Wspaniały Kumpel

ocena: +8+x



dolores

1996


Esterberg


Restauracja Dolores była jedną z bardziej luksusowych w Esterbergu. Nie była co prawda aż tak wyjątkową, jak Ambrose, jednak miała swój urok — oraz pewną ważną cechę. "Dolores" znajdowała się w Dzielnicy Administracyjnej, rzut beretem od ratusza. Miejsce to często uczęszczane przez osoby na wyższych pozycjach w mieście, dzięki temu zyskało sławę w środowisku nowobogackich i dalszy rozgłos, który doszedł nawet do najbogatszych.

Chciałeś omówić kwestie nazw ulic? Spotkanie w "Dolores". Stajesz przed poważną decyzją biznesową? Skonsultuj to z kimś w "Dolores". Oświadczyny dla ukochanej? Nic nie przebije prestiżu jak zaręczenie się w "Dolores". Twój bliski przyjaciel odszedł z tego świata? Dobra wiadomość! W "Dolores" można było również wynająć salę na stypę.

Przy jednym ze stolików siedział nieco niespokojny Stefan Chyce, jeden z ważniejszych urzędników w Esterbergu. Wyglądał za okno słuchając delikatnej melodii granej na pianinie w rogu restauracji przez starszego, eleganckiego mężczyznę. Urzędnik zerkał co jakiś czas nerwowo w stronę drzwi lokalu - co prawda dopiero się tu zjawił, jednakże wyczekiwał kogoś bardzo dlań ważnego. Jego staremu, dobremu przyjacielowi z czasów szkolnych, Emilowi Wędzyńskimu, bardzo zależało na spotkaniu z nim.

Ostatnim razem, kiedy się z Emilem widzieli, pracował on przy "niekoniecznie legalnych" biznesach, handlując "niekoniecznie legalnymi" produktami z "niekoniecznie legalnych" źródeł, jednakże było to kilka lat temu, nie można było oceniać człowieka jedynie po jego wątpliwej przeszłości. Co zdziwiło jednak Stefana to fakt, że Emil sam zaproponował dzisiejszy obiad w "Dolores", coś czego się nie spodziewał po znajomym lichwiarzu. Stefan przypomniał sobie o eleganckiej wizytówce, zostawionej przez przyjaciela i wyjął ją z kieszeni szykownej marynarki, by przyjrzeć się jej nieco bardziej. Ozdobne ametystowe akcenty na tle nocy Kairu, na środku natomiast napisy przeciągnięte srebrem, wykwintna czcionka i lekka kursywa. "Emil Smokensky, MC&D". Stefan uśmiechnął się lekko pod nosem, Emil nigdy nie był za dobry w wymyślaniu alternetywnych tożsamości - może dlatego nigdy nie był w stanie pracować prawdziwie nielegalnie.

W końcu Stefan zauważył go - Emil był ubrany w szary garnitur w kratę oraz takiego samego koloru fedorę. Pewnym krokiem wszedł do restauracji i uśmiechnął się lekko, zdejmując następnie kapelusz. Charyzma i pewność siebie wprost biły od tego człowieka, co zaś przyciągnęło kelnerkę Fae. Z życzliwym uśmiechem podeszła do niego, by zaproponować wolny stolik lub zapytać o rezerwację, jednak ku jej zaskoczeniu, Emil wziął ostrożnie jej delikatną dłoń i ucałował. Kobieta oniemiała i oblała się delikatnym rumieńcem, jednak mężczyzna nie poprzestał na tym, wręczając jej dodatkowo dorodną różę. Wprawiona w osłupienie kelnerka wpatrywała się w kwiat i lekko cofnęła się od Emila, który zaczął już iść w stronę Stefana. To, czego mogli nie zauważyć zwykli obserwatorzy, ale co nie umknęło uwadze Stefana, była obrączka na palcu kelnerki - a raczej jej obecny brak.

— Emil, może i nosisz teraz garnitury oraz dajesz ludziom zdobione wizytówki, ale nic się cholero jedna nie zmieniłeś — powiedział Stefan, kręcąc lekko głową z delikatnym śmiechem pod nosem.

— Stefan, przyjacielu, a jak tam twój lęk przed kobietami? — odpowiedział również śmiejąc się Emil, który usiadł na wolnym miejscu naprzeciw swojego towarzysza. — Widzę, że ci się całkiem powodzi w życiu - urząd w Wolnym Porcie, no, no, no — powiedział, cmokając cicho i rozpiął jeden guzik przy marynarce dla wygody. Stefan jedynie wzruszył lekko ramionami i nie pozostał dłużny.

— A ciebie… Ostatni raz widziałem chyba, jak próbowałeś wcisnąć zegarek jakiemuś policjantowi na Pradze – powiedział urzędnik z delikatnym uśmiechem błąkającym się na jego ustach.

— E tam, kiedy to było, dawno i nieprawda — Emil machnął dłonią lekceważąco, chociaż w jego głosie było lekkie rozbawienie i przestał mówić w chwili, w której zauważył kelnerkę zbliżającą się do stolika.

— Czegoś sobie panowie życzą? – kobieta o delikatnej budowie stanęła blisko stolika, trzymając w dłoniach mały notesik z długopisem. Stefan już otwierał usta aby się odezwać i złożyć zamówienie, jednak ubiegł go w tym Emil.

— Proszę mi wybaczyć, jednakże jestem tutaj pierwszy raz i nie mam jeszcze wypracowanych preferencji – skinął głową z zakłopotaniem, jednak Stefan, wyćwiczony już w odgadywaniu intencji przyjaciela, od razu wiedział, że nie było to szczere zakłopotanie. – Chciałbym zdać się na czyiś niezawodny instynkt, cóż takiego by nam poleciła tak piękna panienka? — zapytał Emil, obdarowując kobietę czarującym uśmiechem.

Lekko zawstydzona kelnerka ukryła się za niewielkim notesikiem i kartami dań, odpowiadając w pośpiechu. – Dzisiaj polecamy grillowaną ośmiornicę z młodymi ziemniakami i pomidorkami cherry.

Emil spojrzał na Stefana z uśmiechem pełnym samozadowolenia, zaś urzędnik zrezygnowany brakiem możliwości wypowiedzi i mający już serdecznie dość czarowania przyjaciela, jedynie przytaknął. Drugi mężczyzna wrócił wzrokiem do kelnerki i począł kontynuować — Danie Dnia razy dwa w takim razie. Dodatkowo - nie mogłem nie zauważyć, iż posiadacie państwo pewne wino oregońskie w karcie, więc poprosilibyśmy takowego butelkę — gdy kelnerka podeszła nieco bliżej do Emila, wskazał on jedną z pozycji widniejących w karcie. Kobieta prędko spisała zamówienie i skinąwszy głową, odeszła od stolika pośpiesznie. Stefan westchnął głęboko, przecierając twarz dłonią ze zmęczeniem.

— Nigdy nie zrozumiem, jak ty to robisz tak naturalnie – w jego głosie można było usłyszeć zrezygnowanie, ale ani nuty zazdrości.

— Kiedyś cię nauczę, Stefan – mrugnął do przyjaciela i zaśmiał się serdecznie. – W każdym razie, opowiadaj lepiej co u ciebie?

Dwóch przyjaciół zaczęło ożywioną rozmowę pełną wspomnień: wpierw o tym, jak Stefan dostał pracę w urzędzie, by następnie przejść do opowieści jak Emil opuścił Polskę i trafił do Chicago, gdzie żył przez kilka miesięcy swojego życia. Jego następnym przystankiem okazał się być Nowy Jork, gdzie nie pobył długo - zaledwie rok - jednak złapał kontakt z organizacją pod nazwą Marshall, Carter and Dark. Następnym miastem do którego wyjechał Emil było San Francisco, gdzie już został na dłużej. Czas płynął nieubłaganie szybko na rozmowie i nim się obejrzeli, a w ich polu widzenia pojawiła się kelnerka z zamówionym jedzeniem.

— Państwa zamówienie — powiedziała i zaczęła pochylać się z talerzami, jednak Emil uprzedził ją i sięgnął po potrawę, by sam ją postawić. Po tym pospiesznie schylił się pod stół, przy jakim siedzieli. Stefan również odebrał talerz od kobiety, nie chcąc jej nadwyrężać i podziękował cicho, patrząc zastanawiająco w stronę przyjaciela.

— Oj, coś pani upadło — rzekł nagle Emil i natychmiast się wyprostował, nie dając kelnerce szansy na schylenie się i zobaczeniu, o czym mówi jej klient. Mężczyzna zaś otworzył pięść, a ku oczom kobiety na otwartej dłoni ukazał się jej własny pierścionek. — Proszę bardzo.

Kobieta wstrzymała oddech i od razu spojrzała na dłoń, na której nosiła obrączkę. Po takowej została jedynie pierścień nieco jaśniejszej i gładszej skóry - po metalowej obręczy nie było ani śladu. – Mój pierścionek… – powiedziała nieco nieobecnym głosem, po czym sięgnęła dłonią po pierścionek i założyła go na palec, biorąc oddech i wzdychając z ulgą.

— Mój pierścionek, dziękuje bardzo, ktoś inny pewnie by go sobie zabrał — odpowiedziała kelnerka, Stefan oglądał całą scenę w szoku, był niegdyś świadkiem teatrzyków Emila, jednak za każdym razem wprawiały go w osłupienie. Zanurzając się w myślach nawet nie zauważył kiedy kelnerka odeszła.

— Zauważyłem, że macie dosyć spore zniszczenia w niektórych miejscach miasta — wybił z zamyślenia Stefana Emil.

— A, tak, owszem była pewna nieprzyjemna sytuacja kilka lat temu, ale są plany odbudowy, częściowo zaczęte nawet.

Emil nachylił się nieco bliżej Stefana.

— A co gdybym ci powiedział, że mam inny pomysł?

— Zamieniam się w słuch — powiedział Emil, krojąc sobie danie na talerzu.

— Więc, wiesz co mnie nieco irytuje w tym mieście? Wszędzie musisz chodzić, aut brak ale to kij, w każdym Wolnym Porcie nie ma, brak komunikacji jakiejkolwiek. Zobacz sobie w Warszawie, masz autobusy, linie tramwajowe. O! Propo linii tramwajowych, żebyś ty widział jakie są w San Francisco, człowieku, to jest właśnie Ameryka bejbe. Muszę cię kiedyś tam zabrać, tam masz życie, a nie tutaj.

— Do czego zmierzasz?

— Linia tramwajowa, tutaj w Esterbergu. Zobacz, wyburzy się kilka zniszczonych budynków, nierozwalone wykupi przez miasto po czym też wyburzy i jak mawiają we Francji, voilà. Masz miejsce na postawienie torów. Maszynę i wszystko ci spokojnie mogę załatwić nie? Mam kontakty. Ty tylko rzucisz projekt rozbudowy komunikacji miejskiej ja załatwię kwestie techniczne.

Urzędnik ukroił kolejny kawałek ośmiornicy, wziął do ust, przeżuł i przełknął, zastanawiając się, jak przekazać swemu przyjacielowi jego obawy. Złożył dłonie razem, splatając palce, wziął głęboki oddech i spojrzał przyjacielowi w oczy.

— Widzę pewien problem.

— Jakiż to, przyjacielu? — Emil był w trakcie lania wina również sobie. Zaproponował dolewkę również Stefanowi, ale ten odmówił na razie, układając myśli w głowie. Po chwili zastanowienia zaczął ponownie mówić.

— Wątpię, żeby kupno budynków wyglądało tak prosto jak o tym mówisz, przyjacielu — powiedział Stefan, sięgając po kieliszek wina. Uśmiech Emila nie zniknął, a nieustępliwa determinacja wciąż była widoczna w jego spojrzeniu.

— Ha, wiedziałem, że tak powiesz — odparł Emil, wyciągając teczkę, z której wydobył schludną, czystą wizytówkę o kościstym kolorze i czarnych elementach ozdobnych. — Mam dobrą znajomą tu w mieście, która prowadzi agencję nieruchomości. Jak tylko pojawi się informacja o planach miasta, wiedz, że pogadam z nią i będziesz miał w kilka miesięcy wszystkie budynki załatwione — cofnął się nieco na siedzeniu i skrzyżował ręce na piersi, podczas gdy Stefan sięgnął ostrożnie po wizytówkę sprezentowaną mu przez przyjaciela. — Nic nie obiecuje, ale powołując się na naszą dobrą przyjaźń, może nieco niżej w cenie, niż normalnie sprzedaje.

Agencja Nieruchomości Natalii Estle


Nieruchomości w dogodnych cenach

Stefan przyjrzał się niewielkiemu kartonikowi z napisem "Agencja Nieruchomości Natalii Estle". Wizytówka nie robiła szczególnego wrażenia, nie była tak stylizowana, jak ta należąca do Emila, jednakże była schludna i przykuwająca uwagę. Proste, ale sporych rozmiarów pismo, dosadne i bez zbędnych ceregieli, stanowczo promując to, czym jest. Stefan przekręcił ją na drugą stronę i odnalazł adres, przy którym znajdowała się firma - napisany dokładnie tą samą czcionką.

— A co z… — przełknął ciężko, bezmyślnie bawiąc się i przekładając w dłoniach kawałek kartonika. — Wiesz, aktualnymi mieszkańcami?

— Wiesz, jakby ci to powiedzieć… — Emil podrapał się po już lekko siwiejącej, czarnej czuprynie. — Są bardzo przekonujący i skuteczni. A zresztą — machnął dłonią lekceważąco. — O to się nie martw, ważne, że będziesz miał te budynki od ręki.

— Jesteś pewien?

— Jasne, zaufaj mi, to profesjonaliści — Emil wyciągnął dłoń w stronę przyjaciela, uśmiechając się lekko. — To co, stoi?

Chwila zawahania. Nie był pewien, jaką wiarygodność miała firma tej całej Natalii Estle, ani nie miał pewności co do zapewnień przyjaciela. Znał go od wieków, co nie pomagało mu, a wręcz przeciwnie, nawet szkodziło jego wierzytelności. Wiedział on jednak, że Esterberg wymaga zmian. Było to przepiękne miasto, pełne zabytkowych budowli i nieco nowocześniejszych cudów architektury, jednak infrastruktura nigdy nie była łatwa do przemieszczania się. Jeżeli zgodziłbym się na takie posunięcie, mogłoby to drastycznie podnieść standard życia w mieście, przyciągnąć nowych ludzi, zatrzymać zastanawiających się nad wyjazdem, cholera, jak wiele zakładów by na tym zyskało? Stefan zacisnął lekko wargi, przełknął ślinę i również wyciągnął swoją rękę, uściskając dłoń Emila

— Stoi.

Emil uśmiechnął się szeroko i po chwili puścił dłoń przyjaciela, usadawiając się wygodniej na krześle i mówiąc, jak wielkie korzyści z tego zyskają, zapewniając przyjaciela, że wszystko będzie załatwione za niego, na pełnym legalu. Ujął następnie lampkę wina, jakim się raczyli, i uniósł ją lekko w stronę przyjaciela.

— Zatem, za tramwaje w Esterbergu?

Stefan ujął kieliszek niepewnie. Miał nadzieję, że ta jedna decyzja nie będzie go nawiedzać po nocach.

— Za tramwaje w Esterbergu.

Echo brzdęknięcia kieliszków rozeszło się dookoła, będąc dźwiękiem przypieczętowania umowy.

Transparent.gif

[URL_OF_PREVIOUS TITLE OF PREVIOUS]

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported