Egzekucje Doktora Brighta

ocena: +3+x

Bright wiedział, że coś poszło nie tak, gdy ciężarówki ustawiły się po obu stronach jego furgonetki. Na bokach namalowany był farbą w spreju napis "حزب الخلافة". Wiedział, że wpadł w duże kłopoty, gdy na platformach zobaczył mężczyzn celujących w niego z karabinów. Zacisnął zęby, ale zwolnił, gdy pickup zajechał mu drogę. Pomyślał, by spróbować się zatrzymać i wymknąć, ale z tyłu nadjechała czwarta, zamykając ich.

— Możemy wywalczyć sobie drogę? — zapytał Brunwick. Krępy biolog trzymał karabin prawie tak, jakby wiedział, co robi.

— Nie, chyba że właśnie stałeś się kuloodporny. — powiedział Bright. Zwrócił się do sześciu pasażerów. — Okej, złapali nas. Nie wiem jeszcze kto. Jeśli to rząd, będą wkurzeni, ale prawdopodobnie przetrzymają nas wystarczająco długo, żeby Fundacja mogła nas wyciągnąć.

Advani rozmawiał przez telefon komórkowy, informując łączność o tym, że zostali zaatakowani. Jechał z przodu, ponieważ on i Bright byli najmniej rzucającymi się w oczy ludźmi w grupie. Zwłaszcza Bright, w egipskim ciele.

— A jeśli to terroryści? — zapytał Sandler. Jego krzaczaste brwi mogłyby sięgnąć włosów młodszego mężczyzny.

— To są terroryści. — powiedział Jacobs. Był starszym z dwóch agentów w pojeździe. — Gdyby to był rząd, mieliby opancerzone pojazdy. Zrobiliby pokaz siły. Nie osaczaliby nas w ten sposób.

— Będzie dobrze? — Pisnęła Lopez. Młoda badaczka wyglądała niemal jak nastolatka.

Bright prawie powiedział, że nie, prawie na pewno nie, ale coś w jej twarzy sprawiło, że zdecydował się na pocieszające kłamstwo. — Prawdopodobnie są tylko zainteresowani okupem. — powiedział Bright. — Możliwe, że nie wiedzą, kim jesteśmy. To prawdopodobnie pech. Widzieli kilku ludzi z Zachodu i chcą zrobić scenę. Zachowajmy spokój i czekajmy, aż ktoś po nas przyjedzie. Wszyscy odłóżcie broń. Wymyślę sposób jak z tego wyjść, jeśli to możliwe. — Miał już w głowie na wpół uformowany plan, ale zależał on od tego, jak chciwi i spostrzegawczy byli porywacze. Szkoda, że nie mówił lepiej po arabsku.

Ciężarówki sprowadziły ich z głównej drogi na południowy wschód. Kilka mil dalej zatrzymały się i wyskoczyli z nich mężczyźni z karabinami. Wpadli na pokład, krzycząc po arabsku, chwytali ich i wyciągali, a następnie bili i rzucali na ziemię. Bright pozwolił im, wiedząc, że lepiej nie walczyć. Usłyszał, jak Brunwick zamachnął się na jednego ze strażników i skrzywił się, słysząc strzał. Słyszał krzyki Sandlera i Lopez. Jacobs i Advani nie powiedzieli ani słowa.

Zostali dokładnie przeszukani, zabrano im telefony. Nawet sygnalizator ukryty w jego bucie został znaleziony i zgnieciony. To nieco skomplikowało sprawy. Miał nadzieję na szybką pomoc. Teraz Fundacji może zająć to trochę dłużej.

Założono im torby na głowy, a ręce skuto za plecami, gdy załadowano ich do jednej z ciężarówek. Słyszał jęczenie Brunwicka, więc najwyraźniej jeszcze go nie zabili. Co dziwne, nikt nie dotknął jego amuletu.

— Ty, nie ruszaj się! — jeden z nich krzykął mu do ucha. — Rozumiesz? Ty się ruszasz, ja strzelam!

Sporadycznie, któryś z reszty poruszył się i słyszał ich krzyki, kiedy byli poprawiani. Był nieruchomy. Miał duże doświadczenie w byciu jeńcem. Rozpoznał nawet kilka technik używanych przez strażników do zastraszenia ich. To trochę pomogło. Niewiele.

Wypchnięto ich z ciężarówki i zgromadzono w środku. W środku śmierdziało jak w chlewie. Zostali zepchnięci i usłyszeli, jak zamykają się drzwi.

— Czy… — Zaczął Advani, ale Bright go uciszył.

— اسكت! — krzykął mężczyzna. — عندي كلاشنكوف!

Bright nie znał dobrze arabskiego, ale wystarczająco wyraźnie zrozumiał „kałasznikow”.

Po kilku godzinach przyszedł mężczyzna i zdjął kaptury. Nosił wojskowy uniform oraz miecz u boku. Szalik zakrywał jego twarz. Kilku pozostałych mężczyzn trzymało AK-47 wycelowane w grupę. Jeden obsługiwał kamerę. — Jesteście więźniami Hezb Alkhalifah. Wiemy o waszej Fundacji. Plujecie w twarz Allahowi.

Sukinsyn, pomyślał Bright. Ktoś im powiedział. Domyślał się kto.

— Ty, z naszyjnikiem. Jesteś Doktor Bright. Wiemy wszystko o tobie. — Mężczyzna sięgnął, żeby dotknąć amuletu, ale jego dłonie były pokryte skórzanymi rękawiczkami. — To jesteś ty. To jest twoja dusza. Jesteś abominacją. Pokażemy światu, że stoimy przeciwko takim rzeczom.

Jeden z mężczyzn wziął nóż i odciął ucho Brighta. Zacisnął zęby.

— Czy to muzułmanin, którego ciało nosisz, kafirze? Czyje życie ukradłeś? Jesteś ghulem! — krzyknął mężczyzna w szaliku.

— Pokaż, na co cię stać — powiedział i natychmiast pożałował tego. To nie film akcji.

Nóż wbił się w jego oko, nic więcej nie widział.


Jakiś czas później obudził się zdezorientowany. Mógł stwierdzić, że jest w innym ciele. Został wskrzeszony? Nie, jego ręcę wciąż były skute za plecami. Czuł ostry ból w kolanie.

Przesunął się do pozycji półsiedzącej. Był w dużym ciele, tyle mógł stwierdzić. Silny. Rozejrzał się i zobaczył Jacobsa, Sandlera, Advaniego i Lopez. Wtem zrozumiał. Spojrzał w dół i zobaczył dużą sylwetkę Brunwicka. Sukinsyny.

— Brunwick? — szepnął Sandler.

Bright potrząsnął głową. Głową Brunwicka.

Sandler zaczął płakać. Bright nie zdawał sobie sprawy, że byli tak blisko. Cyniczna część jego umysłu zastanawiała się, czy nie był on po prostu przerażony, że to samo stanie się z nim.

Spojrzał na miejsce egzekucji. Ciała już nie było, ale na podłodze wciąż była kałuża krwi. Wydawało się, że są sami.

— Jak się stąd wydostaniemy? — zapytała Lopez.

— Nie wiem. — powiedział Bright. — Niech pomyślę.

Sygnalizator przepadł. Terroryści wiedzieli, kim jest, wiedzieli, co robił amulet. Nie było wiadomo, kiedy Fundacja wróci.

Nie bał się śmierci. Nawet jeśli spróbują zniszczyć amulet, było mało prawdopodobne, że podołają temu zadaniu, któremu on nie mógł podołać z najlepszym sprzętem.

Jednak nie chciał widzieć więcej śmierci w swojej grupie. Potrzebował wymyślić sposób na wydostanie się stąd. Jakoś.

Nie spał przez całą noc. Ciągle próbował znaleźć plan. Gdyby tylko Fundacja się pospieszyła i ich uratowała.

Rankiem znowu po niego przyszli. Ponownie przyszedł mężczyzna z szalikiem i ponownie kamera była ustawiona. Został postawiony na nogi, jego kolano prawie ugięło się pod nim, zanim ustawili go w odpowiedniej pozycji.

— Ponownie mamy kafira Doktora Brighta. Żyje, ponieważ ten amulet kradnie życie innych, umieszcza go w ich ciele. Pozwoliliśmy mu ukraść życie jego przyjacielowi. Ukradł życie swojemu przyjacielowi! Teraz musi ponowie umrzeć.

Tym razem nóż poleciał w stronę gardła, ale był gotowy. Brunwick był szczególnie silny. Rzucił się na zdrowym kolanie, próbując dotknąć strażnika swoim naszyjnikiem.

Przez chwilę widział zdezorientowane spojrzenie mężczyzny, zanim rozległy się strzały i umarł ponownie, dwukrotnie.


Obudził się i tym razem zobaczył Advaniego, Sandlera i Lopez. A więc Jacobs. Dziesięciu małych Indian, pomyślał.

Związano go bezpieczniej, już w pozycji, gdzie przedtem dwukrotnie został stracony. Dodatkowo zakneblowany. Czuł lepką krew na swoich nogawkach, zapach starej krwi, która zaczyna cuchnąć. Tym razem nie ryzykowali.

Inni patrzyli na niego z żalem, odrazą i strachem. Musieli widzieć, jak twarz Jacobsa nagle staje się pusta, a potem rozświetla się obcą inteligencją. Musieli widzieć, jak to samo stało się z Brunwickiem. Widzieli swoją własną przyszłość. Jedną rzeczą jest wiedzieć, że to się stało anonimowemu personelowi klasy D, a inną widzieć, że to się stało komuś, kogo się znało.

— Nie martwcie się, — Advani powiedział do pozostałych. — Jakoś z tego wyjdziemy. — Choć wszyscy wiedzieli, że kłamie.

Próbował zasnąć, ale ciało Jacobsa było wciąż pełne adrenaliny. Patrzył na ściany, na brudną podłogę, na cokolwiek, żeby nie patrzeć na swoją drużynę.

Był prawie gorliwy, gdy mężczyzna w szaliku otworzył drzwi, po prostu, by mieć to za sobą.

— Mamy ponownie kafira Doktora Brighta. Żyje, ponieważ ten amulet kradnie życia innym, umieszczając go w ich ciele. Pozwoliliśmy mu ukraść życie jego przyjacielowi. Ukradł życie swojemu przyjacielowi! Teraz musi ponowie umrzeć.

Była to ta sama przemowa co wcześniej. Bright zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie nie wypuszczą jego śmierci w ciele Brunwicka. Widok jego walczącego nie wyglądałby dobrze.

Tym razem nóż nakreślił linię na jego głowie. Palce mocno chwyciły kręcone włosy Jacobsa i odciągnęły skórę głowy do tyłu. Bright krzyknął w knebel.

Nie spieszyli się z nim. Pod koniec cicho błagał ich, by to skończyli.


Obudził się ponownie. Było dużo później. Znowu związany i zakneblowany. Rozejrzał się, zobaczył Sandlera i Lopez. Zdał sobie teraz sprawę, że ich wybory miały pewien wzór. Najpierw wielki Brunswick, potem strażnicy, Jacobs i Advani. Następny miał być Sandler, a potem młodziutka Lopez. Chcieli podbudowania. Spotęgować "wybór" zabrania ich ciał. Zabrali "prawdziwych" mężczyzn, następny byłby nieszkodliwy starzec, a na końcu młoda kobieta.

Sandler wyglądał na załamanego. Lopez nie wyglądała już na przestraszoną. Wyglądała na złą. Złą na terrorystów, na niego. To ostatnie mógł sobie wyobrazić. Z pewnością był zły na siebie.

Coś niedaleko przykuło jego uwagę. Coś zostało wydrapane w ziemi. Słabo i wyglądało potwornie, ale akurat mógł to przeczytać. "POMOC NADCHODZI. TRZYMAĆ SIĘ."

Napis musiał być świeży, inaczej terroryści wdeptaliby go w ziemię.

Jego serce — serce Advaniego — podskoczyło mu do gardła. Gdyby tylko mógł grać na zwłokę. Wciąż mógł wyciągnąć z tego Sandlera i Lopez. Lopez na pewno. Jeszcze tylko trochę.

Ale drzwi ponownie się otwierały. Lider terrorystów wszedł ze swoimi pachołkami. Bright ujarzmił swój umysł. Musiał pozwolić im działać. Im dłużej żył tym większe były szanse na ratunek.

— Ghul Doktor Bright zabrał kolejnego ze swoich przyjaciół! Nie dba o nikogo poza sobą. Ale teraz cierpi! Sprawimy, że będzie żałował każdej sekundy swojego życia, a potem zniszczymy go w imię Allaha! — Pomachał teatralnie do kamery.

Jeden z mężczyzn wziął wiadro i rzucił na niego. Zwymiotował, gdy zdał sobie sprawę, że to gnój. Gówno świni, pomyślał. Gdzie oni właściwie znaleźli świnie w Egipcie? Czy nie wszystkie umarły podczas epidemii świńskiej grypy?

Inny mężczyzna wziął nóż i zaczął robić nacięcia na jego twarzy. Nie były strasznie bolesne, ale pozwalały, żeby gówno świni wsiąkało w rany. Nie spodziewał się żyć wystarczająco długo, aby infekcja była problemem, ale to było upokarzające. Oczywiście o to chodziło.

— Splugawimy go tak, jak jego nieczysta dusza plugawi ciała innych. Przysięgamy nieśmiertelny dżihad przeciwko wszystkim kafirom Fundacji! — Z tymi słowami, mężczyzna wyciągnął swój miecz i uniósł go wysoko.

Nie, nie, nie, Pomyślał Bright. Miałeś mnie torturować! To nie tak miało być!

Gdy miecz zaczął opadać, pocieszał się myślą, że przynajmniej Lopez się uda.


Ratunek nadszedł kilka godzin później. Terroryści zostawili ich samych na noc, gdy przybyła ekipa ratunkowa. To nawet nie była bitwa. W ciągu minut było po wszystkim.

Bright został rozwiązany, odprowadzony i załadowany do helikoptera ewakuacyjnego. W drodze powrotnej jeden z agentów wyjaśnił, jak Rebelia Chaosu przekazała Hezb Alkhalifah informacje wywiadowcze na ich temat, włącznie z lokalizacją ich furgonetki. Jak zdobyli te informacje i czemu dokładnie to zrobili, nie było jeszcze znane. Wiodącą teorią było to, że miało to na celu utrzymanie Fundacji — i terrorystów — zajętych, aby mogli zabezpieczyć i zagarnąć nieznaną rzecz.

Kiedy przybyli do placówki, udali się do pokoju odpraw, usiadł pomiędzy dwoma pozostałymi pasażerami z furgonetki.

— Cóż, mogło być lepiej — powiedziała Claudia. — Przepraszam. Wysłałam pomoc tak szybko jak mogłam. — Papieros zdawał się wisieć w powietrzu.

— Zrobiłaś, co w twojej mocy— powiedział Bright. — Chciałbym tylko…

— Wiem, Doktorze — powiedział Sandler. — Miałem nadzieję, że jej też się uda.

— Nie rozumiem tego — odparł Bright. — Wszystkich innych wybierali tak, żeby eskalować. Najpierw duży Brunwick, potem Jacobs, potem Advani. Ona powinna być ostatnia.

— Nie rozumiesz tego — odparła Claudia. — Inna kultura. Dla nas jasne jest, że młoda kobieta zostanie na koniec. Dla nich jednak…

Bright spojrzał na Sandlera, na jego łysiejącą głowę i kępę siwych włosów, a potem na zadbane młode ręce, które nosił. — Oczywiście. Starszy mężczyzna.

— Przykro mi — powiedział Sandler. — Chciałbym, żeby było inaczej.

Tej nocy była ostatnia egzekucja Doktora Brighta. Jego asystenci chcieli go uratować, ale był zbyt szybki.

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported