Data: 25.04.2006
Od: Thaddeus Xyank <tni.pcs.10etislaropmet|knayx-daht#tni.pcs.10etislaropmet|knayx-daht>
Do: O5-13 <tni.pcs.hctawrevo|31-5o#tni.pcs.hctawrevo|31-5o>
Temat: Projekt Chalice Martyr
Zgodnie z protokołem i Pańską prośbą, informuję, że właśnie sfinalizowaliśmy Projekt Chalice Martyr. Beczki — z dokładną zawartością i składem, jaki Pan sobie zażyczył — zostały przesłane do Mezozoiku w Izolatorach Temporalnych, aby zbyt wcześnie wino nie sfermentowało i nie skwaśniało. Niemniej jednak mam parę pytań, na które zapewne odpowiedzi nie dostanę.
Projekt nie był inicjatywą całej Rady O5, a tylko jednej osoby. A dokładniej to Pana. Czy jest on jakkolwiek ważny? Proszę mnie nie zrozumieć źle. Otrzymaliśmy naprawdę hojne wynagrodzenie dla wydziału za wykonanie projektu i jako dyrektor naprawdę dziękuję za to, ale wysłanie paru anomalnie zmodyfikowanych win w drewnianych beczkach w przeszłość zdaje się być czymś niecodziennym. Niecodziennym w znaczeniu takim, że członek Rady Nadzorczej zleca taki projekt.
Czy reszta Rady o tym wie? Nie na miejscu jest pouczać członka O5, że jeśli pieniądze przekazane nam jako zapłatę za projekt są z głównego funduszu Rady to mogą pojawić się niemałe problemy, dlatego wierzę, że wiedział Pan co robi.
Beczki będą leżakować przez dość spory okres czasu, ale zapewniam, że są bezpieczne w izolatorach. Przetrwają wielkie wymieranie, powodzie, erupcje, ruchy kontynentalne — praktycznie wszystko. Klucz do otwarcia izolatorów jest wyłącznie do Pana dyspozycji. Według naszych szacowań, za kilka lat trunek będzie gotowy w stanie, jaki Panu odpowiada, ale zawsze może Pan je wcześniej otworzyć. Decyzja należy wyłącznie do Pana, O5-13.
Jak na zimny miesiąc z całej tej dwunastki, jakim jest grudzień, był on teraz wyjątkowo znośny. Miłośnicy ciepła i lata mogli chwilowo odetchnąć z ulgą, że mroźny czas na jeden dzień ustał, a wielbiciele chłodu i zimy wyglądali zza okien z malującym się na ich twarzach przerażeniem. 21 grudnia 2012 roku był wyjątkowy dla każdego z osobna.
Mimo umiarkowanej temperatury na powierzchni, piwnica prywatnej siedziby Ethana Ambertona utrzymywała ją stałą i optymalną dla niego. Ciepło pozwalało na letni ubiór, jednak wolał na tę okazję bardziej formalny. Krwistoczerwony krawat zawiązany wokół jego szyi był jak latarnia morska, która przyciąga wzrok ludzi na siebie, ale wybór nie miał podłoża symbolicznego, a bardziej stanowił jego kaprys.
W dłoni trzymał klucz, a drugą rękę zajętą miał na włączniku światła korytarza prowadzącego do Izolatora Temporalnego. Siedziba stoi nad nimi dla łatwego dostępu do nich i ograniczenia kosztów ukrywania ich przed opinią publiczną. Nasuwa się jednak pytanie: czy nadal w tym jest sens? Kto wie, może tak, może nie. Ethan jest spragniony i musi się napić.
Klucz otworzył zamek, drzwi się otworzyły, a przed jego oczami ukazały się pięknie zachowane beczki. Na jednej z nich zaczepiony pinezką był niebieski papierek — aneks Departamentu Anomalii Temporalnych — który treścią i miniaturowym wręcz rozmiarem czcionki zachęcił do zerwania i rzucenia w kąt pomieszczenia. Gdyby był jakkolwiek ważny dla niego, nie skończyłby w postaci kulki.
A jednak do czegoś się przydał! Papierowa kulka odbiła się od skrzynki z narzędziami do otwierania beczek. W środku było dłuto, młotek i kranik. Wszystko, czego teraz było mu potrzebne, to przebić się przez tę twardą dębową skorupę i zakosztować boskiej ambrozji, jaką przygotowali mu jajogłowi z ich maszynami czasu.
Zdjął ze stojaka beczkę i przetoczył ją na górę. Picie w ciemności i samotności to smutne picie. Czemu miałby zmieniać taką piękną okazję na całkowicie depresyjną? Postawił ją na kredensie i ustabilizował, żeby nie zleciała na podłogę. Swoim czułym nosem mógł poczuć winny aromat, ale nie smak. Smak był zarezerwowany dla różowych ust, wrażliwego podniebienia i ruchliwego języka. Zbyt długo na to czekał, żeby teraz sobie odpuścić.
I jeden zamach. Drugi zamach. Trzeci. Czwarty. Piąty. W końcu przebił dłutem grube drewno i spomiędzy szpar w wieku wypływały strumienie karminu. Wymagana była szybka operacja, żeby pacjent nie wykrwawił się na śmierć. Chwycił za kranik i w równej chwili wyrwania dłuta wbił go w to samo miejsce, tamując krwotok. Niezły byłby z niego lekarz przy takich praktykach, ale na pewno nie chirurg przez jego trzęsące się ręce.
Wyciągnął z gabloty szklany kieliszek, który ilością kurzu na sobie liczył kilka lat, odkąd został użyty, umyty i pozostawiony w letargu. To był jego wielki dzień. Ethan chwycił wilgotną szmatkę i wytarł go, dając mu znać, że znowu spełni swoje zadanie. Odkręcił kurek i z kurka wypłynęło krwiste wino wlatujące wprost do szklanego naczyńka.
Siedząc tak przy stole i przykładając kieliszek do jego ust przypomniał sobie o czymś. Obok świecznika leżał pilot, którego czerwony przycisk opuścił ekran. Po chwili załadowania, obraz urządzenia ukazał pikselową twarzyczkę konstruktu .aic.
Dionizos obecny. W czym mogę służyć, Ethanie?
Słowa, które układały się w jego głowie w płynne zdanie, były dla niego ważne. Mogły zmienić wszystko. Z jakiegoś powodu pierścień na jego lewym serdecznym palcu bardzo chciał być obracany przez Ethana i stanowić chwilową zabawę dla niego.
— Twoje zdolności przeskanowania mojego ciała nadal są w dobrym stanie, prawda?
Oczywiście, że tak.
Zza ekranu wyleciał malutki dron wielkości pszczoły i obleciał mężczyznę kilkukrotnie, po czym z cennymi informacjami wrócił do swojego doku.
Funkcje życiowe znajdują się w normie. Widać, że wykonałeś zastrzyk insuliny, także mogę wyłączyć przypomnienie. Czy czegoś ci jeszcze potrzeba?
Oto i ono.
— Wprowadź protokół CRIMSON-73760.
Zdał się na odwagę. Poczuł jak ten ogromny głaz zleciał Syzyfowi wprost w dół, jednak nie zamierza po niego schodzić, a usiąść i zrobić sobie przerwę.
Zrozumiano. Nie będę ingerował w pańskie bezpieczeństwo do czasu odwołania protokołu.
Dionizos — mimo bycia programem utworzonym przez Wydział AIAD do chronienia członków Rady O5 w swoich prywatnych siedzibach — wiedział, że wyłączenie jedynej funkcji, dla której został stworzony, będzie oznaczało jego bezużyteczność. Wiedział też, że nie będzie odwołania protokołu.
W końcu Ethan może spokojnie napić się lampki wina. Zapewnił sobie towarzysza do rozmowy i komfort, że nie przeszkodzi mu w piciu. Był człowiekiem zasad, którymi podążał od początku aż do końca. Jedną z jego alkoholowych zasad było picie w towarzystwie, nigdy samemu, choćby miałby to robić do lustra. Potrzebuje rozmawiać i utrzymywać kontakt z drugim człowiekiem, inaczej odnosi wrażenie, że popada w nałóg, z którego nie będzie umiał się otrząsnąć. Inna jeszcze mówiła o tym, że trzyma się zdala od skrajnie wysoko procentowych, gdyż nie mają smaku i nie jest to picie.
— Nie pamiętam kiedy ostatnio piłem tak dobre wino. Ten smak, ten zapach, ten kolor. Czy to nie piękne? Wino jest przykładem dzieła człowieka jako rzemieślnika. Opanowaliśmy możliwość przekształcania owocu winorośli — produktu przyrody — w coś zupełnie nowego, czym jest wino. Już w starożytnym Egipcie poznaliśmy tę technikę winiarstwa.
Nie jest mi znany smak wina.
— Oczywiście, że nie! Nie jest ci pisane empiryczne doświadczenie. To czyni nas ludźmi i udowadnia, że jesteśmy czymś lepszym od was, sztucznej inteligencji, bo potrafimy przez zmysły się uczyć i poznawać świat, kiedy wy jesteście uzależnieni od danych otrzymywanych na tacy.
Za bardzo się podniecił i wypadł z rytmu, który serce mu chciało nadać do zagrania pięknej melodii, tworząc bolącą w uszy dysharmonię.
— Przepraszam. Nie chciałem.
Jednak serce zaczęło wybijać nowy rytm, który nie był zapisany w książce z nutami i nie został skomponowany przez nie. Coś wymusiło na nim uderzanie inaczej niż zazwyczaj.
— Przepraszam, Dionizosie, za podniesienie głosu. Wiem, że nie chciałeś i nie w twoim interesie jest mnie krzywdzić. — wziął kolejny łyk z kieliszka, niezdarnie robiąc czerwoną plamę na lewej piersi. — To ostatni raz, kiedy piję.
Nie powinieneś przepraszać. Jestem tylko asystentem na twoich usługach i mogę w każdej chwili zapewnić ci spokój, jeżeli go wymagasz.
— Nie. Nie odchodź. Potrzebuję kogoś do rozmowy.
Pomimo otrzymania blokady na interwencję, Dionizos zauważył coś niepokojącego. W tym momencie było już za późno na odwrócenie tego, więc jedyną rzeczą, jaka mu pozostała, było pytanie.
Ethanie, zauważyłem, że w składzie twojego wina znajduje się trucizna. Czy-
— Tak, wiem o tym. Zdaję sobie o tym sprawę. Chyba powinienem rzucić trochę wyjaśnień, prawda? Proszę otwórz raport "SCP-PL-398".
Zrozumiano.
Otwieranie pliku "SCP-PL-398"

Beczki z winem otrzymanym dzięki SCP-PL-398.
Specjalne Czynności Przechowawcze: Dostęp do wina z SCP-PL-398 jest możliwy na życzenie przez złożenie wniosku do Dyrekcji swojej placówki. Personel może otrzymać dawkę nie większą niż 750 ml i nie mniejszą niż 500 ml.
Każda placówka wyposażona w beczki z winem SCP-PL-398 ma przechowywać je w pomieszczeniach odpowiadających warunkom do optymalnego winiarstwa.
Opis: SCP-PL-398 jest techniką winiarstwa, dzięki której produkt końcowy zachowuje swój standardowy skład wina i nabywa właściwości sennych czadu (CO), które z czasem stają się śmiertelne dla pijącego, funkcjonując jako alternatywny sposób eutanazji. Do aktywowania uspokajających właściwości, osoba musi wypić przynajmniej 500 ml powstałego wina.
Testerzy znajdujący się w agonalnym stanie zdrowia zgłaszali zanik bólu i ogólne rozluźnienie, któremu towarzyszył spokój i akceptacja bliskiej śmierci. Dzięki tym informacjom, SCP-PL-398 zaczął być wykorzystywany przez Fundację jako tańszy odpowiednik morfiny, gdyż nie wymagane były do jego użycia warunki szpitalne.
Badacze Fundacji pracujący przy SCP-PL-398 nadal nie są w stanie wyeliminować działania narkotycznego, który organicza przez to dostępność dla osób po udanym przejściu odwyku alkoholowego.
Trucizna, którą wykryłem w twoim winie, nie jest samym alkoholem. Mógłbyś to wyjaśnić?
Jego myśli się zachmurzyły. Czarne obłoki przysłoniły światło padające nie, utrudniając mu skupienie na skleceniu zdań na odpowiedź. Wino mimo bycia słodkim niosło ze sobą swoje minusy. Dekoncentrację.
— Odchodzę. Chciałem zakończyć moją długoletnią służbę w Fundacji jako O5-13. Trucizna umożliwi mi spotkanie Kostuchy. Zbyt długo czeka na mnie, żeby dalej to przedłużać. Widziałem jak ta organizacja się zmienia, jak zmieniali się inni Nadzorcy. Przeżyłem wszystkie wojny okultystyczne, a nawet w paru brałem udział. To! — podniósł kielich niczym cenne trofeum, które symbolizować miało jego zwycięstwo i wzniesienie toastu. — To jest klucz, lekarstwo, na moją nieśmiertelność. Kiedy się ten świat skończy, stałbym się jedyną pamiątką po nim, ale tak się już nie stanie.
Kolejnym łykiem przypieczętował swój los. Nie zamierzał się cofać, nie zamierzał stawać w miejscu. Zrobił krok do przodu i szedł dalej. Jego zasadą było nie cofanie się z postanowień, które sobie nadał. Jeżeli coś powiedział to dotrzymywał słowa. Do ambrozji dodał lata temu rozpuszczoną substancję, którą reszta Rady trzymała przed nim. Chcieli go utrzymać u swojego boku? A może bali się, że stanie się nieobliczalny i kiedyś trzeba będzie zrobić to, co będzie konieczne? To już nie miało znaczenia.
— Nie chcę pozostać sam, kiedy inni odejdą. Nie chcę pozostać jedyną rzeczą, kiedy wszechświat się skończy i będę dryfował w nicości.
Rozumiem.
Minęło kilka minut ciszy, która nastała przez niezręczne przygnębienie Ethana. Wino powoli na niego działało. Bardzo powoli. Dopiero po jakimś czasie mógł odczuć rozluźnienie.
— Pamiętam moje pierwsze picie alkoholu. Kolega ze studiów pędził ze swoim stryjem bimber. Zaprosił nas na "degustację" i o mamo, widać było ich zaangażowanie w ten temat. Wiedziałem, że źle przygotowany bimber może skończyć się ślepotą i śmiercią, ale zadbali o wszystko. I tak się bałem, ale po pierwszym kieliszku nabrałem odwagi. Dziecinne zachowanie. Przez moją "odwagę" wiem, że mój górny limit picia to 18 kieliszków.
Organizm wywołał odruch wymiotny?
— W rzeczy samej. Jak stałem w krzakach i płynęło ze mnie przyrzekłem sobie nie przesadzać. "Nigdy więcej bimbru w ustach!" — na twarzy Ethana pojawił się uśmiech. Wspomnienia z przeszłości przypomniały mu jak stary jest. Aż za stary. — Trzeba znać umiar, inaczej z ciebie pozostaje pusta skorupa, która nie przeżyje bez alkoholu.
Truizm jak żaden inny, chociaż Dionizos nie przyjął tej informacji jako truizmu, a zwykłą refleksję nabraną przez głupawe, szczeniackie zachowanie.
— Powiedz mi, Dionizosie. Kiedy świat się skończy, co stanie się z tobą?
Nie wiem. Najpewniej przeniosę swoje dane i kod wraz z innymi do nieuszkodzonej częsci Cybersfery i pozostaniemy tam.
Żadnej wiary w życie po śmierci ani spokoju wiecznego. Abstrakcyjne myślenie, którym była filozofia, nie była dostępna dla maszyn i konstruktów. To odróżniało nas od nich. Ethan sam nie wiedział co się z nim stanie, ale chciał się dowiedzieć. Ciekawość ciągnęła go do poznania prawdy. W końcu był człowiekiem, który empirycznie nabywał doświadczenia.
— Czyli nie znasz odpowiedzi. Rozumiem.
Moje istnienie opiera się na wykonywaniu zadań zlecanych mi przez ciebie. Ethanie, ty również nie znasz odpowiedzi, dlatego nie posiadam tej informacji w moich danych wyjściowych. Prawda jest empirycznym skutkiem bodźca, który został wywołany. Jest produktem reakcji substratów, które się ze sobą zetknęły i poruszyły się, dając mu możliwość wystąpienia.
Ale czy maszyna nie jest zdolna do empirycznego poznania? Jeśli umie odpowiednio zareagować na dane wejściowe i wyprodukować dane wyjściowe, czy nie czyni to jej człowiekiem? Czy odruch Pawłowa nie jest zaprogramowanym działaniem na bodziec, który jest wydzielanie serotoniny w mózgu dziecka na widok matki?
Będąc tylko konstruktem lokajem na usługach człowieka, Dionizos miał w pewnym sensie rację. Ethan stał przed mentalną otchłanią, która na dnie skrywała sens istnienia niepojęty przez żaden umysł. Tak stojąc przed nią, zaczął odczuwać powolne zmęczenie, które zrzucało ciężarki na jego powieki. Robił się senny. Trucizna zaczynała działać.
Przysypiasz, Ethanie.
— Odpływam. Praca w Fundacji mnie zmęczyła i muszę odpocząć. To były piękne, pracowite lata jako O5-13. Odchodzę, więc jesteś wolny, Dionizosie. Dziękuję za twoją współpracę i działanie u mojego boku. To była czysta przyjemność mieć kogoś takiego jak ty.
Dziękuję, Ethanie. Mogę powiedzieć to samo o tobie. Pozostanę jeszcze chwilę.
Płomień jego duszy był już niewielki. Praktycznie niewidoczny, a kiedy zgasł, wiedział, że śpi. Dionizos ostatnim spojrzeniem na pokój Ethana wyłączył się.