Identyfikator podmiotu: SCP-PL-065
Klasa podmiotu: Bezpieczne
Poziom zagrożenia: Zielony ●
Specjalne Czynności Przechowawcze: Obecnie obiekt znajduje się w Ośrodku Przechowawczym PL-15, w garażu C, przeznaczonym do przechowywania pojazdów taktycznych. Co miesiąc należy przeprowadzać kontrolę stanu technicznego podmiotu oraz w razie potrzeby wykonać ewentualne zabiegi konserwacyjne.

Fotografia SCP-PL-065 zrobiona w momencie
pozyskiwania obiektu. Zdjęcie zostało
zrobione przez członków MFO Chi-11 ("Autostrada do nieba").
Opis: SCP-PL-065 jest radzieckim średnim działem samobieżnym SU-100. Obiekt pozbawiony jest oznaczeń wojskowych oraz numeru taktycznego. Tabliczka informacyjna obiektu zawiera numer seryjny 7358 oraz dane fabryki produkującej pojazdy wojskowe o nazwie "Морской георгин"1. Dochodzenie wykazało, iż takowy zakład nigdy nie istniał.
Pod względem technicznym, SCP-PL-065 niczym nie różni się od pozostałych pojazdów tego typu, z wyjątkiem braku komory nabojowej w konstrukcji armaty. Jeżeli podejmie się próbę odpalenia naboju, z działa wystrzelony zostanie ładunek przypominający sposobem niszczenia celu pocisk burzący. Pęd nadany pociskowi powstaje przy użyciu wody morskiej wystrzeliwanej z lufy pod dużym ciśnieniem. Anomalną właściwością pocisków jest ich budowa — składają się one w całości z zespolonych różnych gatunków Bivalvia (małż). Badania wystrzelonych pocisków (polegających m.in na obserwacji amunicji po wystrzale) wykazały, iż mięczaki pozostają żywe w czasie wystrzelenia, nie oddziałuje również na nie gwałtowne przyspieszenie powstałe podczas wystrzału. Pocisk po trafieniu w cel niszczy dany obiekt z siłą zwyczajnego pocisku burzącego, kalibru 100 mm. Małże po trafieniu w cel rozpadają się na skutek silnej eksplozji oraz uderzenia, przez co umierają. Odkryto, iż wszystkie gatunki wchodzące w skład pocisku pochodzą z Morza Bałtyckiego.
Próby zbadania środka lufy działa SCP-PL-065 nie wykazały żadnych anomalii, środek armaty stanowi jedynie pusta rura. Charakterystyczną cechą jest intensywny zapach morskiej wody wydobywający się ze środka. Nie wiadomo, w jaki sposób SCP-PL-065 pozyskuje mięczaki do utworzenia pocisków, lecz prawdopodobnie, w momencie wystrzału, natychmiast przenosi małże z dna morskiego do lufy, formując pocisk i wystrzeliwując go.
Pozyskanie obiektu: Dnia 08.07.2014 roku na aukcji zdemobilizowanego sprzętu militarnego pod miejscowością Tarczyn doszło do zabezpieczenia obiektu przez agenta polowego Marcina Ogóra. W trakcie przeszukiwania sprzętu pod kątem ewentualnych anomalii agent Ogór dostrzegł wystawione na sprzedaż działo samobieżne SU-100. Podczas przeglądania wystawionych dóbr dziecko jednego z licytantów niezauważone zakradło się do wnętrza podmiotu. Następnie podczas zabawy w pojeździe nieświadomie wystrzeliło z działa, co aktywowało zdolność anomalną maszyny. Nastąpiła reakcja, która spowodowała wezwanie przez agenta polowego MFO Chi-11 ("Autostrada do nieba").
Na miejsce aukcji wysłano Skład B formacji, która po dotarciu na miejsce prewencyjnie zaaplikował wszystkim uczestniczkom aukcji preparat amnezyjny klasy A. Następnie operatorzy upewnili się, że anomalia nie będzie stanowić zagrożenia podczas transportu i przytwierdzono podmiot do pojazdu holowniczego używanego przez MFO Chi-11 ("Autostrada do nieba"). Przed tym agent Ogór dokonał zakupu anomalii przy użyciu funduszy Fundacji i pozyskał dokumenty odnośnie przeszłości obiektu. Z wyżej wymienionych dokumentów wynika, iż wcześniej instancja była własnością prywatną obywatela Estonii. Ze względu na brak osób, które mogłyby odziedziczyć majątek po śmierci poprzedniego właściciela anomalii cały jego dobytek został sprzedany przez skarb państwa. Podczas wyprzedaży majątku podmiot został zakupiony przez polskich handlarzy zabytkowym sprzętem militarnym i przywieziony do kraju. Sposób w jaki poprzedni właściciel pozyskał obiekt pozostaje nieznany.
Doświadczenie PL-065-1: Dnia 17.07.2014 roku przeprowadzono doświadczenie mające na celu zbadanie lufy obiektu w momencie przeprowadzania wystrzału. Do tego celu skonstruowana została specjalistyczna sonda bezprzewodowa o profilu pozwalającym na kierowanie się urządzenia do podstawy lufy instancji nawet mimo obecności pocisku w lufie. Sonda ta posiadała wystarczająco opływowy kształt, by nie odczuwać skutków oporu hydrodynamicznego, powstałego podczas wystrzału. Ponadto sondę wyposażono w bezprzewodowe urządzenie nagrywające i nadajnik GPS.
Doświadczenie zakończyło się sukcesem, sonda została przeniesiona do basenu Morza Bałtyckiego. Obraz z kamer pozwolił potwierdzić obecność wszystkich gatunków małży używanych przez anomalię w miejscu przeniesienia sondy. Następnie wykonano podobny eksperyment z jeszcze dwoma próbnikami, by upewnić się czy miejsce transportu jest losowe, czy też ustalone. Udało się ustalić, iż wszystkie próbniki trafiły pod jedne współrzędne: 59°30' N; 20°54' E. Rozpoczęto przygotowania do ekspedycji mającej na celu przepadanie lokacji.
Dziennik eksploracji PL-065-1:
Członkowie ekspedycji: Doktor Józef Gwiazda (oceanolog), Operator Damian Platyna (operator batyskafu), Lisa Stojak (technik).
Wstęp: Przed rozpoczęciem przygotowań do ekspedycji została wysłana grupa dronów mających sprawdzić czy na terenie eksploracji nie panują niebezpieczne warunki. Grupa ekspedycyjna została wyposażona w standardowy batyskaf do badań podwodnych z wyposażeniem i systemem awaryjnego wynurzania. Głównym celem ekspedycji jest odkrycie przyczyny pobierania małży z tego obszaru.
<Początek dziennika, 19.07.2014 r.; 09:00>
Lisa Stojak: Wszystkie systemy sprawne.
Operator Platyna: Rozpoczynam procedurę wodowania.
Batyskaf zostaje opuszczony do wody i odczepiony od żurawia łodzi.
Doktor Gwiazda: Jeśli nie ma żadnych problemów to chciałbym się przyjrzeć dnu, by potwierdzić obecność odpowiedniej fauny.
Operator Platyna: Ty tu dowodzisz doktorze. Rozpoczynam zanurzenie.
Batyskaf rozpoczyna zanurzanie.
Lisa Stojak: Zgodnie z wcześniejszymi pomiarami mamy tu około 220 metrów głębokości. Obecnie sonar wydaje się to potwierdzać.
Doktor Gwiazda: Całkiem głęboko, jak na standardy Bałtyku.
(Podczas schodzenia na odpowiednią głębokość nie doszło do rejestracji niczego godnego zachowania w dokumentacji.)
Operator Platyna: Jesteśmy w ciemnej d, co teraz doktorze?
Doktor Gwiazda: Cóż, nie jest to profesjonalne określenie, ale faktycznie. Myślę że powinniśmy zlustrować dno, zebrać przedstawicieli tutejszej populacji małży oraz ewentualne próbki podłoża.
Operator Platyna: Nie ma problemu. Planujemy też poszukać tych sond?
Doktor Gwiazda: Raczej nie, dawno przestały nadawać, a spełniły swoje zadanie i odzyskanie ich nie przyniosłoby żadnej korzyści. Dodatkowo pewnie już dawno zostały gdzieś wywiane przez jakiś prąd morski lub zintegrowane przez jakiegoś przedstawiciela fauny.
Operator Platyna: Rozumiem.
Batyskaf kieruje przyrządy w kierunku oświetlonego przez swoje reflektory fragmentu dna. Pobiera z niego kilka małży oraz próbkę skalnego podłoża.
Lisa Stojak: Słuchajcie, mam coś na sonarze. 800 metrów na północny wschód, jakaś jaskinia i to spora.
Operator Platyna: Płyniemy?
Doktor Gwiazda: Płyniemy.
Batyskaf nieznacznie zmniejsza głębokość zanurzenia i kieruje się w stronę jaskini.
Lisa Stojak: Dlaczego wcześniej sonary tego nie wykryły?
Doktor Gwiazda: Kwestia formacji skalnej, prawdopodobnie strop jaskini jest wysunięty bardziej niż reszta, co uniemożliwiło wykrycie otworu z powierzchni. Pewnie zostało to zinterpretowane jako klif.
Operator Platyna: Mamy wpływać do środka?
Doktor Gwiazda: Jeśli będzie wystarczająco miejsca i nie wystąpią żadne przesłanki niestabilności strukturalnej, to tak.
Lisa Stojak: A propos miejsca i niestabilności strukturalnej. Coś jest nie tak z tą jaskinią.
Doktor Gwiazda: W jakim sensie?
Lisa Stojak: Wnętrze wydaje się ogromne, choć w większości zawalone. Dodatkowo tam musi być z megatona metalu.
Doktor Gwiazda: Dziwne. Zgodnie z raportami odnośnie tego terenu nigdy nie było tu zatonięć statków.
Lisa Stojak: Dlatego mówię.
Operator Platyna: Odpuszczamy?
Doktor Gwiazda: Nie, na razie zobaczmy, jak to wygląda.
Operator Platyna: Okej.
Batyskaf dopływa na odległość 30 metrów od wejścia do jaskini o średnicy 15 metrów. Widać skalną jaskinie oraz zardzewiałe metalowe belki.
Doktor Gwiazda: Prawdopodobnie było to jakieś rusztowanie, ale jaskinia wydaje się naturalna.
Operator Platyna: Czyli?
Doktor Gwiazda: Czyli ktoś musiał budować coś wymagającego metalowych wsporników.
Batyskaf wpada w turbulencje.
Operator Platyna: Chyba wpadliśmy w wir.
Doktor Gwiazda: Przecież nie było tu żadnego wiru.
Lisa Stojak: Sonar nic nie wykrywa.
Doktor Gwiazda: Skąd ten wir?
Operator Platyna: Nie wiem, ale to raczej nie wir. Prąd wodny nie jest równoległy do gruntu. Walić to, nie mogę odzyskać kontroli. Aktywuję awaryjne wynurzenie.
Batyskaf zostaje trafiony harpunem, przebija się do kabiny, gdzie ledwo mija brzuch technik Stojak. Powstaje wyłom i częściowa utrata kontroli nad batyskafem.
Operator Platyna: Co to kurwa jest? Dupa, a nie nic tam nie ma.
Lisa Stojak: Sonar milczał, a teraz ci już tego nie potwierdzę! Wynurzaj!
Doktor Gwiazda: Nie jest dobrze.
Operator Platyna: Nie mam jak, złapało nas, a na siłę się nie wyrwiemy. Odpalam racę.
Na dnie znajduje się opancerzona maszyna o długości 6 metrów i szerokości 2,5 metra stojąca na sześciu krabopodonych odnóżach. Posiada zamontowany system znacznych rozmiarów wiatraków (dokładne określenie niemożliwe przez rozmycie obrazu) oraz wyrzutnię harpunów.
Doktor Gwiazda: To jakaś machina wojenna.
Operator Platyna: No i? Nic nam to teraz nie daje. Jakieś pomysły?
Lisa Stojak: A mówili, że mi się nie przyda i tylko zajmuje cenną przestrzeń w batyskafie. Dajcie mi chwilę.
Technik Stojak wyciąga ręczny palnik plazmowy i zaczyna przecinać harpun. Batyskafem wstrząsają dwie eksplozje, których fale uderzeniowe uszkadzają maszynę jeszcze bardziej.
Lisa Stojak: A teraz, co niby!?
Operator Platyna: Jebany ma torpedy. Małe, ale ma. Na szczęście chyba ma zeza, ale to nie poprawia naszej sytuacji, bezpośrednie trafienie i nas nie ma.
Lisa Stojak: Nawet bez bezpośredniego nas załatwi, wystarczy kilka takich eksplozji w około i pa, pa kadłubie.
Operator Platyna: Nie marudź tylko tnij. Ja spróbuję trochę powierzgać, by utr…
Kolejne dwa wybuchy wstrząsają batyskafem. Powstaje kilka nowych nieszczelności w kabinie.
Operator Platyna: Długo jeszcze?
Lisa Stojak: Sekunda i gotowe.
Technik Stojak kończy przecinać harpun, który bez części czepnej zostaje wypchnięty z batyskafu.
Operator Platyna: No nareszcie! Zaczynam wynurzenie awaryjne, statek dostał nasze współrzędne i już płynie.
Batyskaf aktywuje wyporniki awaryjne i zaczyna się automatycznie wynurzać.
Doktor Gwiazda: A ta maszyna, nie podąży za nami i nie zniszczy nas wraz ze statkiem?
Operator Platyna: Może to nas połechtać w dzyndzelek. Ma za małe torpedy, a przez jej wygląd zakładam, że nie może ruszyć się z d…
Eksplozja kolejnych dwóch torped niszczy elektronikę batyskafu kończąc pracę wszystkich urządzeń nagrywających.
<Koniec logu, 19.07.2014 r.; 10:10>
Podsumowanie: Ze względu na uszkodzenia jakich doznał batyskaf podczas ekspedycji został on uznany za nienaprawialny i zezłomowany. Żaden z członków ekspedycji nie doznał ciężkich obrażeń.
W związku z odkryciami ekspedycji personel administracyjny Fundacji postanowił utworzyć Archeologiczną Strefę PL-27, której celem ma być przebadanie ruin znajdujących się na jej terenie oraz maszyn w nich rezydujących.
Dodatek PL-065-1: Ze względu na zagrożenie mechatroniczne znajdujące się w Archeologicznej Strefie PL-27 wszystkie następne ekspedycje wysyłane do eksploracji tamtejszych rejonów mają być przeprowadzone przez bezzałogowe, zdalnie sterowane drony. Poza standardowym wyposażeniem służącym do przeprowadzania misji eksploracyjnych mają być one wyposażone w broń przeciwpancerną, preferowane są wyrzutnie lekkich torped typu "dzięcioł" dodatkowo pozbawionych materiałów pirotechnicznych.
Dzięki przeprowadzanym ekspedycjom odkryto, iż ruiny były wielopoziomową bazą o łącznej powierzchni dochodzącej do jednego kilometra kwadratowego zbudowaną na bazie naturalnego systemu jaskiń. Jednakowoż większość placówki uległa zawaleniu, zgodnie z zebranymi danymi było to spowodowane podmorską aktywnością sejsmiczną. Do tej pory znaleziono dowody na wyposażenie bazy w hangary dla pojazdów podwodnych, laboratoria naukowe, magazyny (przestrzeń magazynowa prawdopodobnie stanowiła pięćdziesiąt procent treści placówki i w trakcie zniszczenia była niemal całkowicie wypełniona), zakłady produkcyjne, strefy rezydencyjne. Podczas eksploracji sektora naukowego bazy udało się odnaleźć częściowo zachowane zapiski prywatne należące do jednego z rezydentów placówki. Dokument został odzyskany, scyfryzowany i dołączony pod oznaczeniem "Dokument PL-065-1".
Dokument PL-065-1: Poniżej znajdują się zapiski odzyskane z Archeologicznej Strefy PL-27. Oryginalnie były one zapisane w języku rosyjskim. Ze względu na wysoce szkodliwe warunki udało się odzyskać tylko nieznaczne ilości tekstu z całego dziennika. Treść została zamieszczona poniżej:
Dziś jest 07.09.1979, a ja jestem w czarnej dupie. Nie wierzę, że zostałem wysłany na dno pieprzonego morza! Po to były mi te wszystkie lata nauki i włażenia w tyłek? Trafiłem do kamiennego klocka otoczonego wodą, w którym nawet palenie fajek podlega restrykcji. A mogłem spokojnie siedzieć cicho w jakimś projekcie rakietowym, ale nie. Zachciało się przygód i ambicji, robić dla jakiś paranaukowych agentów KGB czy pod co tam podlegają.
Przynajmniej teraz w spokoju mogę się zają—
-ała, nareszcie. W końcu linie produkcyjne ruszyły i to tylko moja zasługa (tak napiszę w sprawozdaniu). Teraz, gdy technologie są już gotowe zostało mi tylko nadzorowanie produkcji i pouczanie projektantów nowego sprzętu. Może w końcu mnie przeniosą? Nie znoszę tego miejsca, a za taki sukces może dam radę wywindować się na jakąś lepszą pozycję. Oby nie chcieli mnie trzymać tu do końca tego całego wielkiego planu. Zwłaszcza, że to miejsce już się zaczyna rozpadać, a ma może z rok.
Wiedziałem! No kurwa wiedziałem! To już koniec! Pieprzone trzęsienie! Wystarczyło trzęsienie na poziomie rozwalenia domku z kart, a całe to gówno się zawaliło!
Najgorsze jest to, że nawet nie chce mi się ratować. Nie będę próbował, nie mam na to logicznej szansy, pół kilometra pod wodą, w zawalonych tunelach. Nawet jeśli jakimś cudem przebiję się z sektora badawczego do hangaru, co pewnie będzie bolesne oraz męczące, to i tak mnie nie wezmą. Dyrektywa na taką sytuację była jasna: "Ratować sprzęt, jak zostanie miejsce to ludzi."
Nie ma co, to koniec. Chyba pora zrobić użytek z tej podstawowej wiedzy z chemii. Mam tu kilka odczynników i chyba powinienem być w stanie ogarnąć z tego potrzebny potas. Nie utonę, kiedyś prawie utopiłem się w basenie, nie umrę w ten sposób. A jeśli ktoś to znajdzie i da radę odczytać to niech sobie przejrzy dokumenty z Ministerstwa Obrony odnośnie tego całego gówna, kryptonim "Morska dalia". Na pewno będzie to utajnione, jednak jestem pewien, że będzie to tego wartę. Na koniec mam co—
Dodatek PL-065-2: W związku z danymi uzyskanymi z Dokumentu PL-065-1 personel administracyjny Fundacji wydał polecenie przeszukania archiwów agentom zakonspirowanym w Ministerstwie Obrony Federacji Rosyjskiej.
Agentom udało się odnaleźć pojedynczy utajniony dokument traktujący o placówce wojskowej na dnie basenu Morza Bałtyckiego, jej przeznaczeniu oraz ewentualnym powiązaniu z organizacją o nazwie GRU Dywizja "P". Ze względu na charakter informacji zawartych w dokumencie personel administracyjny stwierdził, iż jakiekolwiek informacje o tym projekcie nie mogą zostać przekazane rządowi Federacji Rosyjskiej. Wszystkie kopie wyżej wspomnianego dokumentu zostały albo zniszczone, albo zabezpieczone przez Fundację.
Dokument PL-065-2: Dokument został przetłumaczony z języka rosyjskiego, autor pozostaje nieznany.
Do szefa Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSRR, towarzysza Nikołaja Ogarkowa.
Poniższy dokument należy objąć najwyższą klauzulą tajności. Powodem ma być adnotacja do innych dokumentów militarnych oraz organizacji objętych jednakową klauzulą.
Zgodnie z ustaleniami strategicznymi sił zbrojnych Układu Warszawskiego przeprowadzonych dnia ██.██.1979 r. możliwe jest wykonanie sukcesywnej ofensywy podczas wojny nuklearnej z NATO. Symulacja militarna takiego scenariusza znana pod nazwą "W siedem dni do rzeki Ren" pozwala przewidywać scenariusz, w którym siły ZSRR będą w stanie skutecznie przejąć kontrolę nad Niemcami Zachodnimi jednocześnie niszcząc kluczowe dla NATO placówki militarne na terenie Europy. Jednakowoż plan ten posiada lukę zakładającą brak udziału w konflikcie jednego z państw członkowskim NATO, Norwegii. Ponadto nie uwzględnia on ewentualnego zamieszania w konflikt Szwecji, która mimo bycia państwem neutralnym wykazywała poparcie dla Osi, a po ich utracie przewagi w konflikcie, Aliantom.
Atak na Skandynawię z dowolnej strony byłby wymagający i prawdopodobnie nieefektywny. Brak infrastruktury nie pozwoliłby na przeprowadzenie odpowiedniej ofensywy od strony Finnmarku, zaś operacja desantowa na terytorium Szwecji poniosłaby całkowitą klęskę w związku z rozbudowaną obroną morską oraz siłami lądowymi państwa. Nawet zakładając udaną ofensywę wciąż trzeba by się liczyć z brakiem linii zaopatrzeniowych wywołanym atakami na konwoje. Jednakowoż jest pewne rozwiązanie mogące zapewnić możliwość przeprowadzenie skutecznej i szybkiej ofensywy. Zakłada ono użycie nowej placówki badawczo-produkcyjnej zarządzanej przez GRU dywizję "P" o nazwie roboczej "Morska dalia", której celem do tej pory było połączenie zjawisk paranormalnych ze sprzętem militarnym starszego typu. Pozwoliłoby to na modernizację starszego wyposażenia, co ograniczyłoby znacznie potrzebne koszty produkcji i umożliwiło stworzenie nowej doktryny ofensywnej w oparciu o "anomalną" broń wykorzystującą Bałtyk.
Jednakowoż wiązałoby się to z kosztami modernizacji placówki zakładającymi dobudowanie potrzebnej przestrzeni magazynowej oraz dodatkowych linii produkcyjnych, ale to raczej nie będzie problem. Jestem pewien, że nasi inżynierowie będą w stanie wykopać wystarczająco przestrzeni na wymagane struktury. Przechodząc do właściwej części planu:
Symulacja o roboczej nazwie "W trzy dni do portu w Bergen" zakłada użycie siły 250 tys. żołnierzy podzielonych na 32 dywizje. Celem jest zaanektowanie terenów Szwecji oraz Norwegii, co da siłom Związku Radzieckiego pełną kontrolę nad basenem Morza Bałtyckiego i umożliwi wywarcie odpowiedniej presji na rządzie Finlandii.
Po ogłoszeniu rozpoczęcia operacji 2 dywizje piechoty kategorii V mają zostać umieszczone na granicy Sowiecko-Norweskiej i rozpocząć działania zaczepne mające imitować konflikty graniczne. Działania te powinny sprowokować Norweskie siły zbrojne do wysłania wsparcia na tereny Finnmarku. Jednocześnie pozostałe 30 dywizji pod osłoną nocy ma zostać przewiezionych do Petersburga (wcześniej dywizje mają być rozproszone, by nie wzbudzać podejrzeń sił NATO). Jednostki transportowane do Petersburga mają być pozbawione wyposażenia, co pozwoli na sprawne przeprowadzenie operacji. Następnie przy użyciu transporterów podmorskich klasy "Rak-Otshel'nik"2 (które dzięki zastosowanym technologiom GRU dywizji "P" są niewykrywalne dla systemów wykrywania) wszyscy żołnierze mają zostać przetransportowani do bazy "Morska dalia", gdzie zostaną wyposażeni w potrzebny sprzęt. Ta faza operacji nie powinna zająć więcej niż 7 godzin.
Następnie 15 pierwszych dywizji kategorii A i B (ograniczona liczba transportów zmusiła do podzielenia ofensywy na dwie fale) ma zostać umieszczonych w transporterach i rozpocząć natarcie. Dywizje zostały podzielone na dwie grupy ofensywne: Grupę Sztokholm (10 dywizji w pierwszej fali, 8 dywizji w drugiej fali) i grupę Lulea (5 dywizji w pierwszej fali, 7 dywizji w drugiej fali).
Dywizje grupy Sztokholm mają przeprowadzić desant na południu Szwecji obierając za cel wszystkie bazy wojskowe oraz węzły komunikacyjne. 1 dywizja piechoty morskiej ma zostać wysłana do zabezpieczenia Gotlandii. Po zabezpieczeniu terenów nabrzeżnych 1 dywizja artyleryjska i inżynieryjna ma zostać przekierowana na granice z Danią w celu obstawienia granicy oraz ewentualnego wsparcia w ofensywie sił Sowiecko-Polskich z północnej grupy uderzeniowej planu "W siedem dni do rzeki Ren". Pozostałe 7 dywizji zmechanizowanych ma ruszyć z ofensywą na zachód, w kierunku Oslo atakując pozostałe kompleksy wojskowe.
Dywizje grupy Lulea mają przeprowadzić desant na prowincję Norrbotten i podobnie jak w grupie Sztokholm obrać za cel jednostki wojskowe oraz węzły komunikacyjne. Jednakowoż po zakończeniu tej fazy operacji dywizje mają natychmiastowo ruszyć z ofensywą w kierunku norweskiej miejscowości Bjerkvik, gdzie mają za zadanie przerwać linię zaopatrzeniową wojsk Norwegii jednocześnie otaczając jednostki walczące w prowincji Finnmark . Zgodnie z symulacjami w ten sposób w otoczeniu powinno się znaleźć około 30% Norweskich sił zbrojnych. 4 dywizje zmechanizowane powinny ruszyć na północ w celu zacieśnienia kotła na siłach Norweskich, a dywizje piechoty do tej pory wykonujące działania zaczepne rozpoczęły pełną ofensywę. 1 dywizja zmotoryzowana ruszy na południe, w kierunku miasta Trondheim.Dywizje z drugiej fali ofensywy mają za zadanie spacyfikować ewentualny opór, utworzyć łańcuchy zaopatrzeniowe oraz przejąć tereny o niższej lub zerowej aktywności militarnej.
Grupa Sztokholm po opuszczeniu terenów Szwecji ma udać się do Oslo, a następnie podzielić się. 3 dywizje zmechanizowane mają ruszyć w kierunku Bergen, a pozostałe 4 mają udać się na północ, w głąb kraju, w celu przejęcia kontroli nad pozostałym terytorium i ograniczenia możliwości przegrupowania się pozostałych sił Norwegii.
Operacja ma zająć 3 dni. W związku z zaskoczeniem Szwedzka armia powinna wyrządzić siłom ofensywnym jedynie minimalne straty w ludziach, a ewentualne straty w ekwipunku mogą zostać uzupełnione ze składów Szwedzkich. Przewiduje się większy opór ze strony Norwegii, jednak w związku z siłami przekraczającymi 3:1 oraz faktem zamknięcia 1/3 lądowych sił Norwegii w kotle straty powinny być na poziomie akceptowalnym. Byłby to pełen sukces dający Związkowi Radzieckiemu kontrolę nad półwyspem Skandynawskim, morzem Bałtyckim i umożliwił dominację na wodach morza Norweskiego oraz Północnego.