Identyfikator podmiotu: SCP-PL-157
Poziom zagrożenia: Zielony ●
Klasa podmiotu: Bezpieczne
Specjalne Czynności Przechowawcze: Wnętrze fabryki, w której znajduje się SCP-PL-157, jest monitorowane i zostało przekształcone w prowizoryczną przechowalnię. Jedyne dwie pary drzwi do korytarza, w którym znajduje się wejście do samego obiektu, mogą być otwarte tylko za zgodą kierownika projektu, podczas przeprowadzania testów. Z racji utrzymywania narracji o dalszym funkcjonowaniu fabryki, nie ma potrzeby zabezpieczania całego kompleksu inaczej niż za pomocą standardowych procedur antywłamaniowych.
Fabryka chemiczna w pobliżu ████████, miejsce odnalezienia SCP-PL-157
Opis: SCP-PL-157 to ogromnych rozmiarów sieć korytarzy pod byłą fabryką chemiczną w pobliżu miejscowości ███████ w województwie dolnośląskim, w Polsce. W środku obiektu nieustannie słychać zniekształcone bicie serca, z którego przebija się regularnie brzmienie, przypominające ocieranie się o siebie dwóch przedmiotów wykonanych z twardego metalu. Wewnątrz SCP-PL-157 można wyróżnić 3 4 5 głównych, charakterystycznych sekcji:
- Sekcja wejściowa, na którą składa się układ krótkich korytarzy oraz klatek schodowych. W wielu miejscach tej sekcji, schody są uszkodzone, a zagrożenie przez to stwarzane jest potęgowane przez brak dostępu do światła. Przyjmuje się, że to jedyna część SCP-PL-157 bez ani jednego rozwidlenia oraz że jako jedyna nigdy się nie powtarza.
- Sekcje jasne, zawierające różnej powierzchni labirynt, złożony z wielu przecinających się czasem korytarzy. Na suficie znajdują się stare żarówki, umieszczone od siebie w regularnej odległości około 1 metra, dające intensywne światło. Nie jest to jednak działanie jednostajne— światło pulsuje w rytm słyszalnego bicia serca.
- Sekcje ciemne, zawierające różnej powierzchni labirynt, złożony z wielu przecinających się czasem korytarzy. W przeciwieństwie do sekcji jasnych, panuje tam anomalna ciemność— widoczność bez lub z jakimkolwiek źródłem światła ograniczona jest do 20 centymetrów, poza tym obrębem niemożliwe staje się chociażby rozróżnienie ogólnego zarysu przedmiotów czy zlokalizowanie ścian samego korytarza.
- Sekcje czerwone, złożone ze średniej wielkości segmentów w ilości od dziesięciu do dwudziestu na sekcję. Każdy z nich zawiera rozwidlenie, które dzieli główny korytarz na dwa pomniejsze, prowadzące do metalowych drzwi oznaczonych literami podstawowego współczesnego alfabetu łacińskiego. Drzwi te mogą być prawdziwe, czyli prowadzące do dalszego segmentu, lub fałszywe, czyli przenoszące niezauważenie na początek sekcji czerwonej. W większości przypadków prawdopodobieństwo dokonania właściwego wyboru wynosi 50%, wyjątkami są jednak litery A, D i W, które, jeśli nie ma obu jednocześnie, sygnalizują prawdopodobnie stuprocentową pewność prawdziwości przejścia. Kiedy dojdzie do pomyłki, drzwi trzasną od razu za przechodzącym, natomiast po dokonaniu właściwego wyboru pozostaną one otwarte przez 5 sekund, po czym zaczną się zamykać.
- Sekcje niebieskie, złożone ze średniej wielkości segmentów w ilości od ośmiu do szesnastu na sekcję. Każdy z nich zawiera rozwidlenie, które dzieli główny korytarz na dwa pomniejsze, prowadzące do metalowych drzwi oznaczonych literami podstawowego współczesnego alfabetu łacińskiego. Drzwi te mogą być prawdziwe, czyli prowadzące do dalszego segmentu, lub fałszywe, czyli przenoszące na początek sekcji czerwonej. W większości przypadków, prawdopodobieństwo dokonania właściwego wyboru wynosi 50%, wyjątkami są jednak litery B, G i K, które, jeśli nie ma obu jednocześnie, sygnalizują prawdopodobnie stuprocentową pewność prawdziwości przejścia. Jedynym znakiem świadczącym o dokonaniu właściwego wyboru jest pozostanie w sekcji niebieskiej lub przejście do innej.
Oprócz wyżej wymienionych sekcji, występują jeszcze inne, będące wariacjami korytarzy lub klatek schodowych podobnych konstrukcyjnie i wizualnie do sekcji wejściowej. Pomiędzy głównymi strefami zdają się zachodzić ściśle określone korelacje— sekcja jasna będzie zwykle prowadzić do sekcji ciemnej, czerwona do niebieskiej, a niebieska i ciemna do pobocznych stref przejściowych. Zarówno wewnątrz sekcji głównych, jak i przejściowych, najprawdopodobniej dochodzi do manifestacji różnych anomalii polegających na nagłej zmianie otoczenia, znacząco utrudniających orientację w terenie lub stwarzających bezpośrednie zagrożenie. Czasami zmieniają się tylko właściwości poszczególnych jego elementów, na przykład znacząco zwiększa się temperatura ścian lub powietrza. Wszystkie zarejestrowane dotychczas manifestacje tego typu odbywały się w momentach nieuwagi lub przeciwnie— zbyt dużego skupienia nad jakimś elementem obiektu.
Poza ogromnymi rozmiarami SCP-PL-157 oraz wewnętrznymi anomaliami, zostały odkryte jeszcze dwie charakterystyczne właściwości anomalne. Ewentualny kontakt z osobami znajdującymi się wewnątrz SCP-PL-157 staje się niemożliwy— można jedynie odbierać od nich wiadomości i sygnały, jakakolwiek próba wysłania odpowiedzi nie powiedzie się. Co zastanawiające, nie dotyczy to automatycznych informacji zwrotnych— jako jedyne dochodzą one do osoby, która znajduje się wewnątrz obiektu. Sam sposób trafiania ludzi do SCP-PL-157 także jest anomalny. Każdy, kto znajdzie się w promieniu 5 metrów od wejścia do obiektu, zacznie słyszeć dochodzące z wnętrza odgłosy zniekształconego bicia serca. Osoba taka zawsze podejmie próbę dostania się do środka w celu zlokalizowania źródła dźwięku, po czym będzie kontynuować poszukiwania wewnątrz obiektu. U osób, którym mimo znalezienia się w niebezpiecznej odległości od wejścia do SCP-PL-157, zdołano przeszkodzić w dostaniu się do środka, pragnienie odnalezienia źródła dźwięku znikało po około 3 dniach. Wewnątrz obiektu nie odczuwa się głodu, pragnienia, senności ani innych potrzeb fizjologicznych.
Na dzień dzisiejszy nie można jednoznacznie stwierdzić lub wykluczyć faktu istnienia wewnątrz SCP-PL-157 innych, niesklasyfikowanych istot żywych, mimo posiadania przez Fundację przesłanek o ich występowaniu. Spowodowane jest to niemożnością wykonania jakiegokolwiek zdjęcia bądź filmu przedstawiającego wnętrze obiektu, połączoną ze szczątkowością tychże informacji. Mając na uwadze ogromne rozmiary obiektu i duże prawdopodobieństwo, że labirynty posiadają wiele różnych zakończeń, przyjmuje się, że szanse na spotkanie innych ludzi, którzy znaleźli się wewnątrz, są bliskie 0%. Nie stwierdzono też, czy układ sekcji SCP-PL-157 nie jest inny dla każdej, znajdującej się w środku osoby.
Dodatek SCP-PL-157-1: Odkrycie i pozyskanie
Podejrzenia Fundacji co do prawdopodobnego występowania niesklasyfikowanej anomalii zostały wzbudzone przez regularne zaginięcia pracowników wewnątrz fabryki chemicznej w okolicach ███████, w województwie dolnośląskim, Polska, zgłoszone przez kierownictwo zakładu. Śledztwo zostało po około tygodniowym nadzorze przejęte przez fundacyjnych agentów polowych.
Wszystkie zgłoszone incydenty okazały się być związane z jednymi z drzwi wewnątrz samej fabryki— wejściem do kotłowni. Kiedy doszło do 3 kolejnych zaginięć, fabrykę zamknięto, wszystkim pracownikom podano środki amnezyjne, a opinię publiczną poinformowano o ogłoszeniu przez prowadzącą ją firmę upadłości. Oficjalnie teren ten wykupiła fundacyjna firma przykrywkowa, która poinformowała o wznowieniu działalności kompleksu, podczas gdy w rzeczywistości przekształcono go w prowizoryczną przechowalnię SCP-PL-157.
Na miejsce został wysłany zespół badawczy na czele ze starszym badaczem Markiem Maciejczukiem. Doszło jednak do incydentu niedługo po rozpoczęciu oględzin— Marek Maciejczuk przeszedł obok wejścia do SCP-PL-157 i za sprawą anomalii obiektu wszedł do środka. Około godzinę później weszły za nim dwie inne osoby— świadkowie zdarzenia, najpewniej zaniepokojeni jego zniknięciem. Badaczy uznano za zaginionych i mianowano nowego kierownika zespołu, który zaczął przygotowania do dogłębnej analizy SCP-PL-157, przeprowadził też wstępne badania, na podstawie których ustalono zasięg działania anomalii kuszącej oraz stwierdzono fakt, że odgłosy z wnętrza nie wykazują same w sobie podobnych właściwości.
Tydzień później, dokładnie 3 godziny przed planowanym rozpoczęciem pierwszych testów wewnątrz SCP-PL-157, otrzymano wiadomość głosową od Marka Maciejczuka, poprzedzoną krótką wiadomością tekstową o treści "test", która została przez badacza prawie od razu usunięta. Planowane badania zawieszono na rzecz zdania się na relacje byłego kierownika projektu. Próbowano nawiązać z nim kontakt i nadać informację zwrotną, lecz działanie to nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Od momentu otrzymania drugiej wiadomości, podjęto decyzję o automatycznym przesyłaniu zapisów następnych nagrań do raportu. Informacje na temat stanu dwóch pozostałych zaginionych badaczy, nie znajdują się w posiadaniu Fundacji.
Pochodzenie obiektu nadal nie jest znane. Według zeznań pracowników fabryki, przesłuchiwanych jeszcze w początkowej części śledztwa, do momentu pierwszego zaginięcia, w miejscu SCP-PL-157 znajdowała się standardowa kotłownia. Warty odnotowania jest jednak fakt, że zeznania te pochodzą od osób, które w dniu pierwszego zaginięcia z jakiegokolwiek powodu nie były w pracy lub znajdowały się z dala od stanowisk w pobliżu tego pomieszczenia. Osoby, które znajdowały się wtedy wewnątrz głównej części fabryki, podczas przesłuchań twierdziły, że nie pamiętają jakie to było kiedyś pomieszczenie, prawdziwość zeznań została zweryfikowana za pomocą braku działania specjalnych preparatów podanych przed przesłuchaniem. Na tej podstawie wysunięto hipotezę, jakoby to właśnie dzień pierwszego zaginięcia był datą zarówno powstania jak i pierwszej manifestacji właściwości anomalnych SCP-PL-157 wewnątrz tegoż kompleksu. Wystąpiły u nich inne, niespowodowane działaniem preparatu objawy, takie jak silne tiki nerwowe podczas prób przypomnienia sobie poprzedniego przeznaczenia tego pomieszczenia. Efekt ten był jednorazowy, w przypadku dalszych przesłuchań nie dochodziło już do tego typu sytuacji. Pozyskane przez Fundację plany kompleksu okazały się być naruszone we fragmentach opisujących korytarz jak i samo miejsce, w którym znajduje się aktualnie SCP-PL-157. Tusz był w każdym przypadku zbyt wyblakły, by można było odczytać wymiary, kształt czy opis pomieszczenia.
Dodatek SCP-PL-157-2: Nagrania Marka Maciejczuka, tygodnie 1-4
Działa?
Chyba działa. Tak to w każdym razie wygląda, jakby mnie nagrywało i transmitowało. Jeśli to odbierzecie, spróbujcie mnie o tym poinformować. Próbowałem to cholerstwo uruchomić od momentu, kiedy odkryłem, że jest tu normalnie zasięg… ale do rzeczy.
Żyję. To pewnie was interesuje, tak, żyję i mam się dobrze. Mimo tego, że jestem tu już tydzień, to nie odczuwam ani głodu, ani pragnienia, ani senności. Innych potrzeb fizjologicznych też nie ma. Wszystko to wygląda tak, jakby w tym miejscu mój metabolizm był po prostu zatrzymany lub w znacznym stopniu ograniczony i to najpewniej selektywnie. Nie umiem tego jakkolwiek logicznie wytłumaczyć, jak w większości anomalii można sobie hipotetyzować, tak tu po prostu nie ma jak.
Druga sprawa. Słyszycie to?
[Dr Maciejczuk milknie, słychać zniekształcone bicie serca.]
Mam nadzieję, że samo to nie jest anomalne i obecność przy obiekcie jest wymagana. Jeśli nie, to i tak nie spodziewam się niesamowitej jakości dźwięku, zasięg nie jest w końcu jakiś niesamowity, raczej nic nie powinno się stać. To dziwne bicie serca słychać tu cały czas, dzień w dzień. Z jednej strony jest to trochę niepokojące, z drugiej jednak fascynujące i intrygujące…
Moja hipoteza jest taka, że to miejsce jest ogromną lub nawet nieskończoną, losową sekwencją trzech głównych sekcji poprzeplatanych z sekcjami przejściowymi. Mimo to, posiada ona, według mnie, jakiś punkt centralny, w którym musi znajdować się Serce. Zawsze zaczyna się od sekcji wejściowej- jest tylko jedna i nie ma rozwidleń, ma za to czasem schody, z których prawie spadłem, potem korytarz przejściówki i trafia się do sekcji jasnej lub ciemnej… nie, nie było mnie stać na nic bardziej kreatywnego, oczekujecie czegokolwiek więcej od człowieka, który włóczy się już tydzień w samotności po labiryntach?
Właśnie… labirynty. Przepraszam, że chaotycznie mówię, spróbujcie się postawić w mojej sytuacji. Sekcje ciemne i jasne to labirynty różnych wielkości, będące ze sobą w ścisłej korelacji. Sekcja jasna zawsze będzie prowadzić do sekcji ciemnej, a ciemna- do jakiejś przejściówki. Skąd te nazwy? Już tłumaczę. W sekcjach jasnych na suficie są działające, stare żarówki, zawsze w regularnych odstępach, na oko 1 metra od siebie. Jestem teraz w jednej z nich. Światło zmienia natężenie wraz z biciem tego Serca, skoki potrafią być dosyć duże- momentami dochodzi nawet do zgaśnięcia żarówek na ułamek sekundy.
W sekcjach ciemnych jest… ciemno. Nienawidzę ich, jeśli mam być szczery. Ciemność jest tam anomalna- nieważne czego nie użyjesz, i tak będziesz widział do dwudziestu centymetrów, potem tylko czerń. I nie hiperbolizuję tu- poza tymi dwudziestoma centymetrami nie widać absolutnie nic, nawet konturów własnej dłoni. Jak się przez te sekcje przedzieram, to trzymam się zawsze jednej ze ścian, by nie zgubić jej i w konsekwencji też orientacji w terenie. Naprawdę łatwo tam o panikę. Mam nadzieję, że powód, dla którego nagrywam moją relację w sekcji jasnej, a nie ciemnej, jest jasny… heh… nawet niezła gra słów wyszła.
Co do przejściówek, to jest różnie. Czasami to prosty korytarz, czasem jakieś rozwidlenie. Jest wiele opcji, nie wszystkie pewnie znalazłem, lecz zawsze są one niesamowicie podobne do tego, co widziałem w sekcji wejściowej. Można je śmiało nazwać jej… emmm… wariacjami? To chyba dobre słowo.
Teraz, jak po moich zabawach komunikatorem z nudów, odkryłem, że mogę wam to przesyłać, muszę zastanowić się nad jednym- czy akumulator naszego komunikatora jest też wyjęty spod podstawowych praw? Powinienem założyć, że nie i oszczędzać energię- tak też zrobię, zwłaszcza, że dostałem wadliwy egzemplarz i nie widzę ile jej zostało. Postaram się nagrywać swoje relacje co tydzień.
Nie wysyłajcie tu nikogo, nie warto. Dlaczego? Ponieważ nie da się tutaj przechwycić obrazu, wszystko wychodzi czarne. Nie dowiecie się od klasy D więcej niż ode mnie.
[Pół minuty względnej ciszy, słychać tylko kroki Marka Maciejczuka i odgłosy bicia serca.]
To chyba tyle. Tak mi się wydaje. Chciałem wam powiedzieć, że żyję i mniej więcej opisać to miejsce. Nagrywanie tego pozwoli mi chociaż nie zwariować. Sama świadomość posiadania choćby cząstki kontaktu ze światem zewnętrznym jest pocieszająca.
Do usłyszenia… mam nadzieję.
Dzień dobry.
Daliście mi trochę nadziei, bo widziałem, że poprzednią wiadomość odebraliście. Dlaczego jednak nie chcecie mi odpowiedzieć? Ciekawi mnie to niezmiernie. Rozumiem, że Fundacja jest chłodna i te sprawy, no ale miejcie litość…
Do meritum. W tym tygodniu bez większych zmian, oprócz tego, że odkryłem fakt wielopiętrowości obiektu… lub tego, że mimo schodów jej nie ma… W każdym razie, jedna z sekcji przejściowych, którą tak ze dwa dni temu odkryłem, była klatką schodową. Na pewno mogę stwierdzić, że stopnie były o wiele lepsze niż w wejściowej, to jest niepodważalne. Tamte były momentami do tego stopnia poniszczone, że prawie zakończyłem wyprawę już pierwszego dnia. Po stokroć wolę schodzić po czymś w dobrym stanie. Ehhh, Marek, skup się… o czym to ja… a, tak. Docierając na kolejne piętro, wszystko wydaje się być tak, jakbyś znów wychodził na tym samym piętrze. Co prawda, nie mam jak tego w moich warunkach dowieść, więc nie bierzcie tego za pewnik. Po prostu tak to odczuwam.
Co do innych informacji- mam nadzieję, że nikogo nie wysyłaliście do tego miejsca. Przypomnę powód- nie dowiedzielibyście się wiele więcej niż to, co ja wam przekazuję. Wysłanie tu kogokolwiek jest marnowaniem zasobów ludzkich. Oni nie wrócą… w każdym razie nie zrobią tego szybko. Siedzę tu już dwa tygodnie, wciąż ten sam beton wokół mnie, a Serca nadal nie znalazłem. Wiem, że gdzieś tam jest… jego bicie mnie… wzywa. Słychać je tu cały czas, wiecie o tym. To jest mój jedyny cel. Ja nie chcę do was wracać, bo po co miałbym? Po to, by zrezygnować z odnalezienia swojego prawdziwego celu? Zresztą… i tak bym nie mógł. Za długo już tu jestem, nie znalazłbym drogi powrotnej no i po prostu nie umiem zacząć wracać. Ja nie tylko chcę, ale też muszę iść cały czas do przodu. Do Serca.
Jestem tu sam. Całkowicie sam. Nie spotkałem ani jednej żywej duszy, nic, zero, null. Nie wiecie nawet jak sama informacja o odebraniu wiadomości mi pomaga, a co dopiero sposobność do przypomnienia sobie, że mam głos… zwłaszcza, że oprócz strzelania żarówek i moich własnych kroków, nie słychać tu absolutnie nic, oprócz Serca, oczywiście, a i nawet żarówek nie ma przecież wszędzie. Słyszę tu swoje echo, zaczyna mnie to irytować, na szczęście te nasze komunikatory są na tyle dobre, że nie ma pogłosu… chyba.
Tęsknię za rozmowami z innymi ludźmi. Tęsknię do tego stopnia, że zacząłem rozmawiać sam ze sobą… ale tak, jakbym rozmawiał z kimś innym. To jest niepokojący objaw, ale… ehhh… nie umiem się od tego powstrzymywać. To jest po prostu silniejsze ode mnie. Wiecie jak dobrze jest się wygadać osobie, która was naprawdę rozumie? Która was wysłucha i jako jedyna odpowie? Nie obchodzi mnie, że Marek Maciejczuk ma ten sam głos co ja. Ważne, że mam chociaż jakiegokolwiek towarzysza do rozmowy.
[Na nagraniu przez około 5 minut słychać tylko kroki Marka Maciejczuka i bicie serca. Po tym czasie, chód badacza jest coraz mniej słyszalny, sugerując powolne zatrzymywanie się.]
Coś jest nie tak. Mnie już tu nie było?
Oczywiście, że tak. Poznaję to skrzyżowanie, rozwidlenie, ciemnawą plamę na ścianie. To… to niemożliwe. Jak? Przecież przyszedłem z zupełnie innej strony, pamiętam gdzie szedłem, do cholery jasnej.
[W głosie doktora słychać dosyć duże poirytowanie.]
Przecież to jest jakiś nonsens, jakim cudem niby…
[Badacz milknie nagle, słyszalny jest niespokojny oddech.]
Jak… co… co do… Nie było mnie tam przecież! Co się dzieje…
Znów się odwróciłem i znów inaczej. Albo od zawsze tak było, a mi się tylko wydawało? W sumie to cholera wi-
[Rozlega się głośny huk pękającej żarówki, Marek Maciejczuk wydaje z siebie krótki i nagły krzyk.]
Stare żarówki, psiamać! Znów wszystko jest inne. Ehhh… po prostu idę naprzód. Będę trzymał się prawej ściany. Dziwne… Ile już to nagrywam? Dosyć długo. Chyba najwyższy czas się pożegnać.
Do usłyszenia.
Co się ta-
Wciąż żadnego odzewu. Stwierdziliście, że przepadłem i nie warto?
[Głos Marka Maciejczuka załamuje się lekko.]
Może… może wreszcie się mnie pozbyliście? Czekaliście na to, bo mnie skrycie, pod tymi wiecznymi uśmiechami, nienawidziliście. A teraz, kiedy jestem tutaj i szukam tego pierdolonego Serca też dla was, wy po prostu czujecie ulgę, że Maciejczuka nie ma już z wami.
Dobrze tak skurwysynowi.
Marek… ty też?
[Słychać, że badacz zatrzymał się i najprawdopodobniej zjechał plecami po ścianie do pozycji siedzącej. Po chwili milczenia, da się usłyszeć ciche łkanie.]
MAREK!
[Badacz zaczął wrzeszczeć, a w jego słowach słychać zmieszanie i rozpacz.]
KURWA, NAWET TY!? WRÓĆ TU! WRACAJ TU, PIERDOLONA SUKO!
[Płacz jeszcze bardziej nasila się, nagle słychać uderzenie- Marek Maciejczuk najprawdopodobniej upuścił komunikator na ziemię.]
Nie, nie… NIE, NIE, NIE! MAREK, PRZEPRASZAM! PRZEPRASZAM! PRZEPRASZAM, KURWA! Nie chciałem… ja nie chciałem tego powiedzieć…
[Przez około 3 minuty słychać tylko i wyłącznie płacz badacza oraz charakterystyczne dla SCP-PL-157 bicie serca. Stopniowo łkanie zaczyna się wyciszać, aż w końcu Marek Maciejczuk milknie całkowicie. Po około minucie, słychać jak podnoszone jest urządzenie komunikacyjne.]
Przepraszam was za to, jak słyszeliście, miałem… ehh… małą sprzeczkę. Troszkę się zapędziłem i nie przeszedłem nawet do właściwego tematu. Na swoje wytłumaczenie mogę chyba podać dwa czynniki- to słyszalne wszędzie bicie Stalowego Serca oraz fakt, że chyba od 3 dni już siedzę w sekcji ciemnej. Są dwie opcje- albo jest to największa znaleziona przeze mnie dotychczas ciemnica, albo po prostu się zgubiłem. Obie równie prawdopodobne.
Zresztą, nawet jeśli prawdziwa była opcja pierwsza, to teraz ta druga też się najpewniej ziści. Nie powinienem był się zatrzymywać, kurwa, tu jest tak ciemno, że nie pamiętam z której strony przyszedłem. Zwykle można znaleźć sobie punkt charakterystyczny- jakiś zakręt, cokolwiek. W sekcjach ciemnych widzi się tylko czerń. Ledwo znalazłem ten komunikator…
[Głos badacza jest bardzo przytłumiony i wyciszony, co pewien czas słychać głębokie, gęsto przerywane wdechy i wydechy, charakterystyczne dla stanu tuż po intensywnym płaczu.]
Ale wiecie co jest tutaj najgorsze? Tu, konkretnie w tej jednej sekcji? Nawet wyobraźnia nie działa. Nasze mózgi, chyba instynktownie, obawiają się ciemności i robią wszystko, by nas stawiać w gotowości. Często w nocy, kiedy nie widać prawie nic, dostrzegamy gdzieś w rogu pomieszczenia lub w głębi domu coś, czego nie ma.
Tutaj… tutaj nie widać absolutnie nic. Jest tylko pustka, jakbym miał cały czas zamknięte oczy. Fakt, że gadam… lub raczej gadałem z Markiem powodował, że nie miałem ochoty rozbić sobie łba o ścianę, a światło dawane przez komunikator sprawia, że widzę cokolwiek. Zacząłem rozumieć na czym polegała tak naprawdę historia tego naukowca z USA… pewnie wiecie o kogo mi chodzi.
[W końcu słychać jak badacz podnosi się i powoli wznawia wędrówkę.]
Jednak jest jeszcze jedno- mój cel, Serce. W sekcjach jasnych można po prostu to zignorować. Może trochę przechodzą ciarki, kiedy przypomnę sobie o tym, że światełka pulsują idealnie w rytm jego bicia, nic jednak poza tym. Tutaj masz tylko dotyk i słuch. Reszta zmysłów jest bezużyteczna. Dotykasz ścian, by móc jakkolwiek się odnaleźć. Nasłuchujesz, bo może usłyszysz cokolwiek, co sugerowałoby, że jesteś blisko końca… jeszcze nic takiego nie wykryłem, ale nadzieja umiera ostatnia. Słuch jest jednak cały czas zajęty jedynym, co w sytuacji, kiedy większość zmysłów jest wyłączona, wyjątkowo daje o sobie znać- jest to właśnie to bicie Serca. To brzmi tak, jakby było cholernie blisko. Nie wiem czy to nie mój umysł coraz bardziej płata mi figle, czy może jednak jest to realne odczucie- to nie brzmi tak, jakbyś to ty szukał jego, tylko jakby ono szukało ciebie. Co nie jest prawdą… tak mi się wydaje.
Wiecie, że w sumie chciałbym w tej ciemności coś widzieć? Jakąś twarz, choćby potwora. Zapewne pragnienie to ulotni się z chwilą, kiedy rzeczywiście coś zobaczę, ale… ta pustka…
Jakieś wyżłobienie w ścianie… czuję je. Duża nierówność, cholernie duża. Psiamać, nic nie widać, a dotykiem niewiele tu zdziałam. Może jak odpowiednio przybliżę ekran… Układa się to w coś. Jakaś litera… A? Potem… D. No i W. "ADW". Dziwne, cholernie dziwne… Muszę się nad tym zastanowić, na spokojnie.
Znów to samo co tydzień temu. Nie czuję ściany, której przed moim chwilowym "śledztwem" dotykałem. To miejsce musi się zmieniać. Nie dość, że to pieprzony labirynt, to jeszcze się zmienia. I co ja mam, kurwa, teraz zrobić? Kiedy nie widzę nic, a mam odnaleźć drogę, mimo faktu, że nagle ściana po prostu zniknęła?!
Co jest… moja koszula się o coś zaczepiła.
Osz… co do… Kuźwa… jej fragment nagle znalazł się w ścianie. Gdybym stał parę centymetrów bliżej, byłbym tam… Nie myśl o tym. Nie myśl o tym…
Rozgadałem się… cholera jasna. Odezwę się za tydzień, tak jak obiecałem. Może uda mi się stąd wyrwać.
[Słychać rozdzieranie tkaniny.]
Położenie nadal to samo… wciąż w ciemnej. Wydaje się nie mieć końca. 10 dni. To jest absolutnie największa sekcja ciemna jaką do tej pory napotkałem. Cholera, czy to mogłoby się wreszcie skończyć…
[Doktor Maciejczuk milknie na około minutę. Po chwili słychać jego śmiech- najpierw cichy, potem coraz głośniejszy, a na końcu wręcz szaleńczy.]
WIDZĘ COŚ! KURWA, WIDZĘ COŚ!
[Nagranie przez chwilę dominują dźwięki szybkich kroków badacza, momentami sugerujące bieg.]
WIDZĘ, KURWA MAĆ, WIDZĘ! WYSZEDŁEM Z TEGO PIERDOLNIKA!
[Znów rozlega się głośny i euforyczny śmiech.]
Nareszcie! Moi drodzy, mam… znaczy jestem w sekcji przejściowej. Udało się… po 10 dniach.
Tylko… czy kogokolwiek to interesuje? Czy ktokolwiek mnie słucha?
W końcu wciąż nie otrzymałem absolutnie żadnej odpowiedzi… wszystko odczytane, wszystko bezczelnie olane…
Po co ja wam to w ogóle mówię?
[Ton badacza zmienia się z radosnego w coraz bardziej gniewny i niespokojny.]
Przecież was to nie interesuje. Mój los jest już całkowicie obojętny, mógłbym tam sczeznąć, a wy tylko prychnęlibyście pogardliwie i wysłali ekspedycję.
A tyle niby miałem przyjaciół… tyle parszywych gnojków mówiło mi, że zawsze będzie ze mną. To gdzie teraz jesteście, hę?! Czemu NIC nie powiecie?! Odpowiem za was- bo byliście tylko na pokaz. Pieprzone pasożyty…
Nienawidzę was wszystkich. Milczące mendy, umiejące tylko i wyłącznie wykorzystać kogoś, a potem zostawić go na pastwę losu. Nawet jeśli nie możecie mnie stąd wydostać, a nie dość, że rzeczywiście nie możecie, to jeszcze tego nie chcę, mogliście chociaż dać znać, że jesteście ze mną. Wolicie milczeć- wreszcie pozbyliście się problemu.
Najwidoczniej nikomu tutaj nie można zaufać. Nigdzie nie można.
Mówią, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Moim przyjacielem jest więc samotność, labirynty i to pieprzone Serce.
Pierdolcie się wszyscy.
KURWA!
[Słychać jak badacz odskakuje gwałtownie.]
Dziura w schodach. Nie było jej tu przed chwilą, ona po prostu się pojawiła. Co się tu dzieje? Powoli zaczyna mi się wydawać, że nie jestem tu mile widziany…
Notatka: Mamy poważne zastrzeżenia co do stanu psychicznego Marka Maciejczuka. Obawiamy się, że będzie się tylko i wyłącznie pogarszał, nie ma tam nawet żadnych warunków na poprawę. Miejmy nadzieję, że, mimo wszystko, zdarzy się cud i problem przestanie się pogłębiać. Może to być w końcu chwilowe pogorszenie. Jego ostatnie słowa powinniśmy zignorować. Są jak najbardziej zasadne, niestety jednak, cały czas będą. Nie otrzymaliśmy żadnej wiadomości od dwóch tygodni. A nuż czas ten przyda mu się, by zrozumieć, że nie możemy mu odpowiedzieć.
Niepokoją mnie pewne tendencje, które doktor Maciejczuk zaczyna wykazywać. Obawiam się, że zjawiska takie będą się pogłębiać, a skutki będą coraz poważniejsze lub już są. Mam jednak nadzieję, że ta cisza jest decyzją umotywowaną wnioskami, do których doszedł w ostatnim nagraniu, a nie skutkiem jakiegokolwiek nieodpowiedzialnego i szkodliwego dla niego samego działania. Mimo wszystko, nie wydaje mi się, by było to spowodowane przez kolejną właściwość anomalną obiektu. Jako przyczynę bardziej wskazywałbym ukryte predyspozycje Marka Maciejczuka, uaktywnione przez panujące wewnątrz SCP-PL-157 specyficzne warunki. Mając na uwadze niektóre opisywane anomalie, "specyficzne" to dosyć delikatne słowo.
- Krzysztof Sawicki
Dodatek SCP-PL-157-3: Nagrania Marka Maciejczuka, tygodnie 8-11
Powiedzmy, że… niezbyt wiem jak to ubrać w jakieś bardziej… skomplikowane słowa. Takie w moim stylu, przed tym wszystkim, pewnie nadal pamiętacie. Dlatego powiem to prosto, bardzo prosto…
Myliłem się. Przepraszam… zwłaszcza za tamto ostatnie.
Kompletnie nie wiem co mi strzeliło do głowy. Może ciągła samotność dała o sobie znać, nie mam pojęcia. Przepraszam was, Darku, Aniu, Mario, Andrzeju, Krzysiu… kurwa, jak mogłem… Nie dość, że powiedziałem wam tyle okropieństw, to jeszcze zniknąłem tak, jakbym zginął.
Przez ten czas poukładałem sobie co nieco w głowie… mam nadzieję. Zrozumiałem parę rzeczy. Wy po prostu nie macie jak mi odpowiedzieć. To było logiczne, łatwe do odgadnięcia od samego początku. Wiem, że z niecierpliwością czekacie na każdą moją wiadomość, na każdy znak życia. Zwłaszcza ty, Mario…
Przepraszam was wszystkich, naprawdę.
[Słychać głębokie wdechy i wydechy badacza, jego głos cały czas jest przytłumiony i wyciszony, sugerując dosyć duży smutek.]
Ja tęsknię. Tak bardzo chciałbym móc was zobaczyć i wyściskać, ale nie mogę. Najpierw muszę wypełnić swój cel- znaleźć Serce. Nie wiem ile jeszcze mi to zajmie, ale wierzę, że w końcu tego dokonam. Wtedy wrócę do was i pójdziemy pić… po pracy, oczywiście.
Marek nie wrócił. On rzeczywiście mnie zostawił, a tak mu ufałem. Nie mam jeszcze żadnego nowego towarzysza i nie wiem czy chcę mieć. Lepiej by nie byli tacy sami jak on… a nie mam pewności czy nie będą.
Przez te 3 tygodnie nie zmieniło się nic. Układ dwóch sekcji pozostaje taki sam. Z jasnej do ciemnej, z ciemnej, przez przejściową, do jasnej i tak w kółko. Wszędzie głucha cisza i brak jakichkolwiek oznak życia… może oprócz tych liter w ciemnej. Bez Marka zostałem tutaj całkowicie sam. Znów nie mam do kogo gęby otworzyć… może znaleźć kolejnego Marka? Jest ich w końcu tak wielu… Nie, to zły pomysł. Pamiętasz co poprzedni ci zrobił? Tak, tylko zastanów się, kto mi to mówi… Marek.
[Marek Maciejczuk milknie i zatrzymuje się. Przez chwilę słychać tylko zniekształcone bicie serca.]
Coś tu jest nie tak i to bardzo mocno.
Nie, to niemożliwe… cholera, przecież jestem tu 8 tygodni chyba, nie mogłem tego ominąć. Jakim cudem…
[Badacz znów milknie, słychać jego nieregularne kroki, sugerujące tempem i rytmem powolny chód.]
Jak się okazuje, w kwestii budowy obiektu także się myliłem. Znalazłem nową sekcję. To czerwone światło trochę mnie denerwuje.
Słuchajcie, przekażę wam więcej informacji za tydzień, wypadałoby rozpracować na spokojnie tę przeszkodę.
Jakieś drzwi…
[Kroki coraz bardziej intensyfikują się, doktor przechodzi z miejsca na miejsce.]
I po drugiej stronie korytarz długi dosyć. Czy tam na końcu widzę rozwidlenie? Dwie pary drzwi są tam na pewno i mają jakieś litery wymalowane. Wydaje mi się, że "nasze"…
Może spróbujesz przejść przez któreś?
Marek, najpierw wstępnie porozglądam się po okolicy. Nie chcę niczego przegapić. Zresztą, nie mówiłem, że nie chcę kompana? Mówiłeś, ale to, że go nie chcesz nie oznacza, że go nie potrzebujesz.
Dziwne… widzę tutaj wgniecenie w ścianie, jakby ktoś ją z całej siły uderzył i trochę wierzchniej warstwy się ukruszyło… To jest… niepokojące. Ale może być tylko przypadkiem. W końcu nie takie dziwy już ci to miejsce pokazywało, prawda Marek? Pamiętasz tę plamę na ścianie? Też się nad nią jakiś czas zastanawiałeś.
Tak jak mówiłem, sprawdzimy co i jak. Za tydzień przekażę wam więcej informacji.
Jestem kretynem. Zawsze nim byłem lub po prostu powoli przestaję myśleć. Przez parę dni przechodziłem w kółko przez to samo pomieszczenie w sekcji czerwonej, kompletnie nie orientując się, że nie robię jakichkolwiek postępów. Zawsze przechodziłem przez te same drzwi i byłem w sumie zadowolony, że w miarę sprawnie to idzie.
No cóż, nie szło.
Potem coś podkusiło mnie, by tak po prostu się wrócić i wyglądnąć przez te pierwsze drzwi, z których niby przyszedłem. No cóż, nie zobaczyłem tam tego korytarza z sekcji czerwonej, tylko PIERDOLONĄ PRZEJŚCIÓWKĘ, Z KTÓREJ TU PRZYLAZŁEM TYDZIEŃ TEMU!
[Ostatnie słowa, Marek Maciejczuk wrzeszczał wręcz w furii.]
KURWA! KURWA, KURWA, KURWA!
[Słychać najpewniej uderzenie pięścią w ścianę.]
Mówiłem Ci, Marek, byś sprawdził oba, ale ty wiedziałeś lepiej.
ZAMKNIJ SIĘ, MAREK! NIE UMIESZ ROBIĆ NIC INNEGO OPRÓCZ CIĄGŁEGO GLĘDZENIA?!
A widzisz mnie gdziekolwiek? Cokolwiek sugeruje, że mogę?
[Badacz zamilkł na chwilę. Na nagraniu słychać jego niespokojny oddech.]
Wygrałeś, skurwielu. Nie zmienia to faktu, że mnie niesamowicie irytujesz. Nienawidzę cię, uczepiłeś się mnie jak gówno do buta.
Czyli nienawidzisz samego siebie?
[Znów cisza. Oddech Marka Maciejczuka staje się jeszcze bardziej nerwowy. Po chwili przerwał milczenie, zaczynając mówić przez zaciśnięte zęby.]
Wracając… Okazuje się, że w tej sekcji, tylko jedno przejście jest prawdziwe. Drugie cofa na sam początek. Kolejna anomalia do kolekcji.
[Słychać jak Marek Maciejczuk powoli otwiera metalowe drzwi.]
Czyli te rzeczywiście nie trzaskają od razu jak się przez nie przejdzie… dobra.
Generalnie, właśnie potwierdziłem sobie najprawdopodobniej taką dosyć ciekawą cechę tych przejść, która mnie od jakiegoś czasu intrygowała. Fałszywe drzwi zamykają się gwałtownie od razu jak się przez nie przejdzie, chyba chcąc ukryć fakt, że wybrało się źle. Teraz otworzyłem te, które muszą być prawdziwe- zamknęły się dopiero po jakimś czasie, 5 sekund około, przez co mogłem jeszcze spojrzeć czy na pewno poczyniłem postępy.
Cholera, muszę zapamiętywać przez które drzwi przechodziłem. Mam tu chyba swój notatnik, może wreszcie go za niedługo uży…
[Badacz milknie nagle i słychać krótki, gwałtowny krok, sugerujący odwrócenie się.]
Dziwne… wydawało mi się, że coś słyszałem. Coś innego niż bicie Serca. Najwidoczniej to tylko drzwi lub po prostu mi się przesłyszało.
Wracając, będę musiał używać mojego notatnika i zapisywać te symbole. Jak cofnie mnie na początek, to chociaż znajdę drogę… dupa, jednak go nie ma. Musiałem zostawić go przy wejściu do obiektu, KURWA!
Odezwę się za tydzień, jak zwykle. Teraz potrzebuję czasu, by to rozpracować…
To tylko drzwi… co? Jeśli to tylko drzwi, to znaczy, że… nie, nic za mną nie ma.
Kręci mi się w głowie… nie… nie kręci się. To to miejsce się na moich oczach przekrzywiło… Po prostu to zignoruj i idź dalej… to zaczyna przyśpie-
[Słychać jak urządzenie komunikacyjne spada na ziemię, razem z samym badaczem.]
Kolejne świeże informacje. Coraz bardziej niepokoi mnie to, ile rzeczy umknęło tu mojej uwadze. Właśnie wyszedłem z sekcji czerwonej po iluś próbach. To jest męczące, ale w takim sensie, że po iluś razach po prostu ma się dosyć. To nie jest jak dojście do ślepej uliczki w sekcji jasnej lub ciemnej, to jest coś o wiele gorszego. Kiedy wreszcie idzie jak należy, wybierze się źle raz i już całe postępy idą w pizdu, a bez notatnika, te wszystkie literki naprawdę ciężko zapamiętać.
Wygląda jednak na to, że cierpienia ciąg dalszy. Dotarłem do sekcji analogicznej, tylko ze światłem niebieskim zamiast czerwonego. Znów rozwidlenie, znów litery na drzwiach, znów wybór. Dobrze, że chociaż udało mi się przejść przez czerwoną.
[Badacz milknie, a na nagraniu słychać tylko bicie serca, kroki i po chwili także skrzypienie oraz trzask starych, metalowych drzwi.]
Nie… nie mówcie, że…
[Znów słychać energiczne, szybkie i dosyć nerwowe kroki badacza.]
Nie, nie, nie… NIE, KURNA, NIE!
[Na początku Marek Maciejczuk krzyczy najpewniej ze złości, a potem zaczyna się śmiać.]
Wróciłem na sam początek! A niech to szlag…
Marek by pewnie powiedział coś w stylu "a nie mówiłem?", ale go już nie ma. Wygoniłem go z mojej głowy, zmusiłem do ucieczki. Przypłaciłem to paroma guzami i złamanym nosem, ale w końcu się poddał. Wolę być po wieki sam niż mieć takiego towarzysza. W pewnym momencie sukinsyn nawet sugerował mi fałszywe przejście… wtedy dopiero czara goryczy się przelała i się go pozbyłem.
Zauważyłem jedną dziwną rzecz. Pierwsza zmiana… trochę niepokojąca… głowę dam sobie uciąć, że na tej ścianie było wgniecenie. Tak, jakby ktoś w nią uderzył. Nie ma go. A może…
AŁ, KURNA! Od kiedy to jest takie gorące?! Chyba oparzyłem sobie parę palców… dosyć mocno. Chyba na trzech robią się duże pęcherze… no cóż, przecierpię trochę. Zagoi się w końcu, najwyżej zostaną blizny.
Byłem na tym początku już tyle razy, że doskonale pamiętam gdzie mam iść. Dobre i to. Ze środkiem będzie najtrudniej. Ale to się jakoś prze…
[Słychać jak badacz odskakuje gwałtownie.]
Co to było? Głowę dam sobie uciąć, że jakiś cień znikał za drzwiami do fałszywki…
[Marek Maciejczuk odwraca się nagle i dosyć głośno; przez około minutę słychać jedynie charakterystyczne bicie serca.]
Nic nie ma… ale przecież…
Jestem pewien, że ten pieprzony cień tam był. Tam przy przejściu. Nie wiem czy ludzki, czy nie, nie przyglądałem się. Był. Po prostu był… A może tylko mi się wydawało? Chyba czas po prostu ruszyć dalej… Coś tam jest, ale nie to, czego szukałem. Ciemna plama, dziwnie znajoma… uh, nieważne. Pewnie po prostu jej nie zauważyłem… a może jednak?
[Naukowiec rozpoczyna marsz przez sekcję czerwoną, przerywając go regularnie na wybór przejścia.]
Co to było? Albo kto to był? To musiało przecież istnieć, inaczej nie rzuciłoby cienia… ale że tak po prostu sobie zniknęło?
Moje serce zaczęło prześcigać swojego stalowego kuzyna…
Mam nadzieję, że za tydzień będę już poza tymi dwoma sekcjami. Są irytujące i demotywujące, w dodatku to światło strasznie męczy i podrażnia oczy. Dobre chociaż to, że przypominam sobie jak powinno się pisać te litery, hah… niech to szlag. Znów początek…
Dlaczego akurat mnie to spotkało? Czemu to ja tu trafiłem? Czemu sam? Za co pokutuję? Pewnie nagroda jest tego warta. W końcu Serce jest nadrzędnym celem i kiedy już je odnajdę, będę mógł powiedzieć, że opłacało się to wszystko przecierpieć…
Czekam na ten moment z niecierpliwością. Odezwę się za tydzień.
Zamknij się, Marek.
Proszę cię, milcz.
Przestań szeptać, wiem, że jesteś na mnie zły. Wiem, że jesteś tylko mściwą suczą, która teraz zamiast ze mną rozmawiać, to szepcze mi jakiś nonsens do głowy.
ZAMKNIJ SIĘ, KURWA!
NIE, NIE ROZBIJĘ GŁOWY O ŚCIANĘ!
NIE, NIE RZUCĘ SIĘ Z NAJBLIŻSZYCH SCHODÓW!
NIE, NIE UDUSZĘ SIĘ!
MAM CIEBIE DOSYĆ! Wyjdź. Wyjdź z mojej głowy. Nie chcę cię słyszeć. Pozbędę się ciebie tak, jak wtedy się pozbyłem. Zawsze możesz to zrobić sam i bezboleśnie…
Nie, nie mogę tak zrobić… ty tego właśnie chcesz.
[Marek Maciejczuk zaczyna się głośno śmiać.]
Dokładnie tego chcesz! A co gdybyśmy się teraz pobawili? Co gdybym cię po prostu ignorował? Jak na to zareagujesz?
Marek wrócił, jak zapewne słyszycie. Już nie rozmawiamy, ale ja na szczęście też już go nie słyszę.
NIE SŁYSZĘ! NIE SŁYSZĘ! NIE SŁYSZĘ!
To nie jest jednak ważne. Po pierwsze- wyszedłem w końcu z sekcji czerwonej i niebieskiej. Udało mi się to chyba jakiś dzień po tym jak tydzień temu się dla was nagrywałem. Ogólnie, to między nagraniami przeszedłem jeszcze przez 3 takie zestawy. Nigdy nie jest za późno na ponowną naukę alfabetu, hah! W każdym razie, zauważyłem pewną prawidłowość…
[Badacz przerywa na chwilę, słychać głęboki wdech i wydech.]
NIE SŁYSZĘ!
Wracając… Czasem można trafić na coś, co nazwałem sobie "szczęśliwymi literami"- jeśli jest jedna taka w zestawie z jakąś nienależącą do tej listy, to zawsze drzwi oznaczone tą szczęśliwą będą prowadziły do właściwego przejścia. Znaczy, nie wiem czy zawsze. W każdym z tych zestawów, przez które przechodziłem, tak było. To miejsce zdążyło już nauczyć mnie, że absolutnie niczego nie powinienem być pewien… Te litery to, polecam zapisać, jakby któryś z was miał też tutaj utknąć, w sekcji czerwonej: A, D i W; w sekcji niebieskiej: B, G i K. To jest cholernie przydatna wiedza. Świadomość występowania czegoś takiego niesamowicie ułatwia wybór, choć, jak już mówiłem, te wszystkie spostrzeżenia mogą być gówno warte.
Generalnie, nie można poddać się wątpliwościom. Powtórzeń tych rozwidleń jest zarówno w niebieskiej, jak i w czerwonej, dosyć dużo- dotychczas w czerwonych wahało się to tak od 10 do 20, a w niebieskich od 8 do 16. Widząc któryś raz ten sam korytarz, można odnieść wrażenie, że się zgubiło, że wybrało się źle, nawet jeśli prawda jest zupełnie inna. Nie ma co się tym przejmować, to miejsce raczej jest na tyle grzeczne, że chociaż stara się informować o twoich pomyłkach. W niebieskiej wrócisz na początek czerwonej, dosyć oczywisty sygnał. W czerwonej także wrócisz na początek czerwonej i możesz to łatwo rozpoznać, cofając się trochę. Jeśli jednak nabierze się wprawy, można też oprzeć się na reakcji drzwi, które przy prawdziwym przejściu zamkną się po chwili, a przy fałszywym po prostu trzasną gwałtownie tak szybko, jak przez nie przejdziesz. Chociaż jedna rzecz, której jestem tu niemalże pewien…
Wiecie jakie to jest okropne uczucie? Nasz mózg, generalnie, niezbyt lubi zmiany. Drobne niezgodności, jak zamienienie miejscami łyżek i noży w szufladzie, powodują już u nas dyskomfort, a co dopiero rzeczy tego kalibru. Jesteś w nieznanym ci miejscu od tygodni, sam, powoli zaczynasz rozpracowywać jak działa, mózg zauważa jakieś zależności i wpada w rutynę- jest łatwiej. Nagle odkrywasz coś, co całkowicie to burzy, co pokazuje, że jest coś jeszcze i niczego nie możesz być pewien. To dodatkowo dobija, jest takim gwoździem do trumny… już kompletnie pomijając fakt, że w dowolnym momencie całe otoczenie może się w sekcjach ciemnych i jasnych losowo zmienić… że… że czuję, że to miejsce mnie nienawidzi. Coraz częściej powtarzają się sytuacje, że prawie staję się częścią pieprzonej ściany, żarówki pękają mi nad głową, a odłamki szkła, jakby rzucane, ranią mnie. Jednego nie zdołałem wyjąć, był zbyt mały i wbił się jeszcze głębiej. Kurestwo zaczyna ropieć, swędzieć i uwierać mnie…
NIE SŁYSZĘ! NIE SŁYSZĘ!
Zaczynam się bać. Po 11 tygodniach znów nie wiem gdzie jestem, znów wszystko jest obce… wydaje się być nowe, choć widziałem to od początku pobytu tutaj. I… i jeszcze ten cień. Cały czas o nim myślę, nie umiem się od tego oderwać.
Cholera. Pewnie urządzenie tego nie wyłapało, ale w oddali słyszałem jak coś uderzyło w i stłukło żarówkę… chyba. Chyba… Może to ten cień?
A może to Marek?
Który?
Wszedł mi do głowy? A co jeśli to wcale nie był on? To by oznaczało, że w tamtym momencie zburzyły się ostatnie filary mojej pewności co do tego miejsca… ale przecież nie widziałem go za sobą. Nie mógł tak nagle zniknąć, to niemożliwe.
KURWA!
[Z chwilą wykrzyknięcia tego, rozlegały się coraz głośniejsze dźwięki pękania kolejnych żarówek, zatrzymując się po dziesięciu.]
C-co… c-c-co t-to było?
Może ja… może ja rzeczywiście nie wiem nic o tym miejscu?
[Marek Maciejczuk nie odzywa się już do końca nagrania. Nie słychać też jego kroków, panuje niemal absolutna cisza, zakłócana tylko przez doskonale słyszalne zniekształcone bicie serca.]
Notatka: Obawiam się, że doszliśmy do momentu, kiedy poszczególne elementy tych relacji znacznie tracą na użyteczności i nic nie wskazuje na to, że ulegnie to zmianie. Słychać doskonale, że stan psychiczny Marka Maciejczuka systematycznie się pogarsza. Nie ma się, zresztą, co temu dziwić, bardziej zaskakuje mnie fakt, że po 11 tygodniach w takich warunkach jest jeszcze zdolny do funkcjonowania i że te relacje są jakkolwiek uporządkowane.
Posiadamy wystarczającą ilość dowodów na większość tego, co mówi o sekcjach. Nie mamy podstaw, by to podważać. Jednak ten "cień" to trochę bardziej skomplikowana sprawa. Jedyne co na jego temat wiemy, to to, że został zauważony w sekcji czerwonej. Nie zostaje nam przekazany żaden opis, potem mamy do czynienia tylko z przemyśleniami na jego temat. Mam co do tego elementu nagrania pewne podejrzenia, lecz jest jeszcze za wcześnie, by je wyrażać. Postaram się skupić na podobnych zjawiskach w przyszłych nagraniach.
- Krzysztof Sawicki
Dodatek SCP-PL-157-4: Nagrania Marka Maciejczuka, tygodnie 12-15
Udało mi się!
[Marek Maciejczuk śmieje się lekko.]
Udało się! Udało się!
Wyrzuciłem Marka z mojej głowy. Musiał odejść. Wie, że nie ma czego tu już szukać. Wolę być tu sam, niźli pozwolić, by towarzyszyła mi taka mściwa menda. Najpierw chce niweczyć moje postępy, a kiedy mu się za to obrywa, wraca po jakimś czasie i szepcze jakiś nonsens. Co za człowiek! Nienawidzę skurwysyna. Obdarłbym go żywcem ze skóry, hah! Hahahah!
Teraz idę sam i jestem szczęśliwszy. Szczęśliwszy, bo wygrałem! Zmusiłem go do odejścia, hah! Hahahah!
Hah. Hahaha… ha…
Co… co to było?
[Ton badacza nagle zmienia się ze skrajnie rozbawionego w skołowany i przestraszony.]
Cień. Teraz na pewno go widziałem… on… on tu jest. Kurwa mać…
Znów.
[Doktor ścisza swój ton niemalże do szeptu.]
Ja… pierdolę… to Marek? A może jakiś inny człowiek? Albo to nie jest człowiek? Nie jestem tu sam? To coś szuka Serca, czy może… mnie?
Znowu. Znowu to widzę. Kurwa, jest bliżej. Nie umiem zobaczyć co to jest, widzę tylko jak cień znika między korytarzami.
[Marek Maciejczuk znacząco przyśpiesza kroku- słychać, że zaczyna biec.]
Muszę się stąd jakoś wyrwać, hah… hahahahah… muszę… Prawa ściana, Marek. Prawa ściana. Prawa ściana. Prawa ściana.
PRAWA ŚCIANA!
[Ostatnie zdanie jest nagle wykrzyknięte i szybko przerwane. Tuż po tym, następuje duże zagęszczenie odgłosów kroków, aż w końcu znów stabilizuje się to do częstotliwości i głośności sugerującej jednostajny bieg.]
Prawa ściana. Unikaj cienia. Prawa ściana. Unikaj cienia. Prawa ściana. Unikaj cienia. Prawa ściana. Unikaj cienia. Prawa ściana. Unikaj cienia.
[Doktor powtarza te dwie frazy nieustannie przez jeszcze 2 minuty.]
Chyba się udało. Nigdzie go nie widzę. Jakie to jest… ciche. Muszę uważać.
Czy ja naprawdę nie jestem tu sam?
Przecież tu byłem. NIE SKRĘCAŁEM TU, CO JEST DO CHOLERY?! Czy ten pieprzony labirynt musi się ze mną bawić w takim momencie?
Trudniej mi się oddycha. Szlag. Nie będę przecież cały czas biegł w takich warunkach.
O nie. O nie, nie, nie, nie… dlaczego? Dlaczego teraz ciemna?
[Głos badacza załamuje się, po czym słychać cichy płacz.]
Ja nie chcę. Nie chcę tam iść… nie chcę, nie chcę, nie chcę… Marek, czemu cię tu nie ma? Albo Marek, czemu ciebie tu nie ma? Pomóżcie mi… proszę.
[Występuje krótki, pojedynczy odgłos wykonania kroku, sugerujący szybkie odwrócenie się.]
Czuję na sobie czyjeś spojrzenie… muszę uciekać. Czemu tam? Czemu nie ma innej opcji? Trzymaj się ściany, Marek. Przetrwasz to. Trzymaj się prawej ściany. Trzymaj się prawej ściany. Trzymaj się prawej ściany. Trzymaj się prawej ściany.
Ślepa uliczka…
[Ostatnie zdanie wypowiedziane jest przez ściśnięte gardło. Następnie słychać zsuwanie się po ścianie do pozycji siedzącej i płacz.]
Nie znalazłem… zawiodłem…
[Marek Maciejczuk milknie, słychać niespokojny oddech badacza i charakterystyczne bicie serca. Na końcu zaczyna szeptać bardzo cicho.]
Jest tu chyba… kurwa… jest tu chyba… tuż obok. Czuję ciepło. Ciepło… ciepełko… ciepło… ciepełko… hah… hahahah… hihi…
P-przeżyłem. Może to coś też nie widzi w ciemności? Może nie poszło za mną? A może znalazło mnie i stwierdziło, że tutaj coś innego mnie przejmie? Może wie, że… że jest tu coś z-z-znacznie gorszego? Nawet to coś z sekcji jasnej nie chce tu wchodzić, ale ja musiałem. Nie wiem co to było, po prostu musiałem uciec.
I zabłądziłem. TAK, ZABŁĄDZIŁEM! Znów siedzę tu przez to już od tygodnia. Jeszcze nic nie słyszałem ani nie czułem, ale cholera wie co tu jest. Dotąd w końcu byłem całkowicie sam, wszystko, jak widać, może się zdarzyć. Dlaczego? Dlaczego nie mogę po prostu znaleźć tego cholernego Serca? Pierwszy raz od początku mojej wędrówki tak naprawdę mocno się boję. Nie mam pojęcia nawet co mnie tam goniło i czy w ogóle to robiło. To był tylko cień… tutaj mam go aż w nadmiarze.
Znów mam te same odczucia co na początku. W ciemności nadal nie widzę nic, a bicie Serca znów wydaje się być dziwnie wręcz podkreślone, tak jakby mnie ścigało. Może rzeczywiście to robi? A jak mnie dopadnie, to rozszarpie mnie na strzępy i pożre albo wchłonie do siebie i staniemy się jednością. Jednością… jednością… jednością…
Trzymaj się prawej ściany. Trzymaj się prawej ściany. Trzymaj się prawej ściany. Trzymaj się prawej ściany. To jedyny sposób, by jeszcze bardziej się nie zgubić. To jedyna szansa, by się zgubić. To jedyna szansa. Może wyjdę z tego cało, a wtedy po prostu wrócę do poszukiwań. A może wyjdę z poszukiwań i wrócę do bycia cało?
Trzymaj się prawej ściany. Trzymaj się prawej ściany. Trzymaj się prawej ściany. Trzymaj się prawej ściany. Trzy…
Co do…
Czemu to jest takie… takie…
M-miękkie? I-i mokre?
To się rusza? Nie wydaje mi się… a może…
[Słychać jak badacz przechodzi stopniowo w dosyć paniczny bieg.]
Rusza się, kurwa. RUSZA SIĘ! Czy to tego się bał cień? Czy wchłonie mnie to tak… tak… tak jak wchłonęło światło? Muszę biec. Muszę jakoś uciec. Wystarczy się nie zgubić, trzymać tempo i-
[Zarówno słowa jak i bieg zostają przerwane przez dźwięki sugerujące spadanie ze schodów. Brak jakichkolwiek dźwięków oprócz charakterystycznego, zniekształconego bicia serca przez 12 minut.]
Co… co się stało? Gdzie ja jestem? Moja głowa… to… to się nagrywa?
To chyba przejściowa. Jestem w przejściowej. Uciekłem…
[Słychać jak Marek Maciejczuk podnosi się powoli, lecz po chwili z głośnym krzykiem bólu upada na ziemię.]
Kostka. Prawa kostka. Ja pierdolę, skręciłem kostkę. KURWA!
Muszę wstać… muszę iść dalej… muszę uciekać. Tutaj już cień się nie zgubi… Tylko jak ja mam to zrobić ze skręconą kostką? Marek, masz jakąś radę? Hah!
[Badacz zaczyna się śmiać.]
Jakąkolwiek? Może przyjdziesz i powiesz, że mogłem jej nie skręcać, hę?! Ktoś szepcze. To nie ty, na szczęście. To tylko setka małych głosików mówi mi, co o mnie myśli.
Na polance w małej chatce
Leżał sobie Burek.
Na polance w małej chatce
Leżał sobie Burek.
Na polance na gnijącym Burku
Łeżała sobie mała chatka.
W fabryce w kotłowni
Błądził sobie Marek.
Hah! Hahahah!
A, D, W. A, D, W. Czerwony nastrój, krwawo się masz, suficie. Czemu płaczecie, głosiki?
Jestem w sekcji czerwonej, moi przyjaciele. Cieszę się, że czasem słyszę też wasze głosy, wreszcie zaczęliście mi odpowiadać, hah! Idzie mi jakoś średnio. Wyjątkowo często mnie cofa. Może dlatego, że nie skupiam się na tym co robię? W końcu bardziej przejmuję się moją kostką niż jakimiś materiałami dydaktycznymi dla pierwszoklasistów na drzwiach. Spuchła jak balonik. Taki duży, czerwony, obrzęknięty balonik. Nie będę przecież marnował czasu. Co miałbym robić? Skakać na jednej nodze? Przez tydzień przyzwyczaiłem się do bólu. Nie czuję go już tam w ogóle. Nic nie czuję, to chyba dobrze, hah!
Paliczek mnie zdenerwował. Stwierdził, że powinienem się opamiętać, tooo.. pozbyłem się go. Po coś mam w końcu zęby, prawda? Pozostałe chociaż wiedzą, że nie wolno mi się sprzeciwiać. Bolało, bo bolało, ale stłumiłem rewolucję, hah! Był jeszcze jeden uczestnik tej awangardy, lecz wystarczyło wyrwać paznokieć, by ten także zmiękł.
Niebieskie światło, świetnie. Jest dobrze.
Słyszałem drzwi. I znowu. Ktoś tu idzie. Kurwa mać.
B. Nie ma czasu.
Teraz znów B, ale po lewej jest.
K… G…
Coś jest za mną. Przeszło przez ostatnie drzwi. Nie chcę się odwracać, wystarczy, że czuję oddech na swojej szyi.
[Głos badacza staje się cichy, drżący i niespokojny.]
Może myśli, że mnie tu nie ma? Albo przybliża się coraz bardziej?
K… K… B… G…
Oddaliło się. Może weszło w fałszywe przejście?
Przejściowa. Schody. Muszę się skupić. Znów słyszę drzwi… nie…
Nie, nie, nie… proszę, nie!
Schodź, Marek. Schodź.
Boli… jednak boli… wszystko boli…
Coraz bliżej drzwi. Istota się zdenerwowała. Nie chcę wiedzieć. Nie chcę widzieć. Nie chcę słyszeć. Nie chcę czuć.
Nie chcę umierać. NIE CHCĘ UMIERAĆ!
[Cały czas słychać przeskakiwanie ze stopnia na stopień.]
Chcę chociaż zobaczyć Serce…
Słyszę przedostatnie drzwi… muszę się ukryć…
[Przez następne 2 minuty nagrania słychać tylko zniekształcone bicie serca i czasami także niespokojny oddech badacza. Po tym, do końca nagrania wszystko mówione jest szeptem.]
Poszło. Wróciło na górę, słyszałem jak zamykają się drzwi. Muszę iść dalej, nie mogę pozwolić, by wróciło i zastało mnie w tym samym miejscu…
Cholera, było blisko. A wy, głosiki, nie pomagaliście. Nie myślicie, że przez was to coś mogło mnie znaleźć? Tylko nogi wyglądały na ludzkie… co to było?
Bawią się ze mną. Głosy, te dziwne kreatury… bawią się mną. Moje palce, pieprzeni ZDRAJCY! Musiałem pozbyć się kolejnych paliczków. Nawet mimo braku tego górnego, paluszek wciąż śmiał pyszczyć.
Teraz już mi się nie sprzeciwi, bo nie ma go, Pozbyłem się go, tak jak powinienem to był zrobić od początku. Bolało… nadal boli. Ale mam spokój. Nie pierdolą mi już, bym się odwracał za każdym razem, gdy słyszę kroki. Wiem, że to gówno cały czas za mną jest. Chce, bym zwariował, a te pierdolone, podłużne śmieci na moich rękach chciały mu pomóc. Po tym, jak całkowicie straciły kolegę, już nie chcą.
Niestety nie mam jak sobie wyrwać ucha. Buntu słuchu nie jestem w stanie stłumić, wciąż słyszę jakieś szepty, śmiechy… nauczyłem się je ignorować.
Oczy… oczy są mi posłuszne. Jako jedyne wiedzą jak ważny jest mój cel i pomagają mi. Milczą i służą karnie, inne części ciała powinny się od nich uczyć.
To… to coś… znów jest blisko. Czuję to i słyszę…
[Badacz zaczyna szeptać oraz znacząco zwalnia tempo chodu, najpewniej by wydawać jak najmniej dźwięków.]
Cholerna kostka… jak chcę biec, to muszę przypierać ręce do ściany. Lepiej kuśtykać powoli i tak cicho jak się tylko da. Już parę razy dałem się znaleźć, na szczęście nawet mimo tej kostki umiem na spokojnie uciec. Jest ich tu więcej. Krążą po korytarzach jakby czegoś szukały lub pilnowały.
Zamknijcie się! Chcecie nas wydać? Nie wystarczy wam, że pozbyłem się ze swojej dłoni waszego kolegi? A wy, głosiki… jeszcze popamiętacie to swoje "tutaj"! Niech ja tylko coś znajdę, podzielicie los palców! Pożałujecie… pożałujecie… Siedźcie cicho, cicho, cicho, cicho, cicho, hihi… hihihi… cicho, hah…
Hah… Hahah…
Chyba udało mi się jedno z tych monstrów wyminąć. Zaczynają mnie męczyć te wszystkie ucieczki. Moja kostka aż się zrobiła fioletowa ze zmęczenia, biedna… płaci za to, że się nie buntuje… a może chciała się zbuntować i to dlatego spotkała ją kara? Nie mogę nikomu ufać. Otaczają mnie zdrajcy, zdrajcy, zdrajcy, zdrajcy, zdrajcy.
Coś tu jest nie tak. Słyszę je głośniej. Serce bije głośniej. Jest blisko! Blisko! Serduszko! Stalowe Serduszko! Gdzie jesteś? Gdzieś tutaj? Tak!
TAK!
Jesteś takie piękne i majestatyczne. Przepiękne…
Jesteś najpiękniejszym, co było mi w życiu dane widzieć. Daj się dotknąć, o Serce. Jesteś duże… naprawdę duże…
Nie… to… to niemożliwe…
Nie… nie, nie, nie…
NIE! NIE, KURWA, NIE!
[Do końca nagrania, oprócz bicia serca, słychać tylko narastający płacz i powtarzane co pewien czas słowo "nie".]
Notatka: Złożyłem odpowiedni wniosek i został on zaakceptowany. Zapisy następnych nagrań nie będą już trafiać do oficjalnej dokumentacji, tylko będą po odsłuchaniu archiwizowane. Niestety, dobiliśmy do momentu, w którym nie możemy na nich polegać.
Nasz zespół pracuje już nad rozplanowaniem jak najefektywniejszych testów. Wdrożymy to w życie tak szybko, jak to opracujemy i kierownik otrzyma od zarządu oficjalną aprobatę.
Za dwa dni wyprawimy naszemu przyjacielowi, Markowi Maciejczukowi, oficjalny pogrzeb, podobnie jak Darkowi Malinowskiemu oraz Andrzejowi Łojewskiemu.
Główne elementy tego zestawu nagrań cały czas są przedmiotem zarówno moich przemyśleń, jak i ożywionych dyskusji w obrębie naszego zespołu. Na dzień dzisiejszy, nie możemy ani potwierdzić, ani wykluczyć możliwości istnienia tam innych istot. W naszych dyskusjach jednak, nie umiemy się zbliżyć zarówno do jednej, jak i do drugiej strony osi tego sporu. Liczymy, że przyszłe testy przyniosą jakieś prawdopodobne rozwiązania tej kwestii.
- Krzysztof Sawicki