Stacja kosmiczna Souvlaki

ocena: +4+x

Klik.

Deska rozdzielcza rozświetla się jak choinka na święta.

Żeby teraz nie trafić na rózgę…

SDIRU, test alarmów, test zbiornika z tlenem, komputer pokładowy, weryfikacja tożsamości.

Jakby ktokolwiek spoza Fundacji był zainteresowany takim gniotem.

Uruchomienie systemu, wprowadzenie detali, połączenie z systemem, wysłanie prośby o otworzenie hangaru, uruchomienie TARSa.

TARS pewnie zna mnie już lepiej niż większość moich znajomych.

Ustawienie wysokościomierza, klimatyzacja, ostrzeżenia…

Nigdy nie mów nigdy.

Wszystko jest tak jak powinno. Czas na lot. Teraz rozpoczęcie odliczania…

Nigdy nie mów nigdy…

3…

2…

1…

..!

Ptaszek wylatuje z gniazda. Ogląda po raz ostatni swój dom, a następnie widzi nic.

Albo i wszystko.

Czas na ustawienie kierunku zwrotu. Silniki rozpoczynają powolne przesuwanie się w stronę celu.

Cel…


- Anomalia. Potrzebujemy, żebyś ją zbadał.

Patrzę na mojego przełożonego po drugiej stronie biurka. Starszy, praktycznie stary, mężczyzna. Okularnik, porządny garnitur, zaczeska. Po jego budowie ciała widać, że spędził większość życia za biurkiem albo, że jego poprzednie życie zostało zakopane za nim.

Ciekawe czy jeszcze pamięta Ziemię?

- Przybyła w obszar naszej stacji jakiś tydzień temu. Pozostawia za sobą jedynie ślad zakłóceń na naszych satelitach, przez co zdołaliśmy wyznaczyć jej prawdopodobną trasę. Niestety oznacza to, że nie byliśmy w stanie ich użyć, żeby dowiedzieć się o tym obiekcie czegoś więcej.

Przesunąłem się w krześle.

- I tutaj wchodzę ja?

- Zgadza się. Chcemy żebyś zdobył jakiekolwiek informacje o tym obiekcie. Jego cechy, obecna trajektoria, obszar rażenia i tym podobne.

Mężczyzna zbliżył się do swojego biurka.

- Zwykła obserwacja obiektu. Pewnie nawet nie dostanie pełnoprawnego numeru. Polecisz tam, zrobisz co trzeba i zdołasz na dobranockę wrócić.

- Na pewno nie powinienem się niczego przy tym obawiać? To brzmi dla mnie jakby mogło się odwrócić o te przysłowiowe 180 stopni.

- Nie powinieneś. Jedyne czego bym się obawiał to tego, co może dla ciebie zwykle zgotować kosmos.
Wreszcie zakończył swój spacer po biurze siadając na swoim czarnym krześle biurowym.

- Mówiąc szczerze to wy, piloci, jesteście najodważniejszymi sukinsynami na całym świ- Znaczy, kosmosie. Szczególnie tutaj, na Souvlaki.

- Nie sądziłbym tak, proszę pana. Jest wiele innych zawodów, które wykonują cięższe zadania od nas.

- Nie dasz dziadowi się powymądrzać, co?

- Nie. - odpowiedziałem z szyderczym uśmiechem.

W odpowiedzi wydał krótki śmiech.

- Dobrze wiedzieć, że nawet tutaj młodzież wciąż jest bezczelna. Pewne rzeczy jednak się nie zmieniają. - zaczął bujać się w swoim krześle i spoglądając przez okno, przypominające bardziej bulaj, na przestrzeń kosmiczną.

- Gdy przenieśli mnie tutaj liczyłem bardzo na to, że dostanę biuro bez okna. Choć i tak to jest lepsze od tego co miałem poprzednio. Jakiś geniusz wpadł na pomysł żeby cała ściana była zastąpiona przez pancerną szybę. Przeklinam tego inżyniera, który je stworzył. To szkło pewnie przydałoby się dla szklanek czy… szklanek. W co innego będziesz nalewał whiskey? - zaczął wydawać śmiech przypominający bardziej rechot.

Dołączyłem do niego, choć mój śmiech nie był w żaden sposób lepszy.


Lot nie był w żaden sposób nienormalny. Okręt działał jak należy, bez żadnych uszczerbków. W takich momentach czasami dało się docenić ciszę występującą poza wszelkimi ośrodkami życia ludzkiego, które przez swoją wielkość były bardzo huczące.

Jednakże, jak w zasadzie z wszystkim, za duża ilość czegoś nie była pozytywna. W takich momentach doceniało się takie rzeczy jak TARS.

Kliknąłem jeden z przełączników, po czym z głośniku znajdującego się pode mną usłyszałem przyjemny dla ucha, lecz wciąż robotyczny głos, głoszący:

- Witaj, jestem TARS.aic, konstrukt tego pokładu. W czym ci pomóc?

- Dlaczego za każdym razem jak cię włączam powtarzasz tą samą formułkę?

- Zostałem tak stworzony przez protokół, jeżeli chcesz mogę przyto-

- Dobra, dobra, zapomnij, że cokolwiek mówiłem. I w sumie możesz powiedzieć ile tak mniej więcej zostało mi do celu.

- Zrozumiano. Do celu pozostało ci: 2 minuty i 12 sekund.

Wiedziałem, że oznaczałoby to, że pewnie już mógłbym zobaczyć anomalię przede mną, co mnie nie omyliło.

Przede mną ujrzałem sferę jakby energii. Pomimo tego, że spędziłem praktycznie całe życie w galaktyce, gdzie oprócz blasku gwiazd ciężko cokolwiek zobaczyć, brak jakiejkolwiek barwy kontrastował z resztą nicości, którą w pewien sposób wydawała się "wchłaniać". Najwidoczniej używało to tego sposobu, żeby w dość szybkim tempie zmieniać swoją pozycję w przestrzeni.

Zdecydowałem się zatrzymać swój pojazd tam gdzie stałem, żeby nie wpaść w jego pole rażenia.

- TARS, zatrzymuje się. Rób te swoje obliczenia i opisy. To chyba jakaś czarna dziura.

- Zrozumiano, rozpoczynam procedurę…

Po wydaniu polecenia przesunąłem się w swoim siedzeniu. Była to taka robota, jak wszystkie inne, lecz tym razem zapomniałem wziąć ze sobą jakieś lektury, przez co jedyne co w zasadzie mogłem robić, to patrzeć na to *coś*.

Astronomiczne zjawiska zawsze były fascynujące, ale to było jakieś szczególnie intrygujące. Nie mogłem go zaklasyfikować jako cokolwiek co pamiętałem lub znałem. Możliwe, że byłem praktycznie jedyną osobą kiedykolwiek, która coś takiego widziała. W pewnym sensie była jak jakiś rekator, przyjmujący przestrzeń kosmiczną i wydalająca takie zniekształcenia przestrzeni.

Wydawało mi się, że anomalia zaczyna mieć nawet efekt na mój statek, który odczuwałem, że powolnie przesuwa się w jego stronę. Nie było to jakieś mocne przyciąganie, ale i tak wystarczająco znaczące, by ruszyło mnie.

- TARS, jak idzie analiza?

- 23%. Czy byłbyś w stanie zbliżyć się bliżej? Z tej odległości nie jestem w stanie przeprowadzić obserwacji na wystarczającym poziomie.

- Nie uważasz, że to co masz już starczy?

- Nie. Potrzebujemy więcej danych, by zadowolić dział badań.

- A skąd ty byś coś takiego wiedział?

- Dowiedziałem się przed naszym wyruszeniem. Musimy mieć przynajmniej od 75 do 80% danych.

Wstrząsnąłem się.

- 80%?! Co ma niby ich zadowolić? Mam z tym czymś wywiad przeprowadzić? Zapytać jak dzień mija? Odkryć jego ciało od wewnątrz?

- Jak masz takie fantazje.

Westchnąłem.

- Cholera. Po prostu nie widzę kompletnie jak mógłbym zbliżyć się do tego i wyjść bez uszczerbku na zdrowiu albo w innym wymiarze. Na pewno nie byłbyś w stanie tego stąd zrobić?

- Jeżeli pozostaniemy tutaj, co najwyżej zdołam wykonać 27% analizy. Zbliż się przynajmniej o parę metrów, w razie czego, masz moją pełną zgodę na oddalenie się.

- Od kiedy ty masz coś do mówienia? To ja steruje tym gównem, a raczej nie możesz mnie tutaj zatrzymać.

- To prawda, lecz pamiętaj, że jeżeli kolejne twoje zadanie okaże się fiaskiem, szefostwo może nie być zadowolone z ciebie.

- Kolejne?! To dopiero byłoby jakieś trzecie i…

- Poza tym, naprawdę jesteś takim tchórzem? Ty, pilot Fundacji?

Zatrzymałem się w swoich słowach. Nie wiedziałem, że ten skurczybyk potrafi takie rzeczy wymawiać. Poza tym, miał odrobine racji i raczej nie wstawiłby się za mną z powrotem w bazie.
Spojrzałem ponownie na anomalię.

Nic.

*Albo i wszystko.*

- Dobra, podlecę do anomalii, ale fartuchy z badań będą musiały być zadowolone przynajmniej 60%, bo na dłużej przy tym nie zostaję.

- 70%

- Wracaj do obserwacji, HAAL!

- Nie ten film.

Wziąłem do rąk stery i skupiłem się na anomalii przedemną. Miałem jeszcze trochę dystansu, więc jeżeli uważałbym wystarczająco, to jego siła nie zrobiłaby ze mną cokolwiek myśli, że może.
Z bliższej odległości, anomalia wyglądała jeszcze groźniej, a zarazem jakoś bardziej… pięknie.

- 25%

- Nie możemy tutaj zostać?

- Nie, tutaj zdołam zdobyć co najwyżej 49%.

Stęknąłem.

Zbliżałem się coraz bliżej do tego bytu. Zacząłem już coraz większe przyciąganie grawiktacyjne na sobie, ale nie było to coś, czego statek nie był w stanie pokonać.

- Jak tutaj?

- Zdobędziemy tutaj 59%.

- Czyli zostaję.

- Zbliż się jeszcze odrobinkę. Możemy zrobić więcej.

- Wymyślasz, tyle już wystarczy. Przy większej odległości nie będziesz mógł nawet niczego zrobić.

- Dam sobie radę, lecisz dalej.

- No dobrze, ale ty się pośpiesz.

Przybliżyłem się. Wiedziałem, że tutaj będe musiał już walczyć jak pająk broniący swojej pajęczyny przed odkurzaczem, lecz na całe szczęście swój dom miał pod kątem na suficie.

Efekt przyciągania był już coraz większy na moim statku. Zacząłem nawet sam odczuwać jak coś w moim brzuchu było przyciągane przez to.

Miejmy nadzieję, że nie wyciągnie to tego.

Używałem mocy swoich silników, by odpychać siebie od tego, żeby nie zostać wciągniętym, lecz wciąż było ryzyko, że wszystko może pójść w diabły.

- Wspaniale idzie, 45%!

Czemu on to tak wolno robi?

Silniki sprawowoały swoją robotę, lecz przyciąganie wydawało się wzrastać na moim statku. Wydawało mi się również, że kontrolki na mojej desce rozdzielczej zaczęły coś szwankować.

- 50%

Włączyłem większą moc. Niektóre światełka zaczynały już nagle gasnąć.

- 60%

Przyciąganie wywierało coraz większą siłę, lecz wciąż miałem ostatni as w rękawie, czyli najwiekszy tryb silnika. Obawiałem się, że jeżeli go odpalę, to w końcu moc przyciągania wygra nad tym oraz nie będzie starczyć mi paliwa na powrót do bazy.

Najważniejsze jest teraz. Później będziesz się wszystkim innym martwił.

Odpaliłem tryb. Silniki aż zagrzmiały z tyłu. Oczekiwałem jedynie jednego dźwięku, który niedługo po tym się ujawnił.

- 70%

Jak biegacz przy wyścigu zacząłem odlatywać do tyłu. Czego nie mogłem przewidzieć, to nagłego "skurczu", który dopadł mój statek. Odaltywanie wydawło się coraz cięższym wysiłkiem, choć się jakoś udawał.

Lecz zanim zdołałem zadowolić się chociaż jakimkolwiek sukcesem mojego wysiłku, to zaraz zobaczyłem, że ster mojego statku przestał wywierać jakikolwiek efekt na niego samego. Użyłem jakiegokolwiek wysiłku, by poszedł do tyłu, lecz z każdą chwilą wydawało się to coraz trudniejsze.

Wtedy zauważyłem właśnie najgorsze z tego wszystkiego. Mój lot w tył wydawał się przegrywać coraz bardziej z grawitacją anomalii. Przycisnąłem wszystkie kontrolki najbardziej jak mogłem, lecz miałem wrażenie, że większość z nich i tak już nie odpowiada.

Z każdym kolejnym momentem, zaczynałem wpadać coraz mocniej,
i coraz mocniej,
i coraz mocniej,
i coraz,
i,
,
.


Obudziłem się z powrotem w kabinie mojego pojazdu, uprzednie wydarzenia wyczuwalne dla mnie jak koszmar, po którym budzisz się w oceanie potu. Niestety, jedyne co wiedziałem, że było w tym nieprawdziwe, to fakt, że to nie był koszmar, a prawda.

Wiedziałem też, że nie tylko ja zauważyłem moje przebudzenie.

-Żyjesz! Super, super.

Przezwyciężyłem moją migrenę, żeby odpowiedzieć TARS-owi.

- Nie jestem pewien czy to takie super. Gdzie my jesteśmy?

- Zobacz.

Zerknąłem w stronę mojej przedniej szyby, by ku zdziwieniu nikogo, zobaczyć, że byłem ponownie w przestrzeni kosmicznej. Od razu do głowy przybyło mi ze sto pytań, choć miałem praktycznie zero odpowiedzi, ale na całe szczęście ten drań za głośnikami miał pewnie odpowiedź na parę.

- C-co się wydarzyło?

- Kiedy przeciążenie zrobiło z twojej świadomości papkę, ja widziałem, jak wpadaliśmy do anomali. Nie będę opisywał wszystkich widoków, ale obiad by ci raczej w brzuchu po nich nie pozostał. Wracając, po dość krótkiej chwili wylądowaliśmy… tutaj.

- Czyli gdzie konkretnie?

- Sam próbuje jeszcze ustalić. Z obserwacji wywnioskowałem, że to jednak dalej jest przestrzeń kosmiczna.

Westchnąłem i potarłem swoją twarz dłońmi.

Przynajmniej jeszcze żyje.

- Jest coś co mógłbym zrobić, by się jakkolwiek ruszyć?

- Możesz się ruszyć. Chyba jeszcze możesz

Tak zrobiłem. Pojazd na całe szczęście jeszcze działał, nawet pomimo tego, co przeżył.

Powrót do zwykłego sterowania w sumie przywrócił mi też trochę spokoju ducha.


Podróż trwała już w zasadzie dłuższą chwilę, lecz wciąż wydawało mi się, że nie byłem w stanie dostać się do mojego celu. Było to zdecydowanie dziwne i fundamentalnie przypięło moją spekulację, że anomalia przeniosła mnie gdzieś dalej.

Tylko jak dalej?

Zdecydowałem się zatrzymać na krótką chwilę, by coś coś przekąsić, gdyż zaczął doskwierać mi głód. Nawet jeżeli śpieszyło mi się z powrotem do Souvlaki, wygłodzenie nie było dość przyjemnym wyborem dla mnie. Śiegnąłem do schowka, by zobaczyć jakie zapasy zostawiłem dla siebie. Parę konserw, suchary, puszka jakiegoś energetycznego świństwa, no i stara dobra woda. Wyciągnałem jedną puszkę, i po chwili siłowania się z nią zdołałem dotrzeć do jej wnętrza. Wypałaszowałem ją, przegryzając jednym z sucharów, nie odczuwając jakichkolwiek znaczących sensacji smakowych.

Zacząłem zastanawiać się nad dalszym planem działania. Z najważniejszych rzeczy do zrobienia, musiałem odkryć swoją pozycję, najpewniej też wysłać sygnał ratunkowy, najlepiej jakiś ogólny, wątpię, że tutaj spotkałbym kogoś kto byłby mi wrogi. Również musże dobrze racjonować żywność oraz energię. Mój model nie był wybudowany na wielkie krucjaty międzygalaktyczne, lecz co najwyżej na badanie pomniejszych systemów, a co się z tym wiąże, nie posiada dużego zapasu. Starczy on na co najwyżej dwa tygodnie.

Dwa tygodnie…

Oczywiście, też nie mogę zapomnieć o towarzystwie. Izolacja zawsze doskwiera ludziom, szczególnie tutaj. Dlatego właśnie w dzisiejszych czasach każdy wehikuł jest wyposażony w co najmniej mówiący system operacyjny. Fundacja na całe szczęście nie szczędzi w tym obszarze kosztów, wszystkie ich maszyny mają wbudowany ich model SI, ma jeszcze dłuższą nazwę techniczną, oraz o wiele krótszą, zmienianą już przez pilota.

W sumie to dobrze będzie się go spytać jak się czuje.

- TARS, jaki status?

Nie odpowiedział.

- TARS? Czy wszystko w porządku?

Dalej nic.

- TARS? TARS?

- Jestem, jestem.

- Co ty, spałeś?

- Przepraszam. Spróbowałem w jakikolwiek sposób wyliczyć naszą pozycję, lecz…

Poczułem coś narastającego we mnie.
- Lecz co? Mów.

- Nie jestem w stanie tego zrobić. Spróbowałem już praktycznie wszystkiego. Szukanie punktów odniesienia, wysyłanie sygnałów, łączenia z czymkolwiek, ale… Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi.

Odczułem mrowienie w dolnej części swojego ciała.

- Nie znalazłeś jakiegokolwiek punktu odniesienia?! Nie masz w sobie jakieś bazy danych mapy całego uniwersum czy jakiegoś takiego innego gówna?

- Posiadam takową, lecz odnosi się ona tylko do znanych ludzkości ciał niebieskich.

O nie.

- Sam pewnie już zaczynasz rozumieć do czego zmierzam.

Nie. Nie.

- Jesteśmy poza naszym układem. Możliwe, że nawet poza naszą galaktyką.

- Nie. Nie może tak być.

- To jest jedyna hipoteza na jaką byłem w stanie ułożyć.

- Nie możesz jeszcze raz tego sprawdzić? Możesz gdzieś się pomyliłeś? Nie wiem, o pare gwiazd czy coś. N-na pewno t-tak musiało być.

- Przykro mi, lecz nie.

- Tak! T-tak musiało być. Jestem tego p-pewien. T-to wszystko to po p-prostu jakieś n-nieporozumienie. Na pewno. Na pewno.

Nie próbowałem nawet wzbronić się od łez wychodzących przez moje oczy.

- Musi- musi być jakiś sposób! Jakikolwiek! Mogę jeszcze wrócić do domu! N-nie zostanę tutaj. Nie zostanę! Nie-nie zostanę…

Nie otrzymałem odpowiedzi.

- Możemy jeszcze znaleźć kolejny tunel! Może akurat trafimy na coś? To nie m-mógł być tylko jedyny z tych tunelów, co nie?! P-przecież każda dziura ma dwa wyjścia, co nie? M-musi być jakiś sposób!

Dalej nie otrzymałem odpowiedzi.

- Może jednak jesteśmy w Układzie Słonecznym, tylko w jego niezbadanej części? Nie, nie, to głupio brzmi. To tak zawsze jest, co nie? Jesteś bliżej niż myślisz, że jesteś przez całe życie, a dopiero widzisz to pod koniec, nieprawda?

Dalej nic nie otrzymałem.

- Nieprawda? TARS, proszę! Wyjdziemy z tego, co nie? TARS! Ktokolwiek! Proszę! P-proszę!

Dalej nic.


W końcu zacząłem oddychać ponownie. Rozejrzałem się po moim otoczeniu, głęboko licząc na to, że jednak okaże się to być tylko jakimś egzystencjalnym koszmarem, jednak okazało się, że moje nadzieje nie zostaną spełnione.

- Hej, żyjesz tam?

Tym razem ja nic nie odpowiedziałem.

- Halo? Odpowiedz. Proszę.

Dalej nic nie mówiłem.

- Chce z tobą porozmawiać. I przeprosić za wcześniej. Wiem, że traktowanie cię chłodno w tamtym momencie było okropne, lecz mówiąc szczerze, nie miałem kompletnie pomysłu jak ciebie potraktować wtedy.

Przesunąłem się w siedzeniu.

- Musisz zrozumieć, że dla mnie to, też jest przerażające. Wylądowanie w środku tej całej pustki też wypełnia mnie takim przerażeniem jak ciebie.

- Zresztą wszystko co ma jakąkolwiek świadomość odczuwałoby teraz czysty terror. Tylko pare metrów kadłuba dzieli nas od czystej nicości, która wchłonęłaby nas szybciej niż zdołalibyśmy to zauważyć.

Spróbowałem się odsunąć od jego głosu, jednak w zasadzie nie było gdzie.

- Ja sam jako .aic odczuwam ten strach co ty, naprawdę. A to nas w jakiś sposób łączy, nie zgodzisz się? Więc powinniśmy zacząć ze sobą rozmawiać. Nie będziemy w stanie się w jakikolwiek sposób uratować, ale może przynajmniej będziemy w stanie odejść w spokoju.

- Dlatego przepraszam za wszy-

Wyłączyłem tego durnia.


Włączyłem go ponownie, gdyż po pewnym czasie samotność zaczęła mi jednak doskwierać, a rozmowa nawet z takim dupkiem przynajmniej z tym by mi pomogła.

- O, o, o! Jesteś! To były najgorsze cztery dni mojego istnienia. Przepraszam. Przepraszam za wszystko, naprawdę. Za wszystko.

- Pierdol się. Ciesz się, że nie mam z kim innym tutaj pogadać, bo inaczej już tam zostałbyś.

- Dziękuje, dziękuje.

- Dobra, starczy już tego lizania butów.

- Jak sobie radziłeś przez ten czas?

- Nie radziłem. Czasami próbuje gdzieś polecieć, ale jak mówiłeś, niczego w zasadzie tutaj nie ma. Liczyłem chociaż na jakąś planetę, ale no, jakoś ich mało.

- Rozumiem, mogę zacząć skanować okolice pod ich kątem lub-

- Nie okłamuj siebie, już wcześniej mówiłeś, że niczego tutaj nie ma.

Zatrzymał się.

- Czy potrzebujesz czegoś jeszcze?

- Możemy porozmawiać, tego mi dość brakowało.

- Dobrze, dobrze, to pogadajmy.

- Hmm, to w takim razie…

W sumie mógłbym się go zapytać o to, gdzie on był. Może mi jakoś pomóc.

- Gdzie w zasadzie byłeś, kiedy nie rozmawialiśmy?

- Gdzie byłem? Hmm, jak ci to wytłumaczyć…

- W sensie, nie wiem do końca wszystkiego o no wiadomo, was, ale wy macie, jakąś własną sferę, co nie?

Sięgnąłem po wodę.

- Tak. Nazywa się cybersfera. Możemy ingerować z sobą nawzajem, różnymi systemami i innymi takimi śmiesznymi rzeczami. Jednak no, przez nasz dystans ciężko byłoby mi dotrzeć do czegokolwiek innego. Wokół siebie nic nie widziałem. Coś czuję, że nawet jakbym odszedł zajęłoby wieki zanim gdziekolwiek dotarłbym.

- Czyli koniec końców, jednak nie odszedłbyś z tego, no, świata?

- Nie, choć odejście stąd na pewno byłoby o wiele przyjemniejsze od czegokolwiek co by mnie spotkało, kiedy odłączę się stąd.

- Okej…

Odsunąłem się w krześle.

- W sumie powiedziałbym, że tak czy siak masz lepiej od nas. Nawet jeżeli odszedłbyś stąd, kiedyś w końcu dotarłbyś do kogoś. Jednakże, my…

Przez chwilę miałem wrażenie, że wszystko się zatrzymało.

- Cholera, przez całe swoje życie myślałem, że kiedy w końcu będę musiał odejść, to nie będę się bał, ale teraz, kiedy już widzę jak to wszystko pójdzie, to nie odczuwam niczego innego od przerażenia.

- Umieranie nigdy nie jest łatwe.

- W sumie to chyba bardziej liczyłem na to, że nadejdzie nagle, tak szybko, że sam bym nie zauważył, ale teraz wiem, że pewnie będzie się to ciągnęło przez długi czas i…

Nie mogłem niczego więcej zrobić.

- Boję się. Naprawdę się boję. Nie chciałem, żeby to tak było. Liczyłem, że dożyje emerytury i nie będę musiał już nigdy wchodzić w żaden z tych statków, tylko spokojnie sączyć jakieś piwko w jakieś spokojnej stacji, ale…

- Chciałbym wrócić do domu.
- Wrócisz. Jestem tego pewien.

Stwierdziłem, że wolę skupić się na kierowaniu. Muszę.


Spoglądałem przez przednią szybę na kawałek galaktyki znajdujący się przede mną.

Zacząłem skupiać się na poszczególnych elementach tego obrazu. Na wszystkich cząsteczkach i innych atomach, gwiazdach, pyłkach.

Wszystkim.

- Długo się nie ruszyłeś. Coś się stało?

- Przez parę ostatnich dni myślałem o naszej rozmowie o śmierci. Stwierdziłem, że mogę po prostu przestać szamotać się jak mucha w muchołówce i po prostu znaleźć odpowiednie miejsce, żeby umrzeć.

- A to jest szczególnie piękne.

- Faktycznie.

Oboje siedzieliśmy przez pewną chwilę patrząc na kosmos.

- To jest intrygujące, co nie?

- W jaki sposób?

- To wszystko, tak po prostu. Od zawsze byliśmy ciągnięci ku temu wszystkiemu, tej całej czerni, z niewiadomych nikomu powodów. Liczyliśmy, że odnajdziemy tutaj wszystkie kłopoczące nas pytania. Kim jesteśmy? Jaki jest nasz cel? Czy są inni, tacy jak my? Dlaczego? Czemu?

Przesunąłem się w krześle.

- Ale kiedy w końcu wypędziliśmy siebie z naszego prawdziwego domu, Ziemii, jedyne co zdołaliśmy zobaczyć, to ten cały w sumie smutek. Ja sam nigdy nie znałem tej planety, ale z tego czego się uczyłem, to było wspaniałe miejsce. Pełne kolorów, zjawisk i innych takich. Ale tutaj? Jedyne co jesteśmy w stanie tutaj ujrzeć to tą całą boleść i cierpienie. Zakładamy nowe stacje, zapominamy coraz to więcej rzeczy, które miały jakiekolwiek znaczenie i zastępujemy je nowymi, bardziej pustszymi niż to, co jest poza nami. Ciągle liczymy na to, że następny dzień przyniesie nam w końcu to samo uniesienie, co wiemy, że może, ale jednak nie przynosi.

Nic się nie ruszyło.

- My i tak mamy lepiej. Ci, którzy jeszcze pamiętali Ziemię mieli najgorzej z przyzwyczajeniem się do kosmosu. Oni jeszcze pamiętali czucie. My, nie pamiętamy już niczego. Jesteśmy niczym. Zmieniamy się w nic. Nic nie mogę już nawet powiedzieć, gdyż nie mam nic w głowie.

Odsunąłem się ponownie w siedzeniu.

I nic więcej nie powiedziałem.


Wybudziłem się z mojej drzemki. Siedzenie statku nie było najwygodniejszym miejscem na drzemkę, gdyż był zaprojektowany z myślą o paru godzinnych przejażdzkach, a nie spędzaniu swojego życia tutaj. Na pewno moje nogi już praktycznie zapomniały jak się chodzi. Jeżeli kiedykolwiek wróciłbym na stacje, pewnie musiałbym się uczyć na nowo.

Ziewnąłem i spojrzałem w stronę terminalu, żeby zacząć kolejną rozmowę z TARS-em.

Kliknąłem z parę przycisków i usłyszałem praktycznie najmilszy głos w moim życiu.

- Witaj.

- Hej.

Przez chwilkę siedzieliśmy w spokoju, nic nie mówiąc do siebie, lecz TARS podjął próbę rozmowy.

- To będzie pewnie nasza ostatnia rozmowa. Miernik energii pokazuje mi, że pozostało ci z parę minut.

Nie odpowiedziałem.

- Spodziewałem się jakiejkolwiek reakcji, ale no. Mnie też to wszystko zmęczyło.

- Mhm…

- W każdym razie, powinienem powiedzieć jakiekolwiek ostatnie słowa do ciebie.

Przysunąłem się do terminala.

- Przepraszam za wszystko. Za to, że wprowadziłem ciebie w to wszystko, żeby zbadać jakąś nic nie wartą anomalię. Przepraszam za wszystkie złe chwile jakie pewnie tobie zadałem. Przepraszam, że nie mogłem w jakikolwiek sposób zmienić czegokolwiek lub tobie pomóc.

- Wystarczająco pomogłeś rozmową. Teraz mi daj chwilę na wykazanie się. - Odchrząknąłem.

- Dzięki za to, że mogłem z tobą w jakikolwiek sposób porozmawiać. Może wydawać się to dziwne, ale w zasadzie tylko te dwa ostatnie tygodnie przyniosły cokolwiek do mojego życia. Można coś powiedzieć o ironii, ale no cały świat i tak jest dość zabawny jak już jest. I jak już będzie.

Posiedzieliśmy ostanią chwilkę w ciszy.

- Żegnaj, pilocie.

- Żegnaj, TARS.

Terminal wyłączył się.

Ja przesunąłem się.

I spojrzałem.

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported