Chciałaby pani im pomóc?
A kto normalny by nie chciał? To my popełniliśmy
prosty błąd, a teraz oni za to płacą. Pobraliśmy
odczyty, stwierdziliśmy "bezpiecznie!" i
pospieszyliśmy się.
Kto za to odpowie?
Ja. Nie dam nikomu postawić reszty zespołu
przed komisją. To ja byłam i jestem osobą decyzyjną.
Tylko jak pogodzić dyscyplinarkę z
pani zadaniem?
To już nie mój problem. Niech oni się
tym martwią.
Więc… ma pani jakiś plan?
Jeszcze nie. Trzeba myśleć… inaczej.
Trudno o logiczne rozwiązanie, gdy nie ma
logiki. Trudno też uczepić się jakiejś konsekwentnej
cechy, która mogłaby pomóc, gdy wszystko
jest niekonsekwentne. Miejmy tylko nadzieję, że
nie widzimy powtórki ze sprawy Maciejczuka.
| Identyfikator podmiotu: ▷ SCP-PL-251 |
Poziom upoważnienia: 3/PL-251 ◁ |
| Klasa podmiotu: ▷ Bezpieczne |
Poziom zagrożenia: Zielony ● ◁ |
Specjalne Czynności Przechowawcze: SCP-PL-251 powinien być przechowywany w przestrzeni magazynowej wewnątrz dedykowanej gabloty zabezpieczonej czytnikiem biometrycznym. Możliwość otwarcia gabloty posiadać mają tylko kierownik projektu SCP-PL-251, zastępca kierownika oraz dyrektor placówki, w której znajduje się podmiot. W przypadku wszelkich okoliczności wymagających przeniesienia SCP-PL-251 do innej placówki razem z innymi podmiotami, należy za pomocą kodu dostępnego w dowództwie ochrony placówki odczepić gablotę od nóg, na których stoi, by umożliwić jej bezproblemowy transport.
Zabrania się zawieszania SCP-PL-251 na jakichkolwiek drzwiach w obrębie placówki, wliczając w to także chociażby drzwiczki do szafek czy drzwi szaf, oprócz dedykowanych drzwi w ramach przestrzeni eksperymentalnej. Wszelkie wyciąganie podmiotu z gabloty powinno zostać odpowiednio zaprotokołowane i odbywać się musi za zgodą i pod nadzorem kierownictwa projektu SCP-PL-251. Nakazane jest, by kontakt fizyczny z obiektem odbywał się za pośrednictwem rękawic. Każdej osobie, która chwyci podmiot gołymi dłońmi, musi on zostać bezzwłocznie zabrany z zachowaniem wymienionych wcześniej środków bezpieczeństwa. W razie wystąpienia takiej sytuacji nie można dopuścić do tego, by osoba ta zawiesiła go na jakichkolwiek drzwiach. Jeśli jednak do tego dojdzie, należy powstrzymać ją przed przekroczeniem tychże i zdjąć z nich obiekt.
Opis: SCP-PL-251 to zawieszka na drzwi mająca 20cm długości i 15cm szerokości w najszerszym punkcie. Wykonana jest z brązu i jest w dużym stopniu skorodowana, o czym świadczy pokrywająca ją, około 2-milimetrowa warstwa patyny. Stopień korozji nie wpłynął jednak na jej wytrzymałość, podczas podjętych badań nie udało się jej uszkodzić ani mechanicznie, ani chemicznie.
Kontakt fizyczny z podmiotem bez odpowiedniego zabezpieczenia powoduje u trzymającej go osoby chęć zawieszenia go na najbliższych znalezionych drzwiach, a następnie przekroczenia ich. Nie jest to efekt trwały, w celu przerwania go należy odebrać znajdującej się pod jego wpływem osobie podmiot lub zdjąć go z drzwi, na których został zawieszony. Po takich działaniach każda ofiara, jeśli zostanie o to spytana, będzie wypierać, że działała pod wpływem obiektu. Najczęstszym tłumaczeniem i próbą racjonalizacji takiego zajścia jest podpieranie się świadomą i przemyślaną ciekawością.
Kiedy SCP-PL-251 znajdzie się na dowolnych drzwiach, staną się one portalem do rzeczywistości oznaczanej mianem SCP-PL-251-1. Dostać się do niej można otwierając opisane drzwi i przechodząc przez nie na drugą stronę. Badania nad właściwościami tej rzeczywistości trwają.
Pierwsze pozyskane zdjęcie krajobrazu SCP-PL-251-1.
Dodatek SCP-PL-251-1: Dnia 21.06.2020 podjęto decyzję o przeprowadzeniu wstępnego rozeznania co do warunków panujących w rzeczywistości SCP-PL-251-1 zanim przeprowadzone zostałyby ekspedycje z użyciem dedykowanych zespołów badawczych. W celu przeprowadzenia odpowiednich, jak najszerszych pomiarów zdecydowano się na użycie fundacyjnego drona Explorer-4 wyposażonego we wszystkie narzędzia niezbędne do dokładnego określenia stopnia zagrożenia dla ludzi płynącego z przebywania w badanym środowisku.
Wstępna eksploracja SCP-PL-251-1
Narzędzie eksploracyjne: Latający dron badawczy Explorer-4
Nadzorczyni obserwacji: dr hab. Łucja Krasnodębska (kierowniczka projektu SCP-PL-251)
Zespół: mgr inż. Marek Cichocki (obsługa drona), mgr Łukasz Poręba
Skąd to się w ogóle wzięło?
W sensie obiekt?
Tak.
Nie wiemy. Wie pan, klasyczna sprawa. Zaginięcie
osoby zmagającej się, według rodziny, ze schizofrenią,
sprawa się komplikuje, przyciąga naszą uwagę, wchodzimy
do domu, tam wszędzie wymalowane okręgi, a na
jednych drzwiach wisi ten rak. Potem zeszycik,
nabazgrane "mówiło o kole" z 10 razy, a po
otwarciu drzwi okazuje się, że prowadzą do zupełnie
innego miejsca.
Więc… czemu zabrakło tego w raporcie? Nie
myślała pani, że to ważne?
Opieramy się na rzeczach, co do których mamy
pewność. Na tamtym etapie trudno było rozpoznać
co jest czym. Czy mamy do czynienia z wpływem
obiektu, czy może ze skutkiem zaburzenia. Podczas
badań nigdy nie uzyskaliśmy czegoś podobnego,
więc założyliśmy to drugie, a raport z pozyskania
zarchiwizowaliśmy.
I to też był, rozumiem, błąd?
Z perspektywy czasu — jak najbardziej. Ale tego
akurat sobie nie wyrzucam, wie pan? Niech pan
wierzy lub nie, ale zabawa we wróżkę jest trudna
i zazwyczaj nic nie daje. Tu empiryczne podejście
zawiodło, ale to nieliczny wyjątek.
Nie wiem, czy komisja zrozumie to tak samo…
O to będę martwić się potem. Na razie trzeba
znów brać się do pracy.
Nadzieja pani nie opuszcza?
I nie opuści. Z chwilą, gdy zrozumiałam tamtą
pustkę, stało się to po prostu niemożliwe.
Incydent PL-251-1: Pierwszą eksplorację z użyciem personelu badawczego przeprowadzono dnia 28.06.2020. Udział w niej wzięły 3 osoby — dwóch członków MFO Kappa-33 "Odkrywcy"1 oraz mgr Łukasz Poręba, członek projektu SCP-PL-251. Całość misji nadzorowana była przez resztę personelu odpowiedzialnego za badania nad podmiotem z Łucją Krasnodębską na czele.
Komplikacje powstałe podczas misji poskutkowały zaproponowaniem istotnych zmian w procedurach przechowawczych, które aktualnie oczekują na zatwierdzenie.
Pełna eksploracja SCP-PL-251-1
Drużyna eksploracyjna: OP-06 (Arkadiusz Otrąb), OP-10 (Ireneusz Pacak), mgr Łukasz Poręba
Dowódca operacji: OP-06
Nadzorczyni obserwacji: dr hab. Łucja Krasnodębska
I to był moment kiedy…
Kiedy zrozumiałam. Tak. Nie że wszystko,
bo wiedza była wtedy jeszcze malutka, a
nawet teraz, gdy widziałam więcej, czuję, że,
paradoksalnie, rozumiem coraz mniej. To, co
wtedy zrozumiałam, wie pan, to skala mojego
niedopatrzenia. Wtedy pomyślałam sobie, że
to nie jest tylko pomyłka. W te otwarte drzwi,
za którymi była tylko czerń, patrzyłam martwo
przez bite pół godziny. Dwa słowa odtwarzały
mi się w głowie, zapętlone. Wie pan jakie?
Nie umiem czytać w myślach. Zresztą,
sama pani powiedziała, że zabawa we wróżbitę jest
trudna. Ufam tamtemu osądowi. Niech pani mówi.
"Zabiłam ich". W całym natłoku myśli na temat
tego, co właśnie zobaczyłam, to zdanie cały
czas się przebijało, dominowało cały ten myślotok.
Po drzwiach zapatrzyłam się w odczyty. I stało
się to jeszcze głośniejsze.
Dlaczego?
Przez jakiś czas, na chwilkę przed tym, jak
całkowicie zniknęły, pokazywały, widzi pan,
że tej rzeczywistości nie ma. Że jest całkowicie
nierzeczywista, nieistniejąca, pierwszy raz
coś takiego zobaczyłam. Co za tym idzie, oni
też przestali istnieć, ba, sam ten odczyt pochodził
już od licznika, który de facto nie istniał, to
było dla mnie niepojęte. Taki łabędzi śpiew.
Będę z panią szczery, nigdy nie chciałbym
czegoś takiego doświadczyć. To musi być
obciążenie. A skoro już o obciążeniu mówimy,
czemu akurat Łukasza Porębę pani przepraszała?
Tam na nagraniu.
Bo osobiście namawiałam go do wzięcia
udziału w wyprawie. Wahał się, ja twierdziłam,
że idealnie się nada i że to doświadczenie pomoże
mu się rozwinąć. Jestem pewna, że nie myliłam się
co do niego, ale na pewno myliłam się co do
całej tej rzeczywistości. No i wróciły wspomnienia
z Maciejczukiem.
Miała pani z nim kontakt?
Wie pan, ojeju, w 2018 rozmawialiśmy o
nowym projekcie, do którego dostał propozycję
dołączenia. Skarżył się na rutynę, chciał czegoś
nowego i rozważał przyjęcie tej oferty. Powiedziałam
mu wtedy, by to brał. Zawsze to wyrwanie się z
wyklinanej przez niego rutyny, okazja do rozwoju.
Oboje wiemy, jak to się skończyło.
Obwinia się pani za to?
Już nie, choć czasem to wraca. Zwłaszcza
teraz. Czuję się momentami, jakbym była
przeklęta. Taki zły omen, ściągający podobne
sprawy, zwiastujący takie tragedie. Dlatego
jestem tym bardziej zdeterminowana, by
w tej aktualnej sprawie coś jeszcze zdziałać,
wie pan? Tak by przełamać złą passę. I ta
motywacja realnie zastąpiła wspominane przeze
mnie dwa słowa, które w kółko w sobie mieliłam.
Incydent PL-251-2: Dnia 01.07.2020 kamery w stanowisku obserwacyjnym w przestrzeni eksperymentalnej używanej do badań nad SCP-PL-251 zarejestrowały nietypową sytuację. Znajdująca się tam aparatura używana do nawiązywania łączności podczas eksploracji zaczęła odbierać sygnał z SCP-PL-251-1. Od razu po zauważeniu tego przez funkcjonariusza ochrony, na miejsce wezwana została kierowniczka projektu.
Zdjęcie z SCP-PL-251-1 otrzymane podczas Incydentu PL-251-2.
Z dalszej dokumentacji zdarzenia wynika, że po około 3 godzinach doszło do analogicznych wydarzeń jak podczas Incydentu PL-251-1, po których ponownie utracono łączność z zespołem eksploracyjnym. Na pilnym zebraniu zespołu badawczego ustalono harmonogram dyżurów przy stanowisku obserwacyjnym — od tamtego czasu miało być codziennie i bez przerwy nadzorowane przez jednego członka projektu, który, w razie ponownego nawiązania łączności z drużyną eksploracyjną, miał przekazać jej odpowiednie, opracowane wcześniej instrukcje i wezwać kierowniczkę projektu na miejsce. Priorytetem w badaniach nad SCP-PL-251 stało się opracowanie sposobu na wydostanie uwięzionego personelu z SCP-PL-251-1.
Może zostańmy jeszcze chwilę przy tym,
co przed chwilą omawialiśmy. Jedną rzecz
pani pominęła, nie wiem czy celowo, czy nie.
Co dokładnie widziała pani za tymi drzwiami?
Wiem, czerń, ale… wcześniej. Ten właściwy
powód stwierdzenia, że pani ich "zabiła"…
o tym chciałbym usłyszeć.
…
Myśli pani. Rozumiem, mamy cza-
To naprawdę trudno ubrać w słowa. Widziałam
wiele, ale to po prostu cały czas mam przed
oczami. Wszystko rozmazane przez tę cholerną,
dziwną burzę, rozciągające się, wyginające się,
w tle jakieś losowe światła, zakrzywiający się
grunt… wie pan, jeśli miałabym opisać to
najlepiej jak potrafię, to powiedziałabym, że
widziałam bardzo szybką apokalipsę. Ta
rzeczywistość po prostu przestała istnieć i…
Potwierdzały to też odczyty?
Dokładnie. To chciałam powiedzieć. Dlatego
tak ogromnym szokiem było usłyszenie, że
nawiązali z nami łączność i zachowują się,
jak gdyby nigdy nic się nie stało.
Stąd ta trochę emocjonalna reakcja?
I nie tylko. Byłam tak skonfundowana, że
nie umiałam pojąć tego, czego właściwie
byłam świadkiem. To o tyle zabawne, że
okazało się to jedną z niewielu rzeczy tam,
którą udało nam się w jakimś stopniu rozgryźć.
To znaczy?
Pamięta pan, co mówiłam o tym, co znaleźliśmy
w domu zaginionego? Mówię o tym schizofreniku.
Wyszło na to, że jeden z dwóch "tropów" stamtąd
ma odzwierciedlenie w rzeczywistości. Co do
wspominanego "czegoś", to po prostu dalej nie
mamy pojęcia, lecz ta pierwsza rzecz, która
rzuciła nam się tam w oczy okazała się ostatecznie
być gotową odpowiedzią, na coś, nad czym
głowiliśmy się przez jakiś czas po drugim incydencie.
I tak po prostu ją wcześniej odrzuciliśmy. Bo
biedaczyna chorowała przed zaginięciem. No ale,
jak mówiłam, musimy się opierać na pewnych
informacjach. Choć najwidoczniej nawet one
nie uchronią zawsze przed złą decyzją.
Męczy to panią, widzę. To poczucie
winy, wstyd.
Gdyby nie męczyło, to bym tu nie przychodziła,
proszę pana. Naprawdę.
Dodatek SCP-PL-251-2: Po odebraniu 6 transmisji od drużyny eksploracyjnej SCP-PL-251-1, zespół projektowy SCP-PL-251 nabył wystarczającą liczbę dowodów obserwacyjnych, by móc określić ogólny zarys własności rzeczywistości SCP-PL-251-1. Zostało więc stwierdzone, że:
- SCP-PL-251-1 funkcjonuje na zasadzie cykliczności
- Materia, za pomocą zewnętrznych przejść, może wejść do cyklu. Moment ten stanie się dla niej początkiem całego cyklu, do którego wróci, po jego zakończeniu.
- Nieznany jest aktualnie żaden sposób na opuszczenie cyklu
- Początek cyklu i koniec cyklu zawsze są takie same. Dotyczy to także stanu materii na początku każdego cyklu — wydarzenia podczas jego trwania nie mają żadnego wpływu na kolejny cykl.
Incydent PL-251-3: Do odbiegających od normy interakcji z zespołem eksploracyjnym doszło w dniach 15.07.2020, 17.07.2020 oraz 21.07.2020. Opisane dni były początkami trzech różnych cykli występujących kolejno po sobie. Wydarzenia te podważyły tzw. zasadę nienaruszalności cyklu, czyli jedną z ustalonych reguł kierujących funkcjonowaniem SCP-PL-251-1.
Po tym, co pani opowiada, wnioskuję,
że najbardziej interesuje panią pomoc
Łukaszowi Porębie. To od niego pochodzi
większość tego poczucia winy. Znajomość
z nim, tworzone przez panią analogie do
sprawy Maciejczuka, której nigdy pani nie
przepracowała…
Nie powiedziałabym tak. Znaczy… może. Eh…
sama nie wiem. Chciałabym pomóc im wszystkim
się stamtąd wydostać. Czuję tę odpowiedzialność
na moich barkach, a jak w końcu dostanę
wezwanie na komisję, to tylko się to wzmocni.
Co do Łukasza, to może to bardziej przez to,
że zaginął? Nie mamy z nim kontaktu, nie
pojawia się w kolejnych cyklach… Za pierwszym
razem przepłakałam pół dnia, mówiłam o tym.
Tyle poświęcała pani temu uwagi, by
nie miało to teraz znaczenia? Temat
zarówno Poręby, jak i Maciejczuka
poruszamy ostatnio co chwilę. Zawsze
w parze. A o zaginięciu wspomniała
pani tylko kilka razy podczas naszych
spotkań. Może to wszystko razem składa
się na ten aktualny mętlik? Kumulacja.
Może. Strasznie się martwię. Boję się,
że już poniosłam porażkę.
To może zacznijmy od uświadomienia
sobie czegoś. Sprawa jest na tyle
specyficzna, że, prawda, wyciągnięcie
ich będzie zwycięstwem, ale niemożność
zrobienia tego nie będzie pani porażką.
Porażka już była, trzeba to zaakceptować
i ruszyć dalej. Teraz kwestia jest taka, czy
jej konsekwencje pozostaną konsekwencjami,
czy może uda się je przekuć w zwycięstwo.
Sama mówiła pani zresztą, że należy się
opierać na rzeczach pewnych. Wiąże się
to też z tym, by nie wyciągać pochopnych
wniosków, nie przyjmować niepewnych
założeń. Nie jest pani przyczyną tragedii
Marka Maciejczuka, nie ma też pani
żadnej wiedzy na temat stanu Łukasza
Poręby. Skąd pewność, że się nie wydostał?
I co, mam założyć, że jest bezpieczny?
Zamknąć się w komfortowej bańce, w
której jednak nie zabiłam go swoją durną
pomyłką? Po prostu wyprzeć to, że-
Nie. Ależ skąd, nie, broń Boże, kompletnie
nie to proponuję. Chciałbym, by pani
zrezygnowała z jakichkolwiek założeń.
Dzięki temu, być może, będzie pani gotowa
na każdą ewentualność. Niezależnie od
tego, jaka by ona nie była. I proszę
pamiętać, że cała ta sprawa nie przekreśla
pani jako naukowca. Już sam fakt, że jest
pani tu, w Fundacji, wiele o pani świadczy.
Wiele dobrego, może dodam.
A obecność w tym gabinecie?
Że walczy pani zarówno o nich, jak i
o siebie. I że zamierza pani walczyć
dalej. A to dobry prognostyk w kwestii
przełamania tego błędnego koła.
Kiedy tylko dotarł na miejsce, stając znów przy grobowcu i doświadczając tej dziwnej mieszanki uczuć, którą pierwszy raz poczuł przy anomalii w lesie, wiedział, że jest tam, gdzie być powinien. Okręgi na ścianie, wszechobecne i dla wielu zapewne przytłaczające, jemu dawały osobliwy rodzaj nadziei. Z sali tej emanowała jakaś dziwna, niezrozumiała dla niego aura, dzięki której utwierdzał się w przekonaniu, że to jest odpowiedni sposób. W końcu przecież, tak wnioskował, wszyscy ci, co kiedyś tu mieszkali, dokonali tego właśnie tutaj. Tylko jak?
Krążył po pomieszczeniu, krążył i krążył, zataczając niemal takie same koła jak świat, w którym był uwięziony, rysując krokami takie same okręgi jak te wymalowane na ścianach. Jeszcze na moment musiał zanurzyć się bowiem w tym błędnym kole, by ostatecznie się z niego wyłamać.
W końcu jednak, niczym olśnienie, uwagę jego przykuło pęknięcie, które przecież wcześniej już oglądał… albo tak mu się, w każdym razie, zdawało. Trudno w tej sytuacji rozpoznać, co było majakiem, a co skrawkiem poprzedniej, straconej szansy. Spojrzał szybko przez okno, zbierały się chmury. Albo teraz, albo nigdy.
Ufając pokracznemu instynktowi przerwał własne, wychodzone koło i podszedł do pęknięcia. Było szerokie na tyle, że może byłoby go nawet w stanie pomieścić. Nie wahając się ani chwili zdjął wszystko i dał otulić się zimnym murom świątyni, które szybko zmieniły się w litą skałę, przez ten wąski tunel prowadzącą go najpierw przed siebie, a potem coraz bardziej w dół.
Tunel poszerzał się, a razem z nim wszystko zdawało się rozpływać. Ściany falowały, ręce były jakby większe, by potem znów się skurczyć. Wszędzie latały żółte obłoczki, których liczba zwiększała się coraz bardziej aż do momentu, gdy była wręcz przytłaczająca. Nawet im nie udało się jednak przełamać wszechobecnej ciemności.
Droga skończyła się na niemalże okrągłej dziurze, wiodącej prosto w dół, a na dnie majaczyła tafla czegoś, czego fale mieniły się delikatnie żółtym pobłyskiem. Nawet z tego miejsca czuł ogrom tego, na co patrzy, nieskończoność, bezdenność. Coś wewnątrz niego pchało go prosto w objęcia tego przedziwnego oceanu. Opór był nieobecny.
Wskoczył i spadając dziwnie długo, wylądował w końcu w samym środku, akurat jak wszystko zaczęło się trząść. Dziwna ciecz zdawała się podchodzić coraz bardziej do góry. Czas się kończył, on był jednak już u celu. Całym swoim ciałem czuł ciepło tego oceanu, jak go wygina, rozmywa. Przyszła mu myśl, niewinna, że czasem trzeba sięgnąć dna. Jakby kierowany nią zanurzył się cały.
Oddech, z jakiegoś powodu, stał się zbędny, a on sam czuł, że cel już blisko. Płynął więc w dół, w dół, w dół, wszerz i wzdłuż, na wszystkie strony świata. To się dokonywało, czuł, że się wyrywa, że staje się jednocześnie obecny i nieobecny, tu i tam, zniszczony i zbudowany na nowo.
Lecz wstrząsy dotarły i do niego. Wszystkie, rozbite już części jego zostały pociągnięte w górę, wyrwane z oceanu, mimo że cały czas czuł, że w nim jest. W rozpadającej się rzeczywistości chwytał się wszystkiego, nie po kolei jednak, lecz jednocześnie, rozrzucany w widmowych fragmentach przytwierdzanych do powstającej nicości.
Aż w końcu świat złożył się na nowo.





