Zdaję sobie sprawę z tego, jak to będzie brzmiało, ale utknąłem w sali kinowej puszczającej Morbiusa (2022).
Dawno temu przestałem już liczyć, ile razy widziałem ten sam pierdolony film. Wiem, że to brzmi jak jeden wielki troll, ale ja na serio nie żartuję. Przyszedłem sobie na seans „dzisiaj” jakoś tak z wieczora, bo mi się akurat nudziło i internet sporo gadał o walorach artystycznych tego filmu, więc pomyślałem, że zobaczę jak rzeczywiście jest, nawet jak jestem dość późno na dyskotekę (dzisiaj był jeden z kilku ostatnich dni puszczania filmu). Dodatkowo wiedziałem, że pewnie sam będę w sali kinowej, bo jest środek tygodnia i późna godzina, a jedna z moich ulubionych czynności to wyłożenie się na środku podłogi kina z syrami na wierzchu i oglądanie filmu z perspektywy żabiej. Dziwny fetysz, wiem, ale uwielbiam to robić.
Wracając do tematu, obejrzałem film z podłogi, upewniając się najpierw, by odgarnąć stary przeceniony popcorn z podłogi i, aby nacieszyć się powietrzem przesiąkniętym karmelem z wysokości podłogi. Pod koniec seansu nieco przysnąłem i jak się obudziłem, film już grał od początku. Uznałem to za ździebko dziwne. Wydawało mi się, że to jest ostatni seans dzisiaj w tym kinie, ale stwierdziłem, że albo źle spojrzałem na stronę Cinema City albo po prostu technik puszczający film sam zasnął i zapętlił film.
Zdecydowałem się wyjść, nie dlatego, że starałem się być uczciwy i nie kraść pieniędzy od kina poprzez obejrzenie jednego filmu dwa razy z rzędu, tylko dlatego, że po prostu czułem się nasycony seansem. Jednak jak pociągnąłem za klamkę drzwi kina, to moje ciało nagle osłabło i ostygło, jakby została z niego wyssana cała krew, po czym pojawiłem się z powrotem na podłodze, w tej samej pozycji, w której się na początku filmu położyłem. Film znowu leciał od początku. Te same intro Sony, Columbii i Marvela, to samo rozłożenie psychodelicznych, różnokolorowych trójkątów powoli ukazujących dużą literę M i ten sam Jared Leto lecący sobie helikopterem, przez jakiś busz.
Wtedy zacząłem powoli panikować. Wstałem najszybciej jak mogłem i praktycznie wskoczyłem kopniakiem w drzwi sali kinowej. Skończyłem jednak ponownie w miejscu, w którym zacząłem seans. Zadygotałem, wspominając to nieprzyjemne uczucie na moim ciele, zanim straciłem przytomność i skończyłem na podłodze pod ekranem. Rzutnik oczywiście ponownie rozpoczął film. Wyjąłem telefon, gotów dzwonić po 112, ale kurna co ja miałbym im powiedzieć? „Dzień dobry, proszę przysłać po mnie egzorcystę, utknąłem w sali kinowej w Cinema City, proszę mnie kurna stąd wydostać, bo duch Jareda Leto trzyma mnie tutaj za jądra i nie chce wypuścić”? Sprawdziłem godzinę w telefonie. Tak jak się tego obawiałem, ale podświadomie nie akceptowałem tej możliwości: godzina i data wróciły do momentu rozpoczęcia filmu. Wtedy też znalazłem kubek spod jednego z siedzeń i położyłem go w zasięgu wzroku, by potwierdzić jedną z moich teorii, następnie, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, zdecydowałem się, że może spróbuję obejrzeć cały film bez zmrużania oczu i zasypiania, tak jak Daniel Espinosa przykazał, robiąc ten zasrany film: siedząc w krześle i od początku do końca. Myślałem, że może mnie wypuści, jak zrobię mu tę przysługę i dam jego filmu szansę, ale bez skutku. Po napisach końcowych po prostu mrugnąłem i moje ciało znowu ostygło, jakby krew została z niego wyssana, po czym wróciłem na podłogę, zaraz na początek filmu. Kubek, który przygotowałem, dla eksperymentu znalazł się ponownie pod krzesłem, w którym oryginalnie go znalazłem, ale teraz miałem większy problem. Jak się obudziłem, miałem uczucie jakby Jared Leto wpatrywał się prosto we mnie, a nie w kamerę.
Stwierdziłem wtedy, że mam w sumie to w dupie czy ktoś mnie uzna za wariata, czy da mi tam jakiś mandat za wzywanie 112 bez potrzeby. Nie znałem numeru po specjalistę od wampirów, więc to był drugi najlepszy numer, pod który mogłem zadzwonić. Powiedziałem im, że drzwi kina się zablokowały i że chuj wie, ile już próbuję się stąd wydostać. Pogotowie zdecydowało się wytelefonować od obsługi kina. Było mi nieco głupio, że sam na to nie wpadłem, ale jednak jak człowiek panikuje, to nie zawsze myśli najlepiej. Poczekałem w sali kinowej jakoś tak dziesięć minut (tyłem do ekranu, nawet jak było to niespecjalnie wygodne, ze względu na budowę sali kinowej), po czym dostałem telefon, pytając mnie, gdzie jestem i że w sali kinowej nikogo nie ma. Podbiegłem do drzwi, krzycząc „jestem tu”, niczym w Horton słyszy Ktosia, ale drzwi były zamknięte. Podszedłem do drzwi i poprosiłem pracownika kina, by się upewnił, że jest w dobrej sali kinowej (i mieście, kto wie, może przez przypadek zadzwoniłem do kina w Warszawie). Wsłuchując się jednak w pierdolenie głosu w telefonie, oparłem się o drzwi, film dopiero był w połowie taśmy, musiałem wymyślić jakiś inny plan. Oparłem się jednak nieco za mocno o drzwi i ponowiłem film, tracąc przytomność z tymi samymi objawami, co wcześniej.
Jak się obudziłem, to przeszedłem prawie od razu z ziemi do skoku, jakby z szoku różnicy pomiędzy moim zimnym bezkrwistym ciałem podczas restartu, a gorącokrwistym ciałem zaraz po drzemce. Podczas tego wyskoku zauważyłem jedną drogę ucieczki, było to te niewielkie okienko, z którego jest puszczany film przez rzutnik. Podbiegłem po schodkach do foteli z tyłu, próbując się dodrapać do okienka. Było ono nieco za nisko, a jednak taki typowy kinofil jak ja nie ma szans, by był w stanie się podciągnąć do takiego okienka i do tego z wyskoku. Złapałem swoją torbę z podłogi na dole schodów i zacząłem pionowo ustawiać na oparciu krzesła wszystko, co miałem przy sobie. Wiedziałem, że to zdecydowanie upadnie jak tylko chociaż tego dotknę, ale wystarczyło mi, bym chociaż dosięgnął łokciami nawet na ułamek sekundy krawędzi okienka. Tak też zrobiłem, wszystko tak jak się spodziewałem, gruchnęło i się połamało pod moim ciężarem natychmiastowo, ale się wgramoliłem.
Spojrzałem w stronę rzutnika. Nie był to standardowy rzutnik kinowy, nie żebym kiedykolwiek widział, jak taki „typowy” rzutnik wygląda oczywiście, ale wiedziałem, że nie wygląda na pewno tak. Wyglądał staro. Jednak zarazem mechanicznie i organicznie. Jak mechaniczna oddychająca istota. Spojrzałem się prosto w stronę światła rzutnika. Prosto w soczewkę, z którego puszczany był film. To, co tam zauważyłem, sprawiło, że teraz jestem tak spokojny. Poczułem jak moje ciało zaczęło odmarzać, od palców u stóp, po kolana i wyżej.Taśma rzutnika zaczęła się obracać szybciej i szybciej. Jak przestałem czuć już cokolwiek poniżej pasa w dół, próbowałem się puścić, ale moje ręce zacisnęły się na okienku, tak jakbym złapał się płotu pod prądem. Zwymiotowałem przed sobą nieco krwi, która została wciągnięta w obiektyw rzutnika. Zrobiło mi się mokro wokół oczu, wypłynęła z nich mieszanka krwi i łez, która została wciągnięta w światło obiektywu. Dźwięczenie i odgłos podobny płynącej rzece rozbrzmiał wśród moich uszu, kiedy z nich również zaczęła wypływać krew.
Straciłem przytomność. Wróciłem ponownie na start. Piszę to zaraz po tym wydarzeniu. Ostatni incydent sprawił, że zdałem sobie sprawę, że umarłem. Umarłem i ożyłem. Prawdopodobnie umarłem przy każdym restarcie.
Jedyne co mi pozostało to się modlić, że demon, który mnie złapał, z którymś razem się w końcu napoi moją krwią. Jednak nie wiem, czy jutro kiedykolwiek nastąpi.