Otacza cię woda. Oblewa ona twoje ciało, wlewa się nachalnie do niego przez usta i nos, wypełniając całe płuca. Po otwarciu oczu widzisz na jakiej głębokości się znajdujesz. O dziwo jesteś prawie przy powierzchni, ale nie unosisz się. Nie wypływasz.
W tej wodzie nic nie ma. Ryby nie pływają z tobą. Cokolwiek kryjące się w mrocznej toni wody decyduje się trzymać od ciebie z daleka. Może ma ku temu dobry powód. Może się bać twojej reakcji, a może czekać aż w końcu utoniesz, żeby cię zjeść. A może po prostu tam nic nie ma.
Umiesz pływać, ale nie wypływasz.
Możesz krzyczeć i wołać o pomoc, ale nie robisz tego.
Czujesz, jak coś zaciska się wokół twojej kostki. Jest ciężkie i przez nią nie czujesz stopy. Jest cała czerwona i nabrzmiała od niedokrwienia. To kotwica ciągnąca cię w dół. Idziesz w nieznane. Za niedługo przekonasz się, czy mroczna paszcza jest już otwarta czy dopiero się otworzy przed tobą.
Co najlepsze, masz klucz w ręku. Klucz do zdjęcia tej kotwicy. Klucz do wolności i nabrania ratującego cię przed śmiercią wdechu. Jest błyszczący, elegancki i miły w dotyku. Można powiedzieć, że jest dopasowany do twojej ręki albo że zrobiony pod ciebie.
Jesteś głęboko. Za głęboko. Twoje odwlekanie ratowania siebie skutkuje twoją zgubą. Klucz nie ma już znaczenia, bo swoją użyteczność miał jeszcze parę chwil temu jak mogłeś cokolwiek zmienić w swojej sytuacji i zacząć od nowa. Jakakolwiek z twoich decyzji nie ma już znaczenia, bo jest już za późno na nią i na ciebie.
Wyrzucasz klucz. Opada na dno wolniej od ciebie. Waży mniej, ale nadal świeci i błyszczy jasno jak poranne słońce. Promienie światła już tutaj nie sięgają i otacza cię zimna ciemność.
Zamykasz oczy. Nawet to nie ma już znaczenia. Ciągle widzisz tę samą, przytłaczającą czerń. Cokolwiek teraz zrobisz nie będzie to miało wpływu na nic. Odpuść i czekaj na nieuniknione. Niech zalewająca twoje płuca woda wyprze z nich ostatnie bąbelki powietrza. Niech ból da ci to, czego tak bardzo chciałeś.
Nikogo przy tobie nie ma. Zostałeś sam. Sam w tej okrutnej sytuacji.
Sam tu wskoczyłeś — nie było nikogo za tobą, kto wrzuciłby cię do niej czy nawet chciałby tego dla ciebie. To twoja indywidualna tragedia. Sam wybrałeś dla siebie karę, której wcale nie potrzebowałeś. Sam to sobie zrobiłeś.
I
oto
są
tego
konsekwencje.
Upadłeś na samo dno.
I tam pozostaniesz.




