowne stawianie kominów w nietypowych miejscach. Wszyscy byli i tak od dawna szaleni, więc nikt nie zwracał uwagi na groteski.
— Co było dalej? Po ukończeniu wszystkich?
— Dzień, w którym uruchomiono Molochy, nazwano Dniem Chwały. Gdy nastał wieczór, potężne reflektory umieszczone na wysokich budynkach zabłysnęły silnym blaskiem wprost w głuche wieże, przekazując program zawierający rozkazy i wytyczne dotyczące odpowiedniej pracy całej maszynerii. Molochy zaczęły odpowiadać, wysyłając błyski potwierdzające przyjęcie sygnału. Gdy zakończono programowanie, Molochy uruchomiły Dzwony, co było wiadome przez pojawienie się głuchego, ciągłego dźwięku, przypominającego odległe dzwonienie, dochodzące z głębi czeluści tych potworów. Wszystkie wydały ryk trąby, będący jednym z elementów zastraszania i jednocześnie dalekiej komunikacji. Ryk był tak donośny, że szyby w oknach zatrzęsły się w całej okolicy. Gdy dźwięk dzwonów nasilił się, Molochy zaczęły wydawać huczące dźwięki i powoli poruszyły się, kierując w stronę frontu…
Pomiędzy okopami rozeszła się informacja o uruchomieniu nowej broni, która miała niebawem przybyć na front dziwnej wojny. Niewielu, którzy wiedzieli, czym jest, zabroniono o tym mówić. Żołnierze byli informowani, by nie zbliżać się do tych obiektów.
Z daleka usłyszano bijące dzwony. Wszyscy byli zdziwieni, gdyż nie było niczego, co mogło wytwarzać ten dźwięk. Po chwili rozległa się trąba. Jedna, druga, trzecia. Zdezorientowani żołnierze spojrzeli w dal i ujrzeli zbliżające się, strzeliste wieże, sunące wprost na nich. Pojawiła się panika, którą starano się uspokoić. Nakazano schowanie się wewnątrz umocnień podziemnych i przeczekanie. W ogłuszającym szumie, huku i buczeniu maszynerii, Molochy przemknęły przez okopy Ententy, wdzierając się na ziemię niczyją, na spotkanie z wrogiem.
Mężczyźni w hełmach z kolcem na wierzchu wykonywali rutynowe czynności, będąc nieco znudzonymi. Wiedzieli, że wygrali. Wiedzieli, że nie muszą wracać do domu, gdyż cała Europa jest ich domem.
W oddali rozległa się trąba. Ludzie byli zaskoczeni, gdyż nie spodziewali się usłyszeć niczego takiego od strony ziemi niczyjej. Dobyto lornetek w poszukiwaniu źródła dźwięku. Na horyzoncie zaczęły pojawiać się liczne, niewyraźne kształty. Były wąskie i strzeliste. Dopiero po chwili bardziej wydajni obserwatorzy stracili całkowicie swój kolor na twarzy, na której malować zaczęła się panika. Ktoś zaczął krzyczeć. Trąb było coraz więcej i były coraz głośniejsze. Rozległy się strzały ze strzelb i karabinów. Niektórzy zaczęli uciekać, by po chwili większość okopu zaczęła wybiegać w stronę przeciwną do wroga. Jeden z mężczyzn dobył porzuconą lornetkę i z ciekawości spojrzał w dal. Ujrzał zbliżające się niezwykle szybko ogromne, ciemne kominy, które dymiąc, bucząc i hucząc, mknęły wprost na nich. Poczuł szarpnięcie, gdy jeden z towarzyszy złapał go za ramię, krzycząc, by uciekał.
Molochy były coraz bliżej. Żadna ludzka istota nie była w stanie uciec przed nimi. Mężczyzna biegł przed siebie, ile miał sił w nogach. Słyszał trąby, które układały się w szaleńczą melodię. Ogłuszający huk rezonował pomiędzy jego zębami.
Potknął się. Skręcił kostkę.
Czołgał się, czując ból uszu od hałasu, jaki wydobywał się z wnętrza potworów.
Odwrócił się i ujrzał ogromną, rezonującą, szarą ścianę. Poczuł uderzenie, ból i mrowienie, jakby poraził go piorun.
Nastała ciemność.
— Molochy dosłownie wgryzły się w linie wroga, mordując bezlitośnie wszystkich nieszczęśników. — Racjonalizator pokazywał zdjęcia poległych. Wiele osób było niemal spalone, zgniecione, roztargane, jakby przemielone przez tryby ogromnej maszyny.
Wszyscy milczeli. Automat spojrzał na swoich słuchaczy, po czym wykonał gest zdziwienia.
— Czy… Jak w zasadzie Molochy funkcjonowały jako broń?
— Przede wszystkim czynnik psychologiczny. Pośrednio, wyposażono je w skuteczne generatory toksycznych substancji, które miały zostać wprowadzone wprost do powietrza, by zatruć powietrze na terytoriach Państw Centralnych. Bezpośrednio miały taranować, gnieść, niszczyć. — robot kontynuował pokazywanie fotografii zniszczonych terenów. — Jednakże ich główna broń pozostała w całkowitym sekrecie i nawet mnie Nicolas nie powiedział, czym dokładnie była.
— Jakie rozkazy w zasadzie otrzymały Molochy?
— Ich zadaniem było zniszczyć wszystkie pozycje nieprzyjaciela, zasiać panikę, śmierć i zniszczenie na większości jego terytorium… zniszczyć Berlin, po czym wrócić do miejsca, z którego przybyły.
— I wykonały zadanie?
— Zgodnie z rozkazem programu. — odpowiedział robot bez emocji. — Następnie miało nastąpić ich wyłączenie i rozmontowanie. Po tym wojna miała się zakończyć.
— Dlaczego do tego nie doszło?
Racjonalizator oparł się o stół, spojrzał w dal przez oszklony świetlik pomieszczenia, za którym było widać działającą prowizoryczną placówkę Fundacji i odbudowane okna, ukazujące zniszczony, martwy świat.
— Gdyż nikt nie przewidział, że dzieło obróci się przeciwko stwórcy…
« Impedancja | Rezystancja | Reaktancja »