Skok S-HALO
ocena: +12+x

Kapsuła jest ciasna i zimna. Chwilami gwałtownie się trzęsie. Przez maleńki iluminator czasem widzę płonące metalowe odłamki. W ciemności pulsuje czerwony licznik. Poprawiam spadochron, dopinam pasy. Sekundy przeciągają się.

Nasi wrogowie są niebezpieczni. Pod presją mogą biec sprintem z osiemdziesięcioma kilogramami obciążenia. Są w stanie wytrzymać nieprawdopodobny ból. Cholera, sam nieraz widziałem jak bez ręki czy nogi dalej strzelali. Wyprute jelita ciągną się za nimi po ziemi, a skurwysyny jakby tego nie wiedzieli. Uparcie idą do przodu, byle tylko zabić jeszcze jednego. Są niezwykle wytrzymali, ich regeneracja nie ma sobie równych. Nie ogranicza ich forma fizyczna. Bezustannie przesuwają swoje granice, biją kolejne rekordy. Jeżeli ich nie dobijecie, przyszyją im nową rękę. Nowy szkielet. Nowe serce. Wrócą po was. Szybsi. Silniejsi. Bardziej zdeterminowani. Staje się to dla nich osobiste. To mają od Neandertalczyków.

Radio terkocze jeszcze głosem kapitana. Sporo już zobaczył, działał na pierwszej linii. Teraz zastąpią go tam młodsi i silniejsi. On może przygotowywać ich do zakończenia tej wojny. Mimowolnie słucham jego słów. Choć mówione są do wielu, jedynie moje radio je odbiera. Czy zakończę tę wojnę? Nie sądzę.

Ich psychika wyewoluowała, by poradzić sobie z niemalże wszystkim. To w prezencie od naszych przodków. Zapomnijcie o wojnie psychologicznej. Po drobnym treningu obojętnie patrzą, jak obdzieracie ze skóry ich pobratymców. Nic wam nie powiedzą, są szkoleni by przemilczeć wszystko co mamy. Nie łapiemy żywych.

Przyłapuję się na tym, że drżę. Boję się. Boję się jak cholera. To dobrze. Strach jest naturalny. Strach mi pomoże. Strach mnie ochroni. Tak długo, jak nie przerodzi się w panikę. Jebana Stara Fundacja.

Nie boją się śmierci. Choć nie mogą porozumieć się w tej sprawie, niemal każdy wierzy że śmierć prowadzi do wiecznej chwały. Z pieśnią ruszą na was. Nie będą się bali. Wy też nie możecie.

Czy ja w coś wierzę? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Zawsze zajmuję się tym, co pomoże mi teraz lub jutro. Nie martwię się o przyszłość. Nie mam żadnych planów. Nie myślę o śmierci…

…może powinienem?

Może wyglądają na mniejszych i niższych. Ale potrafią być tak samo silni, jak my. Macie broń, róbcie z niej dobry użytek. Nie bawimy w walkę wręcz, na wojnie nie ma bohaterów. Sprawiają wrażenie niepozornych. A potem rzucają się na ciebie, odgryzają ci palce i okładają gołymi pięściami, aż z twojej czaszki pozostanie lepka papka. A potem idą na następnego. W szale stanowią najłatwiejszy cel i największe zagrożenie. Nie możecie się wycofać. Zabijcie ich, zanim oni będą mieli okazję by zabić was.

Pancerz jest czystą perfekcją. Świetnie zaprojektowany leży na mnie idealnie. Jest lekko ciepły, pracujący bezszelestnie. Jego atomowe serce bije spokojnie blisko mojego. Uspokaja mnie. Jedynie iluminator przypomina mi że w nim siedzę. Odbija się w nim twarz. I choć patrzę jej oczami, nie jest ona moja.

Zeżrą wszystko. Kiedy skończą się ich racje, bez problemu zabiją i pochłoną każde możliwe zwierzę. A nawet bez czegokolwiek oprócz zwykłej wody przeżyją ponad miesiąc. Gromadzą wszystko w tkance tłuszczowej, potem zaczną żywić się własnymi mięśniami. Najsilniejsze trucizny wpieprzają dla przyjemności. Nie małe dawki, uodparniające stopniowo. Za każdym razem śmiertelną.

Pancerz jest naszą bronią ostateczną. Jest narzędziem, które ma wygrać wojnę. Nie rozumiem, dlaczego w środku siedzę teraz ja, dygocząc z zimna i strachu w kapsule opuszczającej stratosferę. Powinien być wysłany do kogokolwiek bardziej kompetentnego na froncie, w wielu częściach łatwych do odbudowy w razie uszkodzenia. Dowództwo O5 nie jest głupie. Nie dali by ich najcenniejszej broni byle szeregowcowi. Pewnie siedzę w podróbie, w czasie gdy oni będą rozrywać mnie na strzępy, pancerz spokojnie dojedzie wraz z dostawą żywności.

Cóż. Zadowoleni to oni nie będą. Nie śpieszno mi umierać.

Przenoszą choroby. Groźne. Pół biedy, jak was ugryzie, zazwyczaj da się to zdezynfekować tym co macie przy pasie. Ale kiedy widzicie chorego, jest on waszym celem numer jeden. Moglibyśmy wszyscy zacząć kopać groby dla zabitych przez ich zwyczajnie przeziębienie, a do końca wojny byśmy nie zdążyli!

Po co powtarza te informacje? Wszyscy wielokrotnie słyszeli je na treningach, znamy historię. Nieudane eksperymenty. Kryzys w O5 Starej Fundacji. Złamanie przechowalni i ich ucieczka. Powtarzał je na okrągło, niczym zdarta płyta. Przypominam sobie jego twarz. Zawsze obojętną. Ten sam wyraz kiedy bezmyślnie wciskał nam do łbów zasady przetrwania. Kiedy powalił trzech najsilniejszych komandosów z drużyny. Kiedy w nocy siedział przed zbrojonym szkłem wpatrując się w Strefę Wojny.

Ich układ odpornościowy to prawdziwy cud. Uodparniają się w 2 tygodnie na każdy ze środków, jaki na nich zrzuciliśmy. Jeżeli jesteście ranni, zachowajcie kulkę dla siebie. Jest lepszym wyjściem, niż ich krew w waszych ranach. Kilka kropli zabije was bez problemu. A jeżeli przeżyjecie, nie spodoba wam się to, co ich białka zrobią z waszymi.

Czy on próbuje mi coś przekazać?

Walczą dla przyjemności. Zabijają się dla przyjemności. Trwale kaleczą się, by zostać wyróżnionym z tłumu. Uwielbiają się zabijać. Marzą o tym w wolnych chwilach. Wymyślają kolejne preteksty. Wykorzystają najgłupsze powody, by skoczyć sobie do gardeł. Nawet ich "sztuka" od wieków porusza temat śmierci. Sami są na nią od dawna niewrażliwi.

Pozostało kilkanaście sekund. Jedna myśl wwierca mi się w mózg niczym kornik w drewno. Nie wytrzymam. Aktywuję odbiornik radia.

— Kapitanie, jest sprawa. Znamy nazwę kodową…
Lecz kim tak naprawdę jest nasz wróg? Jak go nazywali?

To ludzie synu. Nazywaliśmy się ludźmi, a oni są naszymi kuzynami.

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported