Wyłącz komputer, burza idzie

ocena: +22+x

autorstwa Calamari_Knight

13 czerwca 2021 roku

Ośrodek 120

— Chyba będzie burza — stwierdził Daniel Asheworth, patrząc przez okno Ośrodka 120.

— Ta. Ale za to jaka burza — przytaknął Mark Kaufmann, spoglądając na powoli wyłaniającego się na horyzoncie olbrzymiego ciemnego cumulonimbusa. Nastąpił krótki błysk, a kilka sekund później donośny grzmot.

— A właśnie, mam wrażenie, że niedawno słyszałem coś o burzach — powiedział Daniel.

— Co takiego?

— Podobno jakaś anomalia związana z burzami się w Bełchatowie pojawiła. Rivera dostała maila, ale nic więcej nie powiedziała. Wyglądała na zmartwioną.

— Coś poważnego?

— Ogólnego alarmu nie ma, więc chyba jest w porządku. Polska Filia już się podobno tym zajmuje.

— No cóż, skoro to nie nasze zmartwienie…

Do dwójki mężczyzn podszedł strażnik.

— Dyrektorze. Doktorze. Projekt Wunrung jest gotowy do testów.

— Nareszcie. Czekamy tutaj już kilka godzin — Mark odwrócił się do Ashewortha. — Burzami pomartwimy się później. Na razie dokonajmy przełomu.

Odeszli od okna i podążyli za strażnikiem do podziemi Ośrodka. Gdyby jednak zostali kilka minut dłużej i poobserwowali burzę, możliwe, że w porę zauważyliby zagrożenie, a do części tragedii nigdy by nie doszło.

Cała trójka weszła do jasno oświetlonej hali. Znajdowali się na niewielkim balkonie, a tuż pod nimi znajdował się owoc Projektu Wunrung — wielki metalowy krąg, z łączącą się z nim maszynerią. Po pomieszczeniu krzątali się naukowcy i technicy, sprawnie przeprowadzając ostatnie kontrole i podpinając ostatnie kabelki.

— Wygląda to trochę jak typowy tajny projekt z filmu, w którym zawsze coś się pieprzy — powiedział Asheworth.

— Weź przestań z takimi stwierdzeniami, bo jeszcze wykraczesz — upomniał go Kaufmann.

— Jestem Daniel Asheworth kotochłopiec nya — odparł Asheworth. — Eee… to znaczy, nie wiedziałem, że jesteś przesądny — po Incydencie 1 kwietnia Asheworth wciąż czasami odczuwał tymczasowe splątania rzeczywistości.

— Spotykaliśmy już demony, wróżki i bogów. Odwiedzaliśmy inne światy i byliśmy świadkami paradoksów w czasie. Oczywiście, że jestem przesądny.

— Skoro tak mówisz — Asheworth nigdy nie lubił żadnego rodzaju religii i przesądów, mimo, że wiedział, jak wiele prawdy zawierają niektóre z nich.

Oboje podeszli bliżej barierki na granicy wyższego poziomu hali, gdzie czekał na nich kapitan Jeremy Corwell, szef ochrony Ośrodka 120.

— Jak tam kwestia bezpieczeństwa eksperymentu, kapitanie?

— Wszystko jest sprawdzone i zabezpieczone przez zespół konserwacyjny, panowie. Rozstawiłem też wystarczająco wiele strażników w okolicach pomieszczenia.

— Przygotowaliście się na każdy scenariusz? Jesteście pewni?

— Jeśli nie spadnie na nas gniew bogów, jesteśmy bezpieczni. Przypomnicie mi, czemu aż tak bardzo zależy wam na bezpieczeństwie eksperymentu?

— Mieliśmy wystarczająco wiele niepokojących incydentów w tym roku, a Markowi zależy na tym, by chociaż jego wielki projekt wyszedł.

— Czy to źle? Jeśli projekt się powiedzie, może być przełomem, zarówno dla Fundacji, jak i świata nieanomalnego!

— Wybacz, że się pytam, ale czemu dokładnie? Używamy już portali międzywymiarowych.

— Nie uważałeś na moich prezentacjach projektu?

— Szczerze to nie — odparł z zawstydzoną miną Cornwell.

— Aha. W porządku, ja też bym nie uważał. Wracając jednak do tematu, fakt, Fundacja używa portali od… ilu lat? Dwudziestu? Trzydziestu?

— Coś koło tego — powiedział Asheworth.

— W każdym razie, wszystkie portale, które dotąd wykorzystywaliśmy, były albo niestałe, albo niemożliwe do kontrolowania, albo drogie w użyciu, uruchamiane za pomocą magii lub technologii, której nie rozumieliśmy… i tak dalej, i tak dalej. Nic nie sprawdza się na dłuższą metę. I tutaj na scenę wchodzi Projekt Wunrung. Pierwszy Fundacyjny kreator portali. Jest łatwy w obsłudze i kontroli, jego twory są stabilne, użycie jest stosunkowo niedrogie, a co najważniejsze, jest stworzony w całości ze rozpracowanych przez nas części anomalnych technologii. W całości! Rozumiesz, co to oznacza?

— …Ta technologia będzie mogła zostać przekazana nieanomalnym kręgom?

— Tak! Jeśli projekt pójdzie dobrze, Fundacja przekaże plany odpowiednim instytucjom naukowym. Oni zrobią jakieś tam udawane badania, "odkryją" istnienie innych wymiarów, a już za kilka-kilkanaście lat Projekt Wunrung będzie używany przez naukowców, by dokonywać przełomów!

— Wszystko pięknie, ale my tu gadamy, a nadszedł czas na rozpoczęcie eksperymentu — przerwał jego wywód Asheworth.

— Racja. Zaczynamy. Idź dopilnować, by te zabezpieczenia twojego zespołu taumaturgistów wytrzymały, a ja zajmę się eksperymentem — Kauffman podszedł do konsolety, za pomocą której miał nadzorować eksperyment, i przybliżył do siebie podłączony do niej mikrofon.

— Akta Projekt Wunrung, Eksperyment Dwudziesty Szósty. Po licznych udanych eksperymentach na obiektach nieożywionych i zwierzętach gospodarczych, rozpoczynamy pierwszy test na obiekcie ludzkim. Wszyscy pracownicy proszeni są o ustawienie się na swoich stanowiskach. — kiedy zobaczył, że krzątanie się licznych osób po pomieszczeniu ustało, dodał. — Przygotować agenta Stachurskiego.

Dyrektor Jessie Riviera siedziała w swoim gabinecie i oczekiwała na maila od Zarządu Polskiej Filii z odpowiedzią na zapytanie. Jednocześnie niecierpliwie zerkała na mapę meteorologiczną i obserwowała, jak chmura burzowa powoli zbliżała się do Ośrodka 120.

Spojrzała jeszcze raz na wstępny raport fenomenu SCP-PL-231, przesłany jej dzisiaj rano, sugerujący powiązanie między niedawnym incydentem w Elektrowni Bełchatów, falą awarii urządzeń elektrycznych w okolicy, a także burzową pogodą.

W końcu usłyszała dźwięk towarzyszący nowej wiadomości na jej skrzynce. Natychmiast odtworzyła maila i przeczytała jego treść. Tak jak się obawiała, mail potwierdzał jej hipotezę.

Gdy tylko Riviera skończyła czytać, błyskawicznie napisała krótką odpowiedź, następnie rozpoczęła procedurę przesyłania wszystkich ważniejszych plików z jej komputera na serwer zapasowy. Nie czekając na koniec operacji, wybiegła z gabinetu, po czym zaczęła nawoływać wszystkich pobliskich pracowników.

— Ty! — wskazała na strażnika. — Idź zawiadom wszystkich wolnych strażników! Mają natychmiast poznosić całą ważną elektronikę na poziom 5. Zaraz zajmę się przydzieleniem wam dostępu.

— Tak jest, pani dyrektor! — zasalutował strażnik i odbiegł.

— Ty — wskazała na stojącego w pobliżu młodszego badacza — idź powiadom RAISA i wszystkich innych badaczy, niech natychmiast prześlą, co tylko się da na zewnętrzne serwery.

— Oczywiście, pani dyrektor. Mogę jednak spytać, czemu to takie ważne?

— Później, mamy nagły wypadek! Wydałam polecenie, wykonaj je.

Przestraszony badacz odbiegł w stronę biur.

Dyrektor Riviera wydała kilka podobnych poleceń do innych pracowników, którzy akurat jej się nawinęli pod rękę.

— Trzeba natychmiast odwołać testy Projektu Wunrung i spróbować przenieść chociaż część sprzętu na dół — powiedziała w końcu do grupy badaczy.

— Ale pani dyrektor, oni chyba już zaczęli — powiedział jeden z nich.

— Szlag! — krzyknęła Riviera i pobiegła w stronę schodów na poziom 2.

Agent Jacek Stachurski skończył zakładać ostatni element swojego kombinezonu ochronnego. Sprawdził mocowanie liny, która w teorii ma go wciągnąć z powrotem do bazowego wymiaru w przypadku napotkania nieprzewidzianych okoliczności i założył plecak z rzeczami uważanymi przez górę za przydatną.

Mimo że wszyscy w pomieszczeniu mieli niepewne miny, Stachurski czuł się spokojnie. W końcu, już to testowali. Co może pójść nie tak?

— Agencie, dziękuję za zgłoszenie się na ochotnika w tym eksperymencie. — powiedział doktor Kauffman z górnego poziomu.

— Nie ma za co. A teraz jeśli można, możemy zaczynać?

— Oczywiście. Odsunąć się od pierścienia, uruchamiam portal!

Przesunął parę wajch i nacisnął kilka przycisków, a wielki pierścień stanowiący główny obiekt zainteresowania zgromadzonych zaczął błyskać, buczeć i wydawać odgłosy głośnych trzasków. Po jakiś dwudziestu sekundach we wnętrzu pierścienia rozpoczęły się gwałtowne wyładowania elektryczne, następnie cała materia w nim zdawała się wirować, coraz prędzej i prędzej, aż w końcu uformowała się w idealnie czarny portal.

Stachurskiemu przypomniały się nagle słowa niemieckiego filozofa Nietzschego: "Kiedy spoglądasz w otchłań, ona również patrzy na ciebie."(aczkolwiek miał wrażenie, że tego cytatu nie należy brać dosłownie) i po raz pierwszy poczuł się niepewnie. Ale było już za późno.

— Portal pomyślnie ustabilizowany. Cel ustawiony, Ośrodek PL-174-θ, Med'sir, Theta-Psi-40. Agencie, powoli zbliż się do portalu.

Stachurski powoli podszedł do pierścienia. Portal wciąż chyba się w ciszy wirował, jednakże nie dało się tego stwierdzić. Doszedł na odległość jednego metra od przejście. Wyciągnął rękę.

Chmura burzowa powoli sunęła przez niebo, zmierzając w stronę wielkiego miasta na wschodzie. Między nią a miastem stał duży budynek nad rzeką.

Chmura zaczęła go przysłaniać.

Riviera podbiegła do wejścia do pomieszczenia testowego Projektu Wunrung. Próbowała je otworzyć, było zamknięte.

Drogę zagrodzili jej dwaj strażnicy.

— Natychmiast otwórzcie drzwi! — rozkazała im.

— Ale pani dyrektor, dyrektor Asheworth wyraźnie rozkazał nam nikogo nie wpuszczać podczas trwania testu.

— Ja też jestem dyrektorką i rozkazuję wam skontaktować się z kimś w środku i otworzyć te drzwi.

— Ale… coś się dzieje?

— Tak, coś się dzieje. Mianowicie, anomalia niszcząca wszelkie urządzenie elektryczne się dzieje. I tak się składa, że Ośrodek 120 może znaleźć się pod jej wpływem w każdej chwili. Więc macie otworzyć bramę, byśmy mogli przerwać eksperyment i zanieść tą maszynerię na poziom piąty, zanim…

Umilkła, bo oto rozległa się syrena alarmowa, a następnie gwałtownie ucichła. Riviera obejrzała się za siebie i zobaczyła, jak żarówka w lampie na końcu korytarza zaczyna intensywnie migać, po czym gwałtownie rozbłyska, a na koniec rozprysła się na małe kawałki wraz z niewielkim wyładowaniem elektrycznym. Po chwili to samo zaczęło się dziać z kolejną żarówką.

— Już za późno.

Stachurski powoli i ostrożnie wkraczał w głębie portalu. Zanurzył już większość prawej ręki, a teraz zaczął zanurzać lewą.

— Czujesz coś? — zapytał go przez głośniki Kauffman.

— Tak, czuję rękę, mogę nią ruszać — wykonał ruch mający potwierdzić jego słowa. — Przede mną jest pusta przestrzeń, nic nie mogę wymacać.

— Dobrze. Kontynuuj wkraczanie.

Kauffman obserwował, jak Stachurski wykonuje polecenie, w międzyczasie obserwując odczyty mierników pokazywane na konsolecie. Temperatura ogniw — w normie. Tunel międzywymiarowy — stabilny. Energia -…

Rozległ się dźwięk alarmu, który po chwili ucichł.

— Co się dzieje?!

Lampy w hali zaczęły migotać.

— Awaria prądu? Serio?!

Kilka lamp eksplodowało, a kawałki szkła spadły na podłogę.

— Chyba niezbyt zwyczajna awaria prądu — ocenił Cornwell.

— Stachurski! Natychmiast odejdź od portalu!

Stachurski, na wpół już po drugiej stronie przejścia, nie zdawał się słyszeć rozkazu, albo nie był w stanie go wykonać.

Wokół pierścienia zaczęły się pojawiać kolejne wyładowania, a sam portal zaczął zmieniać kolor i wirować.

— Portal się destabilizuje! Trzeba to…

Stojący w jego pobliżu generator zaczął wydawać świsty i trzaski.

Scheisse — powiedział Kauffman tuż przed eksplozją.

Asheworth ocknął się z potężnym bólem głowy. Zajęło mu ładnych parę sekund, nim przypomniał sobie, kim jest i co tutaj robił.

Rozejrzał się, ale nie zobaczył wiele, bo w całym pomieszczeniu nie licząc paru niewielkich płomieni tlących się tu i ówdzie, w pomieszczeniu nie paliło się żadne światło.

Mężczyzna rzucił szybkie taumaturgiczne zaklęcie, a w efekcie koło jego ręki pojawiła się niewielka świetlista kula, która nieco oświetliła pomieszczenie.

— Czy wszyscy są cali?!

— Ta, żyję — rozległ się głos badacza leżącego w pobliżu Ashewortha.

— Nic mi nie jest — powiedziała młoda taumatugistka.

— Jakoś przeżyłem, chociaż trochę mnie tamten wybuch poharatał. — powiedział skądś Corwell.

— Jest koło ciebie Kauffman?

— Nie widzę go.

— Światło całkowicie wysiadło. Sprawdzę, czy na korytarzu też jest ciemno.

Po półciemku odnalazł drzwi do pomieszczenia i je otworzył. Natychmiast wbiegła przez nie Dyrektor Riviera razem z kilkoma strażnikami. Przynieśli latarki.

— Jessie!

— Asheworth? Nic wam nie jest?

— Corwell jest ranny, kilka innych osób pewnie też, nie wiem jak z Kauffmanem.

— Zajmiemy się nimi. W całym budynku wszystko przestało działać. Trzeba sprawdzić, jak się sprawy mają na innych poziomach.

— Co to było, do diabła?

— Sama nie wiem dokładnie. Nikt w sumie nie jest pewny, dopiero to odkryli.

— Co odkryli?

— Był jakiś incydent. W Elektrowni Bełchatów. Niby coś się zepsuło, coś wybuchło, parę osób zginęło. Wiesz pewnie, mówili o tym w telewizji. W każdym razie jakiś czas potem w okolicy pojawiły się masowe awarie urządzeń elektrycznych. No i badacze z Ośrodka PL-37 znaleźli jakąś humanoidalną anomalię, która generuje burze, odpowiedzialne za te awarie. No i jedna taka burza właśnie przeszła nad nami.

— Chryste. Jeśli tego nie zabezpieczymy, może dojść do…

— Później. Będziemy się tym martwić później. Na razie zajmijmy się własnym ośrodkiem.

— Tak, tak, wiem, nie musisz się powtarzać. Notabene może zaczniemy od ugaszenia tych płomieni, zanim wybuchnie pożar na cały ośrodek — wskazał ręką na płomienie.

— Racja. Zawadzki!

Strażnik z latarką i gaśnicą pobiegł w kierunku płomieni, by je ugasić.

— Co z Projektem Wunrung?

Asheworth odwrócił się do środka pomieszczenia i razem z Rivierą podeszli w miejscu, gdzie znajdował się pierścień. Oświetlił je. W miejscu, w których kilka chwil wcześniej był portal, teraz znajdowała się wielka, lewitująca, purpurowa masa. Po Stachurskim nie było żadnego śladu, nie licząc urwanej liny i hełmu.

— Cytując… jakiś polski serial na pewno, no i chuj — powiedział Asheworth.

21 lat, 5 miesięcy, 11 dni

???

Stachurski ocknął się nagle. Pierwszą rzeczą, którą sobie uświadomił po przebudzeniu i otwarciu oczu, jest fakt, że nie widzi absolutnie nic. Drugą był fakt, że nie stoi ani nie leży na żadnym podłożu, a jakby lewituje w przestrzeni

"Czy to już zaświaty? Nie żyję?" zastanowił się. Podotykał swoje dłonie i brzuch. Czuł je. Dobrze. Dotyk jeszcze działa. Czuł zapach własnego potu, więc węch także. Słuch… w tej przestrzeni panowała cisza, więc nie mógł jak tego sprawdzić.

Okazja do przetestowania sprawności jego uszu przyszła jednak niespodziewanie, bo oto zza jego pleców dobiegł przeraźliwy odgłos, przypominający mowę.

— Ktoś…przy…był? — głos brzmiał, jakby mówiący nie posiadał połowy krtani, jednak był doskonale słyszalny z racji tego, że nic go nie zagłuszało.

— Kto tu jest?! — odezwał się Stachurski, odwracając się. Ma się rozumieć, niczego to nie zmieniło, bo i tak nic nie widział.

— Ty… także… tu ut…knąłeś? — powiedział głos.

— Tak. Przepraszam, nie wiedziałem, że ten wymiar jest już zajęty. Następnym razem postaram się utknąć na wieczność w innym — poczucie humoru pomagało mu poradzić sobie z nieznanymi doświadczeniami.

Istota wydała się z siebie dziwaczny charkot. Stachurski domyślał się, że miał to być śmiech.

— Dawno… się… nie śmiałem. Wybacz… mi.

— Nie ma sprawy, śmiej się do woli

— Czy…. jesteś z Fun…dacji?

— Jak rozumiem, ty, kimkolwiek jesteś, też jesteś jej pracownikiem?

— Tak…. Sto… dwu…dziesty?

— Zgadza się — powiedział Stachurski i domyślił się wreszcie, kim jest jego tajemniczy rozmówca. Nie miał wystarczającego poziomu upoważnienia, by o tym legalnie wiedzieć, ale słyszał plotki, pamiętał kilka przypadkiem podsłuchanych rozmów, a także zrozpaczoną twarz Anny Lang.

— Jesteś Robert Scranton, zgadza się?

— Do… usług.

— Ale… myślałem, że umarłeś. Że twoje ciało się tu rozpadło, po tylu latach siedzenia tutaj.

— Powi…nienem być martwy, ale… nie… jestem. Ci… na gó…rze je…szcze nie prze…stali ze mną i…grać.

— Głębokie.

— Prze…bywa…nie w tym miej…scu skła…nia do… filozofii.

— I byłeś tu całkiem sam?

— Całkiem. Był… tu kiedyś… jesz…cze mój przy…jaciel… Red, ale… on… poszedł…. a ja… zosta…łem. I te…raz je…stem sam.

— Przykro mi. Cóż, wygląda na to, że sam zostanę w tym miejscu na jakiś czas, więc przynajmniej nie będziesz sam.

— Cie…szę się.

— A na razie… daj mi sekundkę.

Wymacał na ślepo plecak z awaryjnym sprzętem i zdjął go. Otworzył i zaczął przeszukiwać jego zawartość. Po chwili znalazł to, czego szukał — latarkę. Wyciągnął ją i włączył.

Jednak zachował wzrok, bo zobaczył strumień światła. Zobaczył swoje ciało — cały czas całe — ale nic poza tym, najwyraźniej nic poza tym tutaj nie było.

Skierował latarkę w stronę, z której dobiegał głos Scrantona.

To, co ujrzał, zgodnie z prawami nauki powinno być martwe, ale mimo to żyło. Ciało Scrantona w zasadzie składało się z mocno zniszczonego szkieletu, bez większości nóg, z niewielkimi kawałkami mięśni i skóry, głównie na twarzy. Jego mocno zniszczone usta kryło kilka zębów, a jego jedyne oko wpatrywało się w Stachurskiego.

Widok był dosyć odstraszający, ale Stachurski i tak nie miał gdzie uciec, co nie? Poza tym, widział już dziwniejsze rzeczy.

— Proszę, ummm… mam światło.

— Przy…jemne.

— No więc, mówisz, że na chwilę tu zostaniemy.

— T…tak.

— No cóż, nic na to nie poradzimy, racja?

— Ni…nie.

— W takim razie, skoro już tu siedzimy…

Wyciągnął z plecaka talię kart (nie miał w sumie pojęcia, czemu uznano je za niezbędne do przetrwania).

— Umiesz grać w makao?

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Uznanie autorstwa — na tych samych warunkach 3.0 unported