Samuraj, lampa i czerwona wstążka
ocena: +6+x

W szklanym oku kamery numer 24B leniwie przesunęło się odbicie ciągnących się po horyzont piaszczystych wydm. Miejscami spomiędzy piasku przezierały kupki gruzu i przeżarte czasem metalowe szczątki w różnym stanie rozpadu. Odbicie zatrzymało się na chwilę, po czym majaczące w oddali góry zaczęły falować w przeciwnym kierunku, kiedy kamera zakończyła swój obrót i ruszyła w drogę powrotną. W pewnym momencie w obiektywie pojawiła się ledwo wyzierająca spomiędzy piasku kamera 24A. Już dawno straciła możliwość ruchu, kiedy podczas jednej z burz piaskowych uderzył ją porzucony magazynek pistoletowy. Od tego czasu może jedynie obserwować wystający wysoko ponad piasek szary i obszerny kloc. Wygląda na wykonany z betonu. W rzeczywistości to materiał znacznie trwalszy, który przeżył niegdyś liczne okoliczne zabudowania. Jednak nie pozostał nienaruszony. Stare metalowe drzwi, jedyny element wyróżniający się z monotonnej bryły, ledwie wystają ponad piasek i smętnie skrzypią poruszane wiatrem, a przywiązana do klamki czerwona wstążka wtóruje im swoim łopotem. Wokół wejścia można dostrzec dawno porzucone samochody, nieco nowsze skutery dostosowane do jazdy na piasku, powoli zżerane rdzą fantazyjne pojazdy, a nawet resztki zwierząt przywiązanych tu na swoją zgubę. Oglądając ten obrazek trudno się domyślić, że niegdyś prowadziły do nich kilkunastometrowe schody, a pojazdy parkowały w wyznaczonych strefach poniżej.

Senną monotonię przerwał alarm kamery 24B, która wykryła nietypowy ruch. W oddali, na tle gór, majaczyła niewyraźna czarna plama, która zdawała się zbliżać w stronę szarej budowli. 24B utkwiła swoje spojrzenie w tajemniczym obiekcie. Pomimo maksymalnego przybliżenia dopiero po chwili udało się jej zarejestrować, że obiekt ma ludzką sylwetkę. Wraz z przybliżaniem się go do kamery stało się jasne, że ma na sobie długą zakrywającą ciało szatę i owiniętą szczelnie twarz. Kiedy był już prawie przy budowli dało się dostrzec, że na oczy nałożone ma niebieskie gogle, a u pasa kołysał mu się podłużny i wąski przedmiot. W końcu dotarł pod kamerę 24 B i spojrzał w obiektyw. Trwał chwilę w bezruchu, po czym ruszył dalej, wychodząc z jej pola widzenia. Odtąd obserwacja przybysza należała do kamery 24A. 24A spokojnie patrzyła, jak przybysz przechodzi obok zapadłych w piasku pojazdów, kładąc rękę na podłużnym przedmiocie przeczepionym do pasa. Po ich minięciu zbliżył się do drzwi i ostrożnie chwycił łopocącą, czerwoną wstążkę. Przyglądał się jej przez chwilę, po czym delikatnie ją puścił, zwracają szarpiącemu nią wiatrowi. Następnie wolno pchnął drzwi, które otworzyły się z przeciągłym skrzypnięciem. Z powodu różnicy naświetlenia, dla steranego oka kamery 24A wnętrze budowli zalewała nieprzenikniona czerń. Przybysz ruszył i rozpłynął się w mroku, pozostawiając kamery 24A i B ich codziennej samotności.


Cień przybysza odznaczał się na długim, świetlistym prostokącie ciągnącym się od otwartych drzwi, który wdzierał się we wszechogarniającą pomieszczenie ciemność. Cień zaczął rosnąć, a puste pomieszczenie wypełnił stukot. Ukryte i niewidoczne dla przybysza kamery wewnętrzne gorączkowo szukały źródła niewystępującego dotąd dźwięku. Jak się okazało były nim drewniane sandały na nogach przybysza. Krok za krokiem, wydawały charakterystyczny odgłos, kiedy stykały się z kamienną posadzką. Krok, stukot, krok, stukot, krok, stukot i cisza. Sandały zatrzymały się na granicy świetlistego prostokąta i gęstego mroku. Trwały tak niepewnie przez chwilę, z lekka się przesuwając, jakby badały teren. Nie dane było przekonać się co planowały uczynić, ponieważ pomieszczenie wypełniło się elektrycznym brzęczeniem lamp. Jedna za drugą, zapalały się, rozciągając pod sobą świetlne baldachimy, okrywające mrok. Niestety, czasy, gdy wspólnymi siłami rozświetlały ponure wnętrze budowli, dawno przeminęły. Jedynie nieliczne z nich pozostały wciąż na posterunku, zachowując sprawność. Przez to bardziej niż rozświetlać ciemności, tworzyły świetliste obszary łączące podłoże z sufitem niczym kolumny z pewnością obróconych już w proch starożytnych świątyń. Przybysz nieruchomo obserwował całe zajście. Następnie ostrożnie ruszył przed siebie. Znajdował się w rozległym holu, z którego wyposażenia nie zostało nic poza metalowymi stelażami kanap i biurek, a także powyginanymi, obrotowymi bramkami, przewiązanymi czerwoną wstążką, próbującymi bronić dostępu do rozległego korytarza. Na lewej i prawej ścianie można było dostrzec tonące w półmroku drzwi. Przybysz jednak albo ich nie dostrzegł, albo zignorował, ponieważ konsekwentnie zmierzał w stronę korytarza. Zwinnie przecisnął się pomiędzy powyginanymi prętami i podążył w głąb budynku. Idąc, przystawał od czasu do czasu, by przyjrzeć się pozostawionym na ścianach znakom, których znaczenia zapewne nikt już nie pamiętał. W szczególności jego uwagę przyciągnął krótki patyk w czerwonym kole przekreślonym ukośną kreską. Być może przywodził mu na myśl noszony przy pasie przedmiot. Przybysz dotarł do małego pomieszczenia. Podłoże w całości zasłane było drobno tłuczonym szkłem, a gdzieniegdzie sterczały metalowe pręty, noszące ślady działania żrących substancji. Ciągnęły się na nich także długie i głębokie rysy. Między odłamkami szkła można było dostrzec pozostałości drzwi. W tym miejscu korytarz rozgałęział się na prawo i lewo.

Przybysz przykucnął i pochylił się nad szkłem. Następnie spojrzał w lewo i uniósł się, ruszając w tę stronę. Kamery przybliżyły obserwowany przez zamaskowanego osobnika obszar. Dzięki temu mogły dostrzec, czemu wybrał ten kierunek. W lewo biegły ślady łap, odciśnięte w sypkim szkle.

Przez kilka minut przemierzał pusty korytarz równym krokiem, podążając za resztkami tłuczonego szkła. W ten sposób dotarł do kolejnego rozwidlenia, gdzie ślad się urywał. Przybysz nie miał jednak czasu na zastanowienie, ponieważ od razu dał się słyszeć odgłos metalu ciągniętego po kamiennej posadzce. Podążył w stronę, z której dobiegał dźwięk i po niedługim marszu dotarł do kolejnego dużego holu. Wychylił się ostrożnie zza rogu. Całe pomieszczenie zasłane było metalowymi szczątkami, wśród których można było rozpoznać pozostałości krzeseł, metalowych słupków czy szafek. Pośród tego wszystkiego, pomiędzy słupami światła rzucanymi przez działające lampy, przemieszczały się stworzenia kroczące na sześciu, ciężkich łapach wyrastających z podłużnego korpusu, wyglądem przypominającego dżdżownicę. Ich przód dawało się odróżnić od tyłu przede wszystkim dzięki wystającym oczom, kształtem podobnym do kocich uszu i licznymi, ostrymi zębami w otworze gębowym. Podobnie i łapy miały zakończone pazurami niczym szable. Na widok stworzeń przybysz ostrożnie się cofnął, rozglądając się. Wokół holu ciągnęły się rzędy identycznych, prostych metalowych drzwi. Spośród nich wyróżniały się jedne, do których klamki została przywiązana czerwona wstążka, wręcz prowokująca swoim jaskrawym kolorem, wybijającym się z otaczającej ją szarości. Zwisająca spokojnie, dokładnie na wprost od tajemniczego gościa, po drugiej stronie metalowych szczątków i krążących między nimi stworów. Przyciągnęła uwagę przybysza, który ostrożnie ruszył w jej stronę. Dotarł do najdalej wysuniętej kupy złomu, w pobliżu której nie kręcił się akurat żaden stwór. Następnie przebiegł do kolejnej, unikając snopów światła bijących od lamp i zachowując dystans od bestii. Z każdym kolejnym przebytym metrem stawało się to coraz trudniejsze i wyglądało na to, że spotkanie przybysza z dziwacznymi potworami jest nieuniknione. Przynajmniej, dopóki nie zatrzymał się, kiedy na prawo od niego zaczęło migać jedno ze świateł, wiszące dokładnie nad niewyróżniającymi się niczym drzwi.

Przybysz przypatrzył się mrugającemu światłu. Po czym podjął przerwany marsz, tylko po to by znów zatrzymała go natarczywie mrugająca lampa. Czyniła to na tyle intensywnie, że pomieszczenie wypełniło się ledwo słyszalnym brzęczeniem. Stworzenia wokół zdawały się ignorować to wydarzenie. Być może były przyczajone do dziwnych zachowań oświetlenia. Przystanął i obracał głowę to w stronę natarczywie migoczącej lampy to w stronę stworzeń i znajdujących się za nimi drzwi z czerwoną wstążką. W końcu podjął decyzję. Na drodze do lampy nie włóczyły się żadne stworzenia, dlatego po minucie był już przy niej. Kiedy tylko się tam znalazł, lampa momentalnie się uspokoiła. W spokojnym świetle wyraźnie widać było szare, metalowe drzwi z oderwaną klamką. Pod nimi, wśród metalicznego pyłu, z bliskiej odległości można było dostrzec resztki czerwonego materiału. Podróżnik pchnął drzwi ręką, a te ustąpiły bezdźwięcznie. Widoczny za nimi pokój oświetlało jedynie światło lampy, wpadające przez otwarte drzwi, które wyłowiło z ciemności ławkę oraz kilka metalowych, podłużnych i wysokich szafek. Do jednej z nich została przywiązana czerwona wstążka. Pozostała część pomieszczenia tonęła w mroku.

Przybysz wszedł do środka. Z ciemności rzuciło się na niego jedno ze stworzeń. Zamigotała katana, którą okazał się podłużny przedmiot u jego boku. Rozległ się szybki świst powietrza. Szczęk i przytłumiony warkot. Odgłosy szurania drewna o kamienną posadzkę i głuchego uderzenia w ścianę. Napierające stworzenie, zagryzające ostre zęby na ułożonym w poprzek ostrzu katany. Przybysz przyparty do muru, próbujący utrzymać blok. Powoli słabnący upór. Uginające się ręce. Stworzenie zaczęło machać przednimi kończynami. Pysk i pazury zbliżające się do bezradnego człowieka. Zerwały gogle z jego twarzy, odsłaniając skośne oczy. Co dziwne w oczach nie widać było strachu, a determinację. Daremną wobec silnych kończyn stwora. Spomiędzy zębów zaczęła wyciekać zielona maź. W kontakcie z ostrzem substancja syczała i parowała. Rozległo się elektryczne buczenie. Stworzenie cofnęło się oślepione lampą zapaloną tuż przed jego oczami. Wpadło na ławkę za sobą bezwiednie machając pyskiem. Rozpryskiwało wokół siebie zielone kropelki. Szybki skok człowieka. Ostrze z mlaskiem zagłębiło się w mięso. Krótki bieg i cisza. Przybysz przystanął lekko pochylony, z kataną w wyciągniętej ręce. Stworzenie stało przez chwilę nieruchomo za jego plecami, po czym przewróciło się na bok. Jego górna połowa delikatnie się zsunęła, idealnie odcięta od reszty. Wypłynęło z niego trochę wnętrzności i zielno-czerwony płyn, który parował w kontakcie z posadzką. Wszystko ucichło.

Przybysz, a może raczej samuraj sądząc po broni i umiejętnościach, strzepnął resztki stworzenia z miecza i schował go do pochwy. Obrócił się i spojrzał na miejsce walki. Lampa, która go uratowała, wciąż paliła się za truchłem bestii. Była to podłużna lampa, zamocowana na ścianie. Wyglądało na to, że wisiała tuż nad głową przypartego do muru przybysza, a wystające oczy napierającego stworzenia znajdowały się na jej wysokości. Lampa rzucała mocne światło wprost na podróżnika i resztę pomieszczenia za nim, tak że musiał zmrużyć oczy i odwrócić wzrok. Oprócz kolejnych szafek i ławki, uwidoczniło się metalowe biurko na jego przeciwległym końcu. A przynajmniej jego połowa, której końce pokryte były zieloną substancją, powoli rozpuszczającą metal. Prawdopodobnie tym było zajęte stworzenie, gdy samuraj wszedł do pokoju.

Podróżnik znów się odwrócił, podszedł i obejrzał uważnie lampę. Nie dopatrzył się chyba niczego interesującego, ponieważ szybko przeniósł swoje zainteresowanie na szafkę. I wyróżniającą ją czerwoną wstążkę. Otworzył skrzypiące drzwiczki. Była pusta, nie licząc starannie ułożonego na samym dole pliku kartek, związanego czerwona wstążką. Przybysz uniósł drobno zadrukowane dokumenty, dzięki czemu oko kamery mogło im się lepiej przyjrzeć. Im dłużej przeglądał zapiski, tym bardziej stawało się jasne, że był to raport na temat krążących tu stworzeń. Sądząc po ruchach oczu, przybysz nie znał starego języka, w którym je zapisano. Nie wydaje się też, by mógł zdawać sobie sprawę, na czym je zapisano. Zresztą pewnie, nawet kiedy spisywano te dokumenty, większość ludzi nie miała odstępu do tak trwałych nośników słowa pisanego. Na szczęście dla samuraja na te zapomnienie teksty, w kluczowych punktach, zostały naniesione znacznie nowsze obrazki. Przy fragmencie wspominającym, że stworzenie można łatwo oślepić, widniały wykonane czerwonym pisakiem podobizna jednego ze stworzeń oraz odwzorowanie jego oka. Pod tym znajdowało się coś na kształt równania. Stwór plus kilka podłużnych kresek bijących od kuli z kreseczkami wokół niej, równa się przekreślone oko stworzenia i uśmiechnięta buźka obok. Stwór plus przekreślona kula równa się oko stworzenia i smutna buźka obok. Z kolei przy fragmencie opisującym zwyczaje żywieniowe narysowano podobiznę stworzenia, wypluwającą z pyska strugi czegoś zielonego i tonącego w tym ludzika. Obok widniała trupia czaszka i smutna buźka. Przybysz skończył studiowanie dokumentów. Ponownie obwiązał je czerwoną wstążką, odłożył delikatnie do szafki i zamknął drzwiczki. Wrócił do głównego holu i przypatrzył się stworzeniom.

Nie zaniepokoiła ich stoczona walka. Wszystkie zgromadziły się wokół kup złomu. Część polewała je zieloną substancją wypływającą z ich pysków. W kontakcie z metalem substancja ta głośno syczała i dymiła, a sam metal powoli się rozpuszczał. Rozpuszczony metal zamieniał się w płyn, który szybko wypijały pozostałe stworzenia. Po paru minutach następowała zamiana ról i pijące osobniki zaczynały pluć substancją, a dotychczas plujące – pić. Nie zwracały uwagi na przybysza, ale jeśli planował dotrzeć do drzwi z czerwoną wstążką, nie mógł tego zrobić inaczej niż przechodząc blisko nich.

Samuraj wyciągnął katanę i obrócił ją w ręku. Po jej ostrzu przebiegł refleks świtała i odbiły się skupione, skośne oczy.

Przybysz bezgłośnie ruszył przed siebie, co było zadziwiające zważywszy na jego drewniane sandały. Minął pierwszą kupę metalu bez wzbudzania uwagi stworzeń. Podobnie drugą, trzecią i czwartą. Przesuwał się bezszelestnie, kryjąc w mroku między snopami światła. Kiedy od drzwi dzieliły go już tylko dwie sterty złomu, z jednej z minionych kup stoczył się kawałek częściowo stopionej rurki. Jedno ze stworzeń rzuciło się za nim i wtedy dostrzegło samuraja. Nie czekając na reakcję bestii, rzucił się do biegu. Donośny stukot drewnianych sandałów wypełnił pomieszczenie. Natychmiast zmieniła się też jego strategia. Przybysz sunął od jednego snopu światła do drugiego. Najbliższe z posilających się stworzeń zdążyły jedynie unieść głowę znad metalu, kiedy zostały oślepione precyzyjnie wymierzonymi refleksami światła odbitymi od katany. Samuraj minął kupę. Stworzenia z ostatniej hałdy próbowały zagrodzić mu drogę, podczas gdy pozostałe rzuciły się w jego stronę. Samuraj szybko powtórzył poprzedni manewr, przeskoczył nad oślepionymi stworami i dopadł do drzwi z czerwoną wstążką. Pchnął je, ale nie ustąpiły. Tymczasem nieoślepione stwory dzieliły od przybysza dwie kupy metalu. Podróżnik spróbował pociągnąć drzwi do siebie. Stworzenia w tym czasie minęły ostatnią kupę i rzuciły się na samuraja. Tylko po to, by spotkać się z drzwiami zamkniętymi im tuż przed pyskami.


Kiedy stworzenia wśród jęków i pisków siłą bezwładności wpadały na drzwi i siebie nawzajem, przybysz szybko odzyskiwał oddech po drugiej stronie. Ściągnął z głowy chustę, którą miał przesłoniętą twarz. Być może przeszkadzała mu oddychać, a kiedy dostrzegł, że powoli wyżerają ją zielone plamy, odrzucił ją na bok. Dzięki temu kamery mogły po raz pierwszy dokonać dokładnego profilowania twarzy przybysza. Nie miała wielu elementów charakterystycznych. Przybysz był młodym Azjatą, o kwadratowej szczęce, ostro zakończonym nosie i czarnych włosach, spiętych w kok na czubku głowy.

Czujnie rozejrzał się po pustym i jasno oświetlonym korytarzu, w którym się znalazł. Spojrzał na lampę, po czym z wahaniem w głosie powiedział:

- Nazywam się Jack. Czy mnie rozumiesz?

Jedyną odpowiedzią na jego pytanie było monotonne buczenie lamp. Mimo to spróbował ponownie:

- Rozumiesz mnie? – podniósł najpierw jeden, potem drugi palec – Jedno migniecie światła na tak, dwa na nie.

Ledwo skończył mówić, a najbliżej znajdująca się lampa zgasła i szybko zapaliła ponownie.

- Czy to… – Jack zastanowił się przez chwilę, jakby szukał odpowiedniego słowa – Czy pomogłeś mi dostać się tutaj?

Świtało znów mignęło twierdząco w odpowiedzi.

- Dziękuję – uśmiechnął się do lampy – Jest tu więcej takich bestii?

Świtało przecząco zapaliło się i zgasło dwa razy. Samuraj schował do pochwy miecz, który do tej pory trzymał w ręce.

- Kobieta z pobliskiej, górskiej wioski opowiedziała mi legendę o połączeniu z przeszłością, które ma się tutaj znajdować – zaczął Jack przyklękając przed lampą – Jeśli jest tutaj, proszę wskaż mi drogę szlachetna istoto. Muszę wrócić do odległej przeszłości, by zniszczyć demona Aku, nim jego plugawe zło rozpanoszy się po świecie.

Lampa mrugnęła pojedynczo. Następnie wszystkie światła w korytarzu, na lewo od przybysza zgasły. Światła na prawo pozostały zapalone, a gdy samuraj się wahał, światło na końcu korytarza zamrugało jakby na zachętę. Podróżnik ruszył we wskazanym kierunku, a gdy dotarł do końca korytarza, okazało się, że miejsce stanowi labirynt z licznymi odnogami. Nie spełniało to wymogów bezpieczeństwa pożarowego, ale było celowym zabiegiem projektantów, mającym na celu by nikt i nic niepożądanego nie mogło łatwo wejść ani wyjść. Na szczęście dla samuraja drogę wskazywały mu migające światła. Jednak im bardziej się zagłębiał, tym mniej ich działało, przepalone przed wiekami gwałtownym skokiem napięcia. Momentami musiał z daleka wypatrywać migoczącej w mroku lampy, wskazującej mu drogę. Jack szedł w milczeniu dłuższy kawałek, mijając biurka, toalety, pokoje konferencyjne, stołówki i inne tego typu pomieszczenia. Przestrzeń ta nie wyróżniała się niczym niezwykłym, pomijając liczny nieporządek. Wiele komputerów miało spalone ekrany, dokumenty walały się bezwładnie po podłodze, część biurek została powywracana, a w okolicach jadalni na stołach leżały porzucone posiłki i porozwalana żywność. Gdzieniegdzie spokojnie rosły zielone, niedawno podlewane rośliny. Wyglądało to tak, jakby zajmujący to miejsce ludzie opuścili je przed chwilą w wielkim pośpiechu. Nawet jeśli samuraj wiedział, że nie powinno to być możliwe, bo miejsce było opustoszałe od pradawnych czasów, nie dawał po sobie poznać, by robiło to na nim jakiekolwiek wrażenie. Jego oblicze pozostawało niewzruszone, a spojrzenie skupione. Kiedy dotarł do jednej z lepiej oświetlonych części, mijając toaletę, obok której leżała rozsypana zawartość damskiej torebki, odezwał się:

- Kobieta, która opowiedziała mi legendę, miała brata, który dawno temu ruszył odnaleźć to połączenie – zaczął – Nigdy nie wrócił, a kobieta przez lata bezskutecznie najmowała łowców nagród i każdego, kto się zgodził, by go odszukali.

Na chwile kamienne spojrzenie samuraja przyjęło zatroskany wyraz:

- Zanim wyruszył, pod naciskiem siostry, brat obiecał, że będzie znaczył swoją drogę czerwonymi wstążkami. Czy ten, kto porozwieszał czerwone wstążki wciąż tutaj – przy tych słowach Jack zrobił pauzę – przebywa?

Światło zamigało twierdząco nad dystrybutorem z wodą, w którego baniaku znajdował się zastygnięty bąbel powietrza, przecinający wodę. Stał obok szczelnie zamkniętych stalowych drzwi z napisem „Ochrona”.

Po otrzymaniu tej odpowiedzi Jack zamilkł, a jego twarz ponownie przybrała skupiony wyraz. Być może dlatego, że dotarł do drzwi oznaczonych czerwoną wstążką. A być może nie chciał zadać kolejnego pytania będącego logiczną konsekwencją otrzymanej odpowiedzi.

Pod drzwiami leżał plik dokumentów przewiązany czerwoną wstążką. Znów był to starodawny raport opisujący jedno z chowanych tutaj niebezpieczeństw, opatrzony znacznie nowszymi rysunkami. Obok tekstu informującego, że obiekt nie widzi, ale silnie reaguje na dźwięki, umieszczono coś na kształt diabłów reprezentowanych przez ludzi z rogami, a obok nich ucho w kole z trzema strzałkami wskazującymi na nie, przy którym widniało przekreślone oko i smutna buźka. Poniżej zamieszczono wizerunek normalnego ludzika i przyległy do niego rysunek przekreślonych ust oraz uśmiechniętą buźkę. Po przejrzeniu raportu, a raczej obrazków na nim umieszczonych, Jack zapytał:

- Czy za tymi drzwiami jest coś groźnego, co przyciągają dźwięki?

Jedna z lamp zamigotała na potwierdzenie z cichym brzęczeniem.

- Czy reagują na ciebie? – zapytał, wskazując na brzęczącą lampę. Kiedy uzyskał twierdzącą odpowiedź, dodał – Czyli jeśli będziesz próbował wskazać mi drogę, ściągniesz to w moim kierunku.

Ciężko było stwierdzić czy to twierdzenie, czy pytanie, ale lampa i tak zamigotała twierdząco.

Jack zamyślił się, opierając podbródek o rękę. Następnie spojrzał na rzędy zapalonych świateł, które w tym miejscu licznie się zachowały. Otworzył szerzej oczy i szybko zapytał:

- Możesz wskazać mi drogę tutaj, oddając ją światłem? Wskazać jak iść na rozstajach?

Całe oświetlenie zgasło w jednej chwili. Jack czekał w zupełnej, przeciągłej ciszy i nieprzeniknionym mroku. Z cichym brzęczeniem zapaliła się lampa pośrodku. Następnie lampa po lewej. Po prawej. I znów po prawej. Po lewej. I dwie lampy pośrodku.

- A więc na rozstajach mam iść: prosto, lewo, prawo, prawo, lewo, prosto i prosto?

Wszystkie palące się lampy jednocześnie zamrugały na potwierdzenie. Jack schylił się i zdjął drewniane sandały. Następnie przywiązał je do pasa tak by nie mogły obijać się o siebie. Zrobił kilka kroków bosymi stopami po posadzce. Samuraj spojrzał na lampy i skinął głową w podzięce. Ostrożnie otworzył drzwi, bezdźwięcznie przeszedł przez nie i równie cicho zamknął je za sobą.


Bezszelestnie sunął wskazaną trasą. Ta część budynku różniła się od poprzedniej. Nie było tu toalet, biurek czy dystrybutorów z wodą. Jedyne co Jack od czasu do czasu mijał to ciężkie stalowe wrota oznaczone nic niemówiącymi cyframi. Pomimo że większość drzwi była otworzona lub zniszczona na rozmaite sposoby, nie miał jak dostrzec ich wnętrza. Mrok niemal doszczętnie otulał korytarze, przerywany jedynie pasami światła ocalałych lamp, na których granicy falowała ciemność. Pochłaniała wszystko do tego stopnia, że umiejscowione tu kamery dostrzegały podróżnika jedynie, kiedy przechodził przez oświetlone fragmenty, odsłaniające spękane kafelki ułożone na podłodze i ścianach. Nie wyglądały estetycznie, zwłaszcza, że ich dawna biel mocno już zaczerniała, ale i w lepszych czasach kojarzyły się bardziej z basenem niż czymś poważnym. Za to łatwo się czyściły, co kiedyś było bardzo przydatne. Teraz stopy samuraja, pokrywały się czarnym pyłem z każdym krokiem. Po pierwszym skręcie w lewo w ich wykonaniu wśród mroku rozległo się ciężkie westchnięcie. Samuraj wyszedł na pas światła i rozejrzał się czujnie. Westchnięcie nie mogło należeć do niego. Z powagą na twarzy ruszył dalej w mrok. Po minięciu kolejnego rozwidlenia w ciemności rozległ się cichy, kobiecy szloch. I znów, kiedy Jack wyszedł na światło, niczego wokół niego nie było widać. Sytuacja powtórzyła się za następnym skrętem w prawo, gdzie cały korytarz wypełniały odgłosy szurania o kafelki. Samuraj pokonał ostatni skręt w lewo, od którego droga powinna być już prosta i wkroczył w pas jasności. Z tego miejsca wyraźnie było słychać liczne westchnienia, płacz i szepty, a w oddali widoczna była kolejna, tym razem duża plama światła, która z perspektyw kamery najbliższej samuraja wyglądała na podziurawioną ciemnymi punktami. Jack znów bezgłośnie zagłębił się w mrok.

Po dłuższej chwili wyłonił się pod zadziwiającym skupiskiem działających lamp. Jak się okazało, punkty były ludźmi. A przynajmniej czymś o ludzkich kształtach, całkowicie czarnych, wręcz ociekających ciemnością. Pod tym względem były identyczne. Różniły się jednak wzrostem, budową ciała, niektóre nie miały wszystkich kończyn. Dało się też odróżnić męskie i kobiece rysy sylwetek. Miały także ludzkie twarze, całkowicie obciągnięte czernią, włącznie z gałkami, wyglądające jakby ktoś naciągnął na nie ciasny worek. Jack bezdźwięcznie ruszył między istoty, które tłumie oblegały oświetlony plac. Omijał je z widocznym skupieniem. Krążyły wokół szurając nogami i mamrocząc pod nosem. Przypominało to zatłoczoną stację metra w godzinach szczytu, o ile takie porównania mają jeszcze sens. Szczególnie dużo istot zgromadziło się na środku jasnej plamy. Jack próbował przemieszczać się po jej obrzeżach, gdzie istot było mniej.

- To coś dużego. Wrócę później – zaszlochała istota o kobiecych kształtach, wyłaniając się, wręcz wynurzając z mroku tak, że z trudem jej uniknął.

- Za tydzień dadzą coś lepszego – westchnął męski stwór przechodzący tuż za nim.

Samuraj parł przed siebie i dotarł do punktu, z którego powinien być widoczny kraniec korytarza i znajdujące się tam drzwi z małą szybką za którą, po drugiej stronie, zwisała czerwona wstążka. Była dobrze widoczna w świetle, które przedzierało się przez szkło i rozmywało mrok pod drzwiami. I istotnie Jack musiał ją dostrzec, ponieważ nagle przyspieszył kroku, wciąż przemieszczając się bezszelestnie. Szybko znalazł się w połowie plamy. W tym miejscu światło było na tyle silne, że uwidaczniało kolejne poległe drzwi, tym razem stopione od środka i ocalały numer 1273, wymalowany na ścianie obok. Z wnętrza dobiegał dziwny odgłos, który najwyraźniej zainteresował samuraja. Przystanął i nachylił się przez zniszczone wrota. Za nimi dało się dostrzec przeźroczysty bęben od pralki wielkości kilku kontenerów, z mniejszym bębnem w środku. Kiedyś dumnie obracające się, na potężnych wirnikach, leżały smętnie na boku, z licznymi poszarpanymi dziurami, których boki ostro sterczały na zewnątrz. W środku kilkanaście stworzeń zbiorowo uderzało głowami o ściany, wydając odgłos podobny do bicia o pustą metalową beczkę. W geście zaskoczenia samuraj otworzył szerzej oczy, po czym odwrócił się i dostrzegł, że bicie musiało zagłuszyć mu inne odgłosy. Takie jak szuranie kilkunastu stóp, które ruszyły ze środka jasnej plamy w jego stronę. Jack próbował szybko i cicho się oddalić, ale z mroku wyłoniły się nagle kolejne istoty. Były od niego na wyciągniecie ręki.

- Jutro wyjdę wcześniej – zawył okryty mrokiem mężczyzna będący najbliżej; Niech tylko doczekam emerytury – zachlipała ciemna kobieta; Muszę iść, umówiłam się – dodała inna chowając twarz w dłoniach; Obiecał, Co ma mi się nie udać, Wrócę w mig, Czeka, araz będ, arzę odkąd byłem taki mał, jest, coś, obiec, miał, marze, cel, kol, umó, jes, u….

Szlochy, jęki, zawodzenia zalały samuraja wraz ze zgarbionymi sylwetkami, z których część okładała się po głowie, inne próbowały wydrapać sobie oczy, a inne po prostu szły chwiejnie przed siebie. Pierwsze wrażenie okazało się mylne. Nie ignorowały one Jacka, tylko aktywnie go wymijały, unikając choćby najdrobniejszej kolizji. Zarazem wyglądało to tak, jakby nie dostrzegały, że stoi tuż przy nich. Choć manewrowały, tak by na niego nie wpaść ani na chwilę nie przerywały tego, co mówiły, robiły czy w jakikolwiek inny sposób, prócz wymijania, reagowały na jego obecność. Bezwiednie omijały Jacka, jakby był zwykłą przeszkodą na drodze. Zmieszany samuraj wyprostował się z pozy, którą przyjął gotów do walki. Ze zdziwieniem obserwował mijające go istoty. Zrobił mały, bezdźwięczny krok do przodu, a istoty odpowiednio zmieniły trasę, by na niego nie wpaść. Zrobił kolejny krok, a otaczający go czarny tłum znów się rozstąpił. W końcu grupa się przerzedziła. Część zatonęła w mrok, a inne oddaliły się do środka. Jack powiódł za nimi wzrokiem i między ciemnymi ciałami dostrzegł na chwilę czerwoną wstążkę.

Na ten widok przybysz ruszył w ślad za sunącymi w tę stronę istotami. To jego wina – wydobyło się z ciemnego zgromadzenia, kiedy samuraj się nieco przybliżył – Naprawi to – odparł drżący kobiecy głos, To było jego zadanie, głupie ostrze – wściekły bas poniósł się ponad czarnymi głowami.

- Czemu nie dostrzegł, że się przetarło – rozbrzmiał smutny, dziecięcy głos, a po chwili niska istota przeszła obok Jacka, który stał tuż za plecami zgromadzonych bytów.

Choć żaden z nich się nie odwrócił, powoli rozsunęły się na boki tuż przed samurajem, kiedy spróbował się przybliżyć. Dlatego nic nie stało między nim, a wstążką tkwiącą w ręku wysokiej istoty, o damskiej sylwetce, która z nadzieją w głosie powiedziała – Archiwum go poprowadzi – Kiedy to mówiła, obserwująca zajście kamera na sekundę zanotowała zmianę tonacji barwy jej ciała, a nawet sugerowała pojawienie się niebieskiego odcienia w miejscu oka. Kamera była jednak sterana zbyt długą służbą. Skoki odczytów nie były w jej przypadku niczym niezwykłym. Kobieca istota zaczęła wychodzić z tłumu, puszczając wstążkę, która delikatnie opadła na przewróconą opancerzoną skrzynię, do której kółka została przywiązana. Skrzynia leżała na boku, wśród szczątków kafelków porozbijanych wokół. Wstążka nie przestała falować, gdy w jej stronę wyciągnęły się liczne, mroczne ręce.

Sunęły bardzo ospale i nie sposób było stwierdzić, czy rywalizowały o dostęp do wstążki, czy miały jakiś system. W końcu wstążka znalazła się w silnym, męskim uścisku, a niski głos zaczął mówić: To jego dziedzi - przerwał mu odgłos kafelka, który niespodziewanie pękł pod stopą Jacka, kiedy ten próbował przyjrzeć się sejfowi. Oblicza bardzo powoli zwróciły się w stronę źródła dźwięku.

Samuraj nie czekał na rozwój wydarzeń. Wysokim skokiem wybił się ponad tłum, odbił na rękach za nim i wylądował na nogach na granicy światła i mroku, wyciągając miecz gotów na starcie. Tyle, że istoty nie wydawały się gotowe. Powoli zwracały się w stronę Jacka, ale ich ruchy były ociężałe i powolne. Wyglądało to, jakby robiły to bardziej z powinności niż chęci. Mimo to samuraj nie spuszczał ich z oka i wtedy wyraz jego twarzy wskazał, że coś poczuł. Spojrzał w dół, trochę za siebie, na swoją rękę, która lekko schowała się w mroku. Coś wciągało ją w ciemność. Jack silnie pociągnął ręką do siebie, jednocześnie machając mieczem w ciemność, próbując trafić, cokolwiek go trzymało. Miecz przeleciał bez napotykania jakiegokolwiek oporu. Przybysz cofnął się i spojrzał na swoją rękę. Była czarna. Pokryta ciemną, lepką substancją ciągnącą się od niej do mroku. Potrząsnął ręką, a wydzielenia zsunęła się z niej na podłogę i zaczęła cofać się w stronę mroku. Szybko zamachnął kataną i spróbował ją przebić. Rozległ się charakterystyczny dźwięk tłuczonej ceramiki, a kafelki pod spodem pękły. Ciemność, która oblepiła jego rękę dalej sunęła do swego źródła, przechodząc przez miecz jakby była tylko cieniem. Bo tym właśnie była. Mrokiem zalewającym to miejsce, a który Jack na swoje nieszczęście wzbudził.

Ciemność zaczęła falować, to wyciągając swoje macki w głąb plamy światła, to gwałtownie je cofając, jakby coś ją sparzyło. Jednocześnie mroczne istoty wciąż zmierzały w stronę Jacka. Kiedy ten szybko się przemieścił, obiegając je, ociężale zwracały się w ślad za nim. Samuraj krążył po plamie, próbując manewrować między tłumem na środku oświetlonego fragmentu podłogi a ciemnością. I właśnie z tej nieprzeniknionej czerni wychynęły liczne czarne ręce. Pochwyciły go na kilka sekund, po których uwolnił się z ich uchwytu bez większych problemów. Chwyt był na tle słaby, że przybysz musiał jedynie delikatnie szarpnąć, by się z niego uwolnić. Szurając stopami, istoty wyszły z ciemności i podążyły za nim. Niewidoczna dla nich kamera z zacięciem śledziła ten paralityczny pościg. Wysportowany młody mężczyzna z łatwością wymijał niemrawy tłum. Mogłoby to trwać jeszcze długo, gdyby nie to, że ścigających wciąż przybywało. Plama światła ciemniała z minuty na minutę. W końcu istot było na tyle, że momentami były w stanie zbliżyć się do samuraja. Kiedy im się udawało, próbowały go wypchnąć lub zaciągnąć poza światło. A dokładniej rzecz biorąc, bardziej kładły się na nim lub z trudem unosiły jego rękę. Była to armia bez krztyny życia, ale nie bez szans zważywszy, że dała radę zająć już niemal całą świetlistą oazę.

Jack musiał zdawać sobie sprawę, że niedługo pod lampami zabraknie miejsca. Spojrzał w stronę drzwi z czerwoną wstęgą po drugiej stronie szyby. Żeby się tam dostać, musiał pokonać jeszcze dwa rozwidlenia, nad którymi paliły się stare lampy. Między nimi rozpościerał się gęstniejący mrok. Samuraj szybkim ruchem powalił napierające na niego istoty i ruszył biegiem w stronę krańca korytarza. W tej samej chwili istoty coraz liczniej wyłaniały się z ciemności. Odtrącając wyciągnięte do niego ręce i odpychając napierające ciała, przebijał się dalej nie zwalniając. W końcu dotarł do krawędzi światła, wybił się i zanurzył w mroku. Oko samotnej kamery biernie obserwowało, jak całą przestrzeń pod zmęczonymi lampami pokryły czarne ciała.

Jack po kilku chwilach wynurzył się na pierwszym, oświetlonym rozwidleniu. Sunął w powietrzu. Oblepiały go długie na metr pasy mroku, które łopotały za nim niczym wstążki, topniejąc w świetle. Nie tracąc rozpędu, wylądował na oświetlanym pasie podłogi, odbił się i znów wskoczył w ciemność. Chwile potem mrok na granicy drugiego skrzyżowania zafalował i oderwał się od niego czarny bąbel i spadł z mlaskiem na podłogę pod jarzącym się oświetleniem. Z bąbla natychmiast wyrwał się w powietrze przybysz. Ciemne pnącza próbujące go utrzymać nie wytrzymały siły rozpędu i puściły. Jack po raz ostatni zanurkował w nieprzeniknioną czerń, pozostawiając za sobą topniejącą grudę.

Kamera wytrwale obserwowała wstążkę zawieszoną przed szybką, za która widać było jedynie kawałek podłogi, który z ciemności wyławiała jasność, bijąca z korytarza hojnie wyposażonego w źródła światła. Była gotowa na widok Jacka. Zamiast tego niezmiennie oglądała zwisający bez życia kawałek materiału. Martwy jak wszystko wokół. Kamera wytrwale patrzyła. Mijały długie, powolne minuty, a zarazem nic się nie zmieniało. Wstążka ożyła, rozwarły się drzwi. Mroczna istota plackiem padła na podłogę i zaczęła pełznąć przed siebie. Do tułowia była zanurzona w mroku, który ciągnął się za nią przez rozświetlony fragment podłogi za drzwiami aż do ciemnej, wściekle wijącej się ściany. Mrok na istocie zaczął bulgotać, rozpuszczając się. Powoli wycofywał się do swego matecznika. W miarę postępu jego odwrotu najpierw odsłoniły się nogi mrocznej istoty, później zaciśnięta na jej kostce ręka, a później głowa trzymającego ją kolejnego czarnego bytu. Pierwsza istota podniosła głowę tak, że kamera mogła ją dokładnie obejrzeć. Twarz Jacka, jedyny niezakryty mrokiem fragment jego ciała, natychmiast została powiązana z wcześniej wykonanym profilem. Samuraj wyszarpał z mroku swoją katanę i odciął trzymającą go dłoń. Istota przyjęła to bez słowa skargi. W przeciwieństwie do mroku, który nastroszył się niczym kot. W szybkim tempie zsunął się z przybysza, pociągnął za sobą istotę bez ręki i scalił ze swoją główną częścią, nie pozostawiając żadnego śladu.

Jack położył się na plecach, ciężko oddychając z kataną leżącą u jego boku. Po kilku minutach uniósł się powoli i spojrzał na swoją nogę. Wokół kostki miał zaciśniętą odciętą, bladą ludzką rękę, z której kapała czerwona krew. Po raz pierwszy na obliczu samuraja pojawił się strach z domieszką zdziwienia. Rzucił się do ręki, chwycił ją i spróbował ją oderwać. Nie puściła. Ponowił próbę. Znów bezskutecznie. Wyciągnął obie ręce i chwycił zaciśnięte, trupie place. Z wyraźnym wysiłkiem rozgiął je, odsunął od kostki i odrzucił na bok. Ze smutkiem w oczach spojrzał w stronę mroku za wciąż otwartymi drzwiami. Pozbawiony ofiary uspokoił się na nowo i czekał. Jack sięgnął do uwiązanych u pasa drewnianych sandałów. Odwiązał je, obejrzał i powoli założył. Następnie podniósł się, jednocześnie chwytając leżący na podłodze miecz. Wyprostował się i ruszył w stronę przyczajonego mroku. Zatrzymał się przy przejściu i oparł rękę na otwartych drzwiach. Mrok natychmiastowo zareagował, gromadząc się na wysokości głowy samuraja, gotowy by wystrzelić. Samuraj z hukiem zamknął drzwi. Nierażona ciemność cierpliwie czekała po drugiej stronie.

Jack schował broń i zwrócił się do lampy:

- Dużo dzieli mnie od połączenia z przeszłością?

Jedno krótkie migniecie. Potem drugie. Nie.

- A czy brat kobiety… ten, kto rozwiesił czerwone wstążki – poprawił się, wskazując na materiał przymocowany do wystającej śruby w drzwiach – też jest niedaleko?

Krótkie migniecie, odpowiedziało mu twierdząco.

Prowadź, proszę – odparł, nie precyzując, gdzie dokładnie. Nie mógł zdawać sobie z tego sprawy, ale w rzeczy samej nie miało już znaczenia, gdzie chciał iść. Światło na prawym końcu korytarza zamigotało i samuraj ruszył we wskazanym kierunku.


Spokojnym krokiem przemierzał doskonale oświetlone przestrzenie. Rozglądał się uważnie, ale po dłuższej chwili spokoju ciekawość wzięła nad nim górę. Z zainteresowaniem oglądał precyzyjnie porozstawianą aparaturę. Podziwiał swoje oblicze odbite w jednym z przyrządów laboratorium chemicznego. Z uwagą oglądał taniec kolorowych lampek, kiedy przechodził przez serwerownie. Ze zdziwieniem obserwował ramię automatycznego skanera, które raz za razem skanowało umieszczoną pod nim próbkę, a ekran obok wyświetlał komunikat: „Nowy skan: skan zgodnie z harmonogramem.” Powyżej widniała data i godzina. Dokładnie 7:10. Być może przemierzanie tych sterylnie czystych, uporządkowanych i na swój sposób pięknych sal było czymś fascynującym dla Jacka. Niewątpliwie sekcja miała swój urok, zwłaszcza w porównaniu z bałaganem w reszcie budynku. Jednak nie długo było kamerom dane obserwować jego pogodne oblicze. Dawna powaga powróciła na nie, jak tylko dostrzegł brunatną plamę, tkwiąca na środku wypastowanej podłogi jednego z pomieszczeń. Pochylił się nad nią i potarł palcami. Nie zostawiła na nich żadnych śladów ani się nie rozmazała. Tak jakby zespoliła się z podłożem.

Samuraj uniósł się i ruszył dalej, wychodząc na korytarz, tak jak prowadziły go lampy. Na jego twarzy malowało się coraz większe zaniepokojenie. Mijał kolejne plamy. Najpierw dwie, potem siedem, dwanaście aż w końcu było ich zbyt wiele by liczyć. Sale, korytarze, a nawet co większe elementy wyposażenia – wszystko było pokrytym cętkowanym wzorem. Migająca lampa wprowadziła go do ciasnego, podłużnego pomieszczenia. Niemal w całości wypełniały je jednolicie niebieskie bloki szerokości biurka, sięgające przybyszowi do pasa. Na ich płaskich szczytach znajdowało się po szesnaście kwadratowych otworów, na których dnie wystawały złociste przyłącza. Po dwa bloki po bokach i jeden dokładnie naprzeciw wejścia. Jedyny wyróżniający się. W jego skrajnie lewy otwór, w samym rogu, wetknięta była czarna kostka z małym zielonym ekranikiem, który nic nie wyświetlał. Pomieszczenie wyróżniały jeszcze dwa szczegóły. Miało tylko jedno wejście, to którym wszedł samuraj. A także na podłodze, ścianach oraz suficie nie było widać nic prócz jednostajnego, brunatnego odcienia. Jack rozejrzał się niespokojnie.

- Chyba się pomyliłeś – rzucił w stronę lampy - To ślepy zaułek.

Lampa umieszczona nad blokiem z samotną kostką natarczywie zamrugała. Samuraj podszedł i przyjrzał się nieufnie sześcianowi.

- Chcesz żebym to zabrał?

Oświetlenie zamigotało twierdząco. Przybysz odwrócił się i ponownie omiótł wzorkiem pomieszczenie.

- Najpierw rozejrzę się w pobliżu – odparł, kierując się do wyjścia.

Ciemność zalała Jacka. Brzęcząc, paliła się tylko lampa zawieszona nad kostką. Zwrócił się do niej:

- Muszę odnaleźć połączenie do przeszłości.

Cienie raz za razem pojawiały się i znikały podczas szybkiego migotania światła. Samuraj z ociąganiem podszedł do kostki, uniósł ręce i zapytał:

- Potrzebuję tego do łącza z przeszłością?

Ciemność. Światło. Tak.

Jack delikatnie położył dłonie na sześcianie. Zacisnął palce. Uniósł. Kostka wyszła gładko z otworu. Rozległo się ciche pyknięcie. Ekran mignął na zielono, odgrywając krótką melodyjkę. Rozległ się brzęk lamp. Światło obmyło samuraja z kwadratowym blokiem w ręku, stojącego przed niebieskim postumentem z szesnastoma identycznymi, pustymi otworami. W środku widać było niebieskie przyłącza. Niebieskie były też ściany, podłoga oraz sufit. Jak wszystko w bijącym zewsząd świetle. Jego źródłem nie było miejscowe oświetlenie, które okazało się zbyt słabe i także pokrył je błękit.

- Witajcie – powiedział samuraj do otaczających go, półprzeźroczystych ludzi, od których bił blask zalewający wszystko wokół – To wy mnie prowadziliście?

Posępne oblicza bez słowa wpatrywały się w Jacka. Spróbował podejść do stojącej najbliżej kobiety, w podziurawionym kitlu laboratoryjnym, poszarpanej spódnicy i połamanymi okularami wystającymi z gardła. W odpowiedzi na jego próbę cofnęła się. Przybysz spróbował raz jeszcze, wyciągając rękę. Z tym samym skutkiem. Kobieta stała teraz częściowo zatopiona w ścianie.

- Jeśli to wy mnie prowadziliście dajcie jakiś znak - zwrócił się ponownie do kilkunastu zgromadzonych w pomieszczeniu postaci. Nie doczekawszy się odpowiedzi, ruszył do wyjścia. Eteryczni obserwatorzy obracali się za nim, nie spuszczając go z oka.

Wrócił na korytarz także zlany błękitem i rozejrzał się z widoczną dezorientacją. Postacie unosiły się w miejscach, gdzie wcześniej widniały bordowe plamy. Samuraj spojrzał na sufit, ale i tu światła lamp nie dało się dostrzec. Samuraj rzucił się biegiem w stronę istot, które odsuwały się od niego, a on cały czas obserwował sufit. Naparł na opancerzoną postać z karabinem wbitym w głowę, następnie na kobietę z siatką na głowie i ręką przebitą chochlą. Dalej odgonił starszego pana ze swetrem zaciśniętym na szyi oraz wybałuszonymi oczami i w końcu młodą dziewczynę owiniętą w podłużne szaty, na których wyszyto ptaka i z dziurą w miejscu gardła. Najwyraźniej Jack próbował wepchnąć duchy lub czymkolwiek były te istoty w ścianę, by móc dostrzec światło lamp, ale gdy tylko się oddalał, natychmiast wracały na dawne miejsca. Jack obejrzał się i stanął, uspokajając oddech. Być może dotarło do niego, że była to istna walka z wiatrakami. Wbił spojrzenie w błękitną, półprzeźroczystą dziewczynę, którą próbował odpędzić. Przyglądał się jej przez chwilę po czym otworzył szerzej oczy i ruszył w jej stronę:

- Znam ten strój. Jesteś z wioski z pobliskich gór – Jack stanął widząc, że odsuwa się od niego – Małgosia Rębacz, z twojej wioski, poprosiła mnie, bym znalazł jej brata. Józefa. Jeśli jest tutaj, proszę, wskaż mi drogę do niego. Siostra bardzo za nim tęskni.

Dziewczyna nagle podskoczyła jakby wybudziła się z koszmaru. Beznamiętne dotąd spojrzenie zaczęło panicznie latać na wszystkie strony. Chwyciła się za gardło. Jej usta szybko się poruszały, pierś gwałtownie unosiła się i opadała jakby desperacko próbowała złapać oddech. Wyglądało, że próbowała krzyczeć, ale żaden dźwięk nie wydobył się z jej ust. Wyciągnęła rękę w stronę samuraja.

- Wybacz, jeśli Cię krzywdzę – próbował powoli podejść, jednocześnie wyciągając kilka kartek – Siostra dała mi list dla Józefa. Wybacza mu. Wybaczyła nim wyruszył.

Dziewczyna znieruchomiała. Wpatrywała się w list. Jej oczy drżały. Usta poruszały się bezdźwięcznie. Jack zbliżał się coraz bardziej, w jednej ręce trzymając kostkę i wyciągając przed siebie drugą, z listem. Dziewczyna upadła na kolana i spojrzała na samuraja.

- Proszę – powiedział Jack, przyklękając – Małgosia musi wiedzieć co z Józefem, póki czas.

Dziewczyna poruszała ustami, ale nie było słychać jej głosu. Próbowała gestykulować rękami, lecz samuraj nie był w stanie jej zrozumieć. Następnie spróbowała pisać palcem po podłodze. Nie zostawiała żadnych śladów. Jack wyciągną mały kawałek węgla i podał go dziewczynie. Chciwie zacisnęła na nim palce, które nie napotkawszy żadnego oporu, przeleciały przez niego. W jej oczach odmalowała się desperacja. Spojrzała na swoją drżącą dłoń i wbiła ją w dziurę w gardle. Do oczu napłynęły jej łzy, a twarz wykrzywił ból. Obróciła rękę zanurzoną w ranie i szeroko rozwarła usta w niemym krzyku. W końcu wyciągnęła rękę, a ciemnoniebieskie krople skapnęły na podłogę. Jack z trwogą na twarzy obserwował sapiącą dziewczynę z wyciągniętą ręką pokrytą ciemnym błękitem. Dłoń skierowała się ku podłodze i wysunięty palec wymalował ciemnoniebieskie litery:

- P R Z Y S Z Ł A?

- Małgosia? – spytał zmieszany Jack – Nie. Powiedziała, że zabrania jej dawna obietnica.

- D O B R Z E. N I E W O L N O. Z A M A Ł A.

- Proszę, Józef tu jest?

- Z A M A Ł A. M Ó J M Ą Ż. Z N A J D Ę. J A. S A M A.

- Znalazłaś? Józef tu jest? Małgosia musi wiedzieć – Jack próbował być bardziej stanowczy.

- Z A M A Ł A. G R O Ź N E. JA. Z M I A TA J. D O R O D Z I C Ó W.

- Józef… - zaczął Jack, ale przerwał widząc, że dziewczyna już go nie słucha.

- G Ł U P I. G Ł U P I E A R C H I W U M. G Ł U P I A.

- Przestań. Spójrz na mnie! – krzyknął, próbując potrząsnąć dziewczyną, ale jego ręka natrafiła na pustkę. Twarz dziewczyny wyrażała bezgraniczne skupienie. Ze zmarszczonym czołem pisała po podłodze. Kiedy całkowicie wytarła dłoń, ponownie zagłębiła ją w ranie, nie odrywając spojrzenia.

- P R Z O D E K. S Ł U Ź B I S T A. B R O Ń B R A Ć. N I E P A P I E R Y. CO B E Z S Z A C U N K U. G R A T Y. N A W E T N I E P A L Ą. T R A C I S Z C Z A S. W Y W A L. W I E D Z A P R Z E G R A N Y C H. N I E P O M O Ż E. P R Z E S Z Ł O Ś Ć. Ś M I E R Ć. D U R E Ń. K O C H A M.

Ostatnie słowo dziewczyna zapisała, kiedy w akcie desperacji Jack podsunął jej przed twarz trzymane w ręku papiery.

- K O C H A. JA. O N A. O N.

- Małgosia bardzo tęskni za bratem – powiedział, widząc reakcje.

- W Y B A C Z A. O N A. J A. K O C H A M Y.

Dziewczyna oderwała spojrzenie od kartki i przeniosła je na swoją dłoń. Następnie na napisy wymalowane na podłodze. Obserwowała to z wyraźnym zdziwieniem. Jack otworzył usta by coś powiedzieć, ale dziewczyna zafalowała i między jedną klatką kamery, a drugą zastąpił ją mężczyzna odziany w skórzany kombinezon. Do pasa miał przywiązane wstążki. Samuraj nie mógł widzieć jego twarzy, ponieważ w przeciwieństwie do dziewczyny mężczyzna stał. W efekcie klęczący przybysz wpatrywał się w jego kolana. Jack uniósł się i spojrzał w obojętną twarz zarośniętego, błękitnego mężczyzny z worami pod oczami. Na piersi miał wszytego takiego samego ptaka jak dziewczyna, którą zastąpił. Na plecach nosił duży, ciężki plecak z wieloma zamkami i kieszeniami. Jedna z nich była rozpięta i można było dostrzec wystające arkusze papieru. Samuraj stał tak blisko, że gdyby mężczyzna oddychał, byłby w stanie wyczuć jego oddech. Mimo to nie cofnął się i ze spokojem zapytał:

- Nazywasz się Józef Rębacz?

Mężczyzna skinął głową.

- Mam dla ciebie list od siostry – powiedział, wyciągając w jego stronę zapisane kartki.

Mężczyzna skierował na nie wzrok, ale nie spróbował ich schwycić. Jack to zauważył i zamiast tego cofnął się trochę i uniósł je tak, by mężczyzna mógł bez problemu je przeczytać. Trwali przez chwilę w milczeniu. Spojrzenie Józefa było utkwione w liście, ale jego oczy się nie poruszały. Najwyraźniej dostrzegł to i samuraj, który postanowił się odezwać:

- Twoja siostra nie ma Ci za złe nogi. Nie miała od samego początku. Kazała przekazać, że miała doskonałe życie – mówił, przesuwając rękę, tak by widzieć Józefa – Nowa ozdoba, jak to ujęła, zafascynowała ją do tego stopnia, że jako nastolatka sama zaczęła takie robić. Została uczennicą najbardziej znanego rzemieślnika w krainie. Później sama takim została. W swoim warsztacie poznała męża. Stworzyli szczęśliwą rodzinę. Ma chmarę wesołych wnucząt.

Na ostatnie słowa Jack się uśmiechnął. Być może miał okazję je poznać.

- Jej sztuczne kończyny są pożądane. Na starość wróciła do rodzinnej wioski. Nawet tam do niej zjeżdżają. W wiosce bardzo ją szanują. Zrobiła wiele dobrego – oblicze Józefa pozostało kamienne. Mimo to Jack kontynuował – Boli ją tylko, że nigdy nie mogła ci tego pokazać. Zawsze o Tobie pamiętała. Boi się, że odejdzie zanim będzie mogła ci przekazać jak bardzo cię kocha.

Po niewzruszonej twarzy mężczyzny popłynęły ciemnoniebieskie łzy. Przez chwilę gromadziły się na brodzie, by w końcu scalić się na jej końcu i ciężko opaść na posadzkę. Ciemne krople, jedna za drugą znaczyły podłogę. Zaczęły rozmazywać napisy pozostawione przez dziewczynę. Choć wydawało się, że powinno być ich na to zbyt mało, kamera wyraźnie zarejestrowała, że pozostawiły tylko jeden napis: K O C H A M Y.

Józef sięgnął do plecaka. Kiedy Jack chciał opuścić rękę z listem, powstrzymał go gestem. Plecak ciężko, choć bezdźwięcznie, opadł na podłoże. Grzebiąc w nim, mężczyzna nachylił się, uwidaczniając rozległą dziurę na plechach. Znalazłszy to czego szukał, wyprostował się z kartką w jednej ręce i czymś przypominającym stalówkę w drugiej. Wyczytał coś na nieczytelnym dla kamery, błękitnym arkuszu i przybliżył stalówkę do listu. Spojrzał jeszcze raz na dokument, poprawił chwyt, a samuraj rozwarł oczy w zdumieniu. Atrament, którym zapisano siostrzany list ożył i zaczął płynąć po powierzchni kartki. Najpierw słowa „Kochany bracie” rozprostowały się tak jakby ktoś pociągnął nitkę w hafcie, a później na nowo ułożyły w „Kochana siostro, najdroższa Małgosiu”. Dalsze akapity poszły w ich ślady. Słowo za słowem, zdanie po zdaniu pisały całkiem nowy list. Nie minęło dużo czasu i został ukończony. Józef ze łzami w oczach spojrzał na Jacka. Na jego twarzy malował się trudny do odczytania wyraz. Z jednej strony wyglądał jakby zaraz miał wybuchnąć płaczem, z drugiej jakby wielki ciężar właśnie spadł z jego serca. Samuraj wpatrywał się w niego bez słowa. Uśmiechnął się ze zrozumieniem. Spojrzał na nowe pismo, które trzymał w ręku. Skinął głową w stronę Józefa. I wtedy otoczenie przybrało normalny wygląd, który gwarantuje tylko chłodne światło lampy elektrycznej. W miejscu, gdzie stał mężczyzna widniała jedynie bordowa plama. Jack schował list i uniósł na wysokość oczu czarny sześcian z wyświetlaczem. Rozejrzał się. W pasie szerokim mniej więcej na metr, w którym się znajdował, powróciło normalne oświetlenie. Dalsze odcinki korytarza dalej tonęły w jasnym błękicie bijącym od stojących tam postaci. Z daleka wbijały swoje spojrzenia w samuraja. Zwrócił się w stronę jedynej widocznej lampy:

- Jesteś taki jak oni?

Lampa zaprzeczyła.

- Wciąż możesz doprowadzić mnie do połączenia z przeszłością?

Tak – odmrugała lampa.

- Kieruj, proszę.

Rozległo się elektryczne brzęczenie lampy. We wszechogarniającym błękicie nie dało się dostrzec, która lampa je wydała. Jack nie próbował.

- Jeszcze raz – powiedział klęcząc, z pochyloną głową i zamkniętymi oczami. Nasłuchując.

Ponownie rozległo się brzęczenie lampy. Podniósł się i ruszył we wskazanym kierunku. Kiedy dotarł do najbliższego rozwidlenia, przystanął i nasłuchiwał obmyty błękitną poświatą. Eteryczni obserwatorzy przyglądali się temu wszystkiemu w milczeniu. Po kilku zakrętach oko kamery wyłapało normalnie oświetloną przestrzeń na końcu korytarza. Samuraj podążył tam i wkrótce zostawił za sobą ostatniego, błękitnego widza. Za zakrętem, po prawej, zamigotało światło. Jack udał się tam i wszedł prosto w stertę czarnych kostek. Pęknięte ekrany, rozłupane powłoki, kable i elektronika. Dziesiątki zniszczonych kostek zaścielało podłogę. Samuraj lekko uniósł głowę jakby chciał o coś zapytać, ale najwyraźniej zrezygnował. Nie musiał. Był na miejscu. Podszedł do drzwi, rozsypując na boki cybernetyczne szczątki. Chwycił za klamkę i wtedy na przeciwległym krańcu korytarza rozbłysła niebieska ściana. Maksymalnie zaciemniając obraz, kamera wyłapała setki twarzy, dłoni i innych kończyn. Wykrzywione oblicza. Rozwarte usta. Zaciśnięte pięści. I ogłuszający harmider niezliczonych głosów. Wszystko to pędziło w stronę Jacka. Szybko pociągnął drzwi. Uchyliły się lekko, tworząc szczelinę między nimi a framugą, po czym utknęły. Szarpnął ponownie. Drzwi nie ustąpiły. Ściana się zbliżała, krzyk narastał. Wyglądało na to, że każdy wykrzykiwał co innego, ale głosy zlewały się ze sobą i nie dało się rozpoznać słów. Samuraj wyciągnął miecz i wsadził go w szczelinę. Z widocznym wysiłkiem pchnął, próbując otworzyć drzwi na zasadzie dźwigni. Nieprzenikniony błękit i paplanina, przez którą nie mógł przebić się żaden dźwięk, zalały kamerę obserwującą zajście.


Po kilku przeciągle długich sekundach uruchomiła się dawno nieużywana kamera po drugiej stronie drzwi. Pierwszym co zobaczyła, był róg, w którym ściany stykały się z sufitem. Rozpoczęła powolny obrót. Długie, czarne pnącza, obwijające się wokół sprzętów ustawionych w pokoju, przesuwały się przed jej obiektywem. Im bliżej było środka pomieszczenia, tym większą gęstwinę tworzyły. Oko kamery dotarło do centralnego punktu, gdzie pod sufitem, wszystkie zbijały się w jeden pień. Kamera obniżyła obiektyw i dostrzegła Jacka opierającego się o zamknięte drzwi. Z zawiasów sterczały czarne sznury łączące się dalej z grubszą lianą. Samuraj przyjrzał się czarnym pędom wokół siebie. Momentalnie jego oblicze przybrało srogi wyraz.

Aku! – zakrzyknął i natychmiast odskoczył, by uniknąć pnączy kończących się szpikulcami, które nagle ożyły i próbowały go przebić. Chybiwszy celu ich końcówki rozpłaszczyły się na drzwiach. Jednocześnie Jack ciął je, opadając. Ucięte fragmenty zniknęły, a reszta szybko cofnęła się do głównego pnia. Przybysz rzucił się w ślad za nimi.

Czarne liany zaczęły się wić. Wystrzeliwały cieńsze, ostro zakończone odnogi. Samuraj zwinnie manewrował między nimi, nie dając się nadziać, w razie potrzeby odcinając dzierżonym w jednej ręce mieczem grubsze pnącza blokujące mu drogę i jednocześnie uważając na trzymaną w drugiej dłoni kostkę. W mgnieniu oka znalazł się przy głównym konarze. Skoczył, by uniknąć grubych lian, które wybiły się w jego stronę. Opadając, w ułamku sekundy uniósł miecz nad głowę i z wielkim rozpędem wbił go w główne skupisko czarnej masy. Czarne liany zafalowały i zaczęły się zwijać. Odplątując pomieszczenie, odsłoniły najpierw ekrany rozwieszone na ścianach, potem szafki na dokumenty, serwery i inne urządzenia. W następnej kolejności widoczne stały się liczne telefony, a nawet telegraf wyglądający na sprawny. W geście desperacji czarny pień zaczął się trząść i zgrubiać, próbując zrzucić Jacka, który w odpowiedzi wbił ostrze jeszcze głębiej. Czarne liny cofały się dalej. Uwidoczniło się biurko, na którym stały komputer, telefon biurowy bez przycisków, ramka ze zdjęciem, papiery i przybory do pisania. W końcu uwolniony został siedzący na obrotowym fotelu szkielet, trzymający kubek, do którego wycofały się ciemne niedobitki. Pozbawione oparcia oraz pod wpływem naporu katany palce ułamały się i kubek opadł na fotel, między nogi kościotrupa. W końcu ciemna substancja całkowicie zniknęła ze swojego ostatniego bastionu. Wszystko ucichło. Jack stał samotnie z ostrzem broni utkwionym w białym, ceramicznym naczyniu. Uniósł miecz. Pozbawiony nacisku fotel delikatnie się podniósł. To wystarczyło, aby stare kości, których nic już nie spajało, rozsypały się. Wciąż trzymając wyciągnięty miecz, samuraj omiótł wzorkiem oczyszczone biuro.

- Gdzie łącze z przeszłością? – zapytał jedną z lamp.

W odpowiedzi świtało zamigotało nad niebieskim piedestałem, stojącym obok biurka. Przypominał blok, z którego Jack zabrał kostkę tyle, że był znacznie mniejszy i miał tylko jeden otwór. Przybysz przyjrzał się wystającemu na dnie dziury przyłączu. Rzucił w stronę lampy wyrażające niepewność spojrzenie i wetknął czarny sześcian we wskazane miejsce. Umiejscowiony na nim ekran zaświecił się na zielono i odegrał krótką melodyjkę. Światło zamigotało bezpośrednio nad biurkiem. Samuraj podszedł do niego i pochylił się. Zerknął pytająco na lampę i wyciągnął rękę nad komputer. Dwa mignięcia na nie. Przesunął dłoń nad ramkę. Światła znów zamigotały przecząco. Przyjrzał się bałaganowi na biurku i zawiesił rękę nad telefonem. Jedno mrugniecie lampy. To to.

Samuraj chwycił aparat i uniósł. Z wyglądu był to zwyczajny telefon biurowy z głośniczkiem do rozmów głośnomówiących z jedynym wyróżnikiem w postaci braku przycisków. Mimo to Jack zdawał się nie rozpoznawać urządzenia. Najpierw próbował pociągnąć wychodzący z urządzenia kabel, który nikł gdzieś pod biurkiem. Następie zaczął obracać aparat na wszystkie strony. Kiedy obrócił go do góry nogami, słuchawka spadła, a z głośnika popłynął sygnał połączenia. Przybysz odłożył telefon na biurko. Wciąż przypatrywał mu się ze zdziwieniem, kiedy wetknięty obok biurka sześcian odegrał muzykę, a na ekranie pojawił się pasek ładowania.

- Halo? – z głośnika telefonu popłynął męski głos – Kto taaam?

- Nazywam się Jack – samuraj przyklęknął szybko przed biurkiem – Muszę…

- Ok, ok, wiem – przerwał mu głos – Dane już napływają.

Dezorientacja odmalowała się na twarzy Jacka. Spojrzał w stronę lampy, a tymczasem głos kontynuował:

- No, nie spieszyliście się. Dobra, daj mi minutę – dało się słyszeć szuranie kółek fotela o podłogę. Rozległy się dźwięki wciskanych w oddali przycisków, a po chwili popłynęły przytłumione słowa:

- Cześć, Henryk z tej strony. Eryka, zajmijcie się tym waszym PL-1273. Grozi nam wyciek. Od tego ciągłego wirowania złącza wam się zaraz rozszczelnią – na chwilę zapadła cisza – Katastrofalnie-pilne. Wiesz, że inne sprawy do mnie nie trafiają – ponownie krótka pauza – No właśnie. Dobra, dane mi lecą na łączu. Dzięki, trzymają się. Też pozdrawiam.

Znów rozległy się odległe dźwięki i szuranie, które po chwili zastąpił wyraźny, głos mężczyzny:

- Niby wie, kto dzwoni, a ta się pyta, czy pilne, bo ma wizytę u okulisty. Oj, Eryka… – rozmówca się zaśmiał – Słowo daję, nie wiem jak ona tutaj dała radę wytrwać tyle lat. A ta kawa! Od tak dawna ubiegałem się o ekspres do biura. „Po co Heniu. Nie zabije Cię jak weźmiesz sobie rano po drodze.” – kontynuował wywód, wyraźnie kogoś przedrzeźniając – No właśnie kłopot w tym, że zabije. No cóż, może teraz znajdą parę wolnych groszy w budżecie.

- Nie rozumiem – Jack w końcu zdołał przerwać monolog płynący z głośnika – Proszę, potrzebuję połączenia z przeszłością. Muszę wrócić do przeszłości i zniszczyć demona Aku nim jego zło splugawi świat.

- Słucham? – w głosie rozmówcy wybrzmiało zmieszanie – O czym ty gadasz? Nie jesteś z… no wiesz, od nas?

Z głośnika popłynęło szybkie stukanie w klawiaturę.

- Ups… Nie jesteś. Zdecydowanie nie jesteś – w głosie mężczyzny dało się słyszeć zakłopotanie – Wie Pan, znaczy wiesz… Jakby to ująć. Co spodziewałeś się znaleźć?

- Drogę do przeszłości – odparł Jack – Żebym mógł dokończyć, co zacząłem i uwolnić świat od Aku.

- Tak, tak właśnie myślałem. Mówiłeś, że nazywasz się Jack?

- Tak.

- Widzisz Jack… to jest w pewnym sensie droga do przeszłości, ale – mężczyzna zawahał się po ostatnim słowie – można nią przenieść tylko to, co nadaje się do przesyłania kablem telefonicznym.

- Nie mogę z niego skorzystać?

- Ok, ok. Czyli nie wiesz co to telefon. W porządku. Musiałeś sporo przejść. Koniec świata jaki znamy, demoniczne sługi, te sprawy. Widywałem lepsze dane – mężczyzna wziął oddech – Słuchaj Jack. Tym łączem można przesłać do przeszłości tylko głos. No i informacje jak odpowiednio pomajstrujesz. Ile było zabawy, żebyśmy uzyskali rozsądną prędkość łącza. A propos, dzięki za wetkniecie kostki pamięci do portu.

Jack milczał, prawdopodobnie przyswajając liczne informacje. Rozmówca musiał się zorientować, że przesadził, bo poprawił się:

- Wybacz. Najprościej rzecz ujmując, nie możesz nigdzie się wybrać.

- To, co teraz będzie? – zapytał samuraj z rozczarowaniem w głosie.

- Dla ciebie? Pewnie nic. Jak tylko skończymy połą… znaczy rozmowę, utworzy się nowa linia czasu, niezależna od twojej.

Czarny sześcian puścił wesołą melodię, a ekran wyświetlił napis „Zakończono”.

- O wilku mowa – podsumował to płynący z głośnika głos – Transfer zakończony. To co… chyba i my będziemy kończyć?

- Zaczekaj – powiedział smutno samuraj – Nie możesz wskazać mi drogi do jakiegoś innego portalu?

- No nie za bardzo. Tak na dobrą sprawę nie powinienem w ogóle nic ci mówić, ale potrzebowałem utrzymać połączenie aż przesyłanie się zakończy… – w głosie rozbrzmiewało wyraźne zakłopotanie – No i chyba należało ci się, bo na dobrą sprawę nas ocaliłeś. No, ale jeśli wypaplam coś więcej to szef urwie mi głowę. Już narzeka, że za dużo gadam. Jak się nad tym zastanowić to może ma trochę racji.

- Proszę. Od tego zależy cała przyszłość tego świata.

- Wybacz Jack. Naprawdę nie mogę – głos był wyraźnie zmieszany – Dobra, ja będę kończył. Jeszcze raz dzięki za pomoc. Powodzenia z niszczeniem zła i w życiu ogółem… Cześć!

Rozległ się dźwięk odkładanej słuchawki, a potem przeciągły sygnał. Samuraj wpatrywał się nieruchomo w telefon, a dudnienie trwało. W końcu uniósł rękę, chwycił słuchawkę i odłożył na miejsce. Zapadła cisza.

-Wiedziałeś? – zapytał, nie patrząc na lampę.

Tak – światło zamigało twierdząco.

Jack sięgnął i wyciągnął list otrzymany od Józefa. Wpatrywał się w niego przez chwilę, ale nie czytał. Jego oczy pozostawały nieruchome. W końcu podniósł spojrzenie do lampy i powiedział:

- Wyprowadź mnie stąd.

Światło posłusznie wskazało mu drogę. Kamery uważnie obserwowały samuraja. Wyglądał na gotowego, by ponownie zmierzyć się z przebytymi trudnościami, ale po jego walce przy łączu w budynku coś się zmieniło. W końcu nadszedł czas odejścia dla poległych w tym miejscu. Nigdzie nie było widać niebieskich postaci czy bordowych plam. Jack bezproblemowo przebył znajome pomieszczenia, przeszedł obok ramienia skanera spokojnie spoczywającego po skończeniu zaplanowanej pracy i dotarł do drzwi wyjściowych z sekcji. Przed przejściem zdjął sandały, przywiązał je do pasa, wyciągnął miecz i bezgłośnie wkroczył w ciemność. Tyle, że nie był to mrok, z którym mierzył się wcześniej. Tamten, wszechogarniający i przytłaczający, rozmył się zgodnie ze swoją naturą wraz z nastaniem świtu. To był zwykły brak światła, w którym kamery mogły bez przeszkód śledzić całą trasę Jacka. Ciemne postacie zmieniły się w niegroźne cienie na ścianach i podłogach, dobrze widoczne w oświetlonych miejscach pod działającymi lampami. W pewnym momencie wędrówki napięta dotąd postawa przybysza rozluźniła się. I znów nie niepokojony przeszedł przez drzwi, za którymi na powrót nałożył drewniane sandały. Oporu nie stawiły mu nawet stworzenia, z którymi mierzył się po wejściu do budynku. Z dużych dziur, których krańce sterczały na zewnątrz, niewidocznych wcześniej z powodu niekończącej się nocy za nimi, do budynku wdzierały się ostre promienie słońca oświetlające kupy częściowo stopionego złomu. Wrażliwe oczy stworzeń najwyraźniej nie mogły znieść takiego natężenia oświetlenia i bestie uciekły, szukając ciemnych zakamarków, w których mogłyby się skryć.

Jack opuścił budynek. Pod czujnym spojrzeniem kamery 24A przeszedł obok pozostałości środków lokomocji. Niedługo potem znalazł się w polu widzenia kamery 24 B. Odwrócił się w stronę budowli i pomachał wyciągniętą ręką, z listem w dłoni. Wbrew możliwym przewidywaniom jego oblicze było łagodne tak jakby w trakcie marszu powrotnego uszło z niego całe rozczarowanie. Pogodnie żegnał się z miejscem, które tak go doświadczyło. Za chwilę miał zakończyć to pożegnanie, odwrócić się i odejść, powoli niknąc wśród wydm.


Ale tego nie chcę już oglądać, zatrzymam nagranie tutaj. Widziałem je już pięć razy i wciąż ta myśl nie daje mi spokoju. Stalowe drzwi z napisem ochrona i stojący obok baniak z wodą, w której utkwiło powietrze. Zawsze takie same, ilekroć wyświetlam je na ekranie. Chociaż tak jakby bąbel powietrza trochę się przesunął. Wydaje mi się? Tyle razem je widziałem, że chyba nie. Ponoć gadanie do siebie to oznaka szaleństwa, ale w mojej sytuacji…

No właśnie, co by było gdym kazał Jackowi otworzyć te stalowe drzwi? Usmażyłoby go bardzo wysokie napięcie, które 1273 podpiął pod nie. A nawet gdyby tego uniknął, to co by pomyślał po wejściu do środka? Co by zrobił z tkwiącym w fotelu mężczyzną, z grubym kablem wbitym w pierś i setką cieńszych powtykanych w oczy, kończyny i wiele innych miejsc, o których wolę sobie nie przypominać. Nieruchomy jak kłoda, nie mogący choćby mrugnąć. Moja wspaniała „nagroda” od tysiąc dwieście siedemdziesiątki trójki, za chwilę nieuwagi. Rozproszenie się we właściwym momencie. Wszczęcie alarmu zbyt późno. Był tak „łaskawy”, że podpiął mnie do sieci, żebym mógł zmieniać obraz między kamerami i dokładnie obejrzeć wszystkie jego wyczyny. Daremne próby zamknięcia go na nowo. Jego zabawy przy pomocy innych anomalii. No i ten jego uśmiech, kiedy odchodził znudzony. Okropność.

Tyle prób by to naprawić. Beznadziejnych. No bo co mogę? Zmienić obraz na ekranie? Pomrugać światłami? To i tak chyba więcej niż planował 1273. Coś musiało mu się źle podpiąć. Dziwnie tak czuć lampy jako część własnego ciała. Ale to nadal za mało. Sam nie wiem czemu zostawił łącze nietknięte. Musiał wiedzieć, ile znaczy, skoro pozostawił swoją część by go pilnowała. Mógł je zniszczyć. Chciał mnie dręczyć? Liczył, że ściągnie naiwniaków i desperatów? Cóż, udało mu się osiągnąć obydwa.

I nawet nie mogłem liczyć, że wszystko wokół w końcu rozleci się w proch. Co on dokładnie zrobił? Zatrzymał czas? Nie wiem. Od tego wydarzenia ciągle tkwiłem w tej przeklętej nocy. Kilka minut przed świtem. Idealne warunki dla pewnych anomalii. Pułapka dla zamarłych, których ostatnia godzina nigdy nie mogła wybić. Nic się nie posuwało w czasie, nie starzało, choćby o sekundę. Nie chciałem niczego innego tylko naprawić ten błąd.

No i naprawiłem. Brawo ja! Trochę to kosztowało, ale hej, sami się tu pchali. Jej.

I co dalej? Co się robi, gdy się osiągnie swój cel? Gdzie napisy ja się pytam!

Może naprawdę trzeba było kazać Jackowi tu wejść? I zrobić… sam nie wiem… coś.

Ten list w jego ręce. Kamery wyłapały jedynie kilka fragmentów. Na tej klatce widać akurat „Tylko głupiec próbuje zmienić przeszłość. Mędrzec buduje na niej swoją przyszłość każdego dnia. Cieszę się, że mam tak mądrą siostrzyczkę.”

W sumie… W pozbawionym cząstki tysiąc dwieście siedemdziesiątki trójki budynku powoli wraca bieg czasu. W różnych sekcjach w różnym tempie, ale jednak. Kto wie jakie anomalie wybudzą się w innych częściach dnia. No i noc też w końcu powróci. A legenda o połączeniu z przeszłością pewnie jeszcze niejednego tu przyciągnie. Ktoś powinien nad nimi czuwać. Tym razem, tak porządnie. No i może ktoś powinien im w końcu otworzyć drzwi. Ciężkie, stalowe drzwi z dystrybutorem wody obok.

Uwolnione powietrze zabulgotało na powierzchni wody w baniaku.


Z dedykacją dla ZeroStrider

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported